środa, 24 kwietnia 2013

Kiedyś wygram, ale jeszcze nie teraz..

Chapter eight
Ruth

Szybko wstałam i wybiegłam z pokoju, trzeba coś z tym zrobić za nim będzie za późno..

Pukałam do wszystkich pokojów, jak jakaś opętana. Na prawdę nawet tak się czułam. Musiałam wszystkich obudzić, chociaż bez tej bandy też by się obeszło, ale sama sobie nie poradzę a zwłaszcza z taką osobą jak Em. Czy się jej bałam? Tak, bardzo. Nie chciałam mieć z nią nic do czynienia, nigdy nawet nie powinnam jej poznać. Dla niej liczy się tylko to co może skrzywdzić innych, intrygi, sekrety czy głupie plotki. Ona jak za jednym machnięciem magicznej różdżki niszczy innym życie. Dla niej to jest zabawa, z której czerpie energie na nowy dzień. Kiedy mieszkałam w NYC nie było łatwo, a zwłaszcza w takim miejscu jak
Carnegie Hill. Tam wszyscy są najbardziej wpływowymi ludźmi, na Manhattanie czy w Stanach Zjednoczonych. Dzieci biznesmenów, aktorów, deweloperów czy innych sław były rozpieszczone do granic możliwości, a ich jedynym zadaniem było się dostanie na najlepszą uczelnie. Takim dzieckiem byłam ja. Dzielnica Upper East Side zmieniła mnie na tyle że sama siebie nie byłam w stanie poznać, a Emmily niestety za bardzo pochłonęła gra o sławę. Ona kiedyś była inna, nie chcę jej bronić ale to właśnie ta dzielnica ją zmieniła. Niestety. Zbyt dużo myślę o przeszłości, za dużo to pochłania mojego czasu. Nie chciałam, a raczej nie powinnam wracać do czasów, kiedy na prawdę byłam w stanie zrobić wszystko by wygrać i mieć rację. Ale teraz znowu muszę wrócić do przeszłości. Spytacie pewnie dlaczego? Bo tylko z pomocą Luke, Jack'a, Sophie i Katie poradzę sobie z Emily. Można powiedzieć że to nasza wspólna "koleżanka", której nie darzymy zbyt dużą sympatią. Wiem że Jack jest w Londynie, a resztę sprowadzę nie wiem jak ale sprowadzę do Londynu. Czemu tak bardzo chcę aby tu przyjechali? Bo ich bezpodstawnie potrzebuję a może to tylko wymówka żeby ich znowu zobaczyć? Sama nie wiem. Tęsknie za nimi, strasznie ale tak samo ich potrzebuję, tu i teraz. Czasami się zastanawiam kim tak na prawdę jestem. Optymistka,egoistka czy może pesymistka. Zbyt bardzo przywiązuję się do ludzi, boję się strachu i samotności ale świat widzę tylko w różnych kolorach tęczy. To kim jestem? Nikim? A może gdzieś tam kryje się osoba pełna podziwu? Ale gdzie? Zbyt dużo pytań jak na jeden raz, jak na jeden moment, jak na jedną tak cenną sekundę życia. Wymazałabym moje myśli, gdybym tylko wiedziała jak. Miałabym spokój, gdybym przez to zapomniała o wszystkim. Zabiłabym to uczucie, które drzemie we mnie. Cały czas byłam skupiona w tak czasochłonne zajęcie, jak walenia w drzwi. Nikt, nic a głuche echo odpowiadało na moje rytmiczne uderzenia. Nie miałam pomysłu, mój umysł nie był w stanie wymyślić nic sensownego w takiej chwili. Musiałam obudzić jakieś osiem osób, które ni chuja się do tego nie palą. Nic dziwnego, też bym nie wstała gdybym nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Na pobliskiej półce zauważyłam tak zwany klakson. Wzięłam go do ręki, zastanawiając się czy to an pewno dobry pomysł. Nie miałam nawet pojęcia, co on tu robi, nawet nie chciałam wiedzieć. Co ja się będę zastanawiać, kiedy uciekłam z domu też za wiele nie myślałam. Bez pośpiechu nacisnęłam pomarańczowy klakson, zupełnie bez żadnego namysłu. Przez co sama siebie ogłuszyłam, dość niemiły dla ucha dźwiękiem. Nagle ujrzałam jak po kolei wszystkie drzwi się otwierają, w regularnym tępię, na co zareagowałam gromkim śmiechem bo wyglądało to komicznie. Wszyscy byli tacy wystraszeni, włosy każdemu z osobna stały na wszystkie możliwe strony świata, ich ciała okrywały miękkie kolorowe piżamy, a ich miny mówiły same za siebie. Uśmiechałam się lekko by załagodzić sytuację, jednak złość buzująca w ich umysłach na pewno przerosła moje oczekiwania.
-Co ty do cholery odwalasz?-Zapytał, a raczej krzyknął z wyrzutem Zayn.
-A tak się bawię, takim fajnym czymś.- Odpowiedziałam z ironią.- Jezu, no na logikę, przecież nie jestem jakąś chorą psychicznie laską i nie chodzę z byle powodu po domu w środku nocy.- Odparłam po chwili namysłu.
-No ja nie wiem..
-Mówiłeś coś loczku?!- Przez co automatycznie, wycofał się w tył. Wszyscy stali dookoła siebie, przyglądając się bezczynnie całej sytuacji. Wiedziałam, że nie bez przyczyna sama prawie ogłuchłam i nie budziłam ich po to aby stali w miejscu, ale nagle mowę mi odjęło. Nie wiedziałam jak sensownie zacząć zdanie i jak starannie go skończyć. Nie był to dla mnie łatwy temat, ale mimo wszystko trzeba było skończyć tą szopkę. Za dużo wspomnień, za dużo wydarzeń, za dużo nieporozumień jak na jeden dzień. A to wszystko spotkało mnie. Czasami zastanawiam się przy kubku czekolady, siedząc z podkulonymi nogami do brody patrząc na widok za oknem dlaczego to właśnie mnie spotkały te rzeczy, te wszystkie wydarzenia o których kiedy tylko sobie przypominam, mam ochotę płakać. Czy ja coś zrobiłam? Może mnie już dawno nie powinno być na tym świecie, może mnie w ogóle nie powinno tu być? Moje zastanowienia przerwał donośny głos chłopaka.
-Ruth? Powiedz o co chodzi.- Łagodnie spytał, lekko roztrzęsiony Liam. Wiem, że bez ich pomocy nie dam rady, ale wiem też że nie mogę im powiedzieć prawdy. Więc, wszystko musi pozostać między mną a Emmily. Wiem też że ona zrobi wszystko żeby oni dowiedzieli się całej prawdy, nawet najmniejszego szczegółu. A ja próbuję tego uniknąć.  Moją największą tajemnicą zna tylko ona, nawet Alice, Katie, Luke, Spohie czy reszta moich przyjaciół nic o tym nie wie. Boję się prawdy, tego przed czym ociekam najbardziej.
-Chodźmy do salonu.- Zaproponowałam i wszyscy ruszyliśmy w stronę, dobrze już znanego mi miejsca. Jak już wspominałam nie raz, ten dom był tak ogromny że nawet chłopcy się w nim gubili. Usiedliśmy na skórzanej sofie, spojrzałam na wiszący czarny zegar, a oczy aż same mi się zaświeciły. Dochodziła trzecia w nocy, a my siedzieliśmy tak na prawdę ledwo patrząc przed siebie jakby nigdy nic. Znowu to uczucie, ta wielka gula która rosła mi w gardle przez co nie byłam w stanie wymówić żadnego sensownego słowa.
