Ruth
Szybko wstałam i wybiegłam z pokoju, trzeba coś z tym zrobić za nim będzie za późno..
Pukałam do wszystkich pokojów, jak jakaś opętana. Na prawdę nawet tak się czułam. Musiałam wszystkich obudzić, chociaż bez tej bandy też by się obeszło, ale sama sobie nie poradzę a zwłaszcza z taką osobą jak Em. Czy się jej bałam? Tak, bardzo. Nie chciałam mieć z nią nic do czynienia, nigdy nawet nie powinnam jej poznać. Dla niej liczy się tylko to co może skrzywdzić innych, intrygi, sekrety czy głupie plotki. Ona jak za jednym machnięciem magicznej różdżki niszczy innym życie. Dla niej to jest zabawa, z której czerpie energie na nowy dzień. Kiedy mieszkałam w NYC nie było łatwo, a zwłaszcza w takim miejscu jak
Carnegie Hill. Tam wszyscy są najbardziej wpływowymi ludźmi, na Manhattanie czy w Stanach Zjednoczonych. Dzieci biznesmenów, aktorów, deweloperów czy innych sław były rozpieszczone do granic możliwości, a ich jedynym zadaniem było się dostanie na najlepszą uczelnie. Takim dzieckiem byłam ja. Dzielnica Upper East Side zmieniła mnie na tyle że sama siebie nie byłam w stanie poznać, a Emmily niestety za bardzo pochłonęła gra o sławę. Ona kiedyś była inna, nie chcę jej bronić ale to właśnie ta dzielnica ją zmieniła. Niestety. Zbyt dużo myślę o przeszłości, za dużo to pochłania mojego czasu. Nie chciałam, a raczej nie powinnam wracać do czasów, kiedy na prawdę byłam w stanie zrobić wszystko by wygrać i mieć rację. Ale teraz znowu muszę wrócić do przeszłości. Spytacie pewnie dlaczego? Bo tylko z pomocą Luke, Jack'a, Sophie i Katie poradzę sobie z Emily. Można powiedzieć że to nasza wspólna "koleżanka", której nie darzymy zbyt dużą sympatią. Wiem że Jack jest w Londynie, a resztę sprowadzę nie wiem jak ale sprowadzę do Londynu. Czemu tak bardzo chcę aby tu przyjechali? Bo ich bezpodstawnie potrzebuję a może to tylko wymówka żeby ich znowu zobaczyć? Sama nie wiem. Tęsknie za nimi, strasznie ale tak samo ich potrzebuję, tu i teraz. Czasami się zastanawiam kim tak na prawdę jestem. Optymistka,egoistka czy może pesymistka. Zbyt bardzo przywiązuję się do ludzi, boję się strachu i samotności ale świat widzę tylko w różnych kolorach tęczy. To kim jestem? Nikim? A może gdzieś tam kryje się osoba pełna podziwu? Ale gdzie? Zbyt dużo pytań jak na jeden raz, jak na jeden moment, jak na jedną tak cenną sekundę życia. Wymazałabym moje myśli, gdybym tylko wiedziała jak. Miałabym spokój, gdybym przez to zapomniała o wszystkim. Zabiłabym to uczucie, które drzemie we mnie. Cały czas byłam skupiona w tak czasochłonne zajęcie, jak walenia w drzwi. Nikt, nic a głuche echo odpowiadało na moje rytmiczne uderzenia. Nie miałam pomysłu, mój umysł nie był w stanie wymyślić nic sensownego w takiej chwili. Musiałam obudzić jakieś osiem osób, które ni chuja się do tego nie palą. Nic dziwnego, też bym nie wstała gdybym nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Na pobliskiej półce zauważyłam tak zwany klakson. Wzięłam go do ręki, zastanawiając się czy to an pewno dobry pomysł. Nie miałam nawet pojęcia, co on tu robi, nawet nie chciałam wiedzieć. Co ja się będę zastanawiać, kiedy uciekłam z domu też za wiele nie myślałam. Bez pośpiechu nacisnęłam pomarańczowy klakson, zupełnie bez żadnego namysłu. Przez co sama siebie ogłuszyłam, dość niemiły dla ucha dźwiękiem. Nagle ujrzałam jak po kolei wszystkie drzwi się otwierają, w regularnym tępię, na co zareagowałam gromkim śmiechem bo wyglądało to komicznie. Wszyscy byli tacy wystraszeni, włosy każdemu z osobna stały na wszystkie możliwe strony świata, ich ciała okrywały miękkie kolorowe piżamy, a ich miny mówiły same za siebie. Uśmiechałam się lekko by załagodzić sytuację, jednak złość buzująca w ich umysłach na pewno przerosła moje oczekiwania.
-Co ty do cholery odwalasz?-Zapytał, a raczej krzyknął z wyrzutem Zayn.
