sobota, 23 lutego 2013

Kocham Zayn'a Malik'a!!

Chapter four

Liam
Nie wiedziałem, co aż tak zraniło Ruth, że wybiegła prawie z płaczem w oczach. Siedziałem załamany na fotelu, z głową w dłoniach. Kiedyś byliśmy nie rozłączni, kiedyś zawsze byliśmy obok siebie, kiedyś byłem dla niej ważny a ona dla mnie. Liczyła się tylko ona. Nie wiem dlaczego nie odbierałem od niej telefonów, nie wiem dlaczego przestałem oddzwaniać i odpisywać. Chyba się bałem że usłyszę słowa  "Już cię nie potrzebuję", każdy mój dzień był bez niej jak życie bez wody, ale mimo to po prostu bałem się

Tchórz.
Nigdy, nie chciałem jej stracić a teraz zdałem sobie sprawę że ją straciłem i nie wiem czy odzyskam. Tylko chłopaki wiedzieli jak ważna była dla mnie Ruth i jak bardzo ją kocham i potrzebuję. Nawet z Nicole nie miałem takiego kontaktu jak z nią. Mimo że jest trochę młodsza, ale nie wiele, jakoś rok, dwa to zawsze potrafiliśmy się dogadać. Potrafiła czytać mi w myślach, wszystko potrafiła wyczytać z moich oczu, to jak się czuję, to czy jestem zły czy wesoły, czy chodzi o dziewczynę czy naukę. Dogadywaliśmy się telepatycznie, wystarczyło nam swoje towarzystwo nie potrzebowaliśmy nic więcej. Oczywiście mieliśmy swoich przyjaciół, czy to wspólnych czy nie ale często razem też gdzieś wychodziliśmy. Pamiętam że często chodziliśmy do małego parku, w nocy na "naszą" ławeczkę. Nawet tam wyryliśmy swoje inicjały, Ruth oczywiście jakąś tęcze czy coś musiała narysować żeby wszyscy wiedzieli o kogo chodzi. Miała swoje dziwactwa, ja też. Potrafiła mi na tyle zaufać że wyjawiła mi swój największy sekret czy zmartwienie. Teraz, jak to ujęła jestem "obcą osobą". Wiem, może zachowałem się jak idiota teraz, tak na nią krzycząc ale ja, ja się po prostu martwię. Mimo wszystko zawsze będzie dla mnie ważna, nawet jak mnie znienawidzi, nawet jak mnie opuści zawsze będzie w moim sercu jako kochana siostra. Nigdy nie wyrzuciłbym jej z własnego serca, nie miałbym odwagi. Za bardzo jest dla mnie ważna. Chciałbym się cofnąć w czasie i to wszystko odwrócić, zmienić ale chyba jest już za późno. Tak, bardzo chcę to wszystko teraz odbudować, żeby było jak dawniej. Przynajmniej w połowie. Chciałbym ją teraz przytulić, pocałować w czoło jak zawszę i powiedzieć "wszystko będzie dobrze", ale wiem że nie mogę. Cały czas nie wiem, co się stało, dlaczego tak diametralnie się zmieniła. Nie wiem może jestem ślepy czy coś, a może boję się przyznać  że to przeze mnie. Jest jeszcze jedna rzecz która nie daje mi spokoju, no w sumie to dwie. Co stało się z Nat'em? i skąd Ruth wzięła pieniądze? Ale to takie tam szczegóły. Na początek, muszę zdobyć jej zaufanie. Nie wiem jak, do cholery nie ma zielonego pojęcia, bo Ruth bywa bardzo trudną osobą. Jak zawsze potrafię, nawalić, zawalić czy stchórzyć. Trzeba coś z tym zrobić, ale najpierw odzyskam to co straciłem. Tym razem tak łatwo się nie poddam, zrobię wszystko.
Dosłownie.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos długowłosej brunetki.
-Boże, ale ty to jednak tępym dupkiem jesteś.
-Ja?! Na prawdę ja?! Co ja takiego zrobiłem?!
- Ćwok jebany...
- Idiotka!
-No po pacz.... Już nacieszyłeś się, stanął ci?!
- Denerwujesz mnie!
- Kurwa ruska, ciele pańskie.- No dziewczyna niezłe ma słownictwo, to trzeba jej przyznać. Nie wiem dlaczego zaczęliśmy się tak wyzywać, przecież kiedyś też się przyjaźniliśmy. Nie wiem, czy chodzi o to że nie odzywałem się przez dwa lata czy o coś jeszcze innego.
- Ja na prawdę nie wiem o co chodzi?!
- Chłopie,posłuchaj! Zniknąłeś na dwa lata, a wierz mi nie należały one do najłatwiejszych w życiu Ruth. Więc nie udawaj niewiniątka, mógłbyś się chociaż przyznać że miałeś jej dosyć czy coś, a na dodatek przypominasz jej coś co chciała wyrzucić z pamięci! Jesteś tchórzem i skończonym idiotą- Zabrał głos Mike. Drugi zaś chłopak, Justin pobiegł za Ruth.  Siedziałem jak wryty, nie ruszając się prawie nie oddychając. Wszyscy dookoła siedzieli w ciszy, słyszalne były tylko nasze nie równe oddechy i chrupanie Naill'a który właśnie konsumował swoją kanapkę z szynką i serem. Ja dobrze wiedziałem co źle zrobiłem, ale chyba nie tylko ja się przyczyniłem to takiej zmiany Ruth. Przecież musiał być jakiś powód oprócz mnie. Albo nie.
- Co masz na myśli mówiąc "coś co chciała wyrzucić z pamięci"?- Zapytałem podejrzliwie, nie odrywając wzroku od swoich białych trampek. Chłopak jakby się zamyślił i umilkł na chwilę.
-To, to ty nic nie wiesz?
-Do cholery jasnej, o czym ja znowu nie wiem?!
- Ty nie wiesz że Nate nie żyje?!- Nie wiedziałem o czym mówi. Przecież to nie możliwe, jeszcze kiedy wyjeżdżałem czuł się świetnie i byli śliczną parą. Tak świetnie się dogadywali, idealnie się dopasowali byli niesamowicie powiązani ze sobą. Miłość, czysta, piękna, szczera miłość. Okazuję się jednak że nie tylko ja byłem powodem zmiany i tego co przed chwilą zaszło. Mimo że większość winy jest moja. Tak przyznaję się bez bicia, jestem skończonym idiotą który opuścił swoją siostrę jak debil i przypomniał jej coś do czego nie chciała wracać jak skończony kretyn. Chyba należał mi się brawa. To się nazywa łeb. Wstałem w pośpiechu i rzuciłem się w pogoń za Ruth. Chciałem z nią pogadać, szczerze. Zrozumiałem tak na prawdę jak bardzo ją skrzywdziłem, przy czym krzywdziłem też siebie. Zaglądałem po kolei do każdego pokoju nawet najmniejszego gdzie mogłaby się skryć. Kiedy chciałem iść na piętro po orzechowych schodach zauważyłem lekko uchylone drzwi prowadzące jak się nie mylę do ogrodu. Jest tu tyle tego że nie idzie się połapać nawet po dwóch latach mieszkania. Skierowałem się ku białym całkiem sporej wielkości drzwiom. Po woli uchyliłem je bardziej, a moim oczom ukazała się para siedząca na ławeczce obok stawu. Odwróceni byli tyłem, wtuleni w siebie, a słyszalny był tylko podmuch wiatru i szloch dziewczyny. Stałem w miejscu, oparty o beżową ścianę, a blask księżyca odbijający się w jeziorku oświetlał moją twarz. Stałem tak dłuższą chwilę zastanawiając się i opierniczając się w duszy za moją głupotę. Wiedziałem jedno, że ja po po prostu muszę, nie ja chcę z nią pogadać. Chrząknąłem na tyle głośno by usłyszeli moją obecność. Oboje w szybkim tempie się odwrócili, mimo ciemności panującej dokoła widziałem że nie byli zadowoleni moim towarzystwem. Justin też mnie pewnie już nienawidzi.
-Mogę zostać z nią sam?- Zapytałem ściszonym lekko zachrypniętym głosem. Czekałem na odpowiedź z niecierpliwieniem.
- Chyba lepię będzie jak ja tu zostanę.
- Na prawdę nie mogę z nią chwile pogadać?!-Zapytałem tak na prawdę bardziej stwierdzając fakt że ja też chcę z nią pobyć.
- Może ona nie chcę z tobą rozmawiać.- Odpowiedziała Ruth. Odwróciła wzrok w moją stronę, zauważyłem zaszklone od płaczu oczy i smutek wymalowany na jej twarzy. Poczułem ukłucie w sercu, tak jakbym za chwilę miał rozpaść się na kawałki.
Falling to pieces...
-Ruth daj mi kilka minut. Proszę.
-Nie rozumiesz że ona.....- Przerwał swoją wypowiedź, gdyż Ruth zasłoniła mu swoją dłonią usta. Zdziwił mnie ten gest z jej strony, może ona chciała mnie chociaż wysłuchać. Na prawdę mi an tym zależało,te dwie minuty mogłyby zmienić tyle. Chciałem żeby wiedziała co czuje i że ją przepraszam. Nie musiałaby mi nawet wybaczyć po prostu chcę być z nią szczery i wynagrodzić te dwa lata kłamstw i przebywania zdala od niej. Podszedłem bliżej brązowej ławki.
- Dobra Jus zostaw nas...- Po chwili wstał, krzywo na mnie spojrzał  i znikł za drzwiami. Usiadłem obok blondynki i westchnąłem ciężko. Spoglądałem co chwilę na jej twarz kiedy ona odwrócona była w stronę małego stawu.
-Masz pięć minut...
- Dobra. Chciałem cię przerosić za to że twój brat to skończony idiota, za to że wyjechałem i nawet nie byłem w stanie odebrać od ciebie głupiego telefonu czy odczytać sms. Na prawdę nie chciałem żeby to tak wyszło, a jeszcze ta śmierć Nate. Przepraszam..- Powiedziałem to co chciałem powiedzieć, chciałem żeby wiedziała za co ją przepraszam ale nie potrafiłem za bardzo wytłumaczyć tego że ją zostawiłem. Mam jej powiedzieć że się bałem jej odrzucenia, pomyślałaby że kłamie.
- Dwie i pół minuty...
- Nie pospieszaj mnie, też umiem się chwalić zegarkiem!
-Jesteś skończonym idiotą, to prawda. Ja cały czas nie rozumiem dlaczego ty mi to robisz. Cały czas próbujesz mnie zranić. Wiesz co ja przeszłam?! Najpierw ty, potem Nate.... ale ty nawet nie potrafiłeś zadzwonić bo ty miałeś swych lalusiowatych kolegów!-Krzyknęła już z płaczem w oczach a głos jej się załamał. Spojrzałem na nią po czym starłem delikatnie łzę spływającą po jej lekko różowym policzku. Odwróciła jednak głowę w drugą stronę. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, ona myśli że robiłem to celowo że chciałem ją zranić. Pogubiłem się, nie wiedziałem co mam zrobić. A na dodatek myśli że to wszystko przez chłopaków. Jednak oni nie mieli nic z tym wspólnego, wręcz przeciwnie to oni mnie cały czas namawiali żebym zadzwonił do Ruth, ale to ja się bałem...
- Daj mi tydzień a udowodnię ci że nigdy nie chciałem cię skrzywdzić i że mi nadal na tobie zależy..
- Miałeś dwa lata, nie dość czasu było?! Nie, zgodziłam się tu mieszkać, skończyć szkołę i nic więcej.- Odpowiedziała bez uczuciowo. Oparłem głowę o twardą ławkę i załamaniem przyglądałem się gwiazdom.
- Daj mi trzy dni....proszę, dlaczego nie chcesz żebym ci udowodnił że na prawdę mi na tobie zależy?!
- Masz dwa dni.- Usłyszałem słowa których tak bardzo pragnąłem. Niby te dwa dni to tak mało ale ja dam radę i udowodnię że nigdy nie chciałem żeby tak to wyglądało. Miałem ochotę ją przytulić, wręcz udusić ze szczęścia jednak powstrzymałem się od tego czynu. Siedzieliśmy na ławce jeszcze kilka minut wpatrując się w przepiękny krajobraz. Było widać cały Londyn jak na dłoni, wyglądało to niesamowicie i jeszcze ten księżyc odbijający się jak w lustrze stawu. Było już dosyć chłodno więc wstaliśmy i powędrowaliśmy w stronę drzwi prowadzących do wnętrza domu. Byłem taki szczęśliwy, mimo że jeszcze mi nie wybaczyła i nie mam pewności czy to zrobi czuję się taki szczęśliwy. Trzy słowa mogą zdziałać tak wiele i tyle uśmiechu na twarzy. Przez całą odbytą przez nas drogę szczerzyłem się jak małe dziecko, tak sam do siebie. Widziałem śmieszne spojrzenia Ruth, wcale się nie dziwie. Weszliśmy powolnym krokiem do pokoju, gdzie jeszcze chwilę temu siedzieli wszyscy zgromadzeni a teraz żadnej żywej duszy oprócz nas.
-Gdzie oni do cholery jasnej są.- Zapytała dziewczyna.
-Pewnie już poszli spać, wiesz nie chcę ci nic mówić ale godzina pierwsza w nocy skłania ludzi do pójścia spać. Ja też już idę.
- A gdzie ja mam spać?!
- No wiesz twój pokój nie jest jeszcze gotowy, więc pójdziesz spać do Zayn'a.
- No chyba cię gnie. Nie będę spać z żadnym z tych, tych.... no wiesz.- Odpowiedziała mizernym głosem. Ważne że w ogóle ze mną gadała.
-No to możesz iść spać do Hazzy..- Zaproponowałem, chociaż sam dobrze wiedziałem że to najgorszy pomysł na świecie. Oboje mogliby nie przeżyć tej nocy.
- Nie!! Tylko nie ten z mopem na głowie.Jeszcze mnie zgwałci czy coś tak jak pisali w tych gazetach, już pójdę do tego całego, jak on tam ma? No nie ważne, ale nie obiecuję że chłopak przeżyję te noc. Dobranoc. -Odpowiedziała, a jej wypowiedź wywołała na mojej twarzy ponowny uśmiech. Złapałam ze jej nadgarstek po czym zaprowadziłem do pokoju Zayn'a. Grzecznie za mną szła, co chwilę pytając się gdzie co jest. Oglądała zdjęcia na ścianach i co chwilę się śmiała. Taką ją zapamiętałem, wesołą, szaloną i dziwną dziewczyną. To jest moja siostra.
W końcu znaleźliśmy się przed pokojem chłopaka, popchnąłem ją aż w końcu weszła z naburmuszoną miną. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, cały czas podskakując wbiegłem do swojego pokoju i zamknąłem drzwi.

