niedziela, 1 września 2013

Zayn twoja narzeczona przyszła......

Chapter twelve
Ruth




Ostatnie dwa dni, były dla mnie bajką, piękną jak w tych filmach o idealnym świecie z księciem na białym rumaku. Czułam się jak księżniczka, wreszcie poczułam co oznacza "mieć dla kogo żyć". Skąd tak radykalna zmiana w moim dotychczasowym życiu? W tym sęk że nie wiem co sprawia mnie tak uszczęśliwioną kobietą jaką jestem dziś. Może codzienne pocałunki Zayn'a, a może sam fakt że jestem z nim tak blisko, powoduje tak duży przyrost chormonu szczęścia. Jednak może to dzięki tak dobrych stosunkach z Li i Niall'em, w efekcie czego znów odzyskałam brata. Nie mogę powiedzieć że jest pomiędzy nami świetnie, bo nie jest ale na pewno jest lepiej. Wiem że ma do mnie żal, za ten cały areszt i za wiele nawet tych drobnych spraw,  ale mi też jest ciężko zapomnieć o tych dwóch latach spędzonych z dala od niego. Jednak mimo że w duszy latają motyle a w oczach iskierki skaczą, ja nadal nie potrafię być dla nich miła i dzielić się moim szczęściem. Chociaż to też nie jest do końca tak. Odkąd wróciłam, tu do domu z komisariatu policji, chłopaki siedzą ze mną w domu, razem gramy na Play Station, oglądamy denne romansidła i odgrywając poszczególne sceny śmiejemy się do łez. To ich obecność mnie tak uszczęśliwia, to dzięki nim wstaje z uśmiechem na twarzy i to jest wspaniałe uczucie ale ja po prostu jestem chamska, może nie dla wszystkich ale jestem. Ostatnio Liam zapytał się mnie dlaczego jestem taka szczęśliwa, że uśmiech z twarzy mi nie schodzi, a ja zamiast powiedzieć że to dzięki niemu, że to dzięki tej piątce chłopaków która jeszcze smacznie śpi, powiedziałam że to tylko grymas no ich widok. Nie potrafię okazywać swoich uczuć tak jak kiedyś to robiłam, w pewnym sensie jestem zamknięta w sobie i dusze te wszystkie męczące mnie uczucia. Kiedy całuję Zayn'a czuję przyjemne uczucie w okolicach brzucha, ale czuję się jak by czegoś mi brakowało, jak bym kogoś zdradzała, kogoś kogo już dawno nie ma i nie będzie. Jednak pod czas innych spotkań z przeróżnymi chłopakami nic takiego nie odczuwałam, więc dlaczego teraz? Wiele spraw w moim życiu, nie zostało rozwiązanych i wielu rzeczy nie jestem sama sobie w stanie wytłumaczyć. Zastanawiam się co stało się z Emily, że tak łatwo odpuściła, dlaczego Katie wyjechała skoro czuła coś do mojego brata, co miał na myśli Luke i dlaczego Jack się do mnie nie odzywa. Dawno też nie rozmawiałam z Alice, Mike'em czy z Justin'em, brakuje mi ich......bardzo. Ale są też dobre strony wiecznego siedzenia w domu, wczoraj poznałam Eleanor, dziewczynę Louis'a którego nie darzę sympatią i to właśnie z nim prowadzę wieczne kłótnie. Lecz ku mojemu zdziwieniu Elena jest świetną dziewczyną, ma takie same pasje jak ja, uwielbia modę byłam zdziwiona kiedy się o tym dowiedziałam, pozytywnie. Nareszcie miałam z kim pogadać, tak bardziej poważnie niż na temat zapiekany kurczak czy indyk z brzoskwiniami. Polubiłam ją, nawet bardzo
przez myśl by mi nie przeszło że tak piękna i inteligentna kobieta, może być z kimś takim jak Louis. Może jak to inni mówią miłość, ale dla mnie to i tak jest chore. Leżę na swoim łóżku, cały czas rozmyślając o życiu czasem się nawet zastanawiam czy nie za dużo poświęcam czasu na takie retrospekcje. Nie miałam tak na prawdę nic szczególnego do roboty, chłopcy pojechali z samego rana na samolot do Nowego Yorku na rozdanie nagród MTV Video Music Awards i znowu zostawili mnie tu samą jak palec na pastwę losu. Chcieli żebym z nimi jechała jednak odmówiłam ze względu na powstałby w ten sposób plotki a i tak już większość osób kojarzy mnie z nazwiska Payne. Nuda jednak zabijała mnie od środka tak jak ostatni mi czasy i powoduje nieznaczne uczucie zabijania umysłu. Gwałtownie zeskoczyłam z mojego miejsca snu i podeszłam do drzwi od mojej garderoby wygrzebując ze sterty ubrań, coś odpowiedniego do panującej dziś pogody. Na termometrze widoczne było około 25°C, a na niebie nie było żadnej nawet najmniejszej chmury co raczej jest tu rzadkością, więc postanowiłam skorzystać z pięknej pogody i wybrać się do pracy przyjaciół. Z przygotowanym zestawem weszłam do już sprawnej i zdolnej do użytku łazienki, po ostatnim wybryku chłopaków trzeba było zamontować nowe drzwi i wymienić kilka płytek jak się okazało Zayn bał się że coś sobie zrobiłam i dlatego wyważyli te drzwi. Weszłam pod prysznic z którego kapały pojedyncze krople chłodnej wody. Jak najszybciej wysuszyłam mokre do suchej nitki włosy i zaczęłam zajmować się makijażem i doborem dodatków. Powieki pomalowałam na mocno zielony kolor z wykończeniem bieli i czerni, usta lekko musnęłam pomadką a rzęsy pociągnęłam tuszem do rzęs.
Perełka :)Szybko zmyłam stary odpryskujący już lakier i pomalowałam na nowo. Paznokcie wyglądały tak jak się tego spodziewałam, jasny beż a no to kropki w kolorze jasnej zieleni. Odczekałam moment i ostatnim maźnięciem utwardzacza skończyłam swoją pracę. Zapakowałam torebkę w drobną gotówkę i wybiegłam pospiesznie zamykając dom. Do Milkschake city były dwa może trzy kilometry drogi, co nie było jakimś większym wysiłkiem. Więc powoli nie spiesznie szłam ze słuchawkami w uszach.