-A tak się bawię, takim fajnym czymś.- Odpowiedziałam z ironią.- Jezu, no na logikę, przecież nie jestem jakąś chorą psychicznie laską i nie chodzę z byle powodu po domu w środku nocy.- Odparłam po chwili namysłu.
-No ja nie wiem..
-Mówiłeś coś loczku?!- Przez co automatycznie, wycofał się w tył. Wszyscy stali dookoła siebie, przyglądając się bezczynnie całej sytuacji. Wiedziałam, że nie bez przyczyna sama prawie ogłuchłam i nie budziłam ich po to aby stali w miejscu, ale nagle mowę mi odjęło. Nie wiedziałam jak sensownie zacząć zdanie i jak starannie go skończyć. Nie był to dla mnie łatwy temat, ale mimo wszystko trzeba było skończyć tą szopkę. Za dużo wspomnień, za dużo wydarzeń, za dużo nieporozumień jak na jeden dzień. A to wszystko spotkało mnie. Czasami zastanawiam się przy kubku czekolady, siedząc z podkulonymi nogami do brody patrząc na widok za oknem dlaczego to właśnie mnie spotkały te rzeczy, te wszystkie wydarzenia o których kiedy tylko sobie przypominam, mam ochotę płakać. Czy ja coś zrobiłam? Może mnie już dawno nie powinno być na tym świecie, może mnie w ogóle nie powinno tu być? Moje zastanowienia przerwał donośny głos chłopaka.
-Ruth? Powiedz o co chodzi.- Łagodnie spytał, lekko roztrzęsiony Liam. Wiem, że bez ich pomocy nie dam rady, ale wiem też że nie mogę im powiedzieć prawdy. Więc, wszystko musi pozostać między mną a Emmily. Wiem też że ona zrobi wszystko żeby oni dowiedzieli się całej prawdy, nawet najmniejszego szczegółu. A ja próbuję tego uniknąć. Moją największą tajemnicą zna tylko ona, nawet Alice, Katie, Luke, Spohie czy reszta moich przyjaciół nic o tym nie wie. Boję się prawdy, tego przed czym ociekam najbardziej.
-Chodźmy do salonu.- Zaproponowałam i wszyscy ruszyliśmy w stronę, dobrze już znanego mi miejsca. Jak już wspominałam nie raz, ten dom był tak ogromny że nawet chłopcy się w nim gubili. Usiedliśmy na skórzanej sofie, spojrzałam na wiszący czarny zegar, a oczy aż same mi się zaświeciły. Dochodziła trzecia w nocy, a my siedzieliśmy tak na prawdę ledwo patrząc przed siebie jakby nigdy nic. Znowu to uczucie, ta wielka gula która rosła mi w gardle przez co nie byłam w stanie wymówić żadnego sensownego słowa.
-Potrzebuję waszej pomocy.-Odrzekłam ledwo słyszalnie. Wszystkie pary oczu zostały skierowane w moją stronę, przez co moje policzki nabrały koloru. Schowałam twarz w dłonie i cały czas zastanawiałam się co mam im powiedzieć. Byłam na siebie tak cholernie zła, za to że obwiniałam Liam'a bez żadnej podstawy. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy, nie teraz. Wzięłam tylko telefon do ręki, wraz z listem który dostałam w szpitalu i podałam Alice. Bacznie ją obserwowałam, widziałam jak ruszają się jej oczy w tę i z powrotem, a jej palce zaciskają się na giętkim papierze w pięść.
-Kto to jest Emily?!- Krzyknęła wściekła Al. Wszyscy aż podskoczyli, ze strachu, ja sama zaczęłam się jej bać. Widziałam jak w jej oczach rośnie coraz większe stężenia złości. Siedziałam aż wryta w siedzenia, bojąc się jej dalszej reakcji. Nikt nie wiedział o co chodzi. Moja przyjaciółka podała Li obie rzeczy i z powrotem usiadła na swoje miejsce. Wiedziałam że muszę go przeprosić, że muszę im wszystko wyjaśnić bez niektórych kluczowych wątków, o których nikt nie może wiedzieć. Kątem oka spojrzałam na Liam'a, który już przeczytał list, chyba nawet dwa razy, z resztą jego mina mówiła sama za siebie.
Jest źle, jest bardzo źle...
-W skrócie, Emily poznałam jak mieszkałam w New York. Wtedy też poznałam Luke, Sophie, Katie and..Jack'a.- Powiedziałam nie pewnie, słychać było jak mój głos się załamuje.- Kiedy poznałam Em, wszystko się zmieniło. Byłam zupełnie inna, codziennie Jack, albo Katie szukali mnie po klubach, a ja zalana w trupa siedziałam przy barze. Wtedy zaczęły się moje problemy z piciem, paleniem i..ćpaniem. Jednak oni mnie nie zostawili, kiedy kazałam im się wynosić z mojego życia, oni i tak zawsze byli przy mnie. To właśnie oni pozbyli się Emily.- Zakończyłam, a w okolicach oczu poczułam już dobrze mi znane mrowienie.