Ruth
Weszłam do pokoju chłopaka. Dookoła było ciemno, widziałam tylko wielkie łóżko i nic więcej. Błądziłam palcami po ścianach aż w końcu potknęłam się o coś i wylądowałam na ryju.
-Kurwa mać!- Krzyknęłam. Noga tak mnie bolała iż myślałam że za chwilę zejdę. Usiadłam pod ścianą i przeklinając we wszystkich możliwych językach, masowałam nogę. Nagle chłopak wyszedł z łazienki, zapalił światło przy czym jego sylwetka ukazała się w samym ręczniku, szybko zakryłam oczy i odwróciłam się w drugą stronę. Była to dziwna sytuacja jednak ten cały Zayn jakoś specjalnie nie przeją się moją obecnością i ruszył w stronę szafy. Po chwili grzebania w szafie, staną przede mną już w dresowych spodniach.
-Coś ci się stało?!- Zapytał troskliwie i spojrzał w me oczy. Jego brązowe tęczówki w których od razu bezwładnie utonęłam przyglądały mi się z coraz większym zainteresowaniem. Cały czas wpatrzona byłam w chłopaka o kruczo czarnych włosach i oliwkowej karnacji. Widać było po jego torsie iż uczęszcza na siłownie. Chciałam odwrócić wzrok ale nie mogłam, te jego oczy zahipnotyzowały mnie i tak na prawdę podobało mi się takie bez sensowne wpatrywanie się w siebie.
-Jak byś czasami włączył światło, pewnie nie siedziałabym pod ścianą z obolałą dupą.- Odpowiedziałam pyskato, jak to zwykle miałam w zwyczaju. Mimo to że te jego oczy i włosy i twarz i tors..i dość! Mimo to dla wszystkich jestem taka sama, no chyba że chodzi o przyjaciół a my nawet na "ty" nie przeszliśmy. Usiadł obok mnie.
- Masz może wódkę czy coś bo chce mi się pić-Oznajmiłam po chwili zastanowienia Malik, bo chyba tak miał na nazwisko. Tyle już o nich wyczytałam w gazetach że zdołałam zapamiętać większość.
-Jasne, a nie wystarczy ci sok?- Zapytał. Miałam ochotę się napić, po prostu się upić. Tak jakoś naszła mnie ochota na alkohol. W clubie stosunkowo mało wypiłam, więc mogę to dokończyć. Chłopak cały czas mi się przyglądał, chyba chciał usłyszeć odpowiedź ale pewności też za wielkiej nie mam. Zauważyłam że ja cały czas jestem w sukience a z torebki leżącej tuż obok mnie dobiegają ciche dźwięki piosenki. Ciekawe kogo o tej porze niesie na dzwonienie po ludziach?
- Nie chcę soku, chcę alkohol! Ale sok też możesz dać.- Uśmiechnęłam się lekko i sięgnęłam po urządzenie zwane telefonem. Chłopak podniósł się z miejsca siedzącego po czym lekko się chwiejąc ruszył po picie. Na wyświetlaczu widniał nie znany numer telefonu, więc wcisnęłam czerwoną słuchawkę po czym wyłączyła telefon. Mama mówi żeby nie rozmawiać z nie znajomymi. Siedząc tak pod ścianą i czekając na chłopaka zdążyłam zapoznać się z jego pokojem. Na środku było ogromne dwu-osobowe łoże a na przeciwko czarna szafka na której widniał sporej wielkości telewizor. Pokój w odcieniach beżu,czerni i brązu. Podwieszany sufit, duże drzwi prowadzące jak się domyślam na balkon zaraz obok fotel i kominek. Bardzo ładnie był urządzony to muszę przyznać. Po chwili spędzonej na oglądaniu pokoju, usiadł obok mnie z lampką wina i Jack Danielsem. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyrwałam mu butelkę z ręki i napiłam się tak po prostu z gwinta. Zayn patrzył się na mnie z niedowierzaniem w oczach a ja jak zwykle zareagowałam gromkim śmiechem.
- Jeszcze nie spotkałem dziewczyny która piłabym whisky z butelki i to bez przepity.- Otworzył szeroko oczy kiedy wzięłam drugiego łyka. Robiłam gorsze rzeczy, na mnie alkohol już tak nie działa jak wcześniej. Teraz jest dla mnie jak woda mineralna po której trochę głowa boli.
-To mało chłopie w życiu widziałeś.- Odpowiedziałam równie wesoło jak przed chwilą. Noga po woli przestawał mnie boleć, za to w głowie po woli mi już wirowało. Co chwilę z chłopakiem się śmialiśmy jak opętani, bełkotaliśmy jakieś głupoty i opowiadaliśmy o swoim życiu. Nie ma co, alkohol zbliża ludzi. Nie patrzyłam na zegarem, nie przejmowałam się która jest godzina tylko wyszłam na balkon i zaczęłam coś krzyczeć. Sama nie wiedziałam co..
-Kocham... zaraz jak ty się nazywasz?- Zapytałam chłopaka, mimo to że przed chwilą wymawiałam jego imię. Stałam gołymi stopami na lodowatych kafelkach balkonowych i czekałam na odpowiedź.
- No ten.... Zayn Malik!- Uśmiechną się do mnie słodko.
-Kocham Zayn'a Malik'a!!- Krzyknęłam jak najgłośniej się dało i zaczęłam tańczyć dookoła własnej osi. Zaraz po tym dołączył do mnie chłopak i oboje wariowaliśmy na balkonie jak pojebane dzieci z urazem głowy. Na niebie nie było ani jednej chmury, same gwiazdy i piękny księżyc widok jak z komedii romantycznej. Zrobiło mi się chłodno, więc weszłam z powrotem do środka a Malika postanowiłam zamknąć na balkonie. Dobijał się, śmiał się i dygotał z zimna. Śmiałam się w niebo głosy, nie mam zielonego pojęcia jakim cudem jeszcze nie zbudziliśmy naszymi krzykami reszty domowników. Byłam dziś wyjątkowo dobroduszna i wpuściłam Zayn'a z powrotem do pokoju. Widać że tak odrobinkę się na mnie wkurzył, więc tak zupełnie na wszelki wypadek zaczęłam uciekać po całym pokoju a on ruszył w pogoń za mną. Wybiegłam na korytarz, po chwili znalazłam się już na schodach a potem wbiegłam do kuchni. Biegaliśmy tak po całym domu, byłam coraz bardziej zmęczona, przed oczami miałam czarne mroczki a noga coraz bardziej bolała ale się nie poddawałam aż w końcu udało mi się znaleźć pokój chłopaka. Szybko wbiegłam i wzięłam pierwszy lepszy wazon do ręki. Rozglądnęłam się po pokoju, ale w żadnym stopniu nie przypominał pokoju Malika. Spojrzałam na łóżko, na którym leżał chłopak z burzą loków przykryty pierzyną. Zauważyłam że drzwi od pokoju się otworzyły, a zaraz w nim znalazł się Zayn. Byłam po jednaj stronie łóżka a on po drugiej.
- Co ty masz w ręce?! Wazon!? Idiotko weź to odłóż i wychodź!- Krzykną szeptem. Zaśmiałam się cicho i wystawiłam mu język. Na palcach podeszłam do szafki na którym leżał szklany wazon i odłożyłam go z powrotem. Zachwiał się kilka razy, na szczęście nie spadł. Zaraz po tym oboje wyszliśmy z pokoju, zamykając jak najdelikatniej drzwi żeby nikogo nie obudzić. Kiedy chcieliśmy się już oddalić od miejsca zbrodni usłyszeliśmy głośny huk dobiegający z pokoju Styles'a spadającego wazonu, który jeszcze chwilę temu trzymałam w ręce. Palnęłam się w głowę kilka razy, a chłopak szybko pociągną mnie za sobą do pokoju. Oboje rzuciliśmy się na miękkie łóżko okryte satynową pościelą.
- To gdzie ja mam spać?- Zapytałam, bo nigdzie nie zauważyłam dodatkowego materaca czy coś w tym stylu. Były tu tylko moje walizki a miejsca do spania brak. Chłopak podrapał się po głowie i usiadł w zastanowieniu. Czekałam z niecierpliwiona gdyż moje powieki stawały się ciężkie a mój mózg po woli odpływał w krainę snu.
- No na łóżku.
-A ty gdzie?
- Na na łóżku.- Jak gdyby nigdy nic położył się wygodnie i przymkną oczy. Było to dla mnie rzeczą oczywistą że nie będę spała w jednym łóżku z nim, ale chyba dla niego już nie. Westchnęłam ciężko, wzięłam poduszkę do ręki i ułożyłam się tuż obok na twardej podłodze.
- Co ty robisz? Wracaj tu!
- Nie będę spała z tobą w jednym łóżku!
- To ja pójdę spać na podłogę a ty wracaj na łóżko.- Podniosłam się i z powrotem ułożyłam się pod pierzyną, nawet nie miałam siły się przebrać. Zamknęłam oczy, ale moje sumienie nie dawało mi spokoju. Odwróciłam głowę w drugą stronę i przyglądałam się chłopakowi. Słodko wyglądał jak leżał tak niewinnie na tej kasztanowej podłodze, ale zrobiło mi się go żal. Ja już na prawdę nie wiem co mi się dzisiaj stało. Jakiś chyba lepszy dzień mam pomijając nie które fakty. Nawet nikogo nie pobiłam i nic nie brałam. Wszystkie tkanki w moim ciele wydawały się takie ciężkie i tak wolno pracowały. Mój głos przypominał bełkot, a sama pewnie wyglądałam gorzej niż źle.
- Dobra wracaj tu, ale jak mnie chociaż tkniesz to zobaczysz wylądujesz w szpitalu- Grzecznie uprzedziłam, a moje powieki się przymknęły i oddałam się w objęcia morfeusza.

Rano obudziło mnie światło wpadające do pokoju przez okno balkonowe. W głowie wszystko mi wirowało, a sama nie czułam się najlepiej. Wtulona byłam w Malik'a co dopiero przed chwilą zostało zauważone przez moje oczy. Odepchnęłam go na tyle mocno, że biedactwo wylądowało na podłodze. Usłyszałam ciche "ała" co mnie bardzo ucieszyło. Próbowałam po woli wstać z łóżka, ale strasznie mnie noga bolała. Spojrzałam na nią i raczej nie przypomniała wyglądem zdrowej kończyny, była spuchnięta. Jednak nie zamierzałam nikomu nic mówić, chodzić jakoś tam rade więc po co ich martwić a poza tym nie lubię litości. Wstałam z małą pomocą chłopaka, po czym wybrałam zestaw który miałam zamiar za chwilę na siebie ubrać.
- Na pewno ni ci nie jest?
ZE SŁODKIM RÓŻEM :)- Nic mi nie jest! Po protu trochę noga mnie boli i tyle.- Po czym zaczęłam strasznie kaszleć, jakoś dzisiaj mnie dziwnie gardło bolało.Wzięłam rzeczy i ruszyłam do łazienki. Noga utrudniała mi poruszanie i dokuczał mi ból głowy. Nigdy więcej nie pije. Przecież każdy dobrze wie że ta nie możliwe. Zdjęłam sukienkę z wczorajszej imprezy i weszłam pod ciepłe krople lecące wprost na moje obolałe ciało. Rozkoszowałam się ciepłem jeszcze dłuższą chwilę dopóki nie usłyszałam jak ktoś puka. Raczej z całej siły kopie w drzwi ale to tam taki szczegół. Wyszłam i okryłam się brzoskwiniowym ręcznikiem. Zrobiłam wyjątkowo lekki makijaż, włosy związałam w zwyczajnego kucyka dopięłam tylko prze cudowną kokardkę Alice. Oczywiście ona nie ma pojęcia że ją mam i niech tak zostanie, dla wszystkich lepiej. Z trudem ubrałam obcisłe czarne rurki i biały sweterek. Pomalowałam paznokcie na odcień czarny i zwinnie włożyłam naszyjnik na szyję. Ubrałam jeszcze tylko moje ukochane jazzówki i spakowałam potrzebne mi rzeczy do torebki i wyszłam z łazienki. W pokoju nie zastałam jednak nikogo. Po woli skierowałam się do kuchni, gdzie pewnie wszyscy teraz siedzą. Ledwo co szłam, albo trzymałam się ściany albo prawie lądowałam na ryju, a na dodatek ten dom jest tak ogromny że nie idzie się połapać na tych wszystkich korytarzach. Po chwili kuśtykania znalazłam się na parterze, a następnie w przestronnej kuchni. Była on nowoczesna, w kolorach brązu szczególnie górowało tu drewno. W oczy rzucała się ogromna dwudrzwiowa lodówka. Na środku kuchni była tak zwana wyspa a dookoła blaty z przeróżnymi urządzeniami. Wszyscy siedzieli już przy stole, oprócz mnie i Liam'a gotującego przy kuchence.
-Siema.- Przywitałam się i usiadał obok Alice która co chwilę obracała się w moją stronę i uważnie mnie obserwowała, było to krępujące i dziwne.
-Dlaczego ty kulejesz??-Zapytałam moja przyjaciółka. W mojej głowie była jedna wielka pustka, po wczorajszym wieczorze. Zaczęłam rozglądać się po całym pokoju żeby wymyślić jakiś sensowny powód ale przez ból głowy zupełnie nic mi nie przychodziło do głowy.
-No wiesz to przez te obcasy. Macie może coś na kaca?- Postanowiłam szybko zmienić temat żeby nic nie podejrzewali. Wszyscy skierowali na mnie swój wzrok, nawet Liam który był pochłonięty przygotowywaniem śniadania. Ja na prawdę nie wiem, jakoś policja dziwnym trafem mi zawsze wierzy.
-Kochanie ty nie masz szpilek tylko jazzówki, ale i tak pięknie wyglądasz. W drugiej szufladzie od dołu jest opakowanie leków-Odpowiedział Harry.
- Jeszcze raz do mnie powiesz kochanie a ci połamie nóżki i rączki. Jasne?- Wstałam z małymi trudnościami i podeszłam do szafki. Czułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych, no może faktycznie trochę kulałam no ale bez przesady. Wyciągnęłam dwie tabletki i popiłam wodą nisko zmineralizowaną. Z powrotem usiadłam na skórzanym krześle i czekałam na śniadanie.
-Ey, nie wiecie może co się stało z moim wazonem w nocy?- Zapytał ponownie Hazza. Uśmiechnęłam się pod nosem, mimo że mało pamiętałam z tamtej nocy ale to było oczywiste że to my. Spojrzałam na chłopaka o zniewalająco niebieskich oczach, który zaczął się śmiać przez co ja również . Nie wiem czemu to zrobił, nawet go nie znałam, chyba imienia też zapomniałam.
- Nie nie mam pojęcia, ja spałam. -Odpowiedziałam.
- A to nie ty w nocy krzyczałaś "Kocham Zayn'a Malik'a"?- Zapytał chyba Louis, tak to na pewno on. W tym momencie zaczęłam krztusić się własną śliną, a Mailk wypluł całą zawartość swojej gęby.
Moje płuca też dawały o sobie si we oznaki gdyż po chwili dusiłam się od kaszlu, a w tym momencie na stole wylądowały naleśniki. Uwielbiam je, spojrzałam tajemniczo na Li który lekko się uśmiechną w moją stronę i zają miejsce na przeciwko Louisa.
- Ty mi się tu nie podlizuj!-Dałam mu szanse, chyba tylko dlatego, w sumie nie wiem dlaczego mu dałam tą cholerną szanse. Powinnam mieć go w dupie i nigdy więcej się do niego nie odezwać ale ja chyba tak nie potrafię. Straciłam już jedną najważniejsza osobę w moim życiu i chyba nie chcę stracić też drugiej. Wiem jak postąpił, a także dobrze wiem że to jego sumienie powinno go drażnić a nie moje mnie. To on powinien mieć wyrzuty sumienia, a nie ja. Skora ja mu dałam szanse, chcę zobaczyć czy ją wykorzysta czy będzie mieć to gdzieś tak jak moje telefony i sms. Przy stole cały czas trwała jakaś zacięta rozmowa, czy śmiechy i to tylko ja siedziałam cicho zajadając się chrupkimi naleśnikami z truskawkową marmoladą.
-A ty co myślisz?-Zadał mi pytanie chłopak o oczach niebieskich jak ocean, ten sam z którego się śmiałam. Blondyn był ubrany w dresy tak jak pozostali oprócz mnie i Alice. Miał lekko zaróżowione policzki i jak zdążyłam zaobserwować miał także aparat ortodontyczny.
-Ale że ja co?!
- No co sądzisz o naszej nowej piosence?- Powtórzył swe pytanie.
- Rzygać mi się chce.-Oznajmiłam jakby nigdy nic i powróciłam do spożywania posiłku. Tak na prawdę nawet jej nie słyszałam ale założę się że jest tak samo denna jak wszystkie ich piosenki.
Więc lepiej żeby mi jej nie pokazywali w takim stanie jakim jestem, bo to się dla wszystkich może źle skończyć.
-Nie ma co milutka jesteś. A słyszałaś ją w ogóle?
- Nie ale dziękuje.- Uśmiechałam się sztucznie do chłopaka po czym próbowałam wstać bez większego powodzenia. Zrezygnowana usiadłam z powrotem na krześle i oparłam łokcie o ciemno drewniany stół. Każdy z osobna mi się przyglądał, dokładnie obserwując mój każdy ruch nawet najmniejszy. Przez moją głowę przepływały to najróżniejsze scenariusze tej sceny. Szybko się otrząsnęłam i ponowiłam próbę podniesienia się na równe nogi.
- Ruth?!
- No co?! Nigdy nie widzieliście dziewczyny która ma problemy z nogą, po prostu się uderzyłam i trochę mnie boli. To wszystko, ja pierdole z kim ja żyję.
- Ty chodzić nie możesz, a ty mi mówisz że cię "trochę boli". Ojcu mogłaś wciskać takie kity, nie mi. Jedziemy do szpitala!

