poniedziałek, 27 maja 2013

Przespałem się z facetem....

Chapter ten
Ruth

-P......

-P....powinnaś już iść spać. Tak, dokładnie to chciałem powiedzieć.-Wybrnął z sytuacji. Dobrze wiedziałam że zmyśla. Wiem, bo dużo razy mówiłam nie prawdę, powiedzmy to sobie szczerze nigdy nie mówię prawdy. A ten na dodatek się jąkał, co było zabawne. Uśmiechnęłam się pod nosem i obróciłam się w drugą stronę, po czym przymknęłam lekko powieki, lecz wbrew pozorom wcale nie usnęłam. Cały czas słyszałam ciche chrapanie chłopaka, aż zrobiło mi się go żal, co uwierzcie mi w moim przypadku jest bardzo rzadkim uczuciem. Musiał, a w zasadzie chciał tu spać, na kanapie zamiast w wygodnym łóżku. Po głowie chodzą mi jego słowa "Wole patrzyć na ciebie całą noc i nie zmrużyć oka, niż bezczynnie wpatrywać się w sufit i być wypoczętym". Czy to jest dziwne? Czy dla mnie to jest dziwne? Tak, pierwszy raz usłyszałam coś tak niesamowicie pięknego od chłopaka od czasu śmierci Nate. Moje myśli zaczęły krążyć w okuł tego tematu. Co chwile miałam wizje, jego śmierci, co chwile na usta cisnęły mi się słowa, które jako ustanie padły z jego ust "Chcę ci pokazać, jak bardzo cię kocham". Nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie, nic nie słyszałam, nic nie czułam widziałam cały czas ten moment, ten jeden jedyny moment którego nie mogę wymazać z pamięci. Motor, drzewo, łzy, szpital, śmierć, nie dawało mi to spokoju. Czułam się winna, temu co się tam zdarzyło. Wiedziałam że to moja wina i tylko moja, że to wcale nie był nie szczęśliwy wypadek tak jak to wszyscy próbowali mi wmówić. Kolejny raz ta sama, scena przed oczami,motor, drzewo...
-Nie!-Krzyknęłam głośno. Podniosłam się gwałtownie, a obok mnie był Harry. Trzymał, wręcz ściskał moją dłoń. Oddychałam głęboko, byłam cała spocona, i nie miałam pojęcia co się wydarzyło chwile temu.
-Co się dzieje?- Zapytałam niepewnie, byłam tak zdenerwowana że aż częsłam się jak galareta.
-Miałaś zły sen.-Uspokajał mnie powoli, gładząc ręką po głowie. Z powrotem położyłam się na poduszkę. Spojrzałam na okno, przysłonięte lekko białą poświatą, do pokoju zaczęły wkradać się pojedyncze promienie słońca, dookoła panował niesamowity klimat, ciepło domowego ogniska. Czułam się tu na prawdę dobrze, pomijając fakt że mieszka tu jakieś pięć popierdolonych ludzi, to jest tu przyjemnie. Czy to są na pewno ludzie? Wyglądają raczej na jakieś stworzenia, z czipem w głowie. Obok mnie usiadł Harry, jeszcze bliżej niż wcześniej.  Pamiętam tylko Emily, to jak zaprowadziła mnie do klubu, jak świetnie się bawiłam do czasu. Potem tylko pustka. Nagle zrobiło mi się nie dobrze, szybko podniosłam się z łóżka i pobiegłam w stronę własnej łazienki, którą pomyliłam z garderobą. Cały czas mylą mi się te pokoje. Upadłam na kolona i szybko otworzyłam deskę, po czym wypłynęła z moich ust, niekontrolowana ciecz. Wzięłam papier do ręki i otarłam twarz, spuściłam wodę po czym podeszłam do umywalki. Spojrzałam prosto w lustro i naszły mnie miliony pytań. Za co? Po co? Dlaczego? Tylko jak zwykle nie potrafiłam odpowiedzieć na jakiegokolwiek z tych pytań. Byłam wykończona, mimo to nie odczuwałam tego aż tak. Wyglądałam inaczej, bez makijażu, bez zbędnych koralików, pudrów czy szminek. Myślałam że będę miała podkrążone oczy, podpuchnięte usta i rozmazany makijaż tak jak zawsze po imprezie. Oparłam się o marmurową umywalkę i przemyłam twarz zimną wodą. Wtedy zdałam sobie sprawę jak ważny jest dzisiejszy dzień. Dla innych to zwyczajny dzień pracy a dla mnie dzień który może uratować mnie przed towarzyskim samobójstwem. Jeśli Liam i Katie nie powstrzymają rodziców to skończę w psychiatryku. W internacie znaczy się. Z powrotem wróciłam do pokoju, gdzie bacznie obserwował mnie Harry. Podeszłam do nakaslika, wzięłam telefon do ręki, próbując dostrzec godzinę. Dochodziła dziewiąta rano.