***
 
- Ale jak to go nie ma?! I dopiero teraz mi to mówicie?- Zaczęłam charakterystycznie wymachiwać rękami i wykrzykiwać. Mike zaczął mnie uspokajać,gdyż jak on to stwierdził "odstraszam im klientów", a oboje chcą utrzymać swoje dotychczasowe miejsce pracy. Cały czas nie rozumiem tego pomysłu z tą pracą, rozumiem że chcą sobie dorobić ale po co skoro dogadali się z rodzicami że opłacają im czynsz i regularnie przysyłają pieniądze niezbędne do codziennego funkcjonowania. Ale ja swoje opinie zachowam dla siebie, nie będę im się wtrącać w życie, są w końcu dorośli.
-Nie przychodzi do domu, już od kilku dni.- Oznajmił ze spokojem w głosie.- W zasadzie nie ma go już od ponad tygodnia, wszystkie jego rzeczy zostały, laptop, ciuchy a nawet portfel.- Dokończyła bardziej przejęta całą tą sytuacją Alice. Ja też nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, byłam poddenerwowana całą zaistniałą sytuacją. Owszem często nie wracał na noc, ale nie siódmy raz z rzędu i to bez pieniędzy. To wszystko stawało się coraz bardziej podejrzane. Siedziałam na skórzanym barowym krześle, popijając truskawkowego schake i zastanawiając się co mogło się stać z Justin'em, na prawdę się o niego martwiłam w końcu nie jest mi obojętny.
- Ja pojadę kupić nowy telefon i podzwonię po placówkach, a jakoś o piątej po was przyjadę i go poszukamy po jakiś spelunach.- Oboje zgodnie kiwnęli głowami i wrócili do swojej pracy,a ja podałam banknot stu funtowy Alice jako zapłata za mojego shake, po czym wzięłam torebkę z blatu, żegnając się z przyjaciółmi krótkim buziakiem, kierując się do wyjścia z kawiarni, jednak krzyk dziewczyny mnie zatrzymał
-Nie rozrzutna jesteś za bardzo?!
-Nie moje pieniądze, wzięłam je z portfela Liam'a.- Zaśmiałam się, po czym skierowałam się w stronę najbliższego centrum handlowego by zakupić nowy telefon, bo stary nie nadaje się do dalszego użytkowania. Model miałam już wybrany, oczywiście to mój brat za niego zapłaci chociaż jeszcze o tym nie wie i mam nadzieję że się nie dowie ale co to dla niego takie osiemset funtów. Weszłam do pierwszego lepszego sklepu, wybierając telefon i wkładając w ręce miłego starszego pana gotówkę. Włożyłam tylko moją starą kartę sim, by nie musieć zmieniać numeru na nowy i od razu uruchomiłam telefon. Piękny biały, nowy jeszcze z przeźroczystą folią z przody ekranu jak i z tyłu, nie powiem robił wrażenie. Usiadłam w pobliskiej kawiarence, która jak zdążyłam zauważyć była bardzo przytulna, niewielka ale bardzo nastrojowa. Zamówiłam tylko mrożoną kawę i zabrałam się za dzwonienie po szpitalach i placówkach odwykowych. Co chwile odrzucali mnie z kwitkiem, dzwoniłam do upadłego nawet po kilka razy, lecz nikt o nim nie słyszał