-Potrzebuję waszej pomocy.-Odrzekłam ledwo słyszalnie. Wszystkie pary oczu zostały skierowane w moją stronę, przez co moje policzki nabrały koloru. Schowałam twarz w dłonie i cały czas zastanawiałam się co mam im powiedzieć. Byłam na siebie tak cholernie zła, za to że obwiniałam Liam'a bez żadnej podstawy. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy, nie teraz. Wzięłam tylko telefon do ręki, wraz z listem który dostałam w szpitalu i podałam Alice. Bacznie ją obserwowałam, widziałam jak ruszają się jej oczy w tę i z powrotem, a jej palce zaciskają się na giętkim papierze w pięść.
-Kto to jest Emily?!- Krzyknęła wściekła Al. Wszyscy aż podskoczyli, ze strachu, ja sama zaczęłam się jej bać. Widziałam jak w jej oczach rośnie coraz większe stężenia złości. Siedziałam aż wryta w siedzenia, bojąc się jej dalszej reakcji. Nikt nie wiedział o co chodzi. Moja przyjaciółka podała Li obie rzeczy i z powrotem usiadła na swoje miejsce. Wiedziałam że muszę go przeprosić, że muszę im wszystko wyjaśnić bez niektórych kluczowych wątków, o których nikt nie może wiedzieć. Kątem oka spojrzałam na Liam'a, który już przeczytał list, chyba nawet dwa razy, z resztą jego mina mówiła sama za siebie.
Jest źle, jest bardzo źle...
-W skrócie, Emily poznałam jak mieszkałam w New York. Wtedy też poznałam Luke, Sophie, Katie and..Jack'a.- Powiedziałam nie pewnie, słychać było jak mój głos się załamuje.- Kiedy poznałam Em, wszystko się zmieniło. Byłam zupełnie inna, codziennie Jack, albo Katie szukali mnie po klubach, a ja zalana w trupa siedziałam przy barze. Wtedy zaczęły się moje problemy z piciem, paleniem i..ćpaniem. Jednak oni mnie nie zostawili, kiedy kazałam im się wynosić z mojego życia, oni i tak zawsze byli przy mnie. To właśnie oni pozbyli się Emily.- Zakończyłam, a w okolicach oczu poczułam już dobrze mi znane mrowienie.
-Co masz zamiar z tym zrobić?- Zapytał nagle Niall. Sama chciałabym to wiedzieć. W głowie panował zamęt, moja głowa zaprzątnięta była sprawami o których teraz nie powinnam myśleć. Musiałam oczyścić umysł i spokojnie wszystko obmyślić. Może nie znają całej prawdy, może są przekonani że jestem bez winy, może widzą tylko te złe strony, ale i tak nikt nie jest w stanie mi wmówić że to nie moja wina. Ja to wiem, ona to wie, oni to wiedzą że to ja zawaliłam. Wzięłam telefon do ręki, wpisałam numer, który cały czas miałam na szybkim wybieraniu i przyłożyłam urządzenia do ucha. Kilka sygnałów, cisza. Ponownie, kilka sygnałów, cisza. Nagle usłyszałam ten dobrze mi znany, zachrypnięty głos. Moje serce zaczęło walić szybciej a oddech stał się nie równy. Tak, byłam zdenerwowana, strasznie zdenerwowana.
-Przyjedź, proszę..- Wychlipałam ostatkiem sił.
-Ruth? To ty? O co chodzi? Gdzie jesteś? Ruth!- Głos po drugiej stronie nie przestawał mówić. Pytania zadane przez niego, znowu napadły mój umysł. Zbyt wiele pytań. Może banalnych, ale zbyt duża ich część zajmowała mój bezbronny umysł.
crawford-chace-hot.jpg-Czekaj! Jack, potrzebna mi twoja pomoc.. wiem że jesteś w Londynie, przyjedź za granice miasta na Osiedle Hampton. Zadzwoń do Sophie, Luke i Katie , niech przylecą najszybszym lotem New York-Londyn. Emily wróciła..- Usłyszałam tylko ciche "będę jak najszybciej" i ciche pikanie, co oznaczało koniec rozmowy. Siedział na pół przytomna, z głową w dłoniach a oczy były podpuchnięte, od szlochu. Nikt nie odważył się odezwać słowem. Co się dziwić. Nigdy nie przypuszczałam że znajdę się w takiej sytuacji, w tak beznadziejnej sytuacji. Kiedyś wygram, ale jeszcze nie nie teraz. Czuję to, czuje że czegoś mi brakuje i przez to nie mogę się podnieść, wstać z powrotem na równe nogi. Czy chciałam zbyt wiele, czy ja w ogóle nie zasługuje na szczęście? Mogłabym zadawać sobie to pytanie w nieskończoność. Ale ja już chyba znam odpowiedź..tak było jest i będzie. Szczęście opuściło, ale czy wróci? Nagle usłyszałam, dzwonek do drzwi. Gwałtownie podniosłam swoje ciało, do pozycji stojącej i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Nie zwracając uwagi na moją obolałą nogę, podbiegłam do drzwi, po czym chwyciłam za posrebrzaną klamkę. Kto wie, może była na prawdę srebrna? Ujrzałam dobrze mi znaną postać. Chłopak, w czarnym płaszczu,białą bluzką i czarnym w drobne kropki swetrem, z lekkim nie ładem na głowie, panie spowodowany nagłą pobudką. Patrzyłam w jego piękne oczy, w których kiedyś byłam bezgranicznie zakochana, a może nadal jestem. Jack podszedł do mnie, mocno przytulił i założył soczysty pocałunek na moich spierzchniętych ustach. Zaskoczył mnie ten gest, nawet bardzo. Zakochałam się w nim, ale to jeszcze kiedy byłam za oceanem. Najgorsze było to, że był on a raczej nadal jest chłopakiem mojej przyjaciółki. Katie. Głównie to był powód mojego nagłego powrotu do Wolverhampton. Tak na prawdę, chciałam tam zostać w Nowym Yorku, ale nie dałam rady, po prostu nie mogłam. Kiedy patrzę na Jack'a widzę Nate, widzę Katie widzę wszystko to co było najlepsze, to co się już skończyło.
-Ruth co się dzieje?- Zapytał, patrząc w moje oczy. Były tak niesamowicie piękne, że nie byłam wstanie znowu im nie uledz. Przyglądałam mu się dokładnie jak jakaś kretynka, którą w pewnym sensie jestem. Widziałam po wyrazach twarzy innych, którzy dokładnie od samego początku obdarzali nas swoim wścibskim wzrokiem, że oni sami byli dość mocno zaskoczeni. Podałam mu list i komórkę na której widniała treść sms.
-Przepraszam że cie tu ściągnęłam, ale nie dałabym rady.- Po czym, po moim policzku spłynęła słona łza. Mocno mnie do siebie przytulił, ucałował w czoło i powiedział te kilka słów które mnie pocieszyły "nie przepraszaj, ja zawsze byłem, jestem i będę twoim przyjacielem".