__________________________________________
Boże, na prawdę taki dziwny wyszedł. Nie wiem czemu ale jakoś mi się ni podoba..
Słyszałyście nową piosenkę One Direction- One Way Or Anotcher
Teledysk jest po prostu zajebisty :D
 Julaa



sobota, 16 lutego 2013

The Versatile Blogger

Nasz blog został nominowany do The Versatile Blogger, za co bardzo dziękujemy !


A chodzi o to w tym, że :

Każdy nominowany powinien:
-podziękować nominującemu na jego blogu
-pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie
-ujawnić 7 faktów o sobie
-nominować 10 blogów, które Twoim zdaniem na to zasługują
-poinformować o tym fakcie, autora nominowanego bloga


Zostałam nominowana przez LittleThings.♥  za co bardzo dziękuję :)

Fakty o nas:
1. Obie kochamy czekoladę, truskawki i kawę <3
2. Jesteśmy licealistkami
3. Alice ma psa a ja królika
4. Uwielbiamy tańczyć, obie uczymy się od 9 roku życia.
5. Znamy się grubo ponad 8 lat.
6. Jesteśmy dziwne i szalone. Nas nie zrozumiesz.
7. Jula ma chłopaka o imieniu Maciek a Alice o imieniu Daniel.
8. Z nas obu, Jula się najlepiej uczy
9. Ulubiony przedmiot : język angielski ♥
10. Lubimy One Directione ale bez przesady xdd

Blogi:
http://you-and-i-1d.blogspot.com/
http://aviciouscircle-story.blogspot.com/
http://makesubeautiful.blogspot.com/
http://dreamhearts1d.blogspot.com/
http://make-dreams-come-true-la.blogspot.com/
http://directionerforeverrr.blogspot.com/
http://imaginy-one-direction-fans.blogspot.com/
http://4ever-onedirection.blogspot.com/
http://passion-love-trouble-hope-lie-trust.blogspot.com/
http://lovesandfriend.blogspot.com/

Nie spodziewałyśmy się że zostaniemy nominowane do The Versatile Blogger dlatego tak bardzo dziękujemy i jesteśmy zaskoczone <3
Jeszcze raz bardzo dziękujemy :*




 

piątek, 15 lutego 2013

Zostałam zamknięta w ruszającej się puszce która nie chciała się otworzyć

Chapter three

Ruth
Obudziłam się rześka i wypoczęta. Do naszego pokoju wpadały pojedyncze promienie słoneczne, mocno go oświetlając. Jak zwykle w pokoju już nie było Alice, jestem bardzo ciekawa która jest godzina skoro rannego ptaszka już nie ma. Wzięłam do ręki telefon, który jeszcze kilka sekund temu leżał na podłodze i zamurowało mnie. Na telefonie była bardzo wyraźnie pokazana godzina, czyli czternasta w południe. Ten cały Londyn źle na mnie wpływa. Wstałam jak oparzona i szybko podbiegłam do łazienki. Odbyłam poranną toaletę. Zrobiłam mocniejszy makijaż, oczy podkreśliłam kredką i tuszem do rzęs a usta pomalowałam bezbarwnym błyszczykiem. Włosy związałam w ślicznego koka. Na siebie włożyłam krótkie spodenki, ukochane conversy, gorset w kwiaty i białą zwyczajna koszulkę. Wszystko ładnie się skomponowało, do tego okulary przeciw słoneczne, nawet zdążyłam pomalować sobie paznokcie. Wzięłam jeszcze torebkę i wyszłam z pokoju skierowywując się do restauracji. Jak zwykle na windę czekałam z dziesięć dobrych minut, po chwili otworzyła jednak drzwi i spokojnie wsiadłam. Obok mnie stał bardzo, podkreślam bardzo przystojny chłopak. Kiedy nasze wzroku niespodziewanie się spotkały, uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam wzrok. Nie wiem czemu, ale zawsze tak robię, to jakoś tak samo przychodzi. Chyba boję się że się zakocham a potem znowu zamknę się w sobie tym razem już nigdy się  nie otworzę. Nagle poczułam jak winda się zatrzymuję, chciałam wysiąść ale drzwi się nie otworzyły. Po chwili zgasło światło, a słyszalne były tylko nasze nie równe oddechy.
71#...-Kurwa, zajebiście.- Przeklnełam i zsunęłam się po ścianie w dół. Mój towarzysz uczynił to samo. Nic nie widziałam, nawet nie dostrzegana była twarz chłopaka, była to trochę niezręczna sytuacja nie wiedziałam za bardzo co zrobić, czy się przedstawić, czy może zacząć się na niego wydzierać że to wszystko jego wina. A w moim przypadku to jest bardzo dziwne bo zawsze wiem jak rozmawiać z facetem.
-Hej jestem Matt. A ty?- Zapytał słodkim głosem od którego aż rzygać mi się chciało, ale był tak taki inny. Zajebiście inny, to lubię.
- Normalnie randka w ciemno. Jestem Ruth.-Odpowiedziałam, na co zareagował śmiechem.
- Śmieszy cię coś?!
- Nie skądże, ale wiesz ta twoja wypowiedź była zabawna.
- Dziwny jesteś. Wiesz?
- Słodka jesteś. Mówił ci to ktoś?- Zdziwił mnie ten gest z jego strony ale mimowolnie się uśmiechnęłam. Wstałam i zaczęłam wciskać przycisk wzywający pomoc. Jak zwykle nic. Zrezygnowana z powrotem usiadłam na mało wygodnej podłodze a głowę oparłam o dłonie. Zaczęliśmy gadać o wszystkim i o niczym. Co chwilę któreś z nas wybuchało nie pohamowanym śmiechem. Był naprawdę miły, nie jak wszyscy inni bezbarwni, idiotyczni faceci. Potrafił mnie wysłuchać i zrozumieć, znam go zaledwie piętnaście minut nawet nie widząc jego twarzy a tak dobrze go znam. Przynajmniej tak mi się wydaję. Dowiedziałam się że nie mieszka w Londynie, jest tu tylko na wakacjach, z ojcem który robi tu interesy. Studiuję na Uniwersytecie Columbia i ma trójkę młodszego rodzeństwa. Ja też od zawsze chciałam tam studiować albo na Yeal od zawsze o tym marzyłam. Nie chciałam mieszkać w Wielkiej Brytanii chciałam wyjechać do Nowego Yorku, mimo że nie dawno tam byłam. Mieszkałam tam dwa lata u ciotki, wróciłam z powrotem do Wolverhampton a po dwóch miesiącach wyjechał Liam, a potem zmarł Nate. Nie były to moje najlepsze wspomnienia. To nie zmienia faktu że New York jest piękny, ogromny i na prawdę jest się trudno tam połapać. Mieszkałam tam bo chciałam zobaczyć jak tam jest, zobaczyć czy chciałabym tam żyć. O bez wątpienia. Rodzice pozwolili mi tam wyjechać pod warunkiem że będę się świetnie uczyć tak jak dotychczas. Mieszkałam w jednej z najbogatszych dzielnic Manhattanu i chodziła do najlepszej szkoły Brearley School.  Moje dotychczasowe przemyślenia i rozmowę przerwał dźwięk otwierających się drzwi windy, dzięki czemu oślepiło mnie światło i nie mogłam wstać. Normalnie jak po kacu, na szczęście Matt mi pomógł i razem wyszliśmy bez szwanku z windy. Obsługa hotelowa tysiące razy nas przepraszała za usterkę i obiecała że to się już nie powtórzy. Ta jasne a ja jestem elfem. Wzięłam do ręki torebkę która przez przypadek wypadła mi z ręki i ruszyłam w stronę restauracji gdzie pewnie przesiadywała reszta. Nagle ktoś stosunkowo mocno, a zarazem delikatnie pociągnął mnie za nadgarstek
-Co?!-Krzyknęłam zdezorientowana, nawet nie patrząc na twarz osoby obok.
- Chciałem się tylko zapytać o twój numer telefonu. Przepraszam.
-Nie to ja przepraszam, trochę się za bardzo zdenerwowałam. Jasne, trzymaj. Paa- Podałam mu karteczkę z numerem telefonu i pożegnałam się. Po chwili weszłam do restauracji, z której po całym hotelu roznosił się przepiękny zapach. Oczywiście, nie myliłam się wszyscy siedzieli przy stoliku gdzie zawsze i głośno się śmiejąc popijali kawę.
- Witam, państwa,
- Dlaczego fakt że znowu zaspałaś mnie w ogóle nie dziwi?!- Zaśmiał się Mike
- Pewnie, kurwa jeszcze się ze mnie śmiej. Zobaczymy czy będziesz się śmiać jak twoje piękne zdjęcie wyląduje w sieci.
- Nie zrobiłabyś tego..
- A zakład, mam ci pokazać. Więc lepiej siedź cicho.- Odpowiedziałam i usiadłam obok Alice. Zamówiłam sobie jambalaye z owocami morza. Uwielbiam owoce morza, kocham owoce i czekoladę. W czasie kiedy czekałam na zamówienie, zdążyłam się wkręcić w rozmowę z przyjaciółmi. Jak się dowiedziałam rozmawiali o planowanej imprezie. Wszyscy poparli mój świetny pomysł i dzisiejszej nocy nieźle zabalujemy.  Nie wiem jeszcze do jakiego klubu idziemy, ale chyba JuJu albo bardziej roztańczonego. Przed moim nosem znalazłam się pyszna potrwa którą jak najszybciej zaczęłam konsumować. Byłam bardzo głodna, nie dorzywione dziecko.
- To jak teraz idziemy na miasto, a potem do klubu?