-Co masz zamiar z tym zrobić?- Zapytał nagle Niall. Sama chciałabym to wiedzieć. W głowie panował zamęt, moja głowa zaprzątnięta była sprawami o których teraz nie powinnam myśleć. Musiałam oczyścić umysł i spokojnie wszystko obmyślić. Może nie znają całej prawdy, może są przekonani że jestem bez winy, może widzą tylko te złe strony, ale i tak nikt nie jest w stanie mi wmówić że to nie moja wina. Ja to wiem, ona to wie, oni to wiedzą że to ja zawaliłam. Wzięłam telefon do ręki, wpisałam numer, który cały czas miałam na szybkim wybieraniu i przyłożyłam urządzenia do ucha. Kilka sygnałów, cisza. Ponownie, kilka sygnałów, cisza. Nagle usłyszałam ten dobrze mi znany, zachrypnięty głos. Moje serce zaczęło walić szybciej a oddech stał się nie równy. Tak, byłam zdenerwowana, strasznie zdenerwowana.
-Przyjedź, proszę..- Wychlipałam ostatkiem sił.
-Ruth? To ty? O co chodzi? Gdzie jesteś? Ruth!- Głos po drugiej stronie nie przestawał mówić. Pytania zadane przez niego, znowu napadły mój umysł. Zbyt wiele pytań. Może banalnych, ale zbyt duża ich część zajmowała mój bezbronny umysł.
-Czekaj! Jack, potrzebna mi twoja pomoc.. wiem że jesteś w Londynie, przyjedź za granice miasta na Osiedle Hampton. Zadzwoń do Sophie, Luke i Katie , niech przylecą najszybszym lotem New York-Londyn. Emily wróciła..- Usłyszałam tylko ciche "będę jak najszybciej" i ciche pikanie, co oznaczało koniec rozmowy. Siedział na pół przytomna, z głową w dłoniach a oczy były podpuchnięte, od szlochu. Nikt nie odważył się odezwać słowem. Co się dziwić. Nigdy nie przypuszczałam że znajdę się w takiej sytuacji, w tak beznadziejnej sytuacji. Kiedyś wygram, ale jeszcze nie nie teraz. Czuję to, czuje że czegoś mi brakuje i przez to nie mogę się podnieść, wstać z powrotem na równe nogi. Czy chciałam zbyt wiele, czy ja w ogóle nie zasługuje na szczęście? Mogłabym zadawać sobie to pytanie w nieskończoność. Ale ja już chyba znam odpowiedź..tak było jest i będzie. Szczęście opuściło, ale czy wróci? Nagle usłyszałam, dzwonek do drzwi. Gwałtownie podniosłam swoje ciało, do pozycji stojącej i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Nie zwracając uwagi na moją obolałą nogę, podbiegłam do drzwi, po czym chwyciłam za posrebrzaną klamkę. Kto wie, może była na prawdę srebrna? Ujrzałam dobrze mi znaną postać. Chłopak, w czarnym płaszczu,białą bluzką i czarnym w drobne kropki swetrem, z lekkim nie ładem na głowie, panie spowodowany nagłą pobudką. Patrzyłam w jego piękne oczy, w których kiedyś byłam bezgranicznie zakochana, a może nadal jestem. Jack podszedł do mnie, mocno przytulił i założył soczysty pocałunek na moich spierzchniętych ustach. Zaskoczył mnie ten gest, nawet bardzo. Zakochałam się w nim, ale to jeszcze kiedy byłam za oceanem. Najgorsze było to, że był on a raczej nadal jest chłopakiem mojej przyjaciółki. Katie. Głównie to był powód mojego nagłego powrotu do Wolverhampton. Tak na prawdę, chciałam tam zostać w Nowym Yorku, ale nie dałam rady, po prostu nie mogłam. Kiedy patrzę na Jack'a widzę Nate, widzę Katie widzę wszystko to co było najlepsze, to co się już skończyło.
-Ruth co się dzieje?- Zapytał, patrząc w moje oczy. Były tak niesamowicie piękne, że nie byłam wstanie znowu im nie uledz. Przyglądałam mu się dokładnie jak jakaś kretynka, którą w pewnym sensie jestem. Widziałam po wyrazach twarzy innych, którzy dokładnie od samego początku obdarzali nas swoim wścibskim wzrokiem, że oni sami byli dość mocno zaskoczeni. Podałam mu list i komórkę na której widniała treść sms.
-Przepraszam że cie tu ściągnęłam, ale nie dałabym rady.- Po czym, po moim policzku spłynęła słona łza. Mocno mnie do siebie przytulił, ucałował w czoło i powiedział te kilka słów które mnie pocieszyły "nie przepraszaj, ja zawsze byłem, jestem i będę twoim przyjacielem".
-Oni jeszcze nie wiedzą wszystkiego...-Powiedziałam niepewnie.
-No to chyba pora im powiedzieć, skoro mają pomóc.