-Wszystko dobrze?- Zapytał lekko zachrypniętym głosem chłopak.Czułam że powinnam mu podziękować. Uratował mnie razem z Niall'em. Nie za to że siedzi tu ze mną, chociaż za to też ale za to że mi pomógł i nie zostawił. Moje życie nigdy nie było idealne i nigdy nie będzie, ale chociaż aż chciałabym się poczuć że nie jestem sama. Dzięki niemu, wiem że ktoś jest przy mnie.
-Tak teraz jest dobrze...Harry? Chciałam ci pp.podziękować.- Kiedy ja ostatni raz to słowo wymówiłam? Nie pamiętam. Nie wiem nawet czy jeszcze coś dla mnie znaczy, lecz wiem że dla innych bardzo dużo lub wcale.
-Ale nie masz za co dziękować..
-Dobra, jak chcesz to się wypieraj, mi to tam zwisa. Po prostu czułam że musiałam ci podziękować i tyle.- Nastała krępująca cisza, usłyszałam tylko ciche "ale na prawdę nie ma za co" i z powrotem usiadłam.
-Idziemy na dół?- Zapytałam w końcu..
-Może ja zajdę i ci przyniosę śniadanie i tabletki?- Zaproponował. Nie wiedziałam czy ja śnię na jawie czy co, ale to było dziwne....to było tak niesamowicie bezinteresowne. Uśmiechnęłam się lekko i podniosłam do pozycji stojącej. Zapomniałam o wszystkim. O tym co złe, po prostu w oczach mych było widoczne szczęście, policzki przybrały barwy a usta wygięły się w tradycyjny łuk. Mimo nogi w gipsie, mimo problemów to te kilka bezinteresownych słów dały mi pewnego rodzaju radość.
-Chodź, zejdziemy tam razem. Nie jestem jeszcze kaleką.-Uśmiechnął się lekko i spojrzał na moją nogę, po czym oboje się zaśmialiśmy.
-Tak, nie jesteś kaleką tylko chodzisz jakby cie piorun strzelił.- Harry zaczął się śmiać jak pojebane dziecko z wrodzoną głupotą, za co dostał z pięści w ramię. Nie chciałam być zbyt agresywna.
-Auć..to bolało.- Spuścił głowę w dół i jak obrażony mały kotek wyszedł z pokoju.
-Frajer.- Uśmiechnęłam się triumfalnie i ruszyłam za Harrym.
-Słyszałem to!- Odwrócił się w moją stronę, podbiegł i wziął mnie na ręce i zaczął biegać dookoła. Chciałam się wyrwać, lecz przez moją małą dysfunkcję nie dałam rady.
-Przysięgam ci, że jak mi ściągnął ten gips to osobiście ci nim przypierdolę!- Słyszałam jego śmiech, przez co go ugryzłam. Automatycznie stanęłam na nogach. Ruszyłam w stronę wielkich marmurowych schodów. Słyszałam śmiechy dochodzące z kuchni i dziwne inne odgłosy. Stanęłam pomiędzy framugami drzwi, prowadzącym do pomieszczeni i się wszystkiemu przyglądałam. Jedni leżeli na blacie ledwo żywi, drudzy buszowali w lodówce a jeszcze inni śmiali się jak opętani. Nagle ktoś od tyłu zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam śmiać się jak opętana, rzucałam się na wszystkie boki, próbując wymusić cokolwiek.
-To za frajera i za ślad na mojej ręce.- Usłyszałam cichy szept. Wyrwałam się z rąk sprawcy i usiadłam na przeciwko Zayn'a. Miał niewyraźną minę. Z nosem w płatkach, centralnie nos miał w mleku. Myślałam że zaraz wybuchnę tu niepohamowanym śmiechem, ale wiedziałam że coś jest z nim nie tak, więc powstrzymałam swój śmiech. Obok mnie dosiadł się Harry, prawie wszyscy siedzieli przy stole.
-Gdzie jest Liam i Katie?- Zapytałam nagle. Nie widziałam ich nigdzie, a raczej nie siedzieli w pokoju, kiedy wszyscy są tu. Na dole. Pamiętam, kiedy byłam mała powtarzałam te słowa "I remember everything you say" wypowiadałam te słowa do Liam'a, jak się o coś zakładaliśmy bo bałam się że nie dotrzyma danej mi obietnicy. Pewnego razu odpowiedział "You Remember about me, not about my actions. Remember that I will always come back to you. Remember that even when you start me to hate, I will always love you. Remember that I will find you even on the end of the world." Te słowa utkwiły mi w mojej głowę. Kiedyś wysłałam mu sms z tą właśnie treścią, lecz nie odpisał. To cały czas boli. Tak strasznie boli fakt, że mnie wtedy porzucił.