-Czy pani mnie w ogóle słucha?! Justin Arthur Levten, tak dokładnie L jak lama i N na końcu jak noga. Ale jest pani pewna?! Dobrze, dziękuję.- I tak mniej więcej wyglądała każda rozmowa, a za każdym razem było mi coraz trudniej o tym mówić bo bałam się czego się dowiem. Na początku się cieszyłam że nie ma go w żadnym szpitalu, że wszystko z nim dobrze ale po chwili zdałam sobie sprawę że może leżeć gdzieś w krzakach a jego serce już dawno przestało bić. Słona łza spłynęła po moim  lewym policzku, lecz od razy ją otarłam i wyrzuciłam tę myśl z mojego umysłu. Zapłaciłam tylko za kawę i opuściłam galerie. Na niebie zaczęły powstawać ciemne chmury, które przysłoniły blask słońca a chwile po zebrał się spory wiatr. W mojej kieszeni wyczuwalne były charakterystyczne wibracje telefonu, pospiesznie więc go wyjęłam z myślą że to Justin.
-Tak?
-Jezu wreszcie odebrałaś, dzwonie od wczoraj, myślałem że coś ci się stało!- Usłyszałam głos Matt'a po drugiej stronie i mój entuzjazm od razy opadł.-Słuchaj mam twoje buty, bo zostawiłaś je..
-Tak, tak wiem na policji i tylko po to dzwonisz?!- Zapytałam lekko z wyrzutem, nie chciałam być dla niego nie miła ale teraz miałam ważniejszą sprawę na głowie tym bardziej że teraz liczy się czas.
-Nie, nie. Chodziło mi raczej o nasz ostatni pocałunek. Wiesz nie chcę niszczyć naszej przyjaźni i myślę że lepiej będzie kiedy zostanie tak jak jest.
-Jezu człowieku, nawet nie wiesz jak się ciesz że to mówisz, mam dokładnie takie same odczucie. Po prostu zostańmy przyjaciółmi. Matko mówię jak w tych telenowelach.- Zaśmiałam się cicho.- Ej, jak byś gdzieś widział Justin'a to daj mi znać, ja kończę.- Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i biegiem ruszyłam pod Milkeschake city pod którym jak się okazało Alice i Mike już na mnie czekali.
Wszyscy ruszyliśmy w nieznaną stronę, szukaliśmy po każdym klubie, po każdym parku, zaglądaliśmy nawet do miejsc do których Justin w życiu by nie wszedł. Kiedy słońce schodziło za horyzont traciłam nadzieję że go znajdziemy. Dochodziła już ósma, to dobijało mnie najbardziej byłam zdesperowana. Skręciłam w ciemną uliczkę i osunęłam się po ścianie w dół.
-Hej mała proszę cię nie poddawaj się tak.- Przyjaciółka podniosła mój podróbek że byłam zmuszona popatrzyć w jej oczy.- Choć pójdziemy tą uliczką wzdłuż, a potem skręcimy w lewo i sprawdzimy jego ulubiony klub jeszcze raz.- Uśmiechnęła się słabo i pomogła mi wstać. Szybko otarłam mokre policzki i usilnie trzymałam rękę Alice, gdyż nic nie widziałam bo uliczka była na tyle wąska i ciemna że nawet z latarką byłoby tu ciężko. Nagle o coś zahaczyłam nogą i niefortunnie upadłam na pupę a zaraz ze mną przyjaciółka.  Mike stał jedynie nad nami i się śmiał dzięki czemu na moją twarz wkradł się  pojedynczy  promyk uśmiechu. On miał bardzo nietypowy śmiech, zarażał nim wszystkich dookoła. Nagle usłyszałam ciche jęknięcie, ale to nie byłam ani ja ani żadne z nas. Wyjęłam z torebki telefon i włączyłam latarkę, żeby upewnić się że to nie człowiek czy zwierzę.
-Jezus, Justin?!- Szepnęłam z niedowierzaniem w oczach. Chłopak był cały poobijany, jego klatka piersiowa ciężko się podnosiła jak i opadała, a jego ręce i twarz były pokryte krwią. Zatkałam usta i oczy żeby się nie rozpłakać. Mike podszedł do niego i jak najdelikatniej podniósł ledwo przytomnego chłopaka, po czym obie z Alice pobiegłyśmy złapać jakąkolwiek taksówkę.