-My się chyba nie zrozumieliśmy.- Pociągnęłam, go z dala od reszty, by nie byli w stanie usłyszeć naszej rozmowy. Dobrze wiedziałam co robię i co chcę przez to osiągnąć. Wiem też że reszta nie powinna się o niczym dowiedzieć, zwłaszcza Liam. To byłby koniec. Wszystkiego...
Usiedliśmy na skórzanej sofie, w moim pokoju i oboje się sobie patrzyliśmy w oczy.
-Zrozum, nie ściągałabym cię tu, gdyby oni o wszystkim wiedzieli. Gdyby wiedzieli jaka kiedyś byłam. Poprosiłam żebyś tu przyjechał, bo oni nie znają i mają nie poznać całej prawdy o mnie i o reszcie. Tam, na dole siedzi ósemka osób, które wiedzą tylko część niekończącej się trylogii naszego życia. I tak ma zostać do końca.- Wydusiłam z siebie na jednym wdechu i ponownie oparłam głowę o miękką poduszkę. Okłamuje ich, ale nie bez przyczyny, bo coś dla mnie znaczą. Może niektórych z nich nie darzę większym zainteresowaniem ich osobą, ale i tak w pewnym sensie coś dla mnie znaczą. Może nie ładnie kłamać, oszukiwać, czy snuć plotki. Może tak, ale nie raz to jedyne sensowne wyjście z sytuacji. A może nie.
-Czekaj, bo czegoś nie rozumiem. Ty nie chcesz żeby oni poznali ciebie taką jaką kiedyś byłaś, chociaż wiele się nie zmieniłaś..- Zaśmiał się za co dostał poduszką w głowę.- Emily ma coś na ciebie.-
Czy on czyta w myślach? Zawsze wiedział o co mi chodzi, co mnie gryzie tak jak Li, ale teraz mnie zaskoczył. Może on zbyt dobrze mnie zna? A może zbyt dobrze zna Em? Z resztą to nie jest ważne, teraz raczej trzeba się skupić na innych bardziej istotnych rzeczach.
-Dobra, nie ważne o co chodzi Emily. Trzeba zlokalizować gdzie się teraz znajduję, trzeba odwołać mój lot do Oxford, przekonać rodziców że nie jestem jakimś ćpunem a no i najważniejsze pozbyć się naszej koleżanki. Spróbuj mi jeszcze wmawiać, że mamy dużo czasu.- Pociągnęłam go za rękaw, czarnego sweterka i skierowaliśmy się w stronę schodów które prowadziły na dół. Weszliśmy po woli do ogromnego pomieszczenia, gdzie wszyscy się znajdywali. Usiedliśmy obok siebie, w dość niezręcznej ciszy.
-Więc, po pierwsze Jack, ty musisz podać się za mojego ojca i odwołać lot. Liam ty masz chyba najtrudniejsze zadanie, jutro z Katie jedziecie do rodziców przekonać ich że nie muszę zostać zamknięta w psychiatryku, a nie do chyba był internat. W sumie to, to samo. Alice zadzwoń do Luke i powiedz żeby namierzył naszą zgubę. Reszta niech pomoże, albo niech się nie miesza.-Powiedziałam i opadłam na sofę. Wszyscy zaczęli używać telefonów komórkowych, zaczęli dzwonić, pisać i gadać. Biegali po cały pokoju z notesami w dłoniach bacznie skupiając się na sowich zadaniach. Była to dziwna sytuacja, wszyscy mi chcieli pomóc. Dlaczego mnie to tak dziwi? Chyba dlatego że ja nie byłam dla nich miła, że nie poświęcałam nieprzespanych noc dla nich. A oni, robią to bezinteresownie. Kiedyś ktoś się mnie zapytał ile razy wybaczasz, komuś tylko dlatego że nie chcesz go stracić? Nie odpowiedziałam, a wiecie dlaczego bo nigdy nie zrobiłam czegoś takiego, zawsze musiałam mieć coś w zamian. Nigdy nie zrobiłam czegoś bezinteresownie, no chyba że byłam mała. Dopiero teraz zauważyłam jak na prawdę jest, jaka na prawdę byłam.
-Ok, samolot odwołany.- usłyszałam donośny krzyk Jack'a. Odetchnęłam z ulgą, mimo że to nie koniec.
-Ten twój laluś Luke, czy jak mu tam jest wysłał mi sms że Emily wygrzewa się w Indonezji na wyspach Sundajskich. Więc na razie mamy spokój, a i oni wylądują za jakieś trzy godziny na lotnisku Heathrow.- Ta wiadomość podniosła mnie na nogi, ale muszę mieć jeszcze jedno zabezpieczenie.
-Justin połącz mnie z komisariatem w Londynie. Emily będzie miała nie miłą niespodziankę na lotnisku w Londynie.