-Ruth, dlaczego ty masz brązowe włosy?- Zapytała nagle Alice.
-Co?? Jak to brązowe, przecież jestem blondynką?!- Ja jestem ślepa? Przecież byłam rano w łazience, nawet dokładnie się oglądałam w lustrze. Zamknęłam oczy, bo musiałam sobie wszystko przypomnieć, co robiłam wczoraj. W mojej głowie jest pustka, zupełnie. Widzę tylko przez mgłę niektóre momenty. Nagle sobie przypomniałam
-Byłam wczoraj u fryzjera.- Wszystkie pary oczu powędrowały na mnie, ja jednak nie zwróciłam na to uwagi. Nie wiem co mi Emily dosypała, ale i tak w końcu sobie to przypomnę. Otrząsnęłam głową, złe wspomnienia i sięgnęłam po kanapkę na ogromnym talerzu. Jednak nie byłam sama.
-Zostaw tą kanapkę!-Warknęłam
-Kochanie z tą nogą to dy mi jedynie loda możesz zrobić.- Zaśmiał się cwaniacko. Na co reszta zareagowała gromkim śmiechem czy głośnym "uuuu". Spojrzałam mu prosto w oczy. Uwierzcie mi gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno by był martwy. Z całej siły kopnęłam go pod stołem nogą...z gipsem. Gwałtownie zwinął się z bólu, a ja próbowałam odebrać mu moją zdobycz. Szybkim ruchem pocałowałam go w policzek i wyjęłam z ręki kanapkę. Kiedy chciałam ją ugryźć, ktoś wyrwał mi ją z przed nosa.
-Harry do cholery!- Wydarłam się i obróciłam się gwałtownie w stronę winowajcy. Serce stanęło mi nagle a mój oddech stał się szybszy. Nie spodziewałem się że to on.
-Niall ja pierdole jak ty mnie wystraszyłeś..
-Ja chciałem tylko kanapkę i chciałem cię zaprosić na ślub.- Wytłumacz i spuścił głowę.
-Co ty se kanapek nie umiesz sam robić, tylko moje zabierasz?!....Zaraza, że na co chcesz mnie zaprosić?- Zapytałam zdezorientowana, gdyż dopiero teraz przeanalizowałam co powiedział chłopak. Harry cały czas jęczał z bólu, reszta śmiała się z nas, Zayn gwałtownie odszedł od stołu, a Liam'a i Katie nadal nie ma i nie wiem gdzie są. Co za ironia. Spojrzałam na Zayna. Jego oczy mówiły same za siebie. Obrócił się na pięcie i odszedł. Tak niech się jeszcze obrazi, bo ja mało mam problemów. Z resztą co mnie to obchodzi?! A jednak. Odzyskałam kanapkę i jak się okazało Niall, chcę mnie zabrać na ślub jego brata, Grega jako osobę towarzyszącą. Mnie i blondynka, łączy czysta przyjaźń i myślę że tak zostanie. Jednak zgodziłam się. Ślub odbędzie się za dwa miesiące, w Mullingar w Irlandii. To było miłe. Strasznie miłe. Prawie się nie znamy, a już tyle jestem w stanie mu powiedzieć. Jest jak drugi brat. Zawsze mnie rozumie, co jest rzadkością szczególnie jeśli o mnie chodzi.
-Cały czas nie dostałam odpowiedzi na moje pytanie. Gdzie jest Liam i Katie?!
-Przecież mieli jechać do twoich rodziców. -Odpowiedziała Sophie wraz z Jack'em. Moje serce zabiło szybciej a wielka gula podeszła do gardła. Strasznie się zestresowałam. Cały czas nie mogę w to uwierzyć co się stało, co się dzieje w okół mnie. To wszystko ma strasznie szybkie tępo, za chwile pójdę do szkoły, potem studia o ile pójdę, ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę że jestem prawie dorosła a zachowuję się cały czas jak chamska nastolatka. Mi to nie przeszkadza, lecz wiem że coś trzeba zrobić. Charakteru nie zmienię, stylu życia nie zamierzam, ale powinnam iść na studia. Nie chcę zawalić szkoły, na prawdę nie chcę. Strasznie chciałam iść do Yeale i chyba nadal chcę ale nie wiem czy to jest dla mnie miejsce.
-Ale że już?! Szybko pojechali....Hmm wiecie może kiedy zdejmą mi gips?-Zapytałam nagle.
-Liam wspominał że za jakieś dwa tygodnie, a potem kolejne dwa tygodnie rehabilitacji. To złamanie nie było poważne.
-Luke, od kiedy interesujesz się medycyną? Hahahah Wydoroślałeś...