***
 


W ręce miałam wodę utlenioną a zraz obok mnie leżałam spora ilość bandaży. Jego ręce były poranione drobnymi kawałeczkami szkła, a twarz wręcz sina. Nie miał głębokich ran, ale był bardzo słaby i odwodniony, widać było na pierwszy rzut oka że nie jest z nim najlepiej.
-Nie ruszaj się bo zakrwawisz mi kanapę.- Uspokoiłam Justin'a, bo cały czas się wiercił, a chłopaki by mnie zabili gdybym zrobiła coś z ich sofą. Wiem że sprawiłam mu ból, ale musiałam go solidnie opatrzyć, sama miałam łzy w oczach kiedy widziałam jak cierpi. Na szklanym stoliku stały przeróżne leki i szklanka z wodą, w tle leciała gala rozdania nagród a Mike i Alice robili coś w kuchni.
-Kolacja podana.- Przed nami pojawił się półmisek kanapek i cztery kubki wypełnione po brzegi herbatą.
-Na prawdę kanapki, myślałam że się trochę bardziej postaracie.- Wszyscy zaczęli się śmiać, a atmosfera trochę się rozluźniła. Teraz byłam spokojna, bo wiedziałam że chłopak jest już bezpieczny jednak nie chciał mi powiedzieć kto go tak urządził, kiedy jak i po co. Przyjaciele byli pochłonięci dyskusją kto jest najlepiej ubrany i nikt się z nikim nie zgadzał. Ja się tylko cieszyłam że znowu jesteśmy razem, tak jak kiedyś. Wyjęłam swój telefon, a przez to całe zamieszanie zupełnie zapomniałam że Zayn do mnie wcześniej napisał, więc od razu mu odpisałam i odłożyłam telefon na stół. Oparłam głowę na ramieniu Alice i przyglądałam się gali. Sięgnęłam ręką po laptopa, bo strasznie dawno nie wchodziłam na Facebooka czy Twittera a o instagramie to już nie wspomnę. Wpisałam dane i od razu byłam na swoim koncie, na Facebooku ponad 200 powiadomień i 498 zaproszeń do znajomych a na Twitterze co chwile pojawiały się nowe interakcje. Odpowiedziałam na kilka miłych tweetów i sama też kilka napisałam, kiedy do głowy wpadł mi pomysł. Szybko wbiegłam na piętro i zaczęłam grzebać w rzeczach chłopaków, szukając jakiś starych albumów czy głupawych zdjęć. Skoro ich nie ma, to wreszcie publicznie będę mogła ich skompromitować tylko muszę coś znaleźć, cokolwiek. Kiedy natknęłam się na zdjęcie całej piątki, szczelnie zakopane pod stertą ubrań Harry'ego, wiedziałam że to jest to. Nie mogłam powstrzymać śmiechu kiedy przyglądałam się tej fotografii. Teraz wystarczy jedynie wrzucić do sieci z śmiesznym podpisem, a potem to oni będą się przejmować jak to usunąć.
-Patrzcie co znalazłam i cieszcie swoje oczy.- Pospiesznie zbiegłam na dół i rzuciłam im zdjęcie na kolana. Nastała pomiędzy nami głucha cisza, a moment po wszyscy nawet Justin śmialiśmy się do rozpuku. Ponownie więc zalogowałam się na Twittera, kiedy Mike chwycił moją dłoń.
-Co ty, nie skompromitujesz ich takim zdjęciem, ich fani i tak wiedzą że są nie normalni, raczej ich to rozśmieszy. Może wymyśl coś innego.....-Zamyślił się na moment.-No nie wiem, może zrób coś bardziej śmiesznego, np: napisz na Twitterze że jesteś w ciąży czy coś.- Uśmiechnął się zawadiacko i puścił oczko w moją stronę.- No wiesz dla chcącego nic trudnego.- Skomentował Justin, w normalnych okolicznościach pewnie wylądowałby teraz na drucie kolczastym, lecz dostał tylko pluszową poduszką w twarz.
-To raczej by wystraszyło chłopaków a chcę żeby się wkurzyli, a najbardziej Louis.
-To powiedz że jesteś z nim w ciąży.- Załamałam ręce i zaczęłam sama coś kombinować, tylko nie wiedziałam jeszcze co.- Albo wiecie co? Odpuszczę sobie, jak sobie zasłużą wtedy będą mieć wojnę a na razie niech cieszą się spokojem.- Uśmiechnęłam się słodko.
-Widzę że wyrastamy z nawyków.
-Żebym ja ci zaraz nie wypomniała twoich nawyków.- Zaśmiałam się i wróciłam do poprzedniej pozycji zamykając laptopa i kładąc go z powrotem na miejsce. Siedzieliśmy tak jak dobrzy starzy znajomymi przypominając sobie kolejno stare czasy, popijając whisky i wypalając cygaro które znalazłam w kuchni. Tylko Jus był naburmuszony, bo nie pozwalałam mu się napić czy zapalić, po prostu nie łączy się leków przeciwbólowych z alkoholem.
-Ej, kto to jest Sophie Smith?- Zapytałam zupełnie bez większego zainteresowania,bo dopiero teraz sobie przypomniałam że większość interakcji była odnośnie do niej. Wszystkie pary oczu skierowane zostały moją stronę, ja jedynie uniosłam ręce w geście obrony.
-Ttyty na prawdę nie wiesz?
-No przecież bym się was nie pytała, gdybym wiedziała?!-Kolejny raz napotkałam oburzone twarze przyjaciół którzy z niedowierzaniem patrzyli na moją osobę.- Przecież to nowa dziewczyna twojego brata.- Oznajmili wspólnie. Moje oczy powiększy się dwu krotnie a dolna szczęka bezwładnie opadła w dół. Nie miałam pojęcia że ma nową dziewczynę, nie miałam pojęcia że w ogóle się z kimś spotyka przecież świetnie się dogadywali z Katie, sama mi o tym opowiadała. Nie wierzę że zrobił jej coś takiego, przecież ona się w nim zakochała chyba jej serce pęknie jak się o tym dowie. Ciekawe czy chęć zabicia kogoś zalicza się do normalnych rzeczy. On miał zawsze takie dobre serce, dla wszystkich, rodziców, zwierząt, rodziny a teraz uczucia innych go nie obchodzą jak widać. A może nie wiedział, że Katie coś do niego czuję? Opadłam na sofę i lekko przymknęłam oczy, chciałam jak najszybciej utonąć w obłokach snu.

Rano

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez uchylone okno, do pokoju tworząc lekką poświatę i huki dochodzące z parteru. Nie wiem jak znalazłam się we własnym łóżku, bo o ile dobrze pamiętam zasnęłam w salonie. Chwyciłam się za tył głowy, gdyż niepowtarzalny ból przeszedł moje ciało.- Ałć.- Syknęłam z bólu i obróciłam się na drugą stronę łóżka, ledwo przytomna wyczułam czyjąś sylwetkę i od razu uchyliłam lekko zaspane powieki a moim oczom ukazał się Zayn wręcz przygniatający swoim ciężarem mojego kota. Podniosłam się do pozycji siedzącej by wyciągnąć biednego Dolara spod chłopaka. Tak dokładnie tak, mój kot został ochrzczony jako Dolar. Bardzo poetyckie i funkcjonalne imię. Szybkim ruchem wzięłam kicie na ręce i zaczęłam do niego gadać, podrzucać i przytulać. -Co ty robisz z tym kotem?- Usłyszałam zachrypnięty jak i melodyjny głos Zayn'a. Odłożyłam kota na podłogę i odwróciłam się w stronę uśmiechniętego chłopaka.
-Mogłabym zadać ci to samo pytanie a raczej co ty tu robisz?
-No wiesz chłopaki poszli od razu do swoich łóżek, ale ja nie byłem tak egoistyczny i przyszedłem do ciebie.- Na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech a chwile po jego usta już przywarły do moich. Całowaliśmy się przez dłuższą chwilę, dopóki krzyk Louis'a tego nie przerwał.- Choć.- Chwyciłam dłoń chłopaka, jednak ten przyciągnął mnie i przytulił. Jego grzywka opadła w dół, a kilkudniowy zarost ocierał się o mój policzek. Oboje zbiegliśmy po schodach prawie trzymając się za ręce, lecz w porę to przerwałam i pewnym krokiem weszliśmy do kuchni. Każdy siedział przy stole, a także my dołączyliśmy, przywitałam się tylko z Calder która jak się okazało nocowała u nas.
-A więc jak tam było no gali? Działo się coś nie wiem nowego?- Zaakcentowałam ostatnie słowo.
-Co masz na myśli?- Zapytał podejrzliwie Liam.
-No nie wiem, jakieś nowe związki czy coś?
-Jezu, mów o ci chodzi a nie jakieś podchody urządzasz?.- Rzucił widelcem o stół i wpatrzył się w moje oczy. Chyba nie był w humorze, aż się go przestraszyłam, bo nigdy nie reagował aż tak gwałtownie.- Miałeś zamiar powiedzieć mi o... czekaj jak jej jest?- Zapytałam sama siebie, zupełnie wypadło mi jej imię z głowy.- A wiem, Sophie. Ciekawe czy jak byś wziął z nią ślub to czy byś mi powiedział.- Zakpiłam i zabrałam się za jedzenie kanapki. Wszyscy jakby nagle ucichli i wpatrywali się w swój talerz lub bawili się własnymi palcami.
-Jasne że chciałem ci powiedzieć, tylko nie teraz.....
-Czyli byłaby szansa że dostałbym zaproszenie na ślub. Jest sukces!- Sądziłam, że kiedy Liam znajdzie swoją ukochaną to się dowiem o tym pierwsza a nie media. Jak widać pozory mylą i to bardzo. Wręcz zrobiło mi się przykro, myślałam że nasze relacje wracają do normy. Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi i szybko poderwałam się na nogi.
-A może to ona? Albo lepiej, może Katie przyjechał.- Ponownie zakpiłam i spokojnie podeszłam do drzwi wejściowych, otwierając je na oścież z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-W czym mogę pomóc?- Zapytałam
-Ty jesteś zapewne siostrą Li..
-Tak tak, a ty za pewne jego walniętą fanką. Liam!- Nie dałam jej skończyć i od razu zawołałam brata, skoro to jego fanka. W sumie dziwna sprawa, jakim cudem ją ochrona tu wpuściła.
-Nie ty mnie źle zrozumiałaś.- Zaśmiała się słodko.- Jestem dziewczyną a w zasadzie narzeczoną Zayn'a.- Ponownie na jej twarzy zagościł ogromny uśmiech, ja jedynie zareagowałam gromkim śmiechem.
-O hej Perrie, wchodź.- Za moimi plecami pojawił się Li i uprzejmie wpuścił dziewczynę do środka. Zdezorientowana spojrzałam w jego stronę.
- To dziewczyna Zayn'a, miałaś ostatnio ją poznać ale cie w domu nie było.- Wyjaśnił, a mnie zalała fala gorąca i nieprzyjemnego ukłucia w sercu.
-Zayn, twoja narzeczona przyszła.- Oznajmiłam jakby nigdy nic, jednak czułam jak do oczu napływają mi łzy. Gwałtownie wstał, wywracając krzesło za siebie. Szybko jednak wybiegłam z kuchni żeby nikt nie zorientował się że płaczę. Kiedy zamknęłam drzwi swojego pokoju, zsunęłam się w dół i dając upust emocjom, rozpłakałam się. Moje serce rozbiło się na milion kawałeczków i leży gdzieś nie uporządkowane. Kolejny raz ktoś do kogo czułam coś więcej, musiał mnie skrzywdzić. Czy ja nie mam prawa do szczęścia? Czy ja na prawdę jestem aż taka zła? Pytałam Boga, a w odpowiedzi dostałam jedynie głuchą cisze. Opadłam na łóżko zakrywając twarz poduszką, a łzy cały czas cisnęły mi do oczu.
-Mogę?- Usłyszałam cichy szept dochodzący spod drzwi.



 
______________________________________
Wczoraj był dzień blogów i chciałybyśmy wam podziękować za tak dużą ilość wejść
na bloga, tak dużą ilość obserwatorów i tak dużą ilość komentarzy ;) Jesteście GENIALNE.
I to właśnie daletgo postanowiłyśmy dodać tak szybko rozdział i zmieniłyśmy szablon choć
pewnie jeszcze raz go zmienimy ;*
Na prawdę dziękujemy i mam nadzieję że rozdział się spodoba, mimo że moim zdaniem
taki kiepski ;p
 
Julaa