-Ale ona leci do Oxford.- Zakwestionował
-Zmieni plany.- Uśmiechnęłam się cwaniacko, i wzięłam telefon do ręki. Miałam zamiar poinformować, jako godna zaufania nie chcąca się ujawnić dziewczyna o przemytach z bronią w ręku i o licznych rozbojach w kraju. Policjant bez problemu mi uwierzył, bo to nie jedyna skarga na nią i to nie będzie jedyny jej pobyt w areszcie. Emily będzie miała się z czego tłumaczyć. Ze mną się nie zadziera..
-Co ty do cholery odwalasz?-Zapytał, a raczej krzyknął z wyrzutem Zayn.
-A tak się bawię, takim fajnym czymś.- Odpowiedziałam z ironią.- Jezu, no na logikę, przecież nie jestem jakąś chorą psychicznie laską i nie chodzę z byle powodu po domu w środku nocy.- Odparłam po chwili namysłu.
-No ja nie wiem..
-Mówiłeś coś loczku?!- Przez co automatycznie, wycofał się w tył. Wszyscy stali dookoła siebie, przyglądając się bezczynnie całej sytuacji. Wiedziałam, że nie bez przyczyna sama prawie ogłuchłam i nie budziłam ich po to aby stali w miejscu, ale nagle mowę mi odjęło. Nie wiedziałam jak sensownie zacząć zdanie i jak starannie go skończyć. Nie był to dla mnie łatwy temat, ale mimo wszystko trzeba było skończyć tą szopkę. Za dużo wspomnień, za dużo wydarzeń, za dużo nieporozumień jak na jeden dzień. A to wszystko spotkało mnie. Czasami zastanawiam się przy kubku czekolady, siedząc z podkulonymi nogami do brody patrząc na widok za oknem dlaczego to właśnie mnie spotkały te rzeczy, te wszystkie wydarzenia o których kiedy tylko sobie przypominam, mam ochotę płakać. Czy ja coś zrobiłam? Może mnie już dawno nie powinno być na tym świecie, może mnie w ogóle nie powinno tu być? Moje zastanowienia przerwał donośny głos chłopaka.
-Ruth? Powiedz o co chodzi.- Łagodnie spytał, lekko roztrzęsiony Liam. Wiem, że bez ich pomocy nie dam rady, ale wiem też że nie mogę im powiedzieć prawdy. Więc, wszystko musi pozostać między mną a Emmily. Wiem też że ona zrobi wszystko żeby oni dowiedzieli się całej prawdy, nawet najmniejszego szczegółu. A ja próbuję tego uniknąć. Moją największą tajemnicą zna tylko ona, nawet Alice, Katie, Luke, Spohie czy reszta moich przyjaciół nic o tym nie wie. Boję się prawdy, tego przed czym ociekam najbardziej.
-Chodźmy do salonu.- Zaproponowałam i wszyscy ruszyliśmy w stronę, dobrze już znanego mi miejsca. Jak już wspominałam nie raz, ten dom był tak ogromny że nawet chłopcy się w nim gubili. Usiedliśmy na skórzanej sofie, spojrzałam na wiszący czarny zegar, a oczy aż same mi się zaświeciły. Dochodziła trzecia w nocy, a my siedzieliśmy tak na prawdę ledwo patrząc przed siebie jakby nigdy nic. Znowu to uczucie, ta wielka gula która rosła mi w gardle przez co nie byłam w stanie wymówić żadnego sensownego słowa.
-Potrzebuję waszej pomocy.-Odrzekłam ledwo słyszalnie. Wszystkie pary oczu zostały skierowane w moją stronę, przez co moje policzki nabrały koloru. Schowałam twarz w dłonie i cały czas zastanawiałam się co mam im powiedzieć. Byłam na siebie tak cholernie zła, za to że obwiniałam Liam'a bez żadnej podstawy. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy, nie teraz. Wzięłam tylko telefon do ręki, wraz z listem który dostałam w szpitalu i podałam Alice. Bacznie ją obserwowałam, widziałam jak ruszają się jej oczy w tę i z powrotem, a jej palce zaciskają się na giętkim papierze w pięść.
-Kto to jest Emily?!- Krzyknęła wściekła Al. Wszyscy aż podskoczyli, ze strachu, ja sama zaczęłam się jej bać. Widziałam jak w jej oczach rośnie coraz większe stężenia złości. Siedziałam aż wryta w siedzenia, bojąc się jej dalszej reakcji. Nikt nie wiedział o co chodzi. Moja przyjaciółka podała Li obie rzeczy i z powrotem usiadła na swoje miejsce. Wiedziałam że muszę go przeprosić, że muszę im wszystko wyjaśnić bez niektórych kluczowych wątków, o których nikt nie może wiedzieć. Kątem oka spojrzałam na Liam'a, który już przeczytał list, chyba nawet dwa razy, z resztą jego mina mówiła sama za siebie.
Jest źle, jest bardzo źle...