-Oni jeszcze nie wiedzą wszystkiego...-Powiedziałam niepewnie.
-No to chyba pora im powiedzieć, skoro mają pomóc.
-My się chyba nie zrozumieliśmy.- Pociągnęłam, go z dala od reszty, by nie byli w stanie usłyszeć naszej rozmowy. Dobrze wiedziałam co robię i co chcę przez to osiągnąć. Wiem też że reszta nie powinna się o niczym dowiedzieć, zwłaszcza Liam. To byłby koniec. Wszystkiego...
Usiedliśmy na skórzanej sofie, w moim pokoju i oboje się sobie patrzyliśmy w oczy.
-Zrozum, nie ściągałabym cię tu, gdyby oni o wszystkim wiedzieli. Gdyby wiedzieli jaka kiedyś byłam. Poprosiłam żebyś tu przyjechał, bo oni nie znają i mają nie poznać całej prawdy o mnie i o reszcie. Tam, na dole siedzi ósemka osób, które wiedzą tylko część niekończącej się trylogii naszego życia. I tak ma zostać do końca.- Wydusiłam z siebie na jednym wdechu i ponownie oparłam głowę o miękką poduszkę. Okłamuje ich, ale nie bez przyczyny, bo coś dla mnie znaczą. Może niektórych z nich nie darzę większym zainteresowaniem ich osobą, ale i tak w pewnym sensie coś dla mnie znaczą. Może nie ładnie kłamać, oszukiwać, czy snuć plotki. Może tak, ale nie raz to jedyne sensowne wyjście z sytuacji. A może nie.
-Czekaj, bo czegoś nie rozumiem. Ty nie chcesz żeby oni poznali ciebie taką jaką kiedyś byłaś, chociaż wiele się nie zmieniłaś..- Zaśmiał się za co dostał poduszką w głowę.- Emily ma coś na ciebie.-
Czy on czyta w myślach? Zawsze wiedział o co mi chodzi, co mnie gryzie tak jak Li, ale teraz mnie zaskoczył. Może on zbyt dobrze mnie zna? A może zbyt dobrze zna Em? Z resztą to nie jest ważne, teraz raczej trzeba się skupić na innych bardziej istotnych rzeczach.
-Dobra, nie ważne o co chodzi Emily. Trzeba zlokalizować gdzie się teraz znajduję, trzeba odwołać mój lot do Oxford, przekonać rodziców że nie jestem jakimś ćpunem a no i najważniejsze pozbyć się naszej koleżanki. Spróbuj mi jeszcze wmawiać, że mamy dużo czasu.- Pociągnęłam go za rękaw, czarnego sweterka i skierowaliśmy się w stronę schodów które prowadziły na dół. Weszliśmy po woli do ogromnego pomieszczenia, gdzie wszyscy się znajdywali. Usiedliśmy obok siebie, w dość niezręcznej ciszy.
-Więc, po pierwsze Jack, ty musisz podać się za mojego ojca i odwołać lot. Liam ty masz chyba najtrudniejsze zadanie, jutro z Katie jedziecie do rodziców przekonać ich że nie muszę zostać zamknięta w psychiatryku, a nie do chyba był internat. W sumie to, to samo. Alice zadzwoń do Luke i powiedz żeby namierzył naszą zgubę. Reszta niech pomoże, albo niech się nie miesza.-Powiedziałam i opadłam na sofę. Wszyscy zaczęli używać telefonów komórkowych, zaczęli dzwonić, pisać i gadać. Biegali po cały pokoju z notesami w dłoniach bacznie skupiając się na sowich zadaniach. Była to dziwna sytuacja, wszyscy mi chcieli pomóc. Dlaczego mnie to tak dziwi? Chyba dlatego że ja nie byłam dla nich miła, że nie poświęcałam nieprzespanych noc dla nich. A oni, robią to bezinteresownie. Kiedyś ktoś się mnie zapytał ile razy wybaczasz, komuś tylko dlatego że nie chcesz go stracić? Nie odpowiedziałam, a wiecie dlaczego bo nigdy nie zrobiłam czegoś takiego, zawsze musiałam mieć coś w zamian. Nigdy nie zrobiłam czegoś bezinteresownie, no chyba że byłam mała. Dopiero teraz zauważyłam jak na prawdę jest, jaka na prawdę byłam.
-Ok, samolot odwołany.- usłyszałam donośny krzyk Jack'a. Odetchnęłam z ulgą, mimo że to nie koniec.
-Ten twój laluś Luke, czy jak mu tam jest wysłał mi sms że Emily wygrzewa się w Indonezji na wyspach Sundajskich. Więc na razie mamy spokój, a i oni wylądują za jakieś trzy godziny na lotnisku Heathrow.- Ta wiadomość podniosła mnie na nogi, ale muszę mieć jeszcze jedno zabezpieczenie.
-Justin połącz mnie z komisariatem w Londynie. Emily będzie miała nie miłą niespodziankę na lotnisku w Londynie.
-Ale ona leci do Oxford.- Zakwestionował
-Zmieni plany.- Uśmiechnęłam się cwaniacko, i wzięłam telefon do ręki. Miałam zamiar poinformować, jako godna zaufania nie chcąca się ujawnić dziewczyna o przemytach z bronią w ręku i o licznych rozbojach w kraju. Policjant bez problemu mi uwierzył, bo to nie jedyna skarga na nią i to nie będzie jedyny jej pobyt w areszcie. Emily będzie miała się z czego tłumaczyć. Ze mną się nie zadziera..
" Zmiana planów E. Twój plan nie wypalił i zostaje w Londynie..."
Też cię kocham..
Szybko wysłałam wiadomość i ponownie tym razem triumfalnie się uśmiechałam. Dochodziła szósta nad ranem, jak ten czas szybko leci, zdecydowanie za szybko. Wszyscy już spali, jedni na podłodze, drudzy na kanapie a jeszcze inni na sobie. Ułożyłam się wygodnie i z drobnym uśmiechem zasnęłam.

Kilka godzin później.
Obudził mnie a raczej nie tylko mnie, głośny roznoszący się po całym domu dzwonek do drzwi. Wstałam leniwie, przeciągając swoje ciało i kilkakrotnie ziewając. Podeszłam do drewnianych drzwi, ledwo patrząc przed siebie, nawet nie spojrzałam kto zawitał do domu. Zobaczyłam trójkę, lekko uśmiechniętych przyjaciół. Na ich widok aż sam uśmiech wkradł się na moją twarz. Rzucili mi się na szyję, oprócz jednej najważniejszej mi osoby. Katie. Spojrzałam na jej oczy, które lekko się zaszkliły i wzięłam ją za rękę do swojego pokoju. Gdy pokłócisz się z osobą na której ci zależy każdy dzień trwa jakby miesiąc. I ta nadzieja i niepokój czy wszystko wróci do wcześniejszego stanu. Bałam się tego że ona mi nie wybaczy tego że zniknęłam tak nagle, bez pożegnania, bez żadnego powiadomienia. Weszłyśmy do mojego pokoju i nagle zapadła ta cisza, której tak nie cierpię. Obie nie wiedziałyśmy co powiedzieć, jak się zachować.
-Przepraszam...- Zdołałam tylko tyle wypowiedzieć. Nie wiedziałam jak zareaguje, czy rzuci się na mnie z pretensjami czy mnie przytuli. To jest takie irytujące.
-Przepraszasz?! Zostawiłaś mnie samą, w najtrudniejszym momencie. Moi rodzice się rozwiedli, z Jack'em mi się nie układało, a mama wyleciała do Paryża.- Wykrzyczała mi prosto w twarz. Zabolało. Widziałam jak po jej policzkach spływają łzy, przez co moje oczy spuchnęły i wypłynęła z nich słona ciecz. 
-Na prawdę cie przepraszam, byłam taka głupia.- Przytuliłam ją do siebie z całych sił,a ona jeszcze bardziej się we mnie wtuliła.
-Nie płacz.Kocham cię.
-Ja ciebie też, Ruth. Ja ciebie też.-Usłyszałam z ust Katie. Było to niesamowite, nieznane mi uczucie ogarnęło moje ciało. Katie zeszła na dół, do salonu gdzie wszyscy przebywali...chyba. Ja jednak postanowiłam się przejść, na spacer. Ta mądra ja, idzie się przejść na spacer z gipsem na nodze. Ubrałam płaszcz i wyszłam pośpiesznie z domu. Chodziłam uliczkami Londynu, a raczej błądziłam. Weszłam do parku, strugi deszczu, spływały po moim przeźroczystym parasolu, a ja zastanawiałam się nad sensem swojego życia. Który to raz?
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam i ujrzałam dziewczynę, jakby ducha. Myślałam że zemdleje zaraz.
-E...Emily?-Zapytałam...


_________________________________________
I znowu nawaliłam i znowu beznadziejny rozdział i znowu krótki....
Jestem beznadziejna, nie mówię że Alicja też bo ona jest świetna, ale ja nawet pisać nie umiem..
Przepraszam, ale i tak się nie poddam i jeszcze was pomęczę tymi moimi wypocinami.
A jak wam się podoba taka akcja, dziwna, nieprzewidywalna... czytajcie dalej :*
Komentujcie <3
Julaa

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Przyszliście się pożegnać?!

Chapter seven
Liam

Siedziałem na obrotowym krześle, zastawiając się nad sensem życia, przy czym wsłuchując się uważnie w słowa płynące z jej bladych ust. Czułem się jakby cała energia, całe moje życie straciło sens, gdy widziałem jak bardzo cierpi osoba bez której nie mógłbym żyć. Była taka smutna kiedy opowiadała mi o tym co przechodziła, dopiero teraz wiem jak bardzo ją skrzywdziłem. Jednak ja zostałem nie ugięty, nie chciałem jej powiedzieć dlaczego tak postąpiłem, po prostu się bałem  że mi nie uwierzy więc słuchałem jej uważnie, nie odzywając się słowem. Nagle, ucichła, podniosłem wzrok z moich czarnych butów na jej piękne oczy, z których byłem w stanie wyczytać wszystko co maluje się w jej wyobraźni. Kiedy zobaczyłem płynącą łzę po jej policzku, coś we mnie pękło, jakaś część mnie przestała funkcjonować, wraz z pierwszą łzą spływającą po ciele. Po moim ciele przeszły ciarki, serce zwolniło rytm bicia a oczy zaszkliły mi się. Ruth szybko jednak ją otarła łzę, bym nie zobaczył jej skruchy. Tak bardzo chciałem ją przytulić, ale za każdym razem wiem że mnie odepchnie. Nie jestem dla niej już tym samym bratem co kiedyś, wiem że ona mi nie ufa ale chcę wykorzystać te kilka dni które mi dała.
-Nie płacz. Nikt ani nic nie jest warte twoich łez. Jestem z tobą.- Powiedziałem. Przysunąłem krzesło bliżej i ująłem jej dłoń, jednak szybko ją wyrwała. Zmieszany cały czas się jej przyglądałem. Cały czas, chciałem się dowiedzieć czy na prawdę kiedykolwiek brała narkotyki. Gdybym dowiedział się że wszystko było spowodowane moim głupstwem nie wybaczyłbym sobie tego. Cały czas próbowałem skrywać w sobie te kumulujące się emocje, które wzrastały wraz z każdym wypowiedzianym przez nią słowem. Uczucia miałem mieszane, głownie smutek i żal sam do siebie. Gdy spojrzę w lustro widzę ten sam obraz co każdego ranka, każdego dnia jestem inny. Z każdym wschodem słońca jestem starszy, głupszy lecz za każdym razem jestem tym samym tchórzem. Za wszelką cenę próbowałem, starałem się odganiać od siebie te złe myśli patrzeć na świat przez szkła różowych okularów. Tak na prawdę uciekam myślami od jednej rzeczy, od jednego miejsca, od jednego zdarzenia. Dobrze pamiętam łzy mamy, taty, Nicole i tej najmłodszej Ruth kiedy odjeżdżałem i zostawiłem ich samych. Dzwoniłem, lecz tylko do rodziców. Całą historie znacie dobrze, wystarczająco na tyle by stwierdzić że jestem skończonym idiotą.
-To dlaczego nie było cię, kiedy na prawdę cię potrzebowałam?!- Zapytała ze smutkiem wyczuwalnym w jej głosie. Sam chciałbym odpowiedzieć na to pytanie, choćby sensownie. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, mowę mi odjęło. Szczerość, to coś do czego bałem się przyznać. Wiele razy chciałem napisać, zadzwonić lecz kiedy spojrzałem na wyświetlany numer, naciskałem czerwoną słuchawkę.
-Ja nie...nie wiem.- Skłamałem, a raczej chciałem skłamać. Zrobiłem to całkowicie świadomie, przez co założę się że będę mieć wyrzuty sumienia tak jak przez poprzednie dwa czy już nawet trzy lata. Siedziałem przygnębiony co chwilę spoglądając na bezwładnie spoczywającą bladą rękę, którą ściskałem. Patrzyłem na nią z tym samym niezmieniającym się wyrazem twarzy, bo wszystkie emocje które malowały się na mojej twarzy, przykryłem maską która towarzyszyła mi od nie dawna.
- Właśnie, nie potrafisz mi wyjaśnić nawet tego dlaczego po prostu odszedłeś. To ty mi teraz nie potrafisz zaufać, a raczej nie chcesz mi powiedzieć czegoś co spieprzyło mi kawałek życia a dla ciebie to wyłącznie kilka słów. Ja już ci nie ufam, tak jak ty mi więc nie powinnam, a raczej nie chcę ci powiedzieć to czego tak pragniesz się dowiedzieć.- Zamilkła, a mnie przeszła fala nieprzyjemnych dreszczy. Zabolało. Dlaczego? Bo powiedziała mi prawdę? A może dlatego że to z jej ust wypłynęła cała prawda, której tak na prawdę nie chciałem znać? Nie wiem. Moje ciało, mój umysł były tak jakby sparaliżowane, ogarnęły mnie uczucia jakich dotąd nie znałem. Ufam jej, moje uczucia co do niej się nie zmieniły, lecz wiem że ona zmieniła nie tylko nastawienie co do mnie, ale i całego świata. Zaintrygowały mnie słowa "spieprzyło mi kawałek życia". Chciała powiedzieć że moja obecność, a raczej jej brak zniszczyło jej życie? Być może, ale szybko te myśli opuściły mój umysł.
- Pamiętam, jak siedzieliśmy w ogródku i patrzyliśmy w gwiazdy a każdej z osobna nadawaliśmy głupawe imiona. Wtedy pierwszy raz zaufałaś mi na tyle i opowiedziałaś mi co czujesz. Ufałem ci tak tak jak ty mi i cały czas ci ufam, ale kiedy cię ignorowałem, nie chciałem cie zranić. Bałem się, po prostu się bałem. Chcę odbudować nasze relacje, ale ty nie chcesz. Powiesz mi czy ćpałaś?
-Pamiętam każdy moment z naszego życia. Kiedyś babcia powiedziała bardzo mądre słowa "Bo ten, kto raz nie złamie w so­bie tchórzos­twa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni". Zraniłeś mnie i to bardzo, a wiesz czym?! Strachem..Tak, ćpałam! Zadowolony?!.- Spojrzała mi prosto w oczy i uroniła jedną łzę. Teraz nie czekając na jej rekcje otarłem spływającą ciecz i objąłem  jej chłodne ciało. Na początku stawiała opory lecz po chwili sama wtuliła się w moje ramie. Czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie, czułem się spełniony. Balem się że ta chwila skończy się niczym pękniecie mydlanej banki, jednak nawet na chwile nie wypuściła mnie z objęć. Po woli moja koszulka mokła od słonych łez, które nadmiernie wypływały z jej błękitnych oczu. Podałem jej chusteczkę. Siedzieliśmy na przeciwko siebie i oboje spoglądaliśmy w swoje tęczówki. Nie wiedziałem co mam dalej robić, siedzieć bezczynnie i wpatrywać się w jej oczy, zacząć rozmowę, przytulić czy pocałować w czoło. Jej słowa miały sens, były najprawdziwszą prawdą do której bałem się przyznać.  Ale teraz wiem że muszę wszystko odbudować i na nowo zacząć coś co spieprzyłem.
- Przepraszam, tak strasznie cię przepraszam. Jak długo to trwa czy trwało?- Zapytałem niepewnie. Podniosła swój wzrok, a w jej oczach malowało się uczucie którego nigdy dotąd nie dostrzegałem w jej niebieskich tęczówkach. Widziałem że jest zmęczona, oczy same jej się same zamykały a na jej twarzy co chwilę pojawiał się grymas, powszechnie zwanym ziewaniem. Chciałem poznać prawdę o tym co działo się, kiedy ja spędzałem czas na próbach a ona płakała po nocach lub siedziała zalana w klubie.
-Wiesz, co ci powiem. Nie ufam ci w ogóle ale sama się sobie dziwie że chcę ci o tym powiedzieć.  Ćpałam bo chciałam zapomnieć, kiedy zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam próbowałam przestać ale nie dałam rady. Dopiero po jakimś czasie wyszłam z nałogu, jednak nie do końca. Pije, palę a na komisariacie mam już kartę stałego klienta ale na prawdę się starałam przestać ćpać lecz to jest takie trudne.- Skończyła swą wypowiedź i znowu jej cichy szloch rozszedł się po sali. Od razu rzuciłem się na nią i mocno zamknąłem w żelaznym uścisku. Czułem kiedy coraz bardziej popadała w histerię, a moja koszulka była przesiąknięta słoną cieczą. Nagle gwałtownie odsunęła się ode mnie, wytarła łzy i próbowała coś powiedzieć lecz z jej oczu nie przestawały wypływać łzy a klatka piersiowa podnosiła się coraz szybciej.
- Błagam, nie mów nic rodzicom. Proszę.- Wybłagała.
-Spokojnie, nic im nie powiem ale już nie płacz. - Pogłaskałem ją po głowie i przytuliłem jak dotychczas. Wiem, jacy są rodzice, nie wyobrażam sobie ich reakcji na ten temat. Nawet do nich nie zadzwoniłem, kiedy Ruth wylądowała w szpitalu, ich reakcja nie byłaby zadowalająca. Oni już tacy są, wymagają a sami nie są lepsi. Spojrzałem na dziewczynę, która jak spostrzegłem po chwili śpi. Jej oczy były podkrążone od płaczu a policzki zaczerwienione. Okryłem ją białą pościelą, a sam położyłem się na drugie, wolne łóżko. Dopiero teraz mogłem stwierdzić iż są one na prawdę nie wygodne. Co chwilę spoglądałem na moją siostrę, która co chwilę przewracała się z boku na bok. Dlaczego nie wróciłem do domu? Nie chciałem jej zostawić samej, może myślałem że jak odejdę to ją stracę? Nie wiem. Za nim się spostrzegłem, moje powieki szczelnie przyległy do oczu.

Ruth
Długie godziny. Łzy napływały do jej oczu z coraz większą częstotliwością. Była zbyt słaba, aby usunąć wspomnienia, którymi dławiła się co dnia. Żyła przeszłością. Wiedziała, że tak nie można. Czuła, że to źle. Ale nie umiała inaczej. Jeszcze nie dawno tak wyglądało moje życie, z mojego punktu widzenia. Te wspomnienia odeszły kiedy, siedziałam w objęciach Li. Czułam jak bardzo chcę mi pomóc, kiedy patrzyłam w jego oczy dostrzegałam tęsknotę, ból, a w jego oczach niekiedy tańczyły iskierki. Szczerze mówiąc, nie wiem dlaczego akurat do niego wykręciłam numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę.Chciałam do niego zadzwonić, nie protestowałam ale jakie będą tego skutki, nie wiem. To czego najbardziej się obawiam to, to że on chyba nie zdaje sobie sprawy jak wiele znaczą dla mnie słowa, które usłyszał kilka godzin temu. Leżałam, przyglądając się śpiącemu chłopakowi, a na twarzy chłopaka co chwilę malował się ogromny uśmiech, pewnie mu się coś śni. Nie wiem czemu, ale na ten widok się uśmiechnęłam, mimowolnie. Czy tęskniłam za nim? Bardzo, bez wątpienia. Lecz nadal nie ufam mu tak jak kiedyś, nie wiem czy to będzie jeszcze możliwe. Nasza więź kiedyś była nie do zniszczenia, ale wszystko kiedyś się zmienia, upada nie odwracalnie. Ale czy tak jest z naszą przyjaźnią? Nie wiem, mam nadzieję że nie. Ponownie spojrzałam na Liam'a który miał już otwarte oczy. Uśmiechną się lekko i puścił do mnie oczko po czym podniósł się z łóżka do pozycji siedzącej.
-Jak się spało?- Zapytał, leniwie się przeciągając.
-Mam być szczera? Nigdy nie spałam na mniej wygodnym materacu.- Powiedziałam ironicznie i usiadłam podobnie jak Liam. Oboje w tej samej chwili wybuchnęliśmy gromkim śmiechem, to śmieszne uczucie, kiedy zamiast płakać zaczynasz się śmiać jak wariat. Chciałabym już wyjść z tego przeklętego miejsca, mam dość tych wiecznie niewyspanych nocy, na niewygodnym materacu i tego gówna co podają jako obiad. Czuję się dobrze, powiedziałabym wręcz że bardzo dobrze ale cały czas nie mogę się przyzwyczaić do gipsu na mojej lewej kończynie. Wiem też że tak szybko nie wyjdę ze szpitala, no chyba że stanie się cud. Czułam na sobie wzrok mojego brata, było to odrobinę krępujące ale starałam się specjalnie nie zwracać na niego zbyt dużej uwagi. Wzięłam do ręki telefon i spojrzałam na, aż jarzący swoim światłem wyświetlacz. Wskazywał czternastą trzydzieści. Złapałam się za głowę, nie mogłam uwierzyć że do tej godziny byłam w stanie spać, byłam w szoku że Liam do tej pory spał.
-Idę zadzwonić, za chwilę przyjdę. - Wstał i wyszedł. Widziałam jak z kimś zawzięcie dyskutował, przez telefon. Niby ten sam chłopak co kiedyś, a jednak tak wiele się zmienił. Przez pewien okres czasu siedziałam sama, obserwując to jak rytmicznie porusza się z jednego miejsca do drugiego , jednak po chwili znikną z pola mojego widzenia. Położyłam głowę z powrotem na poduszkę, a do ręki wzięłam białego BlackBery  i bezczynnie przewracając go w dłoniach, myślałam nad tym co będzie dalej. Nie chciałam znowu wywrócić swojego życia do góry nogami, dla mnie to już za dużo. Ale wiem że coś muszę zmienić, lecz nie wiem jeszcze co. Kiedy poczułam lekką wibrację, co oznaczało nadejście sms, skierowałam swój tok myślenia na zupełnie inną stronę.
Jedziesz do Oxford, rano o ósmej samolot ojca będzie czekał na lotnisku Heathrow. Przykro mi nie dałaś nam już wyboru...
Czytając treść tej notki, kilka łez spłynęło po moich policzkach, a jednocześnie złość gotowała się we mnie od środka. Teraz już wiem do kogo Liam dzwonił i po co. Jak ja mogłam być taka głupia i mu o wszystkim opowiedzieć?! Za nim coś zrobisz, pierwsze pomyśl, ja chyba zapomniałam o tej zasadzie. Do przestronnej sali, wbiegł po chwili Liam, Gdybym mogła zabijać wzrokiem, za pewne już by nie żył. Widać było że był zdenerwowany i widać było że był przerażony. Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, ni­komu służyć, ni­komu po­magać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie. Ja jednak, przestałam się bać, przestałam uciekać ale jedynie się zawiodłam. Dla niektórych to tylko głupie słowa, dla mnie znaczą bardzo dużo. Ludzie są fałszywi, źli, nieuczciwi ale najgorsze jest to jak najbliższa osoba potrafi cię zranić do granic możliwości, kiedy nie możesz wstać i wiesz że już się nie podniesiesz.
-Byłem u lekarza, powiedział że jak chcesz to możesz nawet dziś wyjść. Chłopaki dziś przyjadą, no a potem pojedziemy po meble do twojego pokoju. No i mam jeszcze jedną dobrą wiadomość, twoi przyjaciele od jutro wprowadzają się do domu naprzeciwko.- Zafascynowany skończył swoją wypowiedź i usiadł obok na krześle. Moja mina nie wyrażała za pewne żadnych uczuć, ale w środku miałam ochotę wybuchnąć. Myślałam że jest już wszystko dobrze, że nie będzie pod górkę, ale zawsze się coś musi zjebać.
-Po co mi to mówisz? Wyjdę dziś, jutro już mnie tu nie będzie a wszytko to twoja wina! Nie wiem jak mogłam ci zaufać. Myślałam że zatrzymasz to dla siebie, myślałam że ci na mnie zależy, ale twoja duma ci an to nie pozwoliła i musiałeś im wszystko wygadać. - Wykrzyczałam mu prosto w twarz.
-Co?! Przecież ja nie dzwoniłem do rodziców.
-Nie tłumacz się, bo i tak ci nie uwierzę. Wyjdź.- Stawiał sprzeciw, jeszcze kilka minut, jednak kiedy spostrzegł że nie obchodzi mnie jego ani jedno słowo. Byłam załamana, kolejne kilka lat spędzone z dala od moich przyjaciół, to za wiele jak dla mnie. Ja jestem bez nich nikim. Przez kilka godzin siedziałam sama, przykryta po uszy szlochając pod nosem. Usłyszałam jak drzwi po woli się otwierały, jednak nie zwróciłam na to uwagi. Siedziałam w tej samej pozycji, wiedziałam że do pomieszczenia weszło więcej osób niż jedna.
-Przyszliście się pożegnać?!- Zapytałam kpiąco. Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. Podniosłam wzrok z nad puszystej pościeli, a wszyscy nagle skierowali swój wzrok an mnie.
-Nie, przyjechaliśmy po ciebie, przecież wracasz dziś do domu.
-A jutro, lecę do Oxford. Wiesz co ja chyba wolę zostać tu.- Widziałam jak na ich twarzach malowało się zdziwienie. Chyba braciszek, nie pochwalił się swoim czynem. Nigdy sobie już tego nie wybaczę, że mogłam być tak skończoną kretynką i na nowo mu zaufać. W pomieszczeniu siedziało siedem osób, na korytarzu siedział Liam z głową spuszczoną w dół. Do moich oczu cisnęły łzy, lecz nie pokazywałam skruchy i siedziałam w skupieniu, przyglądając się każdemu z osobna. Nagle do sali wszedł, młody około dwudziestu pięciu lat, lekarz.
-Dzień dobry. Mam nadzieję że czujesz się już dobrze, bo z badań wynika że wszystko jest już dobrze, a za chwilę przyniosę pani wypis. Kule czekają przed salą. Proszę na siebie uważać i co tydzień przyjeżdżać na badania, gips zdejmiemy za jakieś dwa tygodnie.-Uśmiechną się pogodnie. Wstałam z małą pomocą Niall'a i Justin'a. Alice podała mi torbę z rzeczami jakimi przywiozła, a ja czekałam aż wszyscy wyjdą bym mogła nałożyć na siebie coś mniej skąpego niż to szpitalne wdzianko.
-Mam się przy was przebierać?!- Zapytałam ironicznie.
-A co to za problem?- Odpowiedział pytaniem, na pytanie jakby zbulwersowany Harry, a reszta tylko cicho się zaśmiała. Zmierzyłam chłopaka wzrokiem, szybko złapałam za poduszkę i wymierzyłam w jego stronę. W Dzięki czemu zgromadzenia zaczęli się głośno śmiać, nawet ja lekko podniosłam wargi ku górze. Jak to dziwnie brzmi "zgromadzeni", normalnie czuję się jakbym w kościele była.
-Wynocha!-Krzyknęłam.- Ale Alice, kochanie zostań bo potrzebuję do pomocy kogoś mniej zboczonego.- Powiedziałam już głosem miłym jak baranek, przez co obie się zaśmiałyśmy. Na ogół, jestem a raczej byłam miła, ale dla przyjaciół zawsze staram się podchodzić jakby byli ostatnimi osobami na Ziemi. Wyciągnełam z torby długie przecierane spodnie, białą bluzę z rękawem trzy czwarte i bordowe vansy. Obróciłam się gwałtownie kiedy usłyszałam głośny pisk dziewczyny.
-Co się stało?!
-Tyś zwariowała?! Chcesz ubierać długie spodnie, kiedy masz gips? Może szpilki to tego?- Wykrzyczała, lecz cały czas była opanowana.
-A co mam w bokserkach paradować? Oddaj mi te spodnie!- Chciałam odzyskać moją własność, więc podeszłam do przyjaciółka i wyrwałam jej spodnie. Jednak ona nie dała za wygraną i obie zaczęłyśmy się kłócić, bić i wyzywać. Pomijając fakt że miałam na nodze gips, to nie szło mi najgorzej. Widać było że Alice się to podobało, co chwilę śmiała się jak opętana i kładła się na podłodze. W końcu  wyrwałam jej spodnie, z taką siłą, że sama wylądowałam na twardych kafelkach.
-Matko, boska święta! Nic ci się nie stało?!!- Zdenerwowana, zaczęła obok mnie klękać, błagać i przepraszać. Aż uśmiech sam cisną się na twarz. Trochę dupa i kręgosłup na tym ucierpiały, lecz nie było to raczej nic poważnego, raczej lekkie stłuczenie.
- Weź mi pomóż wstać, a nie mi się tu kładasz na kolana.- Zaśmiałam się lekko.
- Dobra, ubieraj te krótkie spodenki.- Wskazała na czarne, krótkie spodenki które wystawały z niebieskiej torby. Na początku myślałam że to kieski żart, ale po jej minie wywnioskowałam że mam założyć spodnie które nawet dupy nie zasłaniają, na jakieś minus trzy stopnie. W aprobacie pokazałam tylko żeby się w głowę jebnęła.
-Nie wyjdę w tych szortach na taką pogodę. Zapomnij!
-Nie masz wyjścia idiotko. Ubieraj je, bo w domu czeka na ciebie niespodzianka.- Nie wiem czemu, ale uległam jej. Jestem bardzo upartą osobą i raczej w takich sprawach nie odpuszczam, ale kiedy spojrzałam na moją nogę, faktem było że rurki by na nią nie weszły. Czy ciekawiła mnie ta pseudo niespodzianka? Jasne, ale nie wiem czy chciałam wiedzieć co to jest. To dziwne, ale nie przepadam za niezapowiedzianymi prezentami, są fajne ale nie zawsze są takie jakich byśmy oczekiwali. To jest tak jak z życiem. Nigdy nie wiesz co cię czeka, ale wiesz że musisz iść dalej. Wiele osób pyta się mnie jak wyobrażam sobie moje życie za kilka lat, ale zawsze omijam ten temat. Dlaczego? Bo nie wiem co będę robić za kilka lat, nie wiem jak potoczy się moje życie a tym bardziej nie wiem co chcę zrobić ze swoim życiem. Ubrałam jeszcze kaptur na głowę i wraz z Al wyszłyśmy z sali.Wszyscy się na mnie rzucili, zaczęli mi pomagać, kłócili się kto ma mi pomóc, dopiero teraz zdałam sobie sprawę że już wolę jak ludzie są dla mnie chamscy. Stałam oparta o ścianę, czekając aż wszyscy się uspokoją i dadzą mi dojść do słowa. Nagle wszyscy zaczęli się mną tak przejmować, cóż za zbieg okoliczności.
-Do cholery jasnej zamknijcie te mordy!- Krzyknęłam na tyle głośno że zapewne druga połowa szpitala mnie zdołała usłyszeć. Patrzyli na mnie z takim zdziwieniem wymalowanym na twarzy, że aż sama się przestraszyłam. Wzięłam dwie kule w dłonie i poruszając się wolnym krokiem, do windy starałam się nie wypierdolić. Spojrzałam za siebie, jednak cały czas moja "ochrona" stała w tym samym miejscu, spoglądając w moim kierunku.
-Idziecie?- Zapytałam zirytowana. Nie czekałam na ich reakcje, po prostu szłam dalej, mimo wszystko ocknęli się po czym wszyscy razem skierowaliśmy się do tej ogromnej maszyny. Wsiadłam tam wyłącznie dlatego, że nie uśmiecha mi się schodzenie z trzeciego piętra po schodach z nogą w ważącym trzy kilo, gipsie. W windzie było tak ciasno, że czułam się jak sardynka w puszce, nie wiem czy to my tak dużo miejsca zajmujemy, czy winda jest taka mała. Nie chcę, tak strasznie nie chcę jechać do Oxford. Tam zupełnie nikogo nie znam, nie wiem jak tam jest a do tego wszystkiego nie będzie tam ich. Przyjaciół, moich jedynych przyjaciół. Chciałabym poczuć znowu ten smak, ten zapach jego perfum, tą jego obecność, to moje dawne życie. Ale to nie wróci, ja to wiem, on to wie i każdy o tym wie że zegaru nie cofniesz, ale czasem warto sobie o tym przypomnieć. Nawet nie zorientowałam się kiedy byłam w samochodzie, cały czas byłam pochłonięta swoimi myślami. W drodze powrotnej, co chwilę słyszalny był mój kaszel, na który dostałam jeszcze kilka leków i tym podobnych rzeczy. Włożyłam słuchawki do uszu i zatonęłam w muzyce. Moje jedyne ukojenie, po za cięciem się to właśnie muzyka, która określa mój stan samopoczucia, pociesza i daję satysfakcje. Pamiętam kiedy byłam mała, obiecywała sobie że nigdy nie będę mieć prostych włosów, nie będę palić i nigdy w życiu nie wyprowadzę się z Wole. Chyba złamałam każda zasadę. Może zrobiłam to celowo, a może nie. Życie zmienia nas na tyle, że sami nie wiemy kiedy stajemy się dorosłymi ludźmi. Wyjrzałam przez okno, dzięki czemu zdążyłam zauważyć że stoimy już na podjeździe chłopaków. Wysiadłam pospiesznie, przez co zahaczyłam o pas i wylądowałam głową w kamienistym żwirku.
-Ruth, wszystko dobrze?! Ile widzisz palców?- Podbiegł do mnie Niall, po czym wymachiwał swoimi palcami przed moimi oczyma.
- A ile masz oleju w głowie?!- Myślałam że za chwilę normalnie ducha wyzionę. No jak można zadawać takie pytania, w takiej sytuacji? Nigdy nie zrozumiem pracy mózgu człowieka. Podniosłam, się o dziwo o własnych siłach i skierowałam w kierunku ogromnych kasztanowych drzwi. W środku, zdjęłam jednego buta i ruszyłam dalej. Poruszanie się o kulach nie było wcale takie łatwe, a ta noga wydawała się tak ciężka że trudno było ją w jakikolwiek sposób ruszyć. Usiadłam na sofie, czekając na resztę. W jakimś sensie byłam od nich uzależniona, bo po schodach raczej sama nie wejdę. Ciekawa jestem jak wziąć prysznic w takim czymś. W salonie zjawiła się cała ósemka, rozsiedli się dookoła mnie, tworząc tak zwane koło i podejrzliwie mi się przyglądając. Nie wiem czy to miała jakikolwiek związek z tą "niespodzianką" ale sądząc po tych głupawych uśmieszkach, śmiało mogłam stwierdzić że tak.
-Dobra mówicie o co chodzi bo wyglądacie jakbyście z psychiatryka uciekli.- Wszyscy wstali, Justin pomógł mi wstać, zawiązał mi oczy czarną chustką, złapał z rękę a pod drugie ramię złapał mnie kolejny osobnik. Czułam jak się przemieszczam, czułam jak się wznoszę i idę po schodach, słyszałam ciche szepty i śmiechy. Wiele rzeczy w tej sytuacji mnie denerwowało, dziwiło a co najdziwniejsze bawiło. Przecież i tak nic bardziej mnie nie zdziwi jak fakt że jutro mnie już tu nie będzie. Weszliśmy do jakiegoś pokoju, słyszałam jak drzwi się otworzyły.
-Na prawdę nie musieliście wiązać chustki przez którą nic nie widać, na dodatek kalece.- Odpowiedziałam, kiedy stanęliśmy w miejscu.
-Dobra, już się tak nie niecierpliw młoda. -Odwiązał mi delikatnie kaszmirową chustę, a moim oczom ukazała się najpiękniejsza rzecz jaką, ktoś bezinteresownie mi dał. Rozejrzałam się dookoła.
 Białe ściany, piękne stare, a jednocześnie tak nowoczesne meble w kolorze beżu, startej bieli i dodatkami brązu. Chodziłam, po koli wszystko dotykając. Wszystko było takie idealne, pięknie urządzone aż nie chciało się stąd wychodzić. Usiadłam na miękkim łóżku, położyłam głowę na stercie poduszek i zatonęłam w marzeniach. Ta jedna, może niewielka rzecz spowodowała no mojej twarzy, tak wielki uśmiech. Zawsze chciałam mieć taki pokój, taki niesamowity, niespotykany i własny. Odkąd sięgam pamięcią, chciałam być dorosła, żebym mogła sama decydować o swoim życiu, żebym nie była zależna od innych i zawsze to wydawało się takie kolorowe. A teraz nawet kiedy nie jestem pełnoletnia, to już jest tak strasznie trudno, teraz sama muszę walczyć o swoje a nie czekać na taryfę ulgową. Liam kiedyś powiedział mi coś, co utkwiło w mej pamięci, coś bardzo mądrego "Wiek to tylko liczba, dojrzałość jest wyborem". Właśnie takie jest życie, próbujesz przejąć nad nim kontrolę, ale nie zawsze jest tak jak byśmy chcieli, lecz to nie znaczy że trzeba tchórzyć i uciec. Znowu powróciła do zachwycania się pokojem, który był spełnieniem marzeń. Podeszłam do jednych z dwóch drzwi, które widniały w pokoju i z całej siły otworzyłam. Ujrzałam piękną łazienkę. Kafelki koloru czarnego, jak węgiel, prysznic za szklaną szybą a prostokątna marmurowa wanna w kolorze beżu i brudnej bieli. Świece w budowanej wnęce, a łazienka wykończona błękitem. Oparłam się o ścianę i pieściłam moje oczy tym widokiem. Odwróciłam się w stronę pokoju, gdzie wszyscy z uwagą mnie obserwowali i uśmiechali. Podniosłam na nich wzrok i szczerze uśmiechałam. Pierwszy raz od tygodnia, na mojej twarzy pojawił sie tak ogromny a przede wszystkim szczery uśmiech. Ruszyłam dalej i otworzyłam kolejne białe drzwi, prowadzące do ogromnej garderoby.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiV9jcltuN_vGQ-WORbVFUafRu3yJq17HRmPj2uGh8pWyNuYxmBhVGnP5BWAYD9Ts6bxHED1KFuJ8a1b-qtb2qjtS5h4YGGLTZWFTOgJFAfnzaLNz73KzDfQ3gUelgijerEYK0d0_9Ms13/s1600/blair%2527s+closet.jpgMyślałam że się popłaczę, ze szczęścia. Było tu tyle butów, tyle ciuchów, bluzek, marynarek, płaszczy, swetrów a najlepsze że nie moich. Nie widziałam tu ani jednej mojej rzeczy, widziałam tylko dwie należące do mnie nierozpakowane torby. Czyli oni mi kupili wszystkie te rzeczy? Tak, to wszystko kupili dla mnie, przynajmniej na to wskazywało. Błądziłam pomiędzy wieszakami, kiedy patrzyłam na wszystkie te ubrania, miały metki od najlepszych projektantów Dolce&Gabbana, Tommy Hilfiger, Giorgio Armani, Louis Vuitton. Marzenia. Podeszłam o kulach, do każdego i mocno przytuliłam, to było takie niesamowite uczucie. Nawet podeszłam do mojego brata i go lekko przytuliłam. Chyba jedyna dobra wiadomość i rzecz jaka mnie dziś spotkała.
-To wszystko dla ciebie, mamy nadzieję że ci się spodoba.- Liam zabrał głos i spojrzał mi prosto w oczy. Jednak po co mi to wszystko, skoro i tak długo już tu raczej nie zostanę,
-Po co to wszystko, skoro jutro wyjeżdżam?
-Chcieliśmy ci sprawić niespodziankę.- Usłyszałam odpowiedź z ust Zayn'a. Usiadłam na kanapie po drugiej stronie pokoju i rozkoszowałam się zapachem nowości i świeżości.
- Zostawcie mnie samą, potem do was przyjdę.- Poprosiłam i zamknęłam oczy, a ostatnim dźwiękiem jakim usłyszałam był głuchy trzask drzwi. Teraz nawiedziły mnie myśli , odnośnie listu od Emily, bo tak nazywała się moja "przyjaciółka". Ona mnie zniszczyła, wiem że jak wróci zrobi to ponownie, bylebym pomogła jej zniszczyć jej wrogów, czyli moich przyjaciół. Ona jest zdolna do wszystkiego, w Nowym Yorku każdy jest zdolny do czynów które są karalne, zabronione i niedopuszczalne. Ona wie coś o mnie czego nikt inny nie wie, nawet Alice, nie chciałam jej tego mówić, nie chciałam nikomu o tym mówić. To była najgorsza rzecz jaką zrobiłam, nieświadomie ale jednak mam wyrzuty sumienia, ogromne wyrzuty sumienia. Nawet nie spostrzegłam kiedy zasnęłam.

Kilka godzin później
Obudziłam się na kanapie, a moje plecy była tak obolałe jak noga. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodenek. Dopiero teraz zobaczyłam że ktoś mnie przykrył, puchatym białym kocem. Spojrzałam na wyświetlacz, godzina pierwsza dwadzieścia cztery w nocy i jedno nieodczytana wiadomość. Nacisnęłam przycisk i odczytałam wiadomość.
Do zobaczenia w Oxford, mina twoich rodziców była za pewne
bezcenna, kiedy usłyszeli że ich córeczka jest narkomanką...
Kochasz mnie..
Emily
Matko, to ona im wszystko powiedziała. To przez nią tam jadę, a myślałam że nic już mnie w tym dniu nie zaskoczy. To nie był Liam, to była Emily, a ja za wszystko obwiniałam jego. Szybko wstałam i wybiegłam z pokoju, trzeba coś z tym zrobić za nim będzie za późno..

____________________________________________
Jak ja was przepraszam że tak późno dodałam ten rozdział, obiecałam i nie dotrzymałam
słowa, co ja wam będę zmyślać że czasu nie miałam (chociaż tak też było), ale po prostu zapomniałam, przez te święta..
Rozdział nie jest długi, ale jest w nim zdecydowanie więcej dialogu i niespodzianek :)
Mam nadzieję że się podoba i jesteście ciekawi co będzie z dalszymi losami Ruth i bohaterów :*
Bardzo dziękujemy że tak wiele komentarzy się pojawiło, pod ostatnim rozdziałem <3
KOMENTUJCIE MIŚKI


Alicee