Ruth
Obudziłam się rześka i wypoczęta. Do naszego pokoju wpadały pojedyncze promienie słoneczne, mocno go oświetlając. Jak zwykle w pokoju już nie było Alice, jestem bardzo ciekawa która jest godzina skoro rannego ptaszka już nie ma. Wzięłam do ręki telefon, który jeszcze kilka sekund temu leżał na podłodze i zamurowało mnie. Na telefonie była bardzo wyraźnie pokazana godzina, czyli czternasta w południe. Ten cały Londyn źle na mnie wpływa. Wstałam jak oparzona i szybko podbiegłam do łazienki. Odbyłam poranną toaletę. Zrobiłam mocniejszy makijaż, oczy podkreśliłam kredką i tuszem do rzęs a usta pomalowałam bezbarwnym błyszczykiem. Włosy związałam w ślicznego koka. Na siebie włożyłam krótkie spodenki, ukochane conversy, gorset w kwiaty i białą zwyczajna koszulkę. Wszystko ładnie się skomponowało, do tego okulary przeciw słoneczne, nawet zdążyłam pomalować sobie paznokcie. Wzięłam jeszcze torebkę i wyszłam z pokoju skierowywując się do restauracji. Jak zwykle na windę czekałam z dziesięć dobrych minut, po chwili otworzyła jednak drzwi i spokojnie wsiadłam. Obok mnie stał bardzo, podkreślam bardzo przystojny chłopak. Kiedy nasze wzroku niespodziewanie się spotkały, uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam wzrok. Nie wiem czemu, ale zawsze tak robię, to jakoś tak samo przychodzi. Chyba boję się że się zakocham a potem znowu zamknę się w sobie tym razem już nigdy się nie otworzę. Nagle poczułam jak winda się zatrzymuję, chciałam wysiąść ale drzwi się nie otworzyły. Po chwili zgasło światło, a słyszalne były tylko nasze nie równe oddechy.
-Kurwa, zajebiście.- Przeklnełam i zsunęłam się po ścianie w dół. Mój towarzysz uczynił to samo. Nic nie widziałam, nawet nie dostrzegana była twarz chłopaka, była to trochę niezręczna sytuacja nie wiedziałam za bardzo co zrobić, czy się przedstawić, czy może zacząć się na niego wydzierać że to wszystko jego wina. A w moim przypadku to jest bardzo dziwne bo zawsze wiem jak rozmawiać z facetem.
-Hej jestem Matt. A ty?- Zapytał słodkim głosem od którego aż rzygać mi się chciało, ale był tak taki inny. Zajebiście inny, to lubię.
- Normalnie randka w ciemno. Jestem Ruth.-Odpowiedziałam, na co zareagował śmiechem.
- Śmieszy cię coś?!
- Nie skądże, ale wiesz ta twoja wypowiedź była zabawna.
- Dziwny jesteś. Wiesz?
- Słodka jesteś. Mówił ci to ktoś?- Zdziwił mnie ten gest z jego strony ale mimowolnie się uśmiechnęłam. Wstałam i zaczęłam wciskać przycisk wzywający pomoc. Jak zwykle nic. Zrezygnowana z powrotem usiadłam na mało wygodnej podłodze a głowę oparłam o dłonie. Zaczęliśmy gadać o wszystkim i o niczym. Co chwilę któreś z nas wybuchało nie pohamowanym śmiechem. Był naprawdę miły, nie jak wszyscy inni bezbarwni, idiotyczni faceci. Potrafił mnie wysłuchać i zrozumieć, znam go zaledwie piętnaście minut nawet nie widząc jego twarzy a tak dobrze go znam. Przynajmniej tak mi się wydaję. Dowiedziałam się że nie mieszka w Londynie, jest tu tylko na wakacjach, z ojcem który robi tu interesy. Studiuję na Uniwersytecie Columbia i ma trójkę młodszego rodzeństwa. Ja też od zawsze chciałam tam studiować albo na Yeal od zawsze o tym marzyłam. Nie chciałam mieszkać w Wielkiej Brytanii chciałam wyjechać do Nowego Yorku, mimo że nie dawno tam byłam. Mieszkałam tam dwa lata u ciotki, wróciłam z powrotem do Wolverhampton a po dwóch miesiącach wyjechał Liam, a potem zmarł Nate. Nie były to moje najlepsze wspomnienia. To nie zmienia faktu że New York jest piękny, ogromny i na prawdę jest się trudno tam połapać. Mieszkałam tam bo chciałam zobaczyć jak tam jest, zobaczyć czy chciałabym tam żyć. O bez wątpienia. Rodzice pozwolili mi tam wyjechać pod warunkiem że będę się świetnie uczyć tak jak dotychczas. Mieszkałam w jednej z najbogatszych dzielnic Manhattanu i chodziła do najlepszej szkoły Brearley School. Moje dotychczasowe przemyślenia i rozmowę przerwał dźwięk otwierających się drzwi windy, dzięki czemu oślepiło mnie światło i nie mogłam wstać. Normalnie jak po kacu, na szczęście Matt mi pomógł i razem wyszliśmy bez szwanku z windy. Obsługa hotelowa tysiące razy nas przepraszała za usterkę i obiecała że to się już nie powtórzy. Ta jasne a ja jestem elfem. Wzięłam do ręki torebkę która przez przypadek wypadła mi z ręki i ruszyłam w stronę restauracji gdzie pewnie przesiadywała reszta. Nagle ktoś stosunkowo mocno, a zarazem delikatnie pociągnął mnie za nadgarstek
-Co?!-Krzyknęłam zdezorientowana, nawet nie patrząc na twarz osoby obok.