-W skrócie, Emily poznałam jak mieszkałam w New York. Wtedy też poznałam Luke, Sophie, Katie and..Jack'a.- Powiedziałam nie pewnie, słychać było jak mój głos się załamuje.- Kiedy poznałam Em, wszystko się zmieniło. Byłam zupełnie inna, codziennie Jack, albo Katie szukali mnie po klubach, a ja zalana w trupa siedziałam przy barze. Wtedy zaczęły się moje problemy z piciem, paleniem i..ćpaniem. Jednak oni mnie nie zostawili, kiedy kazałam im się wynosić z mojego życia, oni i tak zawsze byli przy mnie. To właśnie oni pozbyli się Emily.- Zakończyłam, a w okolicach oczu poczułam już dobrze mi znane mrowienie.
-Co masz zamiar z tym zrobić?- Zapytał nagle Niall. Sama chciałabym to wiedzieć. W głowie panował zamęt, moja głowa zaprzątnięta była sprawami o których teraz nie powinnam myśleć. Musiałam oczyścić umysł i spokojnie wszystko obmyślić. Może nie znają całej prawdy, może są przekonani że jestem bez winy, może widzą tylko te złe strony, ale i tak nikt nie jest w stanie mi wmówić że to nie moja wina. Ja to wiem, ona to wie, oni to wiedzą że to ja zawaliłam. Wzięłam telefon do ręki, wpisałam numer, który cały czas miałam na szybkim wybieraniu i przyłożyłam urządzenia do ucha. Kilka sygnałów, cisza. Ponownie, kilka sygnałów, cisza. Nagle usłyszałam ten dobrze mi znany, zachrypnięty głos. Moje serce zaczęło walić szybciej a oddech stał się nie równy. Tak, byłam zdenerwowana, strasznie zdenerwowana.
-Przyjedź, proszę..- Wychlipałam ostatkiem sił.
-Ruth? To ty? O co chodzi? Gdzie jesteś? Ruth!- Głos po drugiej stronie nie przestawał mówić. Pytania zadane przez niego, znowu napadły mój umysł. Zbyt wiele pytań. Może banalnych, ale zbyt duża ich część zajmowała mój bezbronny umysł.
-Czekaj! Jack, potrzebna mi twoja pomoc.. wiem że jesteś w Londynie, przyjedź za granice miasta na Osiedle Hampton. Zadzwoń do Sophie, Luke i Katie , niech przylecą najszybszym lotem New York-Londyn. Emily wróciła..- Usłyszałam tylko ciche "będę jak najszybciej" i ciche pikanie, co oznaczało koniec rozmowy. Siedział na pół przytomna, z głową w dłoniach a oczy były podpuchnięte, od szlochu. Nikt nie odważył się odezwać słowem. Co się dziwić. Nigdy nie przypuszczałam że znajdę się w takiej sytuacji, w tak beznadziejnej sytuacji. Kiedyś wygram, ale jeszcze nie nie teraz. Czuję to, czuje że czegoś mi brakuje i przez to nie mogę się podnieść, wstać z powrotem na równe nogi. Czy chciałam zbyt wiele, czy ja w ogóle nie zasługuje na szczęście? Mogłabym zadawać sobie to pytanie w nieskończoność. Ale ja już chyba znam odpowiedź..tak było jest i będzie. Szczęście opuściło, ale czy wróci? Nagle usłyszałam, dzwonek do drzwi. Gwałtownie podniosłam swoje ciało, do pozycji stojącej i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Nie zwracając uwagi na moją obolałą nogę, podbiegłam do drzwi, po czym chwyciłam za posrebrzaną klamkę. Kto wie, może była na prawdę srebrna? Ujrzałam dobrze mi znaną postać. Chłopak, w czarnym płaszczu,białą bluzką i czarnym w drobne kropki swetrem, z lekkim nie ładem na głowie, panie spowodowany nagłą pobudką. Patrzyłam w jego piękne oczy, w których kiedyś byłam bezgranicznie zakochana, a może nadal jestem. Jack podszedł do mnie, mocno przytulił i założył soczysty pocałunek na moich spierzchniętych ustach. Zaskoczył mnie ten gest, nawet bardzo. Zakochałam się w nim, ale to jeszcze kiedy byłam za oceanem. Najgorsze było to, że był on a raczej nadal jest chłopakiem mojej przyjaciółki. Katie. Głównie to był powód mojego nagłego powrotu do Wolverhampton. Tak na prawdę, chciałam tam zostać w Nowym Yorku, ale nie dałam rady, po prostu nie mogłam. Kiedy patrzę na Jack'a widzę Nate, widzę Katie widzę wszystko to co było najlepsze, to co się już skończyło.
-Ruth co się dzieje?- Zapytał, patrząc w moje oczy. Były tak niesamowicie piękne, że nie byłam wstanie znowu im nie uledz. Przyglądałam mu się dokładnie jak jakaś kretynka, którą w pewnym sensie jestem. Widziałam po wyrazach twarzy innych, którzy dokładnie od samego początku obdarzali nas swoim wścibskim wzrokiem, że oni sami byli dość mocno zaskoczeni. Podałam mu list i komórkę na której widniała treść sms.