- Tak jasne. To chodźmy, ale uprzedzam jak się zgubimy będzie to wyłącznie wasza wina.- Odpowiedziałam i skierowaliśmy się do wyjścia z budynku. Wsiedliśmy do pierwszej lepszej taksówki która zawiozła nas na Oxford Street, po czym wsiedliśmy do piętrowego czerwonego autobusu i wszystko zwiedzaliśmy z góry ogromnej jeżdżącej maszyny. Trzeba było przyznać że Londyn to bardzo ładne miasto, jednak pogoda tutaj daję dużo do życzenia a moje krótkie spodenki mówiły same za siebie. Jak zwykle coś musiało pójść nie tak i autobus się zepsuł centralnie przed sławnym Big Ben'em. Był bardzo duży, zdecydowane większy niż na zdjęciach ale bez rewelacji. Nie obyło się bez sweet foci i naszych głupawych min. Ludzie których prosiliśmy o zdjęcia, za pewne mieli z nas niezły ubaw. Potem ruszyliśmy za Alice która sama pewnie nie wiedziała gdzie idzie.
- Ej a tak przy okazji gdzie my jesteśmy?
- No tutaj, na tej pięknej ulicy... Dobra nie mam pojęcia gdzie jesteśmy, zgubiłam się już na tej jebanej mapie.- Powiedziała Alice po czym rzuciła mapę Londynu na wilgotne podłoże.
-Daj to.- Wzięłam mapę do ręki i zaczęłam szukać obecnego miejsca w którym się znajdowaliśmy. Jednak mapa za bardzo nie chciała współpracować, a wszystkie dookoła ulice wydawały się takie same a taksówki nie było widać.
-Boże ale my idioci jednak jesteśmy. Przecież jesteśmy nie daleko centrum Londynu na St. Martin's Lane.- Zaśmiałam się i ruszyliśmy dalej, a mi było coraz chłodniej. Jednak, trzeba było popatrzeć jaka jest pogoda przed wyjściem. Zwiedzaliśmy po kolei całe miasto, było coraz ciemniej a słońce po woli schodziło za horyzont. Było coraz chłodniej, a miejskie latarnie rozbłyskały na ulicach szarego Londynu. Moje nogi po woli były coraz cięższe i odmawiały posłuszeństwa, takie zwiedzanie to nie dla mnie. Nie przepadam za zwiedzaniem miejsc, od czego są taksówki i auto. Chciałam już wrócić do hotelu, czy chociaż usiąść w jakiejś ciepłej kawiarence czy na ławce w parku. Dochodziła siedemnasta czterdzieści pięć. Klimat morski który tu panuje nie należy do naj cieplejszych i na moich nogach pojawiła się już tak zwana gęsia skórka.
-Możemy już wracać? Mam dość, a poza tym chciałabym się przygotować.
- Jeszcze chwila. Będziesz miała wystarczają co dużo czasu na przygotowania kochanie.
- Boże, co jest takiego fascynującego w zwiedzaniu miasta?- Zapytałam jakby samą siebie. Wszyscy skierowali na mnie swój wzrok i ruszyliśmy dalej. Na moje prośby, błagania czy płacz wróciliśmy z powrotem do hotelu. W holu spotkałam nowo poznanego chłopaka, tylko się do niego uśmiechnęłam i skierowaliśmy się do windy.
- Z kąt ty znasz takie ciacho?!-Zapytała Alice, a jej ukochany chłopak spiorunował ją wzrokiem. Był taki śmieszny kiedy był zazdrosny, raz to nawet pobił się z chłopakiem z którym rozmawiała. To takie urocze.
- Miałam z nim pewną bardzo dziwną sytuacje. Zostałam zamknięta z nim w ruszającej się puszce która nie chciała się otworzyć. Więc pozwolicie że ja pójdę schodami.- Przypomniałam sobie wydarzenie z dzisiejszego dnia i od razu zrezygnowałam z jazdy windą. Chociaż wychodzenie po schodach z obolałymi nogami to też nie był świetny plan, jednak po jakiś dziesięciu minutach byłam już na swoim piętrze. Otwarłam pokój kluczem, jak się okazało mojej przyjaciółki jeszcze nie było, pewnie czekali jeszcze na windę. Usiadłam na łóżku, włączyłam jakiś program muzyczny na telewizorze a głowę oparłam o pierzastą poduszkę. Chwilę potem ujrzałam otwierające się drzwi od pokoju a w nich stała Alice.
-Co was tak długo nie było?- Zapytałam
-Zapytaj Justin'a!- W tej chwili do pokoju wszedł chłopak z rozwalonym nosem z którego sączyła się czerwona maź zwana krwią.
-Coś ty zrobił do cholery jasnej?!- Podeszłam do mojej walizki i wyciągnęłam bandaż i wodę utlenioną. Pociągnęłam go za sobą do łazienki, po czym kazałam mu przemyć nos wodą a potem odchylić głowę do tyłu.
-Alice idź na moment do pokoju Mike, ja się nim zajmę a ty się już przygotuj.- Powiedziałam i z powrotem wróciłam do poszkodowanego. Siedział już grzecznie z głową w tyle. Wzięłam wodę utlenią do ręki i polałam nos.
-Boże idiotko to piecze.- Zaczął się wydzierać.
- Ma piec. Dopóki nie powiesz coś ty zrobił, będzie boleć.- I polałam drugi raz nos i trzeci i czwarty. Darł się niemiłosiernie, aż w końcu wymiękł i krzyknął głośne "przestań".
- Więc słucham?
- No bo to było tak że ja się wywróciłem i uderzyłem nosem w krawężnik...yy znaczy się no w ten, no w podłogę czy to wykładzina.- Powiedział jąkając się. To było oczywiste że kłamie, więc kolejny raz zafundowałam mu powtórkę z rozrywki. Zawsze mówił mi prawdę, bez wyjątku a teraz mnie okłamał. Musiał zrobić coś naprawdę nie w porządku wobec mnie żeby mnie okłamać. Nawet nie wiedziałam czy chcę znać prawdę. Tak, naprawdę zawsze od niej uciekałam.
- Dobra, przepraszam ale ja ja....się trochę wkurzyłem i tak się trochę pobiłem z tym twoim nowym kolegą.- Odpowiedział bezbronnie. Moje serce przyspieszyło rytm swojego bicia, zabrakło mi powietrza i straciłam panowanie nad tym co dookoła się mnie działo.
-Co..co ty zrobiłeś?!
- Przepraszam.....
-Ja nie proszę cię o przeprosiny tylko o wyjaśnienia!- Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. Byłam strasznie zła, jakim prawem on w ogóle go tkną. Nie miał do tego żadnych, nawet najmniejszych podstaw. Ostatnio się jakoś dziwnie zachowywał, był strasznie pod denerwowany, jakiś taki zazdrosny?! Nie wiedziałam o co chodzi ale nie zmuszę go do czegoś czego nie chcę, ale to nie tylko ja na tym cierpię nasza przyjaźń chyba przede wszystkim.
Klasycznie- Zaklej sobie plastrem to coś na nosie, ja idę się przygotować.- Wyszłam bez słowa, po czym zaczęłam grzebać w szafie. Przeszukałam każdy możliwy kąt i nic nie mogłam znaleźć. Znalazłam jednak piękną sukienkę, którą dostałam od Nate. Strasznie mi się podobała, nie wiem czemu. Niby taka zwyczajna a taka niesamowita. Wzięłam ją do ręki i dodatki które do niej dopasowałam. Wygoniłam Just z łazienki, gdyż cały czas tam siedział w tej samej pozycji ze spuszczoną głową mimo że miał mieć ją w górze ale mnie się ma w dupie. Wzięłam prysznic i po woli zaczęłam przygotowywyać się do imprezy. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Patrzyłam się w swoje odbicie zastanawiając się dlaczego mi się to wszystko wydarzyło i te dobre i te złe rzeczy. Czym zasłużyłam sobie na takich przyjaciół, i co zrobiłam źle mając taką pustkę w sercu. Zaczęłam się malować, nałożyłam puder i cienie do oczu a usta musnęłam błyszczykiem. Założyłam sukienkę, płaszczyk do tego bardzo wysokie obcasy a wszystko domknęłam śliczną torebką. Wszystkie niezbędne rzeczy wylądowały w mojej małej kopertówce. Wyszłam z łazienki, usiadłam na czarnej skórzanej sofie i obserwowałam jakieś skaczące buźki na ekranie telewizora.
-Jej, wyglądasz pięknie.- Powiedział Justin nie odrywając wzroku od mojej osoby.
- Ta...dzięki, za to ty idź się lepiej przebrać.-Powiedziałam bez uczuciowo, wpatrzona w telewizor.
-Będziesz na mnie taka cięta?! Przepraszam po prostu byłem zazdrosny. Zadowolona?!- Krzyknął i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. W tej chwili, mój mózg przestał normalnie funkcjonować. Wszytko zaczęło bez sensu się składać w całość. Najmniejszy szczegół pasował do rozsypanki w mojej głowie która była bez sensu, mimo że wszystko do siebie pasowało i nic się nie wykluczało. Byłam zawsze zdziwiona jego zachowaniem, jego nastrojem, jego stosunek wobec mnie i to jak się do mnie wyrażał. To w jaki sposób był dla mnie miły i się o mnie zawsze troszczył, jak bart, jak najlepszy przyjaciel, jak ktoś więcej. Czyżby on się we mnie zakochał, tak po prostu. Bez przyczyny, bo jak można kochać mnie. Zimną, niby bez uczuciową dziewczynę, mimo że dla niego jestem inna i dla moich przyjaciół to i tak nie potrafię tego zrozumieć. Pojąć. Może to tylko moje złudzenie, może zwykła  pomyła a może szczera prawda której boję się przyznać przed samą sobą. Moje przemyślenia przerwał stukot w drzwi wejściowe. Podniosłam się na równe nogi, wyłączyłam telewizor i wyszłam z pokoju przy okazji zakluczając go.
-To jak idziemy?!
-Pewnie.- Odpowiedziałam i ruszyliśmy do taksówki która już czekała pod hotelem. Alice wyglądała nieziemsko, jej czarna sukienka idealnie eksponowała jej chude uda, a kolor pomarańczowy który ożywił jej całą stylizacje idealnie podkreślał jej karnację skóry. Chłopaki, też elegancko, ale na luzie co świetnie się zgrało i wyglądali jak niesamowicie przystojni, bogaci kolesie. W taksówce pech chciał że obok mnie usiadł Jus a ja nie miałam mu nic do powiedzenia. Wiem, a powinnam. Powinnam z nim porozmawiać i upewnić się w swoich przekonaniach a nie snuć coś po kątach i tylko domyślać się co kryło się za słowami wypowiedzianymi z jego malinowych ust. Siedziałam oparta o szklane chłodne okno, zapatrzona w ruszający się krajobraz. Siedziałam w zamyśleni przez całą drogę nie odzywając się nawet jednym słowem. Tak sobie teraz uświadomiłam fakt że on zawsze był przy mnie blisko, a ja go odtrącałam, ja zawsze miałam coś ważniejszego, zawsze znalazł się ktoś ważniejszy. Jednak jestem skończoną idiotką. Jak mogłam tego nie zauważyć, boże trzeba być ślepym. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zatrzymującego się silnika i otwierających drzwi przez Alice. Do klubu prowadziła ogromna kolejka, ale przecież dla Ruth to nie problem. Zaczęłam przepychać się po kolei przez różnych ludzi, kiedy jednak dopchałam się do przodu drogę zagrodził mi ogromny ochroniarz.
-Tu jest kolejka
-Ja nie uznaje czegoś takiego jak kolejka. Znaczy chciałam powiedzieć iż aż jestem tu bo rodzice mnie opuścili i nie mam gdzie się podziać...rozumiesz prawda!?- Powiedziałam jak najsłodszym głosem, za moimi plecami słyszalne były śmiechy chłopaków. Dopiero po chwili zorientowałam się co powiedziałam i sama zaczęłam się śmiać z własnej głupoty. Kiedy tak spojrzeć na tą sytuację i na tą moją fascynującą wypowiedź to nie mam pojęcia w jaki sposób wierzą mi psy.
-Od kąt jesteśmy na ty?! Rodzice cię opuścili, powiadasz. Takie bajeczki to nie mnie wciskaj.- Odpowiedział surowym głosem, bardzo się przestraszyłam, aż zmiękły mi kolana. Aktorem to on by nie został.
- Od kiedy jesteśmy na ty?!- Podszedłam do niego, trochę go zbajerowałam. Mój urok osobisty robi swoje. Widziałam jak się uśmiechał pod nosem