- Chciałem się tylko zapytać o twój numer telefonu. Przepraszam.
-Nie to ja przepraszam, trochę się za bardzo zdenerwowałam. Jasne, trzymaj. Paa- Podałam mu karteczkę z numerem telefonu i pożegnałam się. Po chwili weszłam do restauracji, z której po całym hotelu roznosił się przepiękny zapach. Oczywiście, nie myliłam się wszyscy siedzieli przy stoliku gdzie zawsze i głośno się śmiejąc popijali kawę.
- Witam, państwa,
- Dlaczego fakt że znowu zaspałaś mnie w ogóle nie dziwi?!- Zaśmiał się Mike
- Pewnie, kurwa jeszcze się ze mnie śmiej. Zobaczymy czy będziesz się śmiać jak twoje piękne zdjęcie wyląduje w sieci.
- Nie zrobiłabyś tego..
- A zakład, mam ci pokazać. Więc lepiej siedź cicho.- Odpowiedziałam i usiadłam obok Alice. Zamówiłam sobie jambalaye z owocami morza. Uwielbiam owoce morza, kocham owoce i czekoladę. W czasie kiedy czekałam na zamówienie, zdążyłam się wkręcić w rozmowę z przyjaciółmi. Jak się dowiedziałam rozmawiali o planowanej imprezie. Wszyscy poparli mój świetny pomysł i dzisiejszej nocy nieźle zabalujemy. Nie wiem jeszcze do jakiego klubu idziemy, ale chyba JuJu albo bardziej roztańczonego. Przed moim nosem znalazłam się pyszna potrwa którą jak najszybciej zaczęłam konsumować. Byłam bardzo głodna, nie dorzywione dziecko.
- To jak teraz idziemy na miasto, a potem do klubu?
- Ej a tak przy okazji gdzie my jesteśmy?
- No tutaj, na tej pięknej ulicy... Dobra nie mam pojęcia gdzie jesteśmy, zgubiłam się już na tej jebanej mapie.- Powiedziała Alice po czym rzuciła mapę Londynu na wilgotne podłoże.
-Daj to.- Wzięłam mapę do ręki i zaczęłam szukać obecnego miejsca w którym się znajdowaliśmy. Jednak mapa za bardzo nie chciała współpracować, a wszystkie dookoła ulice wydawały się takie same a taksówki nie było widać.
-Boże ale my idioci jednak jesteśmy. Przecież jesteśmy nie daleko centrum Londynu na St. Martin's Lane.- Zaśmiałam się i ruszyliśmy dalej, a mi było coraz chłodniej. Jednak, trzeba było popatrzeć jaka jest pogoda przed wyjściem. Zwiedzaliśmy po kolei całe miasto, było coraz ciemniej a słońce po woli schodziło za horyzont. Było coraz chłodniej, a miejskie latarnie rozbłyskały na ulicach szarego Londynu. Moje nogi po woli były coraz cięższe i odmawiały posłuszeństwa, takie zwiedzanie to nie dla mnie. Nie przepadam za zwiedzaniem miejsc, od czego są taksówki i auto. Chciałam już wrócić do hotelu, czy chociaż usiąść w jakiejś ciepłej kawiarence czy na ławce w parku. Dochodziła siedemnasta czterdzieści pięć. Klimat morski który tu panuje nie należy do naj cieplejszych i na moich nogach pojawiła się już tak zwana gęsia skórka.
-Możemy już wracać? Mam dość, a poza tym chciałabym się przygotować.
- Jeszcze chwila. Będziesz miała wystarczają co dużo czasu na przygotowania kochanie.
- Boże, co jest takiego fascynującego w zwiedzaniu miasta?- Zapytałam jakby samą siebie. Wszyscy skierowali na mnie swój wzrok i ruszyliśmy dalej. Na moje prośby, błagania czy płacz wróciliśmy z powrotem do hotelu. W holu spotkałam nowo poznanego chłopaka, tylko się do niego uśmiechnęłam i skierowaliśmy się do windy.
- Z kąt ty znasz takie ciacho?!-Zapytała Alice, a jej ukochany chłopak spiorunował ją wzrokiem. Był taki śmieszny kiedy był zazdrosny, raz to nawet pobił się z chłopakiem z którym rozmawiała. To takie urocze.
- Miałam z nim pewną bardzo dziwną sytuacje. Zostałam zamknięta z nim w ruszającej się puszce która nie chciała się otworzyć. Więc pozwolicie że ja pójdę schodami.- Przypomniałam sobie wydarzenie z dzisiejszego dnia i od razu zrezygnowałam z jazdy windą. Chociaż wychodzenie po schodach z obolałymi nogami to też nie był świetny plan, jednak po jakiś dziesięciu minutach byłam już na swoim piętrze. Otwarłam pokój kluczem, jak się okazało mojej przyjaciółki jeszcze nie było, pewnie czekali jeszcze na windę. Usiadłam na łóżku, włączyłam jakiś program muzyczny na telewizorze a głowę oparłam o pierzastą poduszkę. Chwilę potem ujrzałam otwierające się drzwi od pokoju a w nich stała Alice.
-Co was tak długo nie było?- Zapytałam
-Zapytaj Justin'a!- W tej chwili do pokoju wszedł chłopak z rozwalonym nosem z którego sączyła się czerwona maź zwana krwią.
-Coś ty zrobił do cholery jasnej?!- Podeszłam do mojej walizki i wyciągnęłam bandaż i wodę utlenioną. Pociągnęłam go za sobą do łazienki, po czym kazałam mu przemyć nos wodą a potem odchylić głowę do tyłu.
-Alice idź na moment do pokoju Mike, ja się nim zajmę a ty się już przygotuj.- Powiedziałam i z powrotem wróciłam do poszkodowanego. Siedział już grzecznie z głową w tyle. Wzięłam wodę utlenią do ręki i polałam nos.
-Boże idiotko to piecze.- Zaczął się wydzierać.
- Ma piec. Dopóki nie powiesz coś ty zrobił, będzie boleć.- I polałam drugi raz nos i trzeci i czwarty. Darł się niemiłosiernie, aż w końcu wymiękł i krzyknął głośne "przestań".
- Więc słucham?
- No bo to było tak że ja się wywróciłem i uderzyłem nosem w krawężnik...yy znaczy się no w ten, no w podłogę czy to wykładzina.- Powiedział jąkając się. To było oczywiste że kłamie, więc kolejny raz zafundowałam mu powtórkę z rozrywki. Zawsze mówił mi prawdę, bez wyjątku a teraz mnie okłamał. Musiał zrobić coś naprawdę nie w porządku wobec mnie żeby mnie okłamać. Nawet nie wiedziałam czy chcę znać prawdę. Tak, naprawdę zawsze od niej uciekałam.
- Dobra, przepraszam ale ja ja....się trochę wkurzyłem i tak się trochę pobiłem z tym twoim nowym kolegą.- Odpowiedział bezbronnie. Moje serce przyspieszyło rytm swojego bicia, zabrakło mi powietrza i straciłam panowanie nad tym co dookoła się mnie działo.
-Co..co ty zrobiłeś?!
- Przepraszam.....
-Ja nie proszę cię o przeprosiny tylko o wyjaśnienia!- Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. Byłam strasznie zła, jakim prawem on w ogóle go tkną. Nie miał do tego żadnych, nawet najmniejszych podstaw. Ostatnio się jakoś dziwnie zachowywał, był strasznie pod denerwowany, jakiś taki zazdrosny?! Nie wiedziałam o co chodzi ale nie zmuszę go do czegoś czego nie chcę, ale to nie tylko ja na tym cierpię nasza przyjaźń chyba przede wszystkim.
- Zaklej sobie plastrem to coś na nosie, ja idę się przygotować.- Wyszłam bez słowa, po czym zaczęłam grzebać w szafie. Przeszukałam każdy możliwy kąt i nic nie mogłam znaleźć. Znalazłam jednak piękną sukienkę, którą dostałam od Nate. Strasznie mi się podobała, nie wiem czemu. Niby taka zwyczajna a taka niesamowita. Wzięłam ją do ręki i dodatki które do niej dopasowałam. Wygoniłam Just z łazienki, gdyż cały czas tam siedział w tej samej pozycji ze spuszczoną głową mimo że miał mieć ją w górze ale mnie się ma w dupie. Wzięłam prysznic i po woli zaczęłam przygotowywyać się do imprezy. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Patrzyłam się w swoje odbicie zastanawiając się dlaczego mi się to wszystko wydarzyło i te dobre i te złe rzeczy. Czym zasłużyłam sobie na takich przyjaciół, i co zrobiłam źle mając taką pustkę w sercu. Zaczęłam się malować, nałożyłam puder i cienie do oczu a usta musnęłam błyszczykiem. Założyłam sukienkę, płaszczyk do tego bardzo wysokie obcasy a wszystko domknęłam śliczną torebką. Wszystkie niezbędne rzeczy wylądowały w mojej małej kopertówce. Wyszłam z łazienki, usiadłam na czarnej skórzanej sofie i obserwowałam jakieś skaczące buźki na ekranie telewizora.
-Jej, wyglądasz pięknie.- Powiedział Justin nie odrywając wzroku od mojej osoby.
- Ta...dzięki, za to ty idź się lepiej przebrać.-Powiedziałam bez uczuciowo, wpatrzona w telewizor.
-Będziesz na mnie taka cięta?! Przepraszam po prostu byłem zazdrosny. Zadowolona?!- Krzyknął i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. W tej chwili, mój mózg przestał normalnie funkcjonować. Wszytko zaczęło bez sensu się składać w całość. Najmniejszy szczegół pasował do rozsypanki w mojej głowie która była bez sensu, mimo że wszystko do siebie pasowało i nic się nie wykluczało. Byłam zawsze zdziwiona jego zachowaniem, jego nastrojem, jego stosunek wobec mnie i to jak się do mnie wyrażał. To w jaki sposób był dla mnie miły i się o mnie zawsze troszczył, jak bart, jak najlepszy przyjaciel, jak ktoś więcej. Czyżby on się we mnie zakochał, tak po prostu. Bez przyczyny, bo jak można kochać mnie. Zimną, niby bez uczuciową dziewczynę, mimo że dla niego jestem inna i dla moich przyjaciół to i tak nie potrafię tego zrozumieć. Pojąć. Może to tylko moje złudzenie, może zwykła pomyła a może szczera prawda której boję się przyznać przed samą sobą. Moje przemyślenia przerwał stukot w drzwi wejściowe. Podniosłam się na równe nogi, wyłączyłam telewizor i wyszłam z pokoju przy okazji zakluczając go.
-To jak idziemy?!
-Pewnie.- Odpowiedziałam i ruszyliśmy do taksówki która już czekała pod hotelem. Alice wyglądała nieziemsko, jej czarna sukienka idealnie eksponowała jej chude uda, a kolor pomarańczowy który ożywił jej całą stylizacje idealnie podkreślał jej karnację skóry. Chłopaki, też elegancko, ale na luzie co świetnie się zgrało i wyglądali jak niesamowicie przystojni, bogaci kolesie. W taksówce pech chciał że obok mnie usiadł Jus a ja nie miałam mu nic do powiedzenia. Wiem, a powinnam. Powinnam z nim porozmawiać i upewnić się w swoich przekonaniach a nie snuć coś po kątach i tylko domyślać się co kryło się za słowami wypowiedzianymi z jego malinowych ust. Siedziałam oparta o szklane chłodne okno, zapatrzona w ruszający się krajobraz. Siedziałam w zamyśleni przez całą drogę nie odzywając się nawet jednym słowem. Tak sobie teraz uświadomiłam fakt że on zawsze był przy mnie blisko, a ja go odtrącałam, ja zawsze miałam coś ważniejszego, zawsze znalazł się ktoś ważniejszy. Jednak jestem skończoną idiotką. Jak mogłam tego nie zauważyć, boże trzeba być ślepym. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zatrzymującego się silnika i otwierających drzwi przez Alice. Do klubu prowadziła ogromna kolejka, ale przecież dla Ruth to nie problem. Zaczęłam przepychać się po kolei przez różnych ludzi, kiedy jednak dopchałam się do przodu drogę zagrodził mi ogromny ochroniarz.
-Tu jest kolejka
-Ja nie uznaje czegoś takiego jak kolejka. Znaczy chciałam powiedzieć iż aż jestem tu bo rodzice mnie opuścili i nie mam gdzie się podziać...rozumiesz prawda!?- Powiedziałam jak najsłodszym głosem, za moimi plecami słyszalne były śmiechy chłopaków. Dopiero po chwili zorientowałam się co powiedziałam i sama zaczęłam się śmiać z własnej głupoty. Kiedy tak spojrzeć na tą sytuację i na tą moją fascynującą wypowiedź to nie mam pojęcia w jaki sposób wierzą mi psy.
-Od kąt jesteśmy na ty?! Rodzice cię opuścili, powiadasz. Takie bajeczki to nie mnie wciskaj.- Odpowiedział surowym głosem, bardzo się przestraszyłam, aż zmiękły mi kolana. Aktorem to on by nie został.
- Od kiedy jesteśmy na ty?!- Podszedłam do niego, trochę go zbajerowałam. Mój urok osobisty robi swoje. Widziałam jak się uśmiechał pod nosem
-No dobra wchodźcie.- Za nami były dosłyszalne jęki i krzyki dziewczyn które bez powodzenia nie dostały się do wejścia. Już bez problemowo weszliśmy do klubu, a na wstępie uderzyła głośna muzyka, zapach alkoholu i innych używek. Zajęliśmy loże, po czym pierwsze miejsce które odwiedziłam był bar. Zamówiłam sobie drinka, po drinku i tak jakoś czas zleciał. Byłam coraz bardziej wstawiona, ale to nie był mój rekord tak na prawdę jeszcze mało wypiłam. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie są moi przyjaciele, wszyscy gdzieś się rozeszliśmy. Ja chciałam ominąć głupawe spojrzenia Justin'a a przede wszystkie rozmowy z nim więc poszłam do baru, a zakochana para chciała pobyć sama i też się zaszyła w kąt. Klub był bardzo nowoczesny, w odcieniach czerwieni i czerni. Ogromny parkiet, świetna muzyka no i ten nie zastąpiony bar. Niedaleko baru zauważyłam Mike i od razu postanowiłam do niego dołączyć. Oboje szaleliśmy na parkiecie, a po chwili dołączyła do nas Alice. Świetnie się bawiłam, muzyka idealnie się komponowała z moim tańcem. Wzrokiem szukałam Jus, nie wiem czemu. Nie chciałam go widzieć na oczy ale jednak chciałam go zobaczyć. Te jego usta, niebieskie jak ocean oczy i zaczerwienione policzki. To takie dziwne uczucie, kiedy nie wiesz do końca na czym stoisz. Czujesz się tak, tak bezbronnie i nie wiesz co masz robić. Mój wzrok napotkał, brunetkę siedzącą na kolanach pewnego chłopaka. Chyba nie muszę tłumaczyć, kto był tym chłopakiem. Nigdy go nie zrozumiem, najpierw jest zazdrosny, strzela focha a potem obściskuję się z jakąś lafiryndą na boku. To ja miałam wyrzuty sumienia że go tak potraktowałam, ale on musiał mnie pobić i zachował się jeszcze gorzej. Czułam się jakby zdradzona, mimo że nawet nie byliśmy parą i nie miałam tego w planach. Po prostu czułam się zawiedziona i nie doceniona. W tej właśnie chwili spojrzał w moje oczy i jakby się zawstydził, a w jego oczach dostrzegłam ból, a z ruchów ust odczytałam ciche przepraszam. Odwróciłam wzrok i wróciłam do poprzedniego zajęcia. Nie chciałam żeby ta sytuacja zniszczyła mi humor dlatego dalej tańczyłam i świetnie się bawiłam. Przynajmniej starałam się nie dawać nic po sobie poznać. Kiedy puścili mój ulubiony kawałek na co zareagowałam ogromnym uśmiechem. Uwielbiam tańczyć, kocham to robić. Wskoczyłam na blat baru, seksownie tańcząc w rytm piosenki. W około zgromadziła się całkiem niezła ilość ludzi, głownie mężczyźni. Alice za moją prośbą rzuciła mi szampana, zamkniętego. A ja za bardzo nie znam się na tym by go otworzyć. Jednak po chwili cały blat był zalany orężadął z procentami. Zobaczyłam że przyjaciółka wysyła mi jakieś znaki. Może ma jakieś nie kontrolowane ruchy? Pokazywała mi jakieś nie zrozumiałe rzeczy w końcu dostałam od niej sms "ODWRÓĆ SIĘ!!". Wykonałam jej zadanie, ale zupełnie nie przemyślając tego co robię. Napotkałam wzrok można by powiedzieć wściekłego braciszka, tylko kurna co on tu robi. Nie wiem czemu, ale zaczęłam się śmiać, po prostu śmiać a Alice ze mnie. Za nim stała cała te jego banda, na której widok miałam ochotę puścić pawia. Zeszłam z blatu i usiadłam na krześle barowym, a tuż obok mnie usiadł on.
-Ruth?!
- My się znamy?- Zapytałam jakby nigdy nic, chciałam żeby poczuł to samo co ja , kiedy to on mnie ignorował i nie dawał znaków życia a informacje o własnym barcie możliwe były tylko do uzyskania w kolorowych gazetach.
- Błagam cię, co ty odwalasz. Jedziesz, ze mną do domu i twoi koledzy też...
- Dla mnie już nie istniejesz. Wiesz ty się lepiej w dupę pocałuj bo ja i tak nigdzie z tobą nie pojadę.- Odpwoiedziałam beznamiętnie i bez uczuciowo. Wiedziałam że go tym wkurzyłam, taki miał być efekt końcowy.
- A zakład?!- A wydawał się taki troskliwy na początku. Pozory lubią mylić.
- Kochanie uciekłam nie raz policji, uciekłam z radiowozu, uciekłam nawet z aresztu myślisz że tobie nie ucieknę. Grubo się mylisz.-Uśmiechnął się głupawo po czym wziął mnie ręce. Zaczęłam się wyrywać, ludzie się na nas patrzyli co najmniej dziwnie, a reszta tych lalusiów poszła do Alice, Mike i Justin'a który przed chwilą do nich dołączył. Nie miałam jak mu uciec bo zaczął mnie gilgotać a tylko to mnie powstrzymało żeby mu nie dać w ryj. Wrzucił mnie do samochodu a sam zają miejsce z przodu, po chwili dołączyła do nas reszta i odjechaliśmy z piskiem opon.
-To się nazywa porwanie.- Krzyknęłam a Justin zaczął się śmiać, tak mój ton głosu mógł być trochę zabawny. Bo połączenie jakiego kolwiek słowa z dużą ilością alkoholu może wydawać się śmieszne.
-To się nazywa braterska opieka.
- Jak ci dam w ryj to też będzie siostrzana opieka, bo oszczędzę ci tych spojrzeń na ulicy. Przynajmniej wyprostuję ci ten krzywy zgryz.- Cała reszta się zaśmiała, ale ja mówiłam całkiem poważnie. W tej chwili byłam bardzo poważna
Poważna...ja
Znowu wpatrzona w smutny krajobraz za okna pojazdu. Zachowywałam się jak naburmuszona nastolatka która nie dostała torebki Dolce&Gabbana, ale robiłam to celowo. Tak, chciałam celowo żeby poczuł to co ja kiedy mnie opuścił, żeby zobaczył jak to jest ignorowanym, żeby wiedział że ja tak łatwo nie odpuszę i nie wybaczę. Ja cały czas czuję się przez niego odtrącona, a on zachowuję się jak nigdy nic. Niektórzy by powiedzieli że jestem bez serca, chamska, zimna mogę się zgodzić ale przecież Liam nie ma nic sobie do zarzucenia, prawda?! Przecież on jest idealny i zawsze był po za tym jednym małym szczegółem. Może dla niego to było normalne, taka tam ponad roczna rozłąka a gdyby teraz mnie nie znalazł to pewnie do sześdziesiątego roku życia by się nie odezwał. Przez całą drogę z moich ust nie wypłynęło ani jedno słowo. Siedziałam cicho, skulona a obok mnie wpatrzony w drogę chłopak. Przyglądałam mu się uważnie, każdy jego ruch, oddech czy zwykłe przełknięcie śliny. Tak bardzo chciałam przestać patrzeć na niego, ale sama sobie nie mogłam uwierzyć w to co zrobił, tak po prostu. Raz mówi co innego, a innym co innego. Raz mu na mnie zależy, innym ma mnie w dupie. Nie zwróciłam nawet uwagi na zatrzymujące się auto, cały czas wpatrzona byłam w Justin'a. Mimo że wysiadł chwilę temu, ja cały czas wpatrzona byłam w miejsce na którym jeszcze kilka sekund siedział. Z transu wybudziła mnie dopiero Alice. Wysiadłam po woli z auta, podążając śladami chłopaków, nawet nie wiedząc gdzie idę. Nie oglądałam się dookoła, zapatrzona byłam w swoje buty i zamknięta w swoim świecie. Nie chodziło mi o to że mnie olał bo się w nim zakochałam czy coś w tym stylu, chodzi mi raczej o to jak mnie potraktował. Byliśmy dobrymi przyjaciólmi i chciałam żeby tak zostało. Nic dodać, nic ująć. Kiedy postanowiłam podnieś wzrok, zaniemiałm z wrażenia. Dom, ogromny dom. Pięknie ozdobiony, kwiatami czy kamienną ścieżką. Dookoła przepiękne ogrodzenie,latarnie czy małe lampki a na środku wielka marmurowa fontanna. No gwiazdunie sobie załatwiły fajny domek. Wszyscy weszliśmy do ogromnego brązowo-białego holu, był przepiękny taki wyjątkowy. Ruszyliśmy w stronę gdzie podążyła grupka młodych chłopaków. Weszliśmy do przestronnego salonu. Był urządzony bardzo nowocześnie a jednocześnie z gracją. Czarno-białe akcenty dodawały elegancji a kolorowe wstawki dopełniały całość do perfekcji. W oczy rzucał się bardzo dużej wielkości telewizor i piękna biała skórzana sofa z kolorowymi poduszkami na środku pokoju. Zauważyłam jeszcze jedną bardzo istotną rzecz zdjęcia na ścianie, a wśród nich jedno moje i Li. Zaniepokoił mnie bardziej fakt że tuż obok znalazły się nasze walizki, znaczy moje i przyjaciół. Ja już się gubię we własny życiu, mimo że tak na prawdę wszystko wydawało się takie proste. Nic nie jest proste i nigdy nie będzie, zawsze droga będzie kręta i żaden wybór nie będzie odpowiednio dobry by zaspokoił twoje pragnienia. Usiadłam, wygodnie na kanapie nie pytając nikogo o zdanie a reszta podążyła moimi śladami tylko Liam usiadł na czarnym fotelu przypominającym gruszkę. Siedzieliśmy w głuchej ciszy, słyszalny był tylko tupot stóp o podłogę wywołujący przez z któregoś z pięciu chłopaków. Po chwili usłyszałam głos brata, ten sam co kiedyś. Tak samo uroczy, słodki i niesamowicie piękny a nie jak jeszcze chwilę temu przepełniony złością i żalem.
-Ruth, masz wybór albo zostajesz tutaj i mieszkasz ze mną i chłopakami..
-No chyba cie gnie, nie będę tu mieszkać tym bardziej z tym...z tym czymś.- Weszłam w słowo by od razu się nie łudził że tu zostanę chodźby minutę dłużej. Już na prawdę chyba gorszego pomysłu nie mogli wymyślić. Jestem prawie przekonana że to wszystko wina rodziców i że to oni nasłali Liam'a, a ten pomysł na pewno stworzony został przez ich bujnął wyobraźnie.
- Nie dałaś mi dokączyć, ale dobrze jeśli wolisz tą drugą opcje to bardzo proszę. Jutro wylatujesz do Oxford.- Oznajmił i wbił wzrok w moje oczy, a ten jego błysk w oku przeszył mnie na wskroś.
- No coś ci się w głowie od tej sławy przewróciło. Boże dość że ryj krzywy, to jeszcze w głowie nie po kolei.- Stwierdziłam i lekko się uśmiechnęłam
- Masz wybór, albo jedziesz do Oxford sama, albo zostajesz tu i zamieszka z nami, pójdziesz do najlepszej szkoły w Londynie i zaczniesz się uczyć.
-Myślisz że jak pojedzie do Oxford nie pojedziemy razem z nią?! Oj mylisz się chłopie, mylisz. My w przeciwieństwie do ciebie dbamy o przyjaźń a nie tylko o kasę- Odpowiedział Justin a Alice i Mike go poparli. Zaskoczył mnie tym gestem. W dobrym znaczeniu tego słowa. Uśmiechnęłam się mimowolnie, bo wiem że mam na kogo liczyć i wiem kto mnie wspiera i we mnie wierzy.
-Możecie za nią jechać ale spotykać się nie spotkacie bo będzie mieszkać w internacie a tam są surowo ukazane zasady.
-Nie lecę do Oxford, ani nie zostanę tutaj ani sekundy dłużej.- Podniosłam się, jednak Liam mnie zatrzymał.
-Nie wyjdziesz z tąd dopóki nie podejmiesz decyzji, a może wolisz porozmawiać z rodzicami?- Zapytał sarkastycznie, czym mnie strasznie wkurzł. Nigdy taki nie był, nie potrafię tego zrozumieć ani sobie wytłumaczyć nawet słowami "po prostu się o ciebie martwi i chcę jak najlepiej".
- Grozisz mi rodzicami?! Zabawny jesteś. Wiesz ty może zbadaj się na głowę, dobrze ci radzę bo może odziedziczyłeś to po rodzicach.- Odpwiedziała i z powrotem usiadłam na miękkiej sofie.
-Dobra ja mam tego dosyć! Słuchaj, Ruth tak?! Nie udawaj osoby którą nie jesteś... Spróbuj zamieszkać z nami tutaj w Londynie i zgódź się na postawione ci warunki. Jeśli chodzi o twoich znajomych to na przeciwko jest dom do wynajęcia więc sama zadecyduj co jest najlepsze dla ciebie. Londyn z przyjaciółmi, Oxford sama a może wieczna ucieczka?!- Puścił swój monolog któryś z chłopaków z zespołu. Nie wiem dlaczego ale czułam że ma rację, przecież nie mogę wiecznie uciekać i tak to coś mnie dogoni. Może i się zmieniłam, może i na gorsze ale tak mnie życie potraktowało i taka jestem i tego nie zmienię. Mogę się uczyć, ale charakteru nie zmienię. Bywam chamska, może i tak ale zawsze potrafię szanować osobę która szanuję mnie i jest wobec mnie szczera. Siedział w ciszy, zastanawiając się co powiedzieć, co będzie dalej. Czego chcę i co jest dla mnie najlepsze. Jakiej drogi nie wybiorę zawsze będzie kręta, bez względu na wszystko. Zawsze znajdzie się jakieś "ale", zawszę znajdzie się coś z czego nie będziesz zadowolona ale tego nie przewidzisz.
-Ruth, a tak z ciekaości z pytam, jakim cudem weszłaś do tego klubu i mieszkałaś w tak drogim hotelu, skoro rodzice zablokowali ci kartę kredytową?!- Zapytał Li. Nie miałam pojęcia że rodzice zablokowali mi kartę, bo cały czas płaciłam raczej grubą gotówką. Chyba na prawdę już im się pomysły skończyły skoro kartę mi zablokowali. To się nazywa kurwa łeb.
- Dzięki za informacje. Kurna ale z nich są jebane dziwki. Ale to już chyba nie twój zasrany interes z kąd miałam pieniądze. Prawda?!
- Ruth!! Właśnie że to jest mój interes!
- Dobrze, zostanę i koniec tematu, ale ja też mam warunki. Mam własną sypialnie, garderobę i łazienkę, według własnego pomysłu. Alice, Mike i Justin będą mieszkać na przeciwko i zachowujemy się jak byśmy się nie znali.
- Kiedyś taka nie byłaś. Co się z tobą stało?! To przez to że zerwałaś z Nat'em?! Nie to nie jest koniec tematu, powiedz z kąd miałaś pieniądze!- Krzyknął zirytowany jak było po nim widać, Liam. Do oczy napłynęły mi łzy, ale nie pozwoliłam słonej cieczy wypłynąć. Znowu to zrobił. Znowu mnie zraniła. Co się ze mną stało?! Raczej co stało się z nim.. Woda sodowa mu do głowy uderzyła i za wiele sobie pozwala. Nie ma prawa mnie oceniać bo już mnie nie zna tak dobrze jak kiedyś, nie on mnie w ogóle nie zna. Jest obcą osobą, zupełnie obcą.
-Nic nie wiesz, wiedz zamknij mordę i się do mnie więcej nie odzywaj a tym bardziej mnie nie oceniaj. Jasne?! Nate już nie wróci i dawna ja też.- Wypowiedziałam te słowa, po czym pobiegłam na zewnątrz. Nie wiedziałam nawet gdzie biegnę, nie znałam tego domu a był ogromny. W końcu znalazłam wyjście, chyba do ogrodu.
_____________________________________________
W mojej głowie ten rozdział wyglądał dużo lepiej ale to taki szczegół xdd
Przepraszam że czekałyście tak długo i to jeszcze na takie gówno-nic,
ale mi wyłączyli internet i nauka już mnie przytłacza. O Julce to już nie wspomnę ;/
Kochamy was <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Alicee
No nic po tym rozdziale jestem pewna ż e muszę przeczytać bloga od początku do samego końca :)
OdpowiedzUsuńBTW nie mogę się doczekać następnego !!
http://wildworld69.blogspot.com
Przepraszam, że dopiero teraz komentuje Twojego bloga, ale jakoś wcześniej nie miałam czasu :( Co do treści to uważam, że nie ma się do czego przyczepić. Zadbałaś o każdy, nawet najmniejszy detal. Opowiadanie jest przepełnione emocjami, bardzo cieszy mnie fakt, że kończąc rozdział tak naprawdę nie mam pojęcia co czeka mnie w następnym :) Wydaje się (i zapewne tak jest) jakbyś wkładała swoje całe serce w to co piszesz. Z taką lekkością, odrobiną poczucia humoru - wszystko idealnie się prezentuje. Na koniec, koniec? Kurczę myślałam, że ten komentarz wyjdzie trochę dłuższy :D Wracając do tematu życzę Ci dużo weny, bo wiem, że czasami nam gdzieś umyka i trudno ją potem znaleźć. Wierze jednak, że Tobie przybędzie jej ze zdwojoną siłą czego będziemy świadkami w następnym rozdziale <3 Pozdrawiam: Avampi.
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam do siebie, mam nadzieję, że wpadniesz i ocenisz póki co prolog i pierwszy rozdział <3 http://ever-together-we-sail-into-infinity.blogspot.com/
Zostałaś nominowana to The Versatile Blogger! :) Więcej szczegółów na -> http://letmefeeloursicklove1d.blogspot.com/2013/02/the-versatile-blogger.html Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńDziękuejmy ♥
OdpowiedzUsuń[SPAM]
OdpowiedzUsuńna:
http://passion-love-trouble-hope-lie-trust.blogspot.com/
jest już czwart rozdział, który pisałam ja, czyli Jess :) w tym rozdziale Jess bije się z myślami i między nią, a Zayn'em dochodzi do czegoś, czego oboje się nie spodziewali. Potem poznaje tajemniczego chłopaka, który pomaga jej wywiązać się z dręczącego ją problemu. Zapraszam do przeczytania i komentowania :)
Jess :)
Masz talent, nie ma co ;) Rozdział wyszedł ci świetnie - każdy detal idealnie dopracowany. Z przyjemnością przechodzę do następnego ;3
OdpowiedzUsuńM.