-Przepraszam że cie tu ściągnęłam, ale nie dałabym rady.- Po czym, po moim policzku spłynęła słona łza. Mocno mnie do siebie przytulił, ucałował w czoło i powiedział te kilka słów które mnie pocieszyły "nie przepraszaj, ja zawsze byłem, jestem i będę twoim przyjacielem".
-Oni jeszcze nie wiedzą wszystkiego...-Powiedziałam niepewnie.
-No to chyba pora im powiedzieć, skoro mają pomóc.
-My się chyba nie zrozumieliśmy.- Pociągnęłam, go z dala od reszty, by nie byli w stanie usłyszeć naszej rozmowy. Dobrze wiedziałam co robię i co chcę przez to osiągnąć. Wiem też że reszta nie powinna się o niczym dowiedzieć, zwłaszcza Liam. To byłby koniec. Wszystkiego...
Usiedliśmy na skórzanej sofie, w moim pokoju i oboje się sobie patrzyliśmy w oczy.
-Zrozum, nie ściągałabym cię tu, gdyby oni o wszystkim wiedzieli. Gdyby wiedzieli jaka kiedyś byłam. Poprosiłam żebyś tu przyjechał, bo oni nie znają i mają nie poznać całej prawdy o mnie i o reszcie. Tam, na dole siedzi ósemka osób, które wiedzą tylko część niekończącej się trylogii naszego życia. I tak ma zostać do końca.- Wydusiłam z siebie na jednym wdechu i ponownie oparłam głowę o miękką poduszkę. Okłamuje ich, ale nie bez przyczyny, bo coś dla mnie znaczą. Może niektórych z nich nie darzę większym zainteresowaniem ich osobą, ale i tak w pewnym sensie coś dla mnie znaczą. Może nie ładnie kłamać, oszukiwać, czy snuć plotki. Może tak, ale nie raz to jedyne sensowne wyjście z sytuacji. A może nie.
-Czekaj, bo czegoś nie rozumiem. Ty nie chcesz żeby oni poznali ciebie taką jaką kiedyś byłaś, chociaż wiele się nie zmieniłaś..- Zaśmiał się za co dostał poduszką w głowę.- Emily ma coś na ciebie.-
Czy on czyta w myślach? Zawsze wiedział o co mi chodzi, co mnie gryzie tak jak Li, ale teraz mnie zaskoczył. Może on zbyt dobrze mnie zna? A może zbyt dobrze zna Em? Z resztą to nie jest ważne, teraz raczej trzeba się skupić na innych bardziej istotnych rzeczach.
-Dobra, nie ważne o co chodzi Emily. Trzeba zlokalizować gdzie się teraz znajduję, trzeba odwołać mój lot do Oxford, przekonać rodziców że nie jestem jakimś ćpunem a no i najważniejsze pozbyć się naszej koleżanki. Spróbuj mi jeszcze wmawiać, że mamy dużo czasu.- Pociągnęłam go za rękaw, czarnego sweterka i skierowaliśmy się w stronę schodów które prowadziły na dół. Weszliśmy po woli do ogromnego pomieszczenia, gdzie wszyscy się znajdywali. Usiedliśmy obok siebie, w dość niezręcznej ciszy.
-Więc, po pierwsze Jack, ty musisz podać się za mojego ojca i odwołać lot. Liam ty masz chyba najtrudniejsze zadanie, jutro z Katie jedziecie do rodziców przekonać ich że nie muszę zostać zamknięta w psychiatryku, a nie do chyba był internat. W sumie to, to samo. Alice zadzwoń do Luke i powiedz żeby namierzył naszą zgubę. Reszta niech pomoże, albo niech się nie miesza.-Powiedziałam i opadłam na sofę. Wszyscy zaczęli używać telefonów komórkowych, zaczęli dzwonić, pisać i gadać. Biegali po cały pokoju z notesami w dłoniach bacznie skupiając się na sowich zadaniach. Była to dziwna sytuacja, wszyscy mi chcieli pomóc. Dlaczego mnie to tak dziwi? Chyba dlatego że ja nie byłam dla nich miła, że nie poświęcałam nieprzespanych noc dla nich. A oni, robią to bezinteresownie. Kiedyś ktoś się mnie zapytał ile razy wybaczasz, komuś tylko dlatego że nie chcesz go stracić? Nie odpowiedziałam, a wiecie dlaczego bo nigdy nie zrobiłam czegoś takiego, zawsze musiałam mieć coś w zamian. Nigdy nie zrobiłam czegoś bezinteresownie, no chyba że byłam mała. Dopiero teraz zauważyłam jak na prawdę jest, jaka na prawdę byłam.
-Ok, samolot odwołany.- usłyszałam donośny krzyk Jack'a. Odetchnęłam z ulgą, mimo że to nie koniec.
-Ten twój laluś Luke, czy jak mu tam jest wysłał mi sms że Emily wygrzewa się w Indonezji na wyspach Sundajskich. Więc na razie mamy spokój, a i oni wylądują za jakieś trzy godziny na lotnisku Heathrow.- Ta wiadomość podniosła mnie na nogi, ale muszę mieć jeszcze jedno zabezpieczenie.
-Justin połącz mnie z komisariatem w Londynie. Emily będzie miała nie miłą niespodziankę na lotnisku w Londynie.
-Ale ona leci do Oxford.- Zakwestionował
-Zmieni plany.- Uśmiechnęłam się cwaniacko, i wzięłam telefon do ręki. Miałam zamiar poinformować, jako godna zaufania nie chcąca się ujawnić dziewczyna o przemytach z bronią w ręku i o licznych rozbojach w kraju. Policjant bez problemu mi uwierzył, bo to nie jedyna skarga na nią i to nie będzie jedyny jej pobyt w areszcie. Emily będzie miała się z czego tłumaczyć. Ze mną się nie zadziera..
" Zmiana planów E. Twój plan nie wypalił i zostaje w Londynie..."
Też cię kocham..
Szybko wysłałam wiadomość i ponownie tym razem triumfalnie się uśmiechałam. Dochodziła szósta nad ranem, jak ten czas szybko leci, zdecydowanie za szybko. Wszyscy już spali, jedni na podłodze, drudzy na kanapie a jeszcze inni na sobie. Ułożyłam się wygodnie i z drobnym uśmiechem zasnęłam.
Kilka godzin później.
Obudził mnie a raczej nie tylko mnie, głośny roznoszący się po całym domu dzwonek do drzwi. Wstałam leniwie, przeciągając swoje ciało i kilkakrotnie ziewając. Podeszłam do drewnianych drzwi, ledwo patrząc przed siebie, nawet nie spojrzałam kto zawitał do domu. Zobaczyłam trójkę, lekko uśmiechniętych przyjaciół. Na ich widok aż sam uśmiech wkradł się na moją twarz. Rzucili mi się na szyję, oprócz jednej najważniejszej mi osoby. Katie. Spojrzałam na jej oczy, które lekko się zaszkliły i wzięłam ją za rękę do swojego pokoju. Gdy pokłócisz się z osobą na której ci zależy każdy dzień trwa jakby miesiąc. I ta nadzieja i niepokój czy wszystko wróci do wcześniejszego stanu. Bałam się tego że ona mi nie wybaczy tego że zniknęłam tak nagle, bez pożegnania, bez żadnego powiadomienia. Weszłyśmy do mojego pokoju i nagle zapadła ta cisza, której tak nie cierpię. Obie nie wiedziałyśmy co powiedzieć, jak się zachować.
-Przepraszam...- Zdołałam tylko tyle wypowiedzieć. Nie wiedziałam jak zareaguje, czy rzuci się na mnie z pretensjami czy mnie przytuli. To jest takie irytujące.
-Przepraszasz?! Zostawiłaś mnie samą, w najtrudniejszym momencie. Moi rodzice się rozwiedli, z Jack'em mi się nie układało, a mama wyleciała do Paryża.- Wykrzyczała mi prosto w twarz. Zabolało. Widziałam jak po jej policzkach spływają łzy, przez co moje oczy spuchnęły i wypłynęła z nich słona ciecz.
-Na prawdę cie przepraszam, byłam taka głupia.- Przytuliłam ją do siebie z całych sił,a ona jeszcze bardziej się we mnie wtuliła.
-Nie płacz.Kocham cię.
-Ja ciebie też, Ruth. Ja ciebie też.-Usłyszałam z ust Katie. Było to niesamowite, nieznane mi uczucie ogarnęło moje ciało. Katie zeszła na dół, do salonu gdzie wszyscy przebywali...chyba. Ja jednak postanowiłam się przejść, na spacer. Ta mądra ja, idzie się przejść na spacer z gipsem na nodze. Ubrałam płaszcz i wyszłam pośpiesznie z domu. Chodziłam uliczkami Londynu, a raczej błądziłam. Weszłam do parku, strugi deszczu, spływały po moim przeźroczystym parasolu, a ja zastanawiałam się nad sensem swojego życia. Który to raz?
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam i ujrzałam dziewczynę, jakby ducha. Myślałam że zemdleje zaraz.
-E...Emily?-Zapytałam...
_________________________________________
I znowu nawaliłam i znowu beznadziejny rozdział i znowu krótki....
Jestem beznadziejna, nie mówię że Alicja też bo ona jest świetna, ale ja nawet pisać nie umiem..
Przepraszam, ale i tak się nie poddam i jeszcze was pomęczę tymi moimi wypocinami.
A jak wam się podoba taka akcja, dziwna, nieprzewidywalna... czytajcie dalej :*
Komentujcie <3
Julaa