-Nie, to po prostu zbyt dużo ilość amfetaminy w organizmie. Wiesz coś o tym. Prawda Ruth?- Zapytał kpiąco. Nie wiem co w niego wstąpiło, zawsze traktowaliśmy się jak przyjaciele.
-Luke, o czym ty mówisz?- Próbowałam załagodzić sprawę, gdyż o narkotykach wie tylko Liam i Niall. Spojrzałam na Jack'a, jednak on wzruszył bezwładnie ramionami. Od stołu wstał Luke i ruszył w stronę swojego gościnnego pokoju. Zatrzymał się obok mnie i cicho szepnął :
-Wiem co zrobiłaś...- Po czym odszedł. Po moim ciele przeszły ciarki. Co ja zrobiłam? Zastanowiłam sie chwile, ale nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Otrząsnęłam głowę, już
któryś raz w tym dniu. Odniosłam naczynia do zlewu nawet ich nie umyłam, zasunęłam krzesło, za jednym kopnięciem i ruszyła w stronę pokoju Zayn'a. Coś było nie tak, i chciałam z nim pogadać. Wszyscy dziś traktują mnie inaczej niż zwykle Zayn chyba nie chcę ze mną gadać, Harry jest miły jak baranek a Luke się obraził i pieprzy od rzeczy. Podeszłam do kasztanowych drzwi i zapukałam kilkakrotnie. Cisza. Zaczęłam kopać w drzwi, nie chciałam być nie miła i wchodzić bez pukania. Jestem tak dobrze wychowana. W końcu miałam dość, i z całej siły kopnęłam w drzwi na skutek czego się otworzyły. Nikogo nie było, rozglądnęłam się dookoła, lecz nic. Zupełna pustka. Postanowiłam wejść do łazienki. Chodź to chyba nie najlepszy pomysł. Z doświadczenia wiem, że jak się ma własną łazienkę to się raczej nie zamyka na klucz. A co jak bierze prysznic, albo stoi nago i ogląda swojego penisa?! Dobra, bredzę. Zapukałam, lecz znowu nic. Słyszałam tylko strumyk lejącej się wody. A co jeśli sobie coś zrobił? Szybko wparowałam do pomieszczenia, by uniknąć katastrofie. Zayn spojrzał na mnie ze szczoteczką w zębach, uśmiechną się szeroko i powrócił do szczotkowania swoich kieł. Odetchnęłam z ulgą. Już myślałam że coś mu się stało, chyba bym sobie tego nie darowała. Fajny jest. Może trochę dziwny, nieokrzesany, nieprzewidywalny, irytujący, egoistyczny, nie raz samolubny, idiotyczny, słodki, humorzasty, zbyt często ma otwartą gębę, za dużo mówi, nie podoba mi się jego jeden tatuaż, ale jest taki inny. Jezu jak tu w tym Londynie jest dużo "innych" ludzi. Czy ja nie za często powtarzam to słowo? Kątem oka spoglądałam na Zayn'a, który w zasadzie już skończył mycie zębów. Otarł twarz ręcznikiem, ominął mnie i wszedł do swojego pokoju. A ja za nim, normalnie jak pies. Usiadł na skraju łóżka i schował twarz w dłonie.
-Zayn co się dzieje?- Zapytałam zupełnie nagle.
-Nie powinnaś iść do Harry'ego, a nie siedzieć tu ze mną?
-Co?..O co ci chodzi?! Jesteś zazdrosny?- Zapytałam nagle. Nie wiedziałam czy jest zły czy zazdrosny. Wszystko mi się miesza. Czy on myśli że coś łączy mnie i Hazze? Panie Boże, ten świat schodzi na psy. Raz ci człowiek pomoże i już wielka afera. Znam ich bardzo krótko, no może nie tak znowu krótko a już są jakieś afery, kłótnie, romanse kurwa nie romanse. Żyć nie umierać.
-Nie, ja zazdrosny? Dlaczego tak myślisz, za dużo wrażeń czy co? Ale chyba Harry tam na ciebie czeka.
-Może dlatego że tak się zachowujesz?! Po prostu mi pomógł w przeciwieństwie do ciebie. Nie wiem co by się stało gdyby nie on i Niall.- Wykrzyczałam mu w twarz. Nie wiem  co we mnie wstąpiło. Emocje dały upust, a z oczu wypłynęły słone łzy. Zayn szybko wytarł je kciukiem i przytulił mnie do siebie. Ja jednak go odepchnęłam.
-Ruth co się stało?- Zapytał troskliwie
-Teraz się nagle interesujesz?- Zapytałam z czystą ironią w głosie.
-Ja ci pomogę, ale powiedz o co chodzi. Nie denerwuj się...
-Pff...znalazła się dobra wróżka. Nie możesz mi pomóc, zbyt późno na walkę, zbyt wcześnie na śmierć.-Odpowiedziałam. Chciałam mu powiedzieć. Chciałam mu powiedzieć wszystko, żebyśmy mieli czyste konto bez tajemnic i w ogóle, ale nie potrafię. Czy to źle że jestem ostrożna? Nie sądzę.  Teraz na prawdę trudno o przyzwoitego człowieka. Co chwile w swoim umyśle wracam do czasów dzieciństwa. Dlaczego? Może dlatego że brakuje mi tego tak idealnego życia. Nigdy nie żałowałam swoich wyborów, aż do pewnego momentu kiedy zaczęłam spadać na dno. Wybrałam nie tą drogę, co powinnam. Czy mogę to zmienić? Oczywiście, pytanie brzmi czy chcę.
-Ufasz mi?- Zapytał nagle
-Co to za pytanie?! Nie pospieszyłeś się zbytnio? Znamy się zbyt krótko by mówić tu o zaufaniu.- Wiem że tak na prawdę czas nie gra tu żadnej roli, bo możesz poznać kogoś komu od samego początku bezwarunkowo ufasz lub kogoś komu nigdy nie będziesz w stanie zaufać.
-Czyli mi nie ufasz. Dobrze zrozumiałem?! Bo wiesz, ja ci ufam. A wiesz dlaczego, bo wiem że mogę ci zaufać bezwzględnie!
-Jesteś w błędzie. Mi nigdy nie można ufać.- Cały czas próbowałam grać złą, zimną dziewczynę. Kurde, całkiem niezła jestem, lecz sama sobie już nie ufam. Nie raz nawet nie zdaję sobie sprawy jak bardzo niszczę siebie, swój charakter czy swoich przyjaciół. Wstałam i odeszłam w stronę drzwi. Kiedy chciałam się oddalić, Zayn pociągnął mocno za mój nadgarstek i przyciągnął mnie do swojego ciała.
-Będziesz teraz uciekać przed prawdą czy może znikniesz gdzieś na kilka lat?! Bądź sobą, nie graj dziewczyny której nie jesteś bo to prowadzi donikąd.- Szepną. Zastanawiam się czy moje myśli nie są wymalowane czerwonym flamastrem na czole? Może ja pójdę się przeglądnąć do lustra? Mimo jego słów, wyrwałam rękę  jego mocnego uścisku.
-Dziękuje za cenną radę.-Szyderczo się uśmiechnęłam i wyszłam z pokoju.- Oparłam się o drzwi, myśląc nad tym co powiedział. Nie że się tym przejęłam.....chociaż chyba się przejęłam. W tej jego gadce o zaufaniu był od dużo prawdy, i o tym co powiedział przed moim wyjściem również.  Wtargnęłam do jego pokoju, znowu. Nawet nie był zdziwiony kiedy mnie zobaczył. Może to było celowe, a może to tylko jestem taką idiotką? Tak, to chyba moja wina.
-Dobra masz rację. Wiesz że ci ufam, to ty mnie sprowokowałeś do takiej odpowiedzi. A i tak na marginesie nikogo nie udaje. Przeszkadza ci to że taka jestem, to już nie mój problem.
-Wiedziałem że wrócisz. Jeśli mi ufasz, to powiedz wszystko, nie część układanki tylko całą ułożoną plansze. Przecież wiesz, że nic nie powiem, wiesz że możesz na mnie liczyć tylko zaufaj. Wszystko się wtedy zmieni tylko zaufaj mi.- Odpowiedział i chwycił za mój nadgarstek. Usiadłam na jego łóżku, nogi położyłam wzdłuż a głowę oparłam o stertę poduszek, tak samo jak chłopak. Zaczęłam mówić. Wszystko po kolei, nie omijając żadnego szczegółu, nawet najmniejszego. Niektóre rzeczy przychodziły mi z trudem. Nie chciałam do niech wracać, ale wiedziałam że muszę się z tym zmierzyć bo inaczej nigdy nie pójdę do przodu. Zayn mi pomógł, w tym. Pomógł mi przez to przejść, trzymał mnie za rękę w tych znienawidzonych przeze mnie chwilach. Teraz nagle wszyscy są tacy chętni do pomocy, wszyscy się mną interesują i się o mnie martwię. Zastanawiam się dlaczego w tych najtrudniejszych chwilach nie miałam na kogo liczyć no oprócz Alice, bo nawet Jus i Mike nie rozumieli. Każde z nas przeszło coś, co trudno wymazać z pamięci. Tata Alice był tyranem, dla niego praca była wszystkim, był także
-Dobra, ja już wszystko powiedziałam, układanka cała, lecz cały czas nie znam twojej planszy.- Odpowiedziałam, ścierając łzę z mojego policzka. Usłyszałam ciche sapnięcie. Wszystko wyłożył jak na dłoni. Zaczął opowiadać o swojej rodzinie o dzieciństwie i o ukochanych siostrach. Pokazywał swoje zdjęcia, jak był mały, wszystkie albumy te ze starymi zdjęciami były tak piękne. Jego życie wydawało się na prawdę idealne, moim zdaniem nawet było, ale on tak nie uważał. Usłyszałam pierwszy raz całą, pełną bez żadnych przekrętów historie z X-factor. Musiał dawać z siebie wszystko, zawsze gotowy z dobrze ułożoną fryzurą.