-No dobra wchodźcie.- Za nami były dosłyszalne jęki i krzyki dziewczyn które bez powodzenia nie dostały się do wejścia. Już bez problemowo weszliśmy do klubu, a na wstępie uderzyła głośna muzyka, zapach alkoholu i innych używek. Zajęliśmy loże, po czym pierwsze miejsce które odwiedziłam był bar. Zamówiłam sobie drinka, po drinku i tak jakoś czas zleciał. Byłam coraz bardziej wstawiona, ale to nie był mój rekord tak na prawdę jeszcze mało wypiłam. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie są moi przyjaciele, wszyscy gdzieś się rozeszliśmy. Ja chciałam ominąć głupawe spojrzenia Justin'a a przede wszystkie rozmowy z nim więc poszłam do baru, a zakochana para chciała pobyć sama i też się zaszyła w kąt. Klub był bardzo nowoczesny, w odcieniach czerwieni i czerni. Ogromny parkiet, świetna muzyka no i ten nie zastąpiony bar. Niedaleko baru zauważyłam Mike i od razu postanowiłam do niego dołączyć. Oboje szaleliśmy na parkiecie, a po chwili dołączyła do nas Alice. Świetnie się bawiłam, muzyka idealnie się komponowała z moim tańcem. Wzrokiem szukałam Jus, nie wiem czemu. Nie chciałam go widzieć na oczy ale jednak chciałam go zobaczyć. Te jego usta, niebieskie jak ocean oczy i zaczerwienione policzki. To takie dziwne uczucie, kiedy nie wiesz do końca na czym stoisz. Czujesz się tak, tak bezbronnie i nie wiesz co masz robić. Mój wzrok napotkał, brunetkę siedzącą na kolanach pewnego chłopaka. Chyba nie muszę tłumaczyć, kto był tym chłopakiem. Nigdy go nie zrozumiem, najpierw jest zazdrosny, strzela focha a potem obściskuję się z jakąś lafiryndą na boku. To ja miałam wyrzuty sumienia że go tak potraktowałam, ale on musiał mnie pobić i zachował się jeszcze gorzej. Czułam się jakby zdradzona, mimo że nawet nie byliśmy parą i nie miałam tego w planach. Po prostu czułam się zawiedziona i nie doceniona. W tej właśnie chwili spojrzał w moje oczy i jakby się zawstydził, a w jego oczach dostrzegłam ból, a z ruchów ust odczytałam ciche przepraszam. Odwróciłam wzrok i wróciłam do poprzedniego zajęcia. Nie chciałam żeby ta sytuacja zniszczyła mi humor dlatego dalej tańczyłam i świetnie się bawiłam. Przynajmniej starałam się nie dawać nic po sobie poznać. Kiedy puścili mój ulubiony kawałek na co zareagowałam ogromnym uśmiechem. Uwielbiam tańczyć, kocham to robić. Wskoczyłam na blat baru, seksownie tańcząc w rytm piosenki. W około zgromadziła się całkiem niezła ilość ludzi, głownie mężczyźni. Alice za moją prośbą rzuciła mi szampana, zamkniętego. A ja za bardzo nie znam się na tym by go otworzyć. Jednak po chwili cały blat był zalany orężadął z procentami. Zobaczyłam że przyjaciółka wysyła mi jakieś znaki. Może ma jakieś nie kontrolowane ruchy? Pokazywała mi jakieś nie zrozumiałe rzeczy w końcu dostałam od niej sms "ODWRÓĆ SIĘ!!". Wykonałam jej zadanie, ale zupełnie nie przemyślając tego co robię. Napotkałam wzrok można by powiedzieć wściekłego braciszka, tylko kurna co on tu robi. Nie wiem czemu, ale zaczęłam się śmiać, po prostu śmiać a Alice ze mnie.  Za nim stała cała te jego banda, na której widok miałam ochotę puścić pawia. Zeszłam z blatu i usiadłam na krześle barowym, a tuż obok mnie usiadł on.
-Ruth?!
- My się znamy?- Zapytałam jakby nigdy nic, chciałam żeby poczuł to samo co ja , kiedy to on mnie ignorował i nie dawał znaków życia a informacje o własnym barcie możliwe były tylko do uzyskania w kolorowych gazetach.
- Błagam cię, co ty odwalasz. Jedziesz, ze mną do domu i twoi koledzy też...
- Dla mnie już nie istniejesz. Wiesz ty się lepiej w dupę pocałuj bo ja i tak nigdzie z tobą nie pojadę.- Odpwoiedziałam beznamiętnie i bez uczuciowo. Wiedziałam że go tym wkurzyłam, taki miał być efekt końcowy.
- A zakład?!- A wydawał się taki troskliwy na początku. Pozory lubią mylić.
- Kochanie uciekłam nie raz policji, uciekłam z radiowozu, uciekłam nawet z aresztu myślisz że tobie nie ucieknę. Grubo się mylisz.-Uśmiechnął się głupawo po czym wziął mnie ręce. Zaczęłam się wyrywać, ludzie się na nas patrzyli co najmniej dziwnie, a reszta tych lalusiów poszła do Alice, Mike i Justin'a który przed chwilą do nich dołączył. Nie miałam jak mu uciec bo zaczął mnie gilgotać a tylko to mnie powstrzymało żeby mu nie dać w ryj. Wrzucił mnie do samochodu a sam zają miejsce z przodu, po chwili dołączyła do nas reszta i odjechaliśmy z piskiem opon.
-To się nazywa porwanie.- Krzyknęłam a Justin zaczął się śmiać, tak mój ton głosu mógł być trochę zabawny. Bo połączenie jakiego kolwiek słowa z dużą ilością alkoholu może wydawać się śmieszne.
-To się nazywa braterska opieka.
- Jak ci dam w ryj to też będzie siostrzana opieka, bo oszczędzę ci tych spojrzeń na ulicy. Przynajmniej wyprostuję ci ten krzywy zgryz.- Cała reszta się zaśmiała, ale ja mówiłam całkiem poważnie. W tej chwili byłam bardzo poważna
Poważna...ja
 Znowu wpatrzona w smutny krajobraz za okna pojazdu. Zachowywałam się jak naburmuszona nastolatka która nie dostała torebki Dolce&Gabbana, ale robiłam to celowo. Tak, chciałam celowo żeby poczuł to co ja kiedy mnie opuścił, żeby zobaczył jak to jest ignorowanym, żeby wiedział że ja tak łatwo nie odpuszę i nie wybaczę. Ja cały czas czuję się przez niego odtrącona, a on zachowuję się jak nigdy nic. Niektórzy by powiedzieli że jestem bez serca, chamska, zimna mogę się zgodzić ale przecież Liam nie ma nic sobie do zarzucenia, prawda?! Przecież on jest idealny i zawsze był po za tym jednym małym szczegółem. Może dla niego to było normalne, taka tam ponad roczna rozłąka a gdyby teraz mnie nie znalazł to pewnie do sześdziesiątego roku życia by się nie odezwał. Przez całą drogę z moich ust nie wypłynęło ani jedno słowo. Siedziałam cicho, skulona a obok mnie wpatrzony w drogę chłopak. Przyglądałam mu się uważnie, każdy jego ruch, oddech czy zwykłe przełknięcie śliny. Tak bardzo chciałam przestać patrzeć na niego, ale sama sobie nie mogłam uwierzyć w to co zrobił, tak po prostu. Raz mówi co innego, a innym co innego. Raz mu na mnie zależy, innym ma mnie w dupie. Nie zwróciłam nawet uwagi na zatrzymujące się auto, cały czas wpatrzona byłam w Justin'a. Mimo że wysiadł chwilę temu, ja cały czas wpatrzona byłam w miejsce na którym jeszcze kilka sekund siedział. Z transu wybudziła mnie dopiero Alice. Wysiadłam po woli z auta, podążając śladami chłopaków, nawet nie wiedząc gdzie idę. Nie oglądałam się dookoła, zapatrzona byłam w swoje buty i zamknięta w swoim świecie. Nie chodziło mi o to że mnie olał bo się w nim zakochałam czy coś w tym stylu, chodzi mi raczej o to jak mnie potraktował. Byliśmy dobrymi przyjaciólmi i chciałam żeby tak zostało. Nic dodać, nic ująć. Kiedy postanowiłam podnieś wzrok, zaniemiałm z wrażenia. Dom, ogromny dom. Pięknie ozdobiony, kwiatami czy kamienną ścieżką. Dookoła przepiękne ogrodzenie,latarnie czy małe lampki a na środku wielka marmurowa fontanna. No gwiazdunie sobie załatwiły fajny domek. Wszyscy weszliśmy do ogromnego brązowo-białego holu, był przepiękny taki wyjątkowy. Ruszyliśmy w stronę gdzie podążyła grupka młodych chłopaków. Weszliśmy do przestronnego salonu. Był urządzony bardzo nowocześnie a jednocześnie z gracją. Czarno-białe akcenty dodawały elegancji a kolorowe wstawki dopełniały całość do perfekcji. W oczy rzucał się bardzo dużej wielkości telewizor i piękna biała skórzana sofa z kolorowymi poduszkami na środku pokoju. Zauważyłam jeszcze jedną bardzo istotną rzecz zdjęcia na ścianie, a wśród nich jedno moje i Li. Zaniepokoił mnie bardziej fakt że tuż obok znalazły się nasze walizki, znaczy moje i przyjaciół. Ja już się gubię we własny życiu, mimo że tak na prawdę wszystko wydawało się takie proste. Nic nie jest proste i nigdy nie będzie, zawsze droga będzie kręta i żaden wybór nie będzie odpowiednio dobry by zaspokoił twoje pragnienia. Usiadłam, wygodnie na kanapie nie pytając nikogo o zdanie a reszta podążyła moimi śladami tylko Liam usiadł na czarnym fotelu przypominającym gruszkę. Siedzieliśmy w głuchej ciszy, słyszalny był tylko tupot stóp o podłogę wywołujący przez z któregoś z pięciu chłopaków. Po chwili usłyszałam głos brata, ten sam co kiedyś. Tak samo uroczy, słodki i niesamowicie piękny a nie jak jeszcze chwilę temu przepełniony złością i żalem.
-Ruth, masz wybór albo zostajesz tutaj i mieszkasz ze mną i chłopakami..
-No chyba cie gnie, nie będę tu mieszkać tym bardziej z tym...z tym czymś.- Weszłam w słowo by od razu się nie łudził że tu zostanę chodźby minutę dłużej. Już na prawdę chyba gorszego pomysłu nie mogli wymyślić. Jestem prawie przekonana że to wszystko wina rodziców i że to oni nasłali Liam'a, a ten pomysł na pewno stworzony został przez ich bujnął wyobraźnie.
- Nie dałaś mi dokączyć, ale dobrze jeśli wolisz tą drugą opcje to bardzo proszę. Jutro wylatujesz do Oxford.- Oznajmił i wbił wzrok w moje oczy, a ten jego błysk w oku przeszył mnie na wskroś.
- No coś ci się w głowie od tej sławy przewróciło. Boże dość że ryj krzywy, to jeszcze w głowie nie po kolei.- Stwierdziłam i lekko się uśmiechnęłam
- Masz wybór, albo jedziesz do Oxford sama, albo zostajesz tu i zamieszka z nami, pójdziesz do najlepszej szkoły w Londynie i zaczniesz się uczyć.
-Myślisz że jak pojedzie do Oxford nie pojedziemy razem z nią?! Oj mylisz się chłopie, mylisz. My w przeciwieństwie do ciebie dbamy o przyjaźń a nie tylko o kasę- Odpowiedział Justin a Alice i Mike go poparli. Zaskoczył mnie tym gestem. W dobrym znaczeniu tego słowa. Uśmiechnęłam się mimowolnie, bo wiem że mam na kogo liczyć i wiem kto mnie wspiera i we mnie wierzy.
-Możecie za nią jechać ale spotykać się nie spotkacie bo będzie mieszkać w internacie a tam są surowo ukazane zasady.
-Nie lecę do Oxford, ani nie zostanę tutaj ani sekundy dłużej.- Podniosłam się, jednak Liam mnie zatrzymał.
-Nie wyjdziesz z tąd dopóki nie podejmiesz decyzji, a może wolisz porozmawiać z rodzicami?- Zapytał sarkastycznie, czym mnie strasznie wkurzł. Nigdy taki nie był, nie potrafię tego zrozumieć ani sobie wytłumaczyć nawet słowami "po prostu się o ciebie martwi i chcę jak najlepiej".
- Grozisz mi rodzicami?! Zabawny jesteś. Wiesz ty może zbadaj się na głowę, dobrze ci radzę bo może odziedziczyłeś to po rodzicach.- Odpwiedziała i z powrotem usiadłam na miękkiej sofie.
-Dobra ja mam tego dosyć! Słuchaj, Ruth tak?! Nie udawaj osoby którą nie jesteś... Spróbuj zamieszkać z nami tutaj w Londynie i zgódź się na postawione ci warunki. Jeśli chodzi o twoich znajomych to na przeciwko jest dom do wynajęcia więc sama zadecyduj co jest najlepsze dla ciebie. Londyn z przyjaciółmi, Oxford sama a może wieczna ucieczka?!- Puścił swój monolog któryś z chłopaków z zespołu. Nie wiem dlaczego ale czułam że ma rację, przecież nie mogę wiecznie uciekać i tak to coś mnie dogoni. Może i się zmieniłam, może i na gorsze ale tak mnie życie potraktowało i taka jestem i tego nie zmienię. Mogę się uczyć, ale charakteru nie zmienię. Bywam chamska, może i tak ale zawsze potrafię szanować osobę która szanuję mnie i jest wobec mnie szczera. Siedział w ciszy, zastanawiając się co powiedzieć, co będzie dalej. Czego chcę i co jest dla mnie najlepsze. Jakiej drogi nie wybiorę zawsze będzie kręta, bez względu na wszystko. Zawsze znajdzie się jakieś "ale", zawszę znajdzie się coś z czego nie będziesz zadowolona ale tego nie przewidzisz.
-Ruth, a tak z ciekaości z pytam, jakim cudem weszłaś do tego klubu i mieszkałaś w tak drogim hotelu, skoro rodzice zablokowali ci kartę kredytową?!- Zapytał Li. Nie miałam pojęcia że rodzice zablokowali mi kartę, bo cały czas płaciłam raczej grubą gotówką. Chyba na prawdę już im się pomysły skończyły skoro kartę mi zablokowali. To się nazywa kurwa łeb.
- Dzięki za informacje. Kurna ale z nich są jebane dziwki. Ale to już chyba nie twój zasrany interes z kąd miałam pieniądze. Prawda?!
- Ruth!! Właśnie że to jest mój interes!
- Dobrze, zostanę i koniec tematu, ale ja też mam warunki. Mam własną sypialnie, garderobę i łazienkę, według własnego pomysłu. Alice, Mike i Justin będą mieszkać na przeciwko i zachowujemy się jak byśmy się nie znali.
- Kiedyś taka nie byłaś. Co się z tobą stało?! To przez to że zerwałaś z Nat'em?! Nie to nie jest koniec tematu, powiedz z kąd miałaś pieniądze!- Krzyknął zirytowany jak było po nim widać, Liam. Do oczy napłynęły mi łzy, ale nie pozwoliłam słonej cieczy wypłynąć. Znowu to zrobił. Znowu mnie zraniła. Co się ze mną stało?! Raczej co stało się z nim.. Woda sodowa mu do głowy uderzyła i za wiele sobie pozwala. Nie ma prawa mnie oceniać bo już mnie nie zna tak dobrze jak kiedyś, nie on mnie w ogóle nie zna. Jest obcą osobą, zupełnie obcą.
-Nic nie wiesz, wiedz zamknij mordę i się do mnie więcej nie odzywaj a tym bardziej mnie nie oceniaj. Jasne?! Nate już nie wróci i dawna ja też.- Wypowiedziałam te słowa, po czym pobiegłam na zewnątrz. Nie wiedziałam nawet gdzie biegnę, nie znałam tego domu a był ogromny. W końcu znalazłam wyjście, chyba do ogrodu.


_____________________________________________
W mojej głowie ten rozdział wyglądał dużo lepiej ale to taki szczegół xdd
Przepraszam że czekałyście tak długo i to jeszcze na takie gówno-nic,
ale mi wyłączyli internet i nauka już mnie przytłacza. O Julce to już nie wspomnę ;/
Kochamy was <3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Alicee



sobota, 9 lutego 2013

Nic nie brałam, on naprawdę do mnie dzwonił!

Chapter Two

Ruth
Droga do Londynu nie należała do najkrótszych tras mojego życia, ale znowu te 130 mil to nie tak dużo. Siedziałam w ciszy i w spokoju oparta o chłodne, trochę nie wygodne okno stojąc w korku w Londynie. Nie miałam pojęcia nawet gdzie będziemy mieszkać, nie miałam już czasu na głębsze przemyślenia w tej sprawie. Podobno chłopaki zarezerwowali nam jakiś hotel, aż boję się pomyśleć co oni tam wykombinowali. Znając gusta Mike, będzie on pięciu gwiazdkowym z basenem i sauną hotelem. Od ponad pół godziny chłopaki śmieją się z niewiadome czego, po mimo iż stoimy w miejscu od godziny. To pewnie ta duża ilość spalin na nich działa i ich głupota. Ja też już przy nich nie byłam w stanie wytrzymać, po czym wybuchłam śmiechem. Ludzie dookoła obserwowali nas z politowaniem w oczach, nawet Alice już to wkurzało po czym wybudziła się ze swojego niedźwiedziego snu i pokazała im nieco niecodzienny znak. Tak jak się teraz zastanawiam, jakim cudem o czwartej rano są możliwe tak ogromne korki, jak w ogóle o tej godzinie mogą być korki. Jednak moja logika nie pozwalała nawet na najmniejsze przemyślenia czy cokolwiek innego co było do wykonania gdyż byłam tak zmęczona że już prawie usypiałam na kierownicy, jednak w porę się budziłam jakby nigdy nic. Ale co to zmienia, przecież i tak jesteśmy cały czas w korku, więc mogę spokojnie spać. Oparłam się wygodnie o siedzenia i przymknęłam oczy. Alice całą drogę już śpi. Szczęściara.
-Idę coś kupić do sklepu, skoro i tak cały czas stoimy.- Ze snu wybudził mnie dosyć donośny głos Mike. Kiwnęłam tylko głową i z powrotem wróciłam do poprzedniej pozycji.
-Może cię zmienię?- Zaproponował lekko zaspany Justin.
- Nie, spoko.- Odpowiedziałam bez uczuciowo
-Weź, przecież widzę że usypiasz na siedząco.
- Dobra weź już się odwal.
-Do cholery jasnej! Ruth nie utrudniaj mi życia tylko się po ludzku zamień.- Zdenerwowany już Jus wysiadł z samochodu i podszedł do mnie.
-Wyłaź
-Bo co?!
-Bo gówno, wyłaź i już
-No powodzenia życzę, dam sobie radę. Ja wcale nie jestem zmęczona!
- Mam zrobić to siłą?- Zapytała jakby sam siebie.
-Wiesz że jestem silniejsza.- Zaśmiałam się chamsko ale żeby go za bardzo nie urazić. Po prostu wiem kiedy przestać. W rzeczywistości tak było, bo byłam od niego silniejsza. Mimo wszystko poddałam się i poszłam na tył samochodu. W sumie to było mi na rękę, po prostu lubię się kłócić. Tak, tak tak jakaś taka dziwna jestem ale to wina moich psychicznych rodziców. Już coś o tym wiecie.
-Tak na marginesie, to ty mi kochanie utrudniasz życie.- Widziałam po jego wyrazie twarzy że się lekko uśmiechną. Już miał coś mówić ale się wycofał. Był taki słodki kiedy nie wiedział jak mi się odgryźć. Nie wtrącałam się więcej, po prostu się wygodnie usadowiłam i zamknęłam oczy. Cieszyłam się że jestem z dala od rodziców, od tego cholernego miasta i tej szkoły. Można by powiedzieć "że to jest" nowy początek, jednak tak nie jest. Nie chciałam sama wyjechać i zaczynać od początku bez moich przyjaciół. Teraz jak jestem z nimi ma. wszystko inne w dupie, Szkołę, rodziców czy to że uciekłam. W sumie tak jak zawszę. Za barem spłukałam się już nie raz do cna, zaprzedałam dużo i przegrałam dużo, ale nie chciałam być sama. Bez nich nie jestem chyba nawet w stanie funkcjonować. Nie jestem po prostu nic warta. Od małego byłam grzeczną, słodką i dobrze się zachowującą dziewczynką. Miałam to czego chciałam, raz rodzice nawet mi kupili kucyka ale kiedy nie było ich w domu razem z Li wprowadziliśmy go do domu. Uwierzcie, źle się to skończyło. Jakoś od drugiej klasy liceum kiedy Liam i Nate mnie opuścili, przestało mnie wszystko dookoła interesować, oceny, nauka nawet imprezy, jednak to właśnie oni mi uświadomili że nie mogę się wiecznie nad sobą użalać i płakać. Mimo że robię to czasami, kiedy naprawdę mam słaby dzień czy wracają wspomnienia. Ale kto tak nie ma.... Wiem że nie jestem sama. Tylko tyle naprawdę wiem.
Chłopaków poznałam dzięki moim rodzicom, nasi starzy są bardzo dobrymi przyjaciółmi. A Alice po prostu w szkole. Każdy z nich należy raczej do bogatych osób, jednak naukę mają w dupie. Alice kibluje już rok, za to Mike jest jeszcze lepszy bo dwa lata z rzędu. Ja z Jus jako jedyni ci najmądrzejsi i nigdy nie powtarzaliśmy klas. Do końca roku szkolnego zostało zaledwie jakieś cztery miesiące. To nie dużo, więc nie ma co dupy spinać. Ja za niedługo też do osiemnastki dobiję. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie, odpalający przez kumpla silnik. Nareszcie koniec męk w tym samochodzie. Kiedy ruszyliśmy, zorientowałam się że coś jest nie tak. Jest tak strasznie cicho. Kogoś mi brakuję, po czym szybko się podniosłam i otworzyłam zaspane paczydła.
-Gdzie Mike?!!
- A nie ma go, z tyłu?- Zapytał cały czas patrząc w skupieniu na drogę.
- A CZY SŁYSZYSZ JAKIŚ ŚMIECH?!
-Nie?!
-Tępa pało, odjechałeś bez niego! Zawracaj!- Krzyknęłam wystarczająco głośno by obudzić Alice
-A może powiesz mi łaskawie w jaki sposób, panno wszystko wiedząca?!
- Boże święty, to jak zdawałeś prawo jazdy nie uczyli cię tego?! Ty w ogóle masz prawo jazdy?!
- Przecież dookoła są samochody, nie mam jak zawrócić. I to chyba oczywiste że mam prawko.
- No w twoim wypadku tak średnio. Dobra jedź, zadzwonię do niego.- Powiedziałam do chłopaka a po chwili wyciągałam białego Black Berry z mojej torebki. Wybrałam jego numer i czekałam aż odbierze. Czwarty, piąty, szósty sygnał i nic. Zadzwoniłam jeszcze kilka razy, nagrałam się chyba dziesiąty raz na pocztę i wysłałam mu ponad dwieście sms. Czekałam, jednak nie odpisywała a ni nie oddzwonił. Po mojej głowie chodziły czarne myśli ale za wszelką cenę próbowałam je wyrzucić z mojej głowy. Dobra, na pewno się znajdę nie jest dzieckiem umie sobie sam poradzić. Wysłałam mu ostatniego sms " Dojedź do hotelu, my już jesteśmy na miejscu.." i zaczęłam wysiadać kiedy samochód staną już na parkingu. Alice wyglądała prze komicznie, włosy stały jej na wszystkie strony, co pięć minut ziewała a na dodatek ledwo co szła. Po nasze bagaże przyszedł portier a sami skierowaliśmy się do ogromnego jak widać było luksusowego hotelu. No Mike nieźle zaszalał, jednak nie możemy tu mieszkać zawsze, będzie trzeba znaleźć jakieś mieszkanie w centrum Londynu. Poszliśmy się zameldować, okazało się jednak że jest jakiś problem z danymi osobistymi i musiałaby przyjechać nasza ukochana zguba by pokazać swój dowód osobisty. Bo to on rezerwował hotel. Wkurzyłam się, nie miałam zamiaru czekać tu na tego debila i wzięłam sprawy w swoje ręce.
-Słuchaj no koleś, nie chcę mi się tutaj siedzieć i czekać aż łaskawie mnie wpuścisz do wynajętego pokoju, więc lepiej zadzwoń do kierownika czy kogoś i zaprowadź nas do pokojów!
-Przykro mi to nie możliwe, jak wasz kolega się zjawi załatwimy to w pięć minut.- Oznajmił spokojnym głosem. Musiałam wykorzystać ostatni pomysł który mi przyszedł do głowy.
- To jest skandal. Jestem siostrą jednego z członków sławnego na całym świecie One Direction. Więc chyba nie chcecie by coś mało przyjaznego o waszym hotelu wylądowało w prasie. Prawda?- Alice i Justin spojrzeli na mnie podejrzliwie zdziwionym wzrokiem a ja się tylko lekko uśmiechnęłam.
- Ta, a ja jestem Jonny Deep. Przykro mi ale nie wierzę pani.- Wyciągnęłam z torebki i pokazałam mu mój paszport.
-Poznaje pan to nazwisko? Może jeszcze jakieś dowody?!- Zapytałam chamsko
-Strasznie panią przepraszam. Proszę kluczę od państwa pokoi. Proszę powiedzieć Panu Hampton żeby się zgłosił do recepcji. Miłego pobytu życzę i jeszcze raz przepraszam za utrudnienia.- Uśmiechną się sztucznie, a my odeszliśmy w poszukiwaniu naszych pokoi. Wsiedliśmy do ogromnej windy. Hotel był bardzo ładny i nowoczesny. W kolorach beżu i bieli. Recepcja wyglądała bardzo estetycznie, niedaleko niej można było dostrzec mały oczywiście sztuczny wodospad a zaraz przy wejściu widniał ogromny hol. Winda po chwili się zatrzymała na wyznaczonym piętrze, jak się okazało na ósmym. Nie wiem co by było gdyby nie było tego jakże magicznego urządzenia. Bagaże były już w naszych pokojach. Chłopaki mieli pokój razem ,a ja z Alice miałam wspólny.
-To jak widzimy się na śniadaniu?- Zadał pytanie kierując w naszą stronę Jus
- Nie zapędzaj się tak bardzo. Ja nie wstanę na śniadanie, przypominam ci że jest piąta rano a ja nie spałam całą noc, w przeciwieństwie do nie których. Więc wybaczcie ale mnie najwcześniej zobaczycie na obiedzie. Dobranoc.- Powiedziałam i weszłam do naszego pokoju. Zdjęłam tylko buty i rzuciłam się na łóżko. Nawet nie oglądnęłam dobrze naszego obecnego miejsca zamieszkania, a już spałam jak zabita.
  Stara, ciemna wąska uliczka. Wszędzie panuję nieprzyjemna ciemność i głucha cisza. Idę w głąb, coraz ciemniej i ciemniej. Słyszę jakieś szmery, wrzaski czy dziwne powiewy chłodnego wiatru. Nie mam pojęcia gdzie jestem, co się dzieję, ale idę dalej. Naglę widzę światło, biegnę w jego stronę. Coraz szybciej i szybciej. Słyszę kroki podążające tuż za mną. Po woli się zatrzymuję, nasłuchuję. Cisza. Biegnę dalej i znowu słyszę ten sam dźwięk. Zatrzymuję się, oglądam dookoła.
-Ktoś tu jest? Halo- Krzyknęłam, czekając na odpowiedź. Odzywa się echo. Nagle ktoś zakrył mi oczy. Zaczęłam wrzeszczeć, piszczeć czy wyrywać się. Bez skutków.
-Pamiętasz mnie jeszcze?- Usłyszałam pytanie, po czym tylko odgłos strzelającego pistoletu.
Ciemność, na zawsze.
Mięta &amp; CzerńObudziłam się z krzykiem wymalowanym na ustach. Byłam cała spocona i przerażona. Oddychałam głęboko i szybko a moje serce waliło z prędkością światła. To tylko sen. Boże chyba raczej koszmar. Nowe zadanie w notatniku "Pamiętaj, nigdy nie oglądaj horrorów przed snem". Trudne do zrobienia, bo je uwielbiam. Wzięłam do ręki mój telefon, a kiedy spojrzałam na godzinę szczena mi opadła. Dobiegała prawie szesnasta. Przeciągnęłam się jeszcze kilka razy i po woli wstałam. Rozejrzałam się dokładnie po całym pokoju. Był bardzo przytulny i stosunkowo duży. Alice już nie było, a nasze walizki były wypakowane. Pewnie to jej robota. Podeszłam do okna by dowiedzieć się jaka jest temperatura. Na zewnątrz panowała słoneczna pogoda, żadnej nawet najmniejszej chmurki. Jednak nie było zbyt ciepło. Witaj Londynie. Mimo wszystko wybrałam zestaw które obecnie mi odpowiadała nie pogodzie. Wzięłam rzeczy i skierowałam się do łazienki. Z początku wydawała się mała ale nie było tak źle. Można powiedzieć że była przestronna. Sciągnełam z siebie dotychczasowe ubranie i weszłam po zimy prysznic. Pobudził mnie jak poranna kawa i orzeźwił. Dokładnie wytarłam każdą najmniejszą część ciała ręcznikiem a następnie ubrałam na siebie skórzaną czarną spódnicę, miętową koszulę z długim rękawem i również w odcieniu mięty buty na wysokim obcasie. Do tego lekki makijaż i zegarek na ręce ( zestaw ). Wyszłam z pokoju, zakluczając go po czym poszłam w stronę windy. Czekałam na nią i czekałam przyciskając po raz setny guzik. Jednak nic. Jedyne moje wyjście to były schody. Nie przemyślając do końce tego co chce zrobić ruszyłam w stronę schodów prowadzących do holu i restauracji. Schodziłam z tych schodów, naprawdę bardzo długo, potykając się o własne nogi prawie bym się zabiła. Z resztą nie ważne, ważne że doszłam. Tak ja przypuszczałam cała trójka palantów siedziała przy stoliku i jadła obecnie obiad. Przysiadłam się do stolika i wezwałam kelnera.
- Witam ,witam śpiąca królewno- Zakpił Mike
- Nie denerwuj mnie. To nie ja się zgubiłam w sklepie.
-Skąd ta pewność że zgubiłem się w sklepie?
-Mhm, pomyślmy. Ty nawet prawej i lewej strony nie potrafisz odróżnić słońce.- W tej chwili podszedł do nas kelner i złożył ode mnie zamówienie, a w między czasie Justin krztusił się sushi a Alice nie mogła opanować śmiechu.
- Tak jeszcze mnie obrażaj. Dobra z resztą nie ważne, lepiej powiedz jakie plany na dzisiaj?
- Heh a jak myślisz. Mam diabelny plan pójścia na imprezę do najlepszego klubu w mieście ale to jutro. Dziś idziemy do mniej znanego klubu w mieście i do kasyna, a przed tym do spa. - Odpowiedziałam dumna z siebie. Pewnie każda kolejna noc będzie tak wyglądać. Tak naprawdę to z tym kasynem to tak tylko palnęłam na odwal się ale skoro wszyscy poparli mój pomysł to w sumie dlaczego nie. Po kilku minutach rozmowy przyniesiono mi mojego zamówionego homara. Chwilę jeszcze pogadaliśmy a potem skierowaliśmy się do póki a następnie spa. Tutaj było cudownie, mogłabym tu zostać na zawszę. Te masaże, te oliwki i gorące kamienie normalnie jak w niebie.
Chciałabym żeby tak było zawsze, nie chodzi mi teraz o sam fakt tego że jestem w luksusowym hotelu, czy że mam gówno na twarzy. Mówię raczej o tej jak to ująć, beztroskie życie. Tak to dobre określenie. W tym stanie, nie dotyczy cię nic, zgubisz portfel, zgubisz się w lesie, bankrutujesz do cna przez alkohol to nic. Jestem bardzo ciekawa jak wyglądała mina rodziców kiedy mnie nie zastali śpiącej w swojej bawełnianej pościeli, mogłam poprosić Dorotę żeby to nagrała. Dziwnym faktem jednak jest to że nie dzwonili do mnie ani razu. Właśnie tak się teraz zaczęłam zastanawiać, gdzie ja dałam mój telefon. Wzięłam prysznic i jako pierwsza wróciłam do pokoju z niekończących się przyjemność. Postawiłam sobie jasno zaplanowany cel, którego nie mogłam zidentyfikować w pokoju. Padłam na podłogę, jednak nie było tam nic po za stertą kurzu i brudu. Następnie powędrowałam do łazienki, gdzie też nic zadowalającego mnie nie znalazłam. Nie miałam pomysłu gdzie on może być. Opadłam zmęczona na łóżko, kiedy nagle coś zaczęło wibrować koło mojej głowy. Wstałam jak oparzona i zrzuciłam wszystko co obecnie znajdowało się na łóżko. Jak się okazało telefon leżał pod pierzastą poduszką. Na przejrzystym wyświetlaczu ukazało się zdjęcie mojej mamy, nie było to nic ważnego więc bez zastanowienia nacisnęłam czerwoną słuchawkę i zaczęłam ścielić od nowa łóżko. Teraz zdałam sobie sprawę jaka to udręka, codziennie rano to coś zaścielać. Z powrotem wzięłam telefon do ręki i zaczęłam pisać sms, zauważyłam jednak że mam kilka nie odebranych połączeń. Boże jakim trzeba być debilem żeby tego na początku nie zauważyć. Żeby tych połączeń było kilka to bym się cieszyła ale 60 nieodebranych od samych rodziców i 20 od jakiegoś nieznanego numeru to już lekka przesada. Ciekawe kto i po co do mnie dzwonił tyle razy, znaczy rodzice to mnie nie dziwią ale ten tajemniczy ktoś, tak. Podejrzane się to wydawało. Po kilku minutach mój telefon zaczął wibrować, spojrzałam na ekran. Znowu ten sam numer.
Odebrałam
-Hallo, Ruth?!- Zapytał dobrze znajomy mi głos. W pośpiechu się rozłączyłam jak jakaś pieprzona idiotka ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy w takiej sytuacji..

Justin
Rozglądałem się po całym holu, jednak nigdzie jej nie było. Dookoła panował gwar i pośpiech. Ja w środku zamieszania, szukający dziewczyny o pięknych oczach i zniewalającym uśmiechu wydawałem się taki zagubiony i bezbronny. Zacząłem jeszcze raz doszukiwać pięknej dziewczyny, jednak bez większych skutków. Pobiegłem do restauracji, gdzie siedzieli już Alice i Mike, uśmiechnąłem się do nich po czym podszedłem do ich stolika.
-Widzieliście Ruth?- Zapytałem próbując złapać oddech, przez to ciągłe bieganie.
-A sprawdzałeś w pokoju?
-Nie. Ok to ja idę zobaczyć.
-Ty to masz łeb. Poczekaj przecież pójdziemy z tobą.- Odpowiedzieli zgodnie. Oni idealnie do siebie pasuję, dopełniają się z minuty na minutę coraz bardziej. Są wspaniałą parą. Wszyscy w trójkę skierowaliśmy się do pokoju dziewczyn. Zapukałem delikatnie kilka razy do drzwi, kiedy jednak usłyszałem ciche "proszę" wszedłem do pokoju bez zastanowienia. Dziewczyna siedziała w pozycji siedzącej na łóżku a głowę miała schowaną w swoje dłonie.
-Co się stało??
-Liam dzwonił.- Odpowiedziała beznamiętnie. -Może jej się coś przyśniło, czy coś. Od kąt pamiętam jej brat nie odzywał się do niej nawet słowem, nie pisał nawet nie oddzwaniał. Tak, to się nazywa prawdziwy męrzczyzna, czujecie ten sarkazm.
- Ruth, jeśli coś brałaś, to weź nie bądź samolubna i się podziel a nie bredzisz.- Uprzedził moje pytanie Mike
- Kurwa, nic nie brałam, Jasne! On naprawdę do mnie dzwonił. Mama i tata to nie zliczę ile razy, a jakiś obcy numer do mnie wydzwaniał to odebrałam i usłyszałam głos. Jego głos.- Wykrzyczała, jednak cały czas pozostając w tej samej pozycji co przed minutą. Powiedziała to z takim przekonaniem, że byłem w stanie jej uwierzyć. Ja powinienienem jej był wierzyć.
- Dobra spokojnie. Dzwonił, niech dzwoni przecież cię nie znajdzie twoi rodzice....z resztą sama wiesz jak jest. Co wy na to żebyśmy za godzinę poszli do tego kasyna?- Wtem spojrzała na mnie tymi pięknymi jasno niebieskimi, szklanymi oczyma. Nasze wzroki się spotkały, jednak on szybko odwróciła wzrok i wstała. Nie wiedziałam co to miało znaczyć. Bała się?! Nie wiem, raczej się nie dowiem. Nigdy nie będę wiedział co ona do mnie czuję, skoro nigdy nie potrafi spojrzeć mi prosto w oczy. Zawsze znajdzie wymówkę.
- Tak , masz rację. To za godzinę widzimy się przy recepcji.- Uśmiechnęła się szeroko i wygoniła nas z pokoju. Jej uśmiech był zawsze szczery. No w sumie nie zawsze, na przykład do sprzedawcy w sklepie, taksówkarza albo barmana czy recepcjonisty, no z resztą nie ważne. Ona po prostu zawsze jest szczera, może czasami za bardzo ale to w ludziach cenię. Ona potrafi przyznać się do błędu i nie przejmować opinią innych. Podziwiam ją za to. Zawsze jest twarda, przynajmniej stara się być by nikt nie zauważył że płacze czy dopadł ją zły dzień. Udaję niedostępną, ale co chwilę ma innego chłopaka. Co bywa nie raz wkurzające. Zdążyłem zauważyć że Mike jest jakiś taki dziwny od kąt weszliśmy do pokoju, chciałam się zapytać o co chodzi jednak poszedł wziąć prysznic. W czasie kiedy ja czekałem na wolną łazienkę, zdążyłem sprawdzić Twitter i instagram. Przemyślałem kilka bardzo istotnych rzeczy w moim życiu. Nie wiem czy dobrze zrobiłem uciekając, ale co by to zmieniło gdybym tam został. Pamiętam kiedy byliśmy jakoś w ósmej klasie, świetnie się uczyliśmy i byliśmy jacyś tacy inni każdy z nas chciał się dostać na jak najlepszą uczelnie. Opracowywaliśmy nasze oceny mimo że i tak nie dało się ich bardziej podwyższyć. Dobrze wiem że Ruth nadal chcę studiować na Yale'a albo Columbia, Alice na Oxfordzie, Ja na Brown a Mike również tak jak Alice na Oxfordzie. Wiem że oni nie porzucili tych marzeń, ale boją się stanąć twarzą w twarz z czymś innym, z nowymi ludźmi, z nowymi wyzwaniami czy chociażby z faktem że się rozstaniemy. Ja też cały czas o tym marzę, ale ja też się tego boję. Nagle usłyszałem szmer otwierających się drzwi, szybko się podniosłem z miękkiego łóżka, po czym podszedłem do szafy by wyciągnąć garnitur. Nie raz byłem w "prawdziwym kasynie" i nie chodzi tu o małe automaty na żetony tylko bardzo poważną grę, gdzie jeśli zrobisz jeden ruch zły po prostu wypadasz z niczym. Nie miałem dużo czasu, gdyż ten patafian urządził sobie kąpiel z bąbelkami. Wzięłam szybki prysznic i ubrałem dobrze skrojony garnitur i muszkę. Włosy postawiłem na żelu i kilka razy układałem by prezentowały się w miarę dobrze.
- No nieźle się chłopie odstawiłeś- Zaśmiał się Mike
My star- I kto to mówi. Wyglądamy jak jacyś biznesmeni czy męskie dziwki.- Po czym oboje zaczęliśmy się śmiać, zawsze się świetnie rozumieliśmy, byliśmy jak bracia. Dobrze zamknąłem drzwi prowadzące do naszego pokoju i ruszyliśmy w stronę windy. Na dole byliśmy kilka minut potem. Po chwili zauważyłem dziewczyny. Obie wyglądały pięknie. Jednak to Ruth najbardziej przykuła moją uwagę. Wyglądała olśniewająco, gorset idealnie pasował do długiej czarnej spódnicy a duży naszyjnik i wysokie obcasy wszystko ładnie podkreślały i oczywiście torebka Coco Chanel ( zestaw ). Przywitaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Oczywiście samochód już na nas czekał przed hotelem i bez problemowo dojechaliśmy na miejsce. Trochę się denerwowałem bo nie umiem grać, ale to nie ja tu będę głównym graczem tylko Ruth. Ona zna najlepsze sztuczki, uczyła się od ojca. Nie raz już była w kasynie i wygrała, więc całą zawartość portfeli ląduje u niej. Weszliśmy do ogromnego holu, a następnie na sale. Było tu dużo osób, strasznie dużo. Byli to raczej bogaci ludzie a nie licealiści. Chociaż my do biednych nie należymy, jak szaleć to szaleć. Ruth dołączyła do pierwszej lepszej gry karcianej bo dobrze się na tym zna, a my dokładnie ją obserwowaliśmy. Od razu na początek postawiła aż połowę naszej całej stawki. Gra się rozkręciła, coraz więcej lądowało na naszym koncie i nic nie ubywało. Po godzinie gry, kiedy wypiłem już chyba z pięć kieliszków wódki, Ruth niestety źle obstawił i straciliśmy połowę czyli jakiś 1 milion. Było coraz gorzej i gorzej ale Ruth się nie poddawała, mnie już tam krew zalewała a Mike był na skraju załamania.
-Sprawdzam.- Usłyszałem głos dziewczyny, lekko przekrzywiłem głowę w jej stronę i bacznie obserwowałem. Męrzczyzna odkrył kartę a Ruth się lekko uśmiechnęła i przejęła wszystko. Zaczęliśmy krzyczeć, skakać i cieszyć się jak jacyś niedojebani ludzie. Wszyscy skierowali wzrok w naszą stronę, a my grzecznie się wycofaliśmy się do czarnego powozu który przywiózł nas z powrotem do hotelu.
-Idziemy jeszcze do tego klubu?
- Nie za bardzo mi się chcę, wole poszaleć jutro jestem mega zmęczona. Wybaczcie, przecież możecie iść sami.- Oznajmiła Payne
- Tak naprawdę ja też już jestem strasznie zmęczona i chcę trafić jak najszybciej do łóżka.
- Ale w jakim znaczeniu?- Zapytał Mike, po czym razem się zaśmialiśmy
- Zboczeńcy!
-Dobra chodźmy na górę, bo za chwilę posądzicie nas o gwałt- Zaproponowałem i tak też zrobiliśmy. Nie wiem czemu miałem ochotę tańczyć. Uwielbiam tańczyć to moja pasja, podobnie jak Ruth, oboje to kochamy. Dzisiaj wszyscy byliśmy strasznie zmęczeni, nie mam pojęcia czym. Ale tak już bywa. Na pożegnanie pocałowałem Rut  policzek i odszedłem do swojego pokoju.
Nie mogłem spać całą noc, myślałem tylko on niej.
Kiedy w końcu odszedłem objęcia morfeusza i zasnąłem z uśmiechem na ustach.

 
 
_________________________________________________
No to jest i kolejny rozdział naszych wypocin xD
Mam nadzieję że chociaż jednej osobie się spodoba ten rozdział
On mi tak średnio wyszedł, obiecuję poprawię się :D
KOMENTUJCIE MIŚKI <3
OBSERWATORZY :**
 
Julaa


wtorek, 5 lutego 2013

Zimna, chamska suka...

Chapter One

Ruth
Rano, szósta rano. Budzik nie przestaje dzwonić a moja cierpliwość po woli się kończy. Po woli ospale się przeciągam i otwieram lekko zaspane oczy, przy czym oślepia mnie blask wpadających promieni słonecznych do mojego pokoju. Oparłam się o drewnianą ramę łóżka i przeczesałam jasne blond włosy palcami. Siedziałam tak w zastanowieniu przez dobre parę minut. Nie spieszyło mi się do szkoły. Nie chciało mi się wstać z miękkiego, puszystego i tak wygodnego łóżka, nie chciało mi się nic. Jestem jaka jestem, mam wszystko i wszystkich w dupie, nikomu nie ufam oprócz osób dla mnie najważniejszych czyli Alice, Mike, Luce i Justin. Czas z nimi spędzony nigdy nie jest stracony i tylko im potrafię zaufać. Tak na prawdę nikt mnie nie rozumiem, przynajmniej ja odnoszę takie ważnie. Nie rozumieją bo nie przeszli tego co ja. Nikomu tego nie życzę.. Czasami się zastanawiam dlaczego taka jestem. Ja chyba nawet nie chciałam taka być. To życie zrobiło ze mnie zimną, chamską sukę. Gdybym on nie umarł, gdyby Liam nie wyjechał pewnie teraz siedziałabym uśmiechnięta i jadłabym śniadanie z rodzicami. Dobrze pamiętam ten moment kiedy dowiedziałam się że mój chłopak umarł, a Liam nawet mnie nie przytulił. Bo go nie było.
 " Siedziałam na twardym krześle w szpitalnej poczekalni. Wszędzie sterylnie utrzymany porządek, ściany oślepiały swoją aż rażącą bielą a ja sama płakałam jak mała dziewczynka. Po chwili zjawili się Alice i Mike a potem jego rodzice i siostra. Wszyscy siedzieli w ciszy lub cicho szlochali po kątach. Czekaliśmy w ciszy aż wszystko się wyjaśni, myślałam że to tylko sen, że on przeżyję i wszystko będzie dobrze jednak to chyba było nawet nie możliwe. Ale ja wierzyłam. Lekarz około czterdziestu lat wyszedł z nie zadowalającą miną.
-Przykro mi...Usłyszałam coś czego nie potrafiłam zrozumieć. Zaczęłam płakać jeszcze głośniej ale to nic nie zmieniło. On nie żyję. Mój ukochany Nate."
Znowu usłyszałam dźwięk znienawidzonego budzika.
Crazy World around me...-I czego się drzesz?!- Powiedziałam te słowa i wstałam. Trudno było utrzymać mi równowagę i znowu opadłam na łóżko. Wszystkie wspomnienia wróciły, co najgorsze wróciło do mnie jak bumerang. Powtórne próbowałam wstać lecz już z lepszymi skutkami. Powędrowałam do mojej ciemno brązowej garderoby i otworzyłam ją na oścież. Zaczęłam po woli przeszukiwać szafę w wybraniu odpowiedniego stroju na dziś. Zdecydowałam się na zestaw trochę cieplejszy niż zawsze ale dzisiejsza pogoda dawała do życzenia. Wybrane przeze mnie ubrania i skierowałam się  długim, przestronnym korytarzem do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic i zrobiłam mocniejszy makijaż. Rozczesałam moje niesforne włosy, nałożyłam piankę i ułożyłam. Ubrałam jasno beżowe spodnie do tego białą koszulę i turkusowe szpilki. Na to założyłam jeszcze futrzaną kamizelkę i z powrotem wróciłam do pokoju. Zapakowałam szybko turkusową torbę i pospiesznie wyszłam z pokoju kierując się do wyjścia. Chciałam jak najszybciej ominąć kuchnie gdzie pewnie siedzieli rodzice i nasza gosposią i wyjść. Ciuchu prawie na palcach szłam przez biały z dodatkami czerni korytarz.
-Ruth, przyjdź tu natychmiast. Proszę. - Wypowiedziane przez słowa mamy nie wróżyły nic dobrego. Zawróciłam na pięcie i skierowałam się do jasno brązowej kuchni. Usiadłam przy blacie obok mojej rodzicielki i niechlujnie oparłam się o blat. Gosposia krzątając się po kuchni uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie a ja tylko kiwnęłam głową. Jest bardzo miła, ale ojciec jakoś specjalnie za nią nie przepada, ja w sumie też. Jak przypuszczałam rodzice wezwali mnie na "dywanik" po tym jak trzeci raz odbierali mnie z komisariatu w tym tygodniu. Tak jakoś wyszło. Normalnie całe życie na haju.
-Czego chcecie?- Jakby wszystkie pary oczu powędrowały w moją stronę, wzruszyłam lekko ramionami i powróciłam do jedzenia płatków które przed minutą wylądowały pod moim nosem.
- Mam dosyć odbierania co chwilę z komisariatu własnej córki i płacenia nie zliczonej ilości twoich mandatów za przekroczenie prędkości! Tak dłużej nie będzie.- Oznajmił jak widać było już zdenerwowany ojciec. Co chwilę się kłócimy, bywa nawet że o byle gówno ale dla rodziców to się nie liczy, ważne żeby zrobić awanturę. Miałam już wstać i coś powiedzieć, jednak trąbiący klakson dobiegający z przed domu mnie wyprzedził.
- Jak widzicie nie mam czasu. Rozumiecie nie chcę się spóźnić do szkoły więc nara.- Powiedziałam oschle i wybiegłam z domu. Przed moim jeszcze obecnym miejscem zamieszkania stało czarne porsche. Łatwo było rozpoznać kto to. Usiadłam na czarnym skórzanym siedzeniu a torbę rzuciłam gdzieś do tyłu.
-Hej kochanie - Przywitała się ze mną Alice. Uśmiechnęłam się do niej lekko, wyciągnęłam z kieszeni spodni mojego białego Black Berry i wysłałam szybko kilka sms.
-Gdzie zgubiłaś Mike?- Zapytałam lekko zdziwiona faktem że nie siedzi w samochodzie. Zawsze jeździliśmy  w tym samym składzie. Justin wyjechał wczoraj do Manchesteru załatwić jakieś sprawy, miał wrócić dziś wieczorem. Doszukiwałam się Mika wzrokiem, nawet w najmniejszych zakątkach samochodu gdzie nawet mysz by nie przeszła  ale nigdzie go nie było.
-W bagażniku siedzi.
-Kurwa Alice, pojebało cię?
-A to źle?!
-Nie no bardzo dobrze, tylko dlaczego nie zaczekałaś na mnie?- Zapytałam, po czym obie zaczęłyśmy się głośno śmieć. Obie z Alice miałyśmy posrane w życiu i dlatego tak dobrze nam się rozmawia. W sumie obie jesteśmy takie same. Większość ludzi uważa nas za chamskie dziwki czy coś ale my jesteśmy po prostu szczere do bólu. Jechałyśmy kilka minut w głuchej ciszy, przy czym towarzyszył nam cichy śmiech albo płacz Mike.Nie to na pewno był śmiech, my nie płaczemy. Alice zaparkowała na miejscu jak zwykle najbliżej szkoły bo nie chciało nam się pokonywać zbyt wielu kilometrów. Wysiedliśmy pod starą, całkiem nieźle utrzymaną szkołą, była w kolorach brzoskwini i lekko przybrudzonym białym. Do budy prowadziły ogromne ciemno brązowe drzwi wejściowe. Do lekkich one nie należały . Wysiadłam z auta a zaraz za mną Alice. Od razu powędrowałam do bagażnika gdzie przebywał obecnie mój dobry kolega. Otworzyłam z drobną pomocą Al bagażnik i od razu napadła mnie nagła potrzeba zaśmiania się. Wyglądał komicznie, taki biedny, skulony, przykryty jakimś starym kocem a jego mina mówiła sama za siebie. Po chwili spędzonej na pisaniu i odpisywaniu zadań, Mike już stał obok mnie. Kilka razy się przeciągną i skierowaliśmy się do Szkoły.
Większość uczniów było już w klasach w których mieli obecnie lekcje. My jednak jeszcze nie.
Wielkie wejście musi być.
Szukaliśmy sali w której odbywają się zajęcia lekcyjne, szkoła była ogromna i łatwo było się w niej po prostu zgubić. To ciągłe krążenie w kółko zaczęło mnie irytować, i wybrałam pierwszą lepszą klasę która rzuciła mi się w oczy i z całej siły kopałam w drzwi. Moja intuicja jest niezawodna, no może prawie bo to nie była nasza klasa. Szukaliśmy dalej, dalej i dalej.
-Boże jakie cioty nie wiedzą w jakiej klasie mają obecnie lekcję?!- Wypowiedziałam te słowa po cichu jakby sama do siebie, dobrze wiedziałam że i tak usłyszeli.
-Zdajesz sobie sprawę że obrażasz samą siebie idiotko?! To tu.- Jakby z mniejszym entuzjazmem weszliśmy do klasy i zajęliśmy wolne miejsca. Nie powiedziałam nawet głupiego przepraszam, po prostu usiadłam i wyjęłam byle jaki zeszyt. Wzięłam długopis do ręki, chciałam wyjść na dobrą uczennicę i zaczęłam notować to co widaniło na ciemno zielonej tablicy, jednak jak zawsze coś, lub ktoś musiał mi przeszkodzić. Pani Iron
-Może wyjawisz mi dlaczego tym razem się spóźniłaś?!
-Ale że ja?! A no bo wie pani to taki syndrom późnego wstawania.- Widziałam jak na twarzy pani od niemieckiego maluję się krzywy wyraz twarzy.
- Jak rozumiem to jest twoje wytłumaczenie?! Zostajesz po lekcjach.- Oznajmiła oschle i odwróciła się z powrotem do tablicy. Kilka razy przeklnełam pod nosem a moja przyjaciółka tylko się zaśmiała I tak nie zostanę w kozie. Każdy dobrze o tym wie, szkoda tylko że ta debilka nie. Zwróciłam moją dotychczasową uwagę zwróconą na tablice w stronę okna. Zaczęłam przyglądać się każdemu z osobna, każdej rzeczy dokładniej niż zwykle, każdemu nawet najmniejszemu ruchowi. Widziałam to czego nigdy nie dostrzegałam, czułam coś czego nigdy w życiu bym nie poczuła.
Deszcz..
Małe krople wody zaczęły spływać po brudnym oknie. Po woli. Zaczęło padać jeszcze bardziej, mocniej, więcej kropel lądowało na chodniku.  A po chwili jedna, po jednej kropli zaczęły spływać po moim policzku. Od razu starłam kroplę słonej cieczy z mojego policzka by nikt nie zauważył że płakałam. Zawszę udaję twardą, silną ale jest tyle rzeczy których nie zapomnę nawet gdybym leczyła się więc swój umysł, niebezpieczny umysł idę leczyć w klubie chociaż nie wiem czy chcę. Nie znam już innych sposobów żeby zmienić coś, chciałabym już wrócić do domu ale to zatrzymuję mnie wciąż. Siedziałam tak w zastanowieniu całą lekcję do póki nie poczułam, szturchającej mnie ręką Alice. Wzięłam torbę i pospiesznie wyszłam z klasy. Cały mój dzień lekcyjny minął podobnie. Nie miałam siły myśleć, a co dopiero rozwiązywać idiotycznych zadań które nie przydadzą się w życiu.
Tym bardziej moim życiu.
Cały czas byłam zamyślona, no chyba wtedy kiedy miałam się odezwać stawałam się zupełnie inną osobą. Moje zajęcia trwały nieskończenie długo. Dłużyły się z minuty na minutę. Znów jest coś nie tak. Czekałam kiedy skończę, kiedy wyjdę, kiedy po prostu opuszczę tę ruderę.
Myślałam że wygram walkę z przeznaczeniem, teraz już wiem że niczego nie zmienię. Opuściłam szkołę jak zwykle "wcześniej". Cała nasza trójka skierowała się w stronę czarnego pojazdu.
-Zapalisz?- Mike wyją paczkę z papierosami, zapalniczkę i podał mi rzeczy należące do niego.
-Jak mogłabym przepuścić taką okazję. Wzięłam szlug, zapaliłam, zaciągnęłam, i zakrztusiłam się jak zwykle. Przy astmie palenie fajek nie jest zbytnio wskazane, ale co mnie to obchodzi.
Staliśmy jeszcze chwilę, oparci o samochód namiętnie dyskutując o nie wiadomo czym. Wsiedliśmy do z powrotem do auta, tym razem Mike prowadził. Po chwili byłam już pod swoim "demem" jeśli tak to w ogóle można nazwać. Pożegnałam się i ruszyłam do bramy. W holu sciągnełam buty, i na wstępie usłyszałam kłótnie, czy jak to ładniej nazwać wymianę zdań moich rodziców. Wstałam z podłogi i podeszłam do "dużego pokoju". Nie zwrócili nawet na mnie uwagi, tak w tym domu jestem jak duch.
Niewidzialna..
Każdy na choćby prostej ulicy na mnie spojrzała, uśmiechną się, skomentują ale nie moi rodzice nawet głowy nie umieją obrócić. Być może to zaleta, a może i wada. Chciałam wrócić do pokoju jednak Dorota mnie zauważyła.
-Witam, jak było w szkole?- Zapytała lekko zachrypniętym przyjaznym głosem gosposia.
-A obchodzi cie to?!- Obróciłam się o jakieś sto osiemdziesiąt stopni i ruszyłam na piętro.
-Ruth, chodź tu. Teraz!- Wypowiedziane przez ojca słowa nie zruszyły mną, zawróciłam się po czym prawie wylądowałam na pysku. Niezła gleba nie jest zła. Usiadłam na skórzanej białej kanapie. Salon był urządzony bardzo nowocześnie w kolorach czerni, bieli i z motywami czerwieni. Zawsze panował tu porządek, w sumie to jak w całym domu. Siedzieliśmy w ciszy i w zastanowieniu do póki kiedy mama nie wybuchła, napadem złości...
-Ja już na prawdę mam dosyć tych twoich ciągłych wybryków, tych wizyt u dyrektora, na policji czy chociaż by u sąsiadów. Robisz straszny bałagan, nic nie robisz w domu ty nic nie robisz. Dlaczego nie jesteś jak Liam czy twoja siostra Nicole?!- Chyba nikt mnie tak jak teraz nie zdenerwował, nie powinna mnie oceniać. Może taka i jestem, może i często ląduje u dyrektora czy na policji ale nigdy nie chciałabym być jak Nicole a tym bardziej taka jak Liam.
- Nie wiesz o mnie zupełnie nic. A niby jakim sposobem mogłabyś wiedzieć o mnie cokolwiek skoro ty i tak wiesz swoje. Już nawet Dorota lepiej mnie zna. Nie oceniaj mnie bo sama lepsza nie jesteś. I wierz mi nigdy nie chciałabym być jak moje rodzeństwo!
-  Nie tym tonem. Z ojcem postanowiliśmy że wyjedziesz do akademiku w Oxford. To już postanowione.- Oznajmiła i razem wyszli z salonu. No chyba właśnie mój świat runą drugi raz. Znowu będę zaczynać od nowa, ja tak nie dam rady. To męczące, ma dosyć kiedy się załamałam psychicznie straciłam wszystko a teraz kiedy odbudowałam wszystko ,no prawie wszystko, mam przyjaciół po prostu jestem szczęśliwa mam wyjechać i znowu zaczynać od nowa w Oxford. Nie dopuszczę do tego, nie tym razem.
-No chyba was coś pogrzało.-Specjalnie krzyknęłam żeby usłyszeli i to najmniejszy szczegół który został przeze mnie wypowiedziany. Wyszłam z salony, po czym ruszyłam po marmurowych schodach na górę. Trzasnęłam drzwiami od mojego królestwa. Usiadłam na parapecie, podkuliłam nogi pod brodę i zaczęłam po cichu łkać. Nie wiem jaki idiota wpadłby na taki pomysł, trzeba mieć naprawdę poukładane w głowie. A no tak to moi rodzice, prawie zapomniałam. Oni nie są zbytnio normalni, już dawno powinni wylądować u psychiatry, albo chociaż u psychologa. Raczej u psychiatry bardziej by zadziałało. Spojrzałam na krajobraz widniejący za moim oknem. Deszcz pada, żesz kurwa ile może tak padać. Wzięłam telefon do ręki wybrałam numer mojej najbliższej mi osoby i przyłożyłam urządzenie do ucha.
-Cześć skarbie. Jak tam u ciebie, widzę że się stęskniłaś?- Usłyszałam radosny głos Alice. Dla mnie zawsze była miła, chociaż często się przezywałyśmy, czy gadałyśmy jakieś głupoty ale to zawsze były denne żarty.
- Wiesz, ja już tak nie dam rady. Zakichani kurwa rodzice wymyślili zajebisty pomysł umieszczenia mnie w akademiku. Rozumiesz to?! Co za tępe pały. Nie dają mi wyboru, z resztą i tak szybciej czy później bym uciekła. To jak jedziesz ze mną?- Opowiedziałam jej wszystko na jednym wdechu, pewnie ledwo co z tego zrozumiała.
-Zaraz, zaraz czekaj. Że co?
- Po prostu o nic więcej nie pytaj. Chcę się stąd wyrwać, od moich starych ale bez was nigdzie nie pojadę, tylko że jeśli zostanę tu dłużej zostanę wydalona z miasta do Oxford. - Powiedziałam, po czym po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- W sumie i tak mnie tu nic więcej nie trzyma. Ale gdzie chcesz jechać i jak masz zamiar to zrobić?
-Nie ważne jak chcę uciec, bo dobrze wiesz że dla mnie to nie problem. Jedziemy do Londynu, przyjadę po was o 24:30. Poinformuj chłopaków. Kocham.- Rozłączyłam się w pośpiechu i wyjęłam moje dwie ogromne walizki po czym zaczęłam się pakować. Wrzucałam wszystko jak leci do moich turb podróżnych, nie sprawdzając czystości i ich jakości. Miałam mało czasu a było tyle rzeczy do zrobienia. Pakowałam nawet najmniej potrzebne rzeczy, jakieś pieprzone pamiątki, zdjęcia, otwierałam każdą szufladę by niczego nie zapomnieć. Natknęłam się na jedno z moich starych zdjęć z dzieciństwa, trzymałam na nim kwiatka, a za mną stał Liam i Nicole kłócąc się o jakąś zabawkę. Byłam w tedy taka malutka,taka grzeczna, słodka pewnie nawet trzech lat nie miałam. Kiedyś życie było dużo łatwiejsze. Liczyły się tylko zabawki, przedszkole i kto co ma lepszego wtedy istniało coś takiego jak taryfa ulgowa teraz zniknęła. Już na zawsze, nie powróci. Teraz każdy ma swoje życie i swoją dupę. Moja szkoła nie jest zbyt "tolerancyjna" jeśli chodzi o dziwnych ludzi, o to jak się ubierają czy o to czy są bogaci czy już nie. Tam każdy uważa mnie za jakiegoś nie wiadomo kogo. Bo niby jestem bogata, ta chyba w urojeniach. Znaczy nie powinnam narzekać na bark pieniędzy ale bywa tak że rodzice nie chcą mi jej dawać, bo jak to oni mówią "przepuszczę ją na używkach". Takie sytuacje zdarzały się coraz częściej. Ludzie zamęczają mnie pytaniami typu: "Jak tam u Li?", "Kiedy Liam tu przyjedzie?" czy "Ey, kiedy One Direction planują wydanie nowej płyty?". A chuj mnie to obchodzi, co ja mam do tego. To naprawdę potrafi wykończyć człowieka, gdy przez cały dzień siedzą pod twoim domem i czekają aż łaskawie wyjdziesz i z nimi pogadasz, nawet do domu spokojnie nie można wrócić bo śledzą cię na każdym kroku.
- A co panienka tutaj robi?- Usłyszałam głos gosposi dobiegający zza moich pleców.
-Dorota?! Puka się. Raczej co ty tutaj robisz, przecież jest po dwudziestej drugiej. Jeszcze rodziców obudzisz.
-Ależ ja już wychodzę, tylko może pomogę ci z tymi kartonami?- Zapytała lekko speszona
- Nie potrzebuje pomocy. Po prostu robię małe przemeblowanie.- Oznajmiłam jakby nigdy nic. Gdyby to była nowość że kogoś okłamałam. Ja po prostu nie ujawniam wszystkich faktów by kogoś nie urazić, albo żeby sobie nie zrobił krzywdy przez usłyszenie pełnej wersji wydarzeń.
-Oczywiście. Dobranoc Ruth.- Powiedziała a po chwili wyszła. Stałam w osłupieniu jeszcze kilka minut, czekałam aż wszystko ucichnie. Po woli kończyłam moje dotychczasowe zajęcie i znosiłam jak najciszej wszystko do samochodu. Rodzice spali można powiedzieć "jak kamień" nawet nie dgrneli kiedy walizka spadła z niezłym hukiem na schodach. Kiedy było już wszystko zapakowane w samochodzie, oparłam się o maskę i spojrzałam po raz ostatni na mój dom. Nie wiem czy będę tęsknić, na pewno ale teraz moje życie zmienia się i ty chyba na lepsze...
Siadłam za kierownicą czarnego BMW i dojechałam z piskiem opon. Pod dom przyjaciółki dojechałam pięć po wpułdo. Czekałam chwile pod domem lecz po niecałych dziesięciu minutach zjawili się wszyscy uczestnicy wycieczki krajoznawczej.
- Nie stać cie było na nic lepszego tylko na ucieczkę?- Powiedział śmiesznym głosem Justin.
- Miałam pomysł skoczenia ze spadochronem ze stratosfery. -Odpwoiedziałam bardzo poważnym tonem by wzbudzić w nich powagę. Nie wyszło bo wszyscy runęli śmiechem. Nabrałam poczucia humoru, zawsze potrafili mi go poprawić. Wszyscy razem wsiedliśmy do mojego samochodu i pojechaliśmy.
Tak po prostu, bez słowa.
 
 
______________________________________________
Całkiem niezły wyszedł ten nasz nowy rozdzialik.
Mam nadzieję że wam się podoba xD
Co do naszego starego bloga, to na prawdę nam przykro
ale jakoś straciłyśmy na niego pomysł ;/
Sorry
Komentujcie miśki
 
Alicee