-Ale się nie śmiej, tylko proszę nikomu tego nie mów. Przespałem się z facetem- Nagle zaczęłam się krztusić i śmiać. Nie wierzyłam w to co usłyszałam, serio myślałam że to jego kolejny tani żart, ale kiedy tylko ja płakałam ze śmiechu zrozumiałam że on nie żartuje, po czym zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej. Brzuch bolał niesamowicie, ale nie mogłam powstrzymać napadu śmiechu.
-Miałaś się nie śmiać..-
-S..sory, ale jak to spałeś z facetem?- Zapytałam nadal krztusząc się śmiechem.
-No normalnie, wypiłem za dużo a następnego dnia obudziłem się nago w łóżku z facetem. Z drugiej strony był bardzo przystojny.
-Czy ja o czymś nie wiem?- Po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Przytuliłam go mocno a głowę położyłam na jego torsie. Czułam woń jego mocnych perfum, czułam jego niestabilny oddech, czułam jego obecność przy mnie. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, a Zayn położył swoją dłoń na moich plecach.



Liam
-Jezu czy to na pewno dobry pomysł? Tak dawno ich nie widziałem.. W ogóle co ty chcesz im powiedzieć?! Pierdole to, nie idę tam. A co jeśli oni mnie nienawidzą?- Zacząłem zadawać pytania jak katarynka, stojąc przed drzwiami wielkiego dwu piętrowego domu. Obok mnie stała Katie, patrząc na mnie z niedowierzaniem w oczach.
-Przestań! Do cholery jasnej uspokój się człowieku, nawet tam nie weszliśmy a ty zadajesz sto pytań na sekundę. Chcesz skończyć tak jak Judy Garland, przez przedawkowanie barbituranów i z nieudanym piątym małżeństwem?
-Dlaczego mam niby tak skończyć?!
-Bo wszyscy będą mieli dość tego twojego gadania!- No może faktycznie trochę za dużo gadam, ale bez przesady. Czasami sobie myślę że jestem skończonym nieudacznikiem, boję się nawet spojrzeć prawdzie w oczy. Katie zapukała kilkakrotnie w dębowe drzwi.
-Dzień dobry w czym mogę pomóc?- Usłyszałem pewien głos. Dobrze znany mi głos.
-Hej mamoo.- Podniosłem lekko głowę, a na twarzy mojej rodzicielki pojawił się uśmiech. Uściskałem ją mocno, po czym zaprosiła nas do środka. Zdjęliśmy ubrania wierzchnie i skierowaliśmy się w stronę salony do którego zaprosiła nas mama. Przywitałem się z tatą i z panią Dorotą, naszą gosposią. Rozsieliśmy się na białej, skórzanej sofie, jednak moje zdenerwowanie raczej rosło niż malało. Ręce trzęsły się, a policzki bladły.
-No Liam, to twoja nowa dziewczyna?- Usłyszałam wesoły okrzyk ojca, na który Katie od razu uprzedziła mnie, swoją odpowiedzią.
-Tak, ja i Liam jesteśmy razem. Jednak nie po to przyjechaliśmy.-Oznajmiła dziewczyna. Zakrztusiłem się herbatą, kiedy usłyszałam co ona mówi. Spojrzałem na nią znacząco, ona jednak się tylko uśmiechnęła. W prawej kieszeni spodni, poczułem lekkie wibracje. Wyjąłem telefon i spojrzałem na widniejącą na nim wiadomość.
Ugh....Wczuj się w role, bo mi niszczysz plan.
Jesteśmy razem!
Też się ciesze, że jestem poinformowany.
-Tak się ciesze synku że znalazłeś sobie porządną dziewczynę. A o co chodzi?- Zapytała moja mama. Nie rozumiem, przecież zawsze chwaliła Danielle, a teraz z czymś takim wyskakuje. Nigdy nie zrozumiem kobiet.
-Przyjechaliśmy tu w sprawie Ruth.
-Co tym razem, zrobiła ta gówniara?- Zapytał surowo tata. Czy to możliwe że miałem ochotę przywalić własnemu ojcu? Tak, chyba tak.
-Nie mów tak o Ruth! Przyjechaliśmy bo się o nią martwimy. Nie chcemy żeby wyjechała. Dlaczego ona ma ponosić konsekwencje za coś czego nie zrobiła?- Byłem trochę poddenerwowany i chyba  trochę zbyt impulsywnie zareagowałem.
-Za to ile kłopotów nam przysporzyła, powinna wyjechać tym bardziej że jest uzależniona.
-Ona nie jest uzależniona i nigdy nie była.- Oznajmiła Katie.
-Jak to?
-Ona nigdy nie brała narkotyków, to było tylko kłamstwo żeby państwo na pewno wysłali ją do Oxford. A większość mandatów nie była jej, tylko jej koleżanka która ją wykorzystywała, a także przez nią trafiała na policję. Kiedy zrobiła coś złego chciała zwrócić na siebie wasz uwagę, nic więcej.
-Na prawdę? O matko, a my zawsze ją tak źle ocenialiśmy. Jestem straszną matką.- Nagle mama się popłakała i odeszła. Wstałem gwałtownie i ruszyłem za nią. Nie chciałem żeby czuła się winna, przez nasze kłamstwa. Ujrzałem ją opartą o blat kuchenny, ocierając palcem łzy spływające po jej bladym policzku.
-Mamo, jesteś świetną matką. Po prostu niech Ruth, zostanie przy mnie.
-Nie synku, ty nic nie wiesz. Jestem straszną matką. Co do Ruth, masz racje, lepiej będzie jak zostanie u ciebie. Tylko proszę cię opiekuj się nią, niech się uczy i nich nie wagaruje. - W oczach zaczęły skakać mi iskierki radości, tak strasznie się ucieszyłem że na reszcie będę mógł z nią spędzić czas tak jak za dawnych dobrych lat. Przytuliłem do siebie rodzicielki i ucałowałem ją w czoło.
-No, jedźcie już na pewno wam się spieszy.
-Na pewno? Kocham cię, mamo.
-Tak, tak jedźcie.Ja ciebie też.- Oboje wróciliśmy do salonu, pożegnałem się ze wszystkimi i wraz z Katie wyszliśmy. Siadłem za kierownicą czarnego porsche, które rzecz biorąc "pożyczyłem" bez pytania o Lou. Myślę że to nie przestępstwo. Jechaliśmy w ciszy, słuchać było tylko melancholijną muzykę i szum jaki towarzyszył przejeżdżającym obok samochodom. Po trzech godzinach jazdy zaparkowałem, na podjeździe.
-Nieźle kłamiesz.- Przyznałem Katie
-Wiem, ty też ale jeszcze musisz się wiele nauczyć.- Uśmiechnęła się lekko. Ma piękny uśmiech, na prawdę piękny. Jej szmaragdowe oczy były wpatrzone w moją twarz, a mój wzrok towarzyszył jej na każdym kroku. Oboje wysiedliśmy i skierowaliśmy się do domu. Na wstępie już słyszałem krzyki, a zaraz obok mnie stanął Louis
-Dlaczego wziąłeś moje czarne Porsche!! Ja się pytam dlaczego!
-Louis nie mam czasu na głupoty. Gdzie Ruth?!
-To nie są głupoty! Jest w pokoju Zayn'a.- Odpowiedział. Ja od razu, nie słuchając jego krzyków wbiegłem na piętro. Otworzyłem drzwi, do pokoju chłopaka ujrzałem razem śpiących Ruth i Zayn'a. Byli wręcz przyklejeni do siebie, nie chciałem ich budzić dlatego lekko zamknąłem drzwi i wyszedłem.
To nie skończy się dobrze....
______________________________________
Ja piernicze ile ja się męczyłam z tym rozdziałem :P
Jednak myślę że się spodoba, jest krótki przez te obrazki się wydaje taki długi...
Ciekawi co dalej? To czekajcie na następny rozdział.
Proszę was, komentujcie, bardzo nam na tym zależy
Julaa




poniedziałek, 13 maja 2013

Kochamy wciąż za mało i stale za późno

Chapter nine
Niall

Czy tylko mnie dziwi fakt, że nie ma przy nas Ruth? Wszyscy są dziwnie wesoli, i gadają miedzy sobą o prze różnych tematach. Ja siedze na miękkiej kanpie, przyglądając się wszystkim i wszystkiemu. Nowo poznani, przez nas przyjaciele Ruth równie świetnie się bawili, co reszta. Śmiali się, z historii które opowiadał Liam z dziedziństwa Ruth, lub opowieści o jej życiu w New York. Przyznam że z niektórych sam się smiałem, ale cały czas nie dawało mi spokoju, zniknięcie dziewczyny. Wiem że wyszła na specer, ale żeby nie wracać po trzech godzinach tym bardziej z gipsem na nodze, to już jest troche dziwne. Miałem nadzieje że wszystko z nią dobrze. Poznałem ją kilka dni temu, a wydaje się jakbym znał ją od dziecka. Jest niesamowita, dziwna i nieprzewidywalna, wiem że moge z nią pogadać o wszystkim i wiem też że powie mi szczerze co myśli albo mnie wyśmieje. Ale właśnie za to ją uwielbiam. Wstałem leniwie z kanpy i ruszyłem w stronę mojego chyba ulubionego miejsca w tym domu. Nie, nie chodzi tu o kuchnie. Wziełem do ręki paczke moich ulubionych chipsów i skierowałem się w strone przeszklonych drzwi prowadzącym na podwórko. Na trawie, pojawiła się rosa a słońce powoli chowało się za horyzontem. Siedziałem na ławce, obok stawu. Uwilebiam tu siedzieć, mam widok na cały Londyn, a staw tworzy niesamowity klimat. Na codzień jestem, troche zwraiowanym chłopakiem na pierwszy rzut oka bez problemów, bez żadnych zmartwień, z masą pieniędzy w portfelu, ale nie dokońca jest to zgodne z prawdą. Jestem trochę skryty ale też mam problemy, z którymi sam sobie nie radzę. Kochamy wciąż za mało i stale za późno. Kiedyś byłem nieszczęśliwie zakochany w dziewczynie, która po prostu mnie wykorzystała by stać się sławna. Kochałem ją, kochałem ją jak nigdy nikogo nie kochałem. Chciałem dać jej wszystko, co mógłbym jej podarować, chciałem być przy niej dzień i noc, zasypiać wieczorem w jej objęciach i budzić się co ranek w tym samym łóżku co ona. Śpiewałem jej, co dzień jak mi na niej zależy, jak ją kocham. Zawsze powtarzała że mnie kocha, lecz nigdy nie mówiła prawdy. To ja się wygłupiłem. Do tej pory za nią tęsknie, lecz w głebi serca wiem że nie chce jej więcej widzieć na oczy. Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą i nigdy nie wiadomo mówiac o miłosci czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą. Nie chciałem więcej o tym myśleć, więc wróciłem już z pustą paczką po chrupkach i usiadłem na moje wcześniejsze miejsce. Na stole zobaczyłem wiele rodzajów alkoholu, głównie whisky i wódki. Nie wiem czemu, nie miałem ochoty na imprezę. To chyba wszystko przez stres.
-Gdzie jest Ruth, martwię się o nią.- Powiedziałem. Jednak chyba nikt mnie nie usłyszał przez głośne chichoty i rozmowy. Nagle poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramie. Obróciłem się gwałtwonie i ujrzałem uśmiechniętego Harr'ego.
-Harry, stary nie mam ochoty na żarty.
-Nie, źle mnie zrozumiałeś. Też się martwie o Ruth, może powinniśmy jej poszukać.- Skierował to pytanie w moją strone, a w jego oczach dostrzegłem strach. Chyba pierwszy raz przeją się tak bardzo, drugą osobą. To dziwne. Zwinnie ubrałem buty i ruszyłem za chłopakiem do czarnego BMW. Kiedy wchodziłem do samochodu nie zdążeyłem nawet zamknąć drzwi a ten już ruszył.
-Zewariowałeś, przecież drzwi miałem otwarte. A co by było gdybym się przezięłbił?- Zapytałem z wyrzutem. Tak, nie do końca mam poukładane w głowie.
-Jezu, ty sie lecz człowieku.
-A ty lepiej pacz na droge!- Szybko chwyciłem kierownice, którą Hazza puścił, dzięki czemu uniknąłem czołowego spotkania się z drugim pojazdem. Ja na prawdę mam całkiem dużo w tej głowie, skoro takie monologi w myślach mam. Jechaliśmy, spoglądając uważnie na każdą możliwą uliczke by niczego nie przegapić. Objechaliśmy wszystkie możliwe parki w Londynie, wszystkie znane nam dróżki leśne, zadzwoniłem nawet do kilku szpitali. Lecz nigdzie jej nie było. Bałem się o nią, strasznie i chyba nie tylko ja. Harry był cały czas wpatrzony w droge, zaciskają mocno ręce na kierownicy. Znając Ruth można się po niej spodziewać wszystkiego, dosłownie wszystkiego. Dochodziła godzina dwudziesta trzecia trzydzieści pięć.
-Może jets w jakimś hotelu, klubie. Nie wiem do cholery. Kurwa gdzie ona jest!!- Wykrzyczał zdenerwownay Harry. Aż się go wystraszyłem, nie wiedziałem że aż tak się tym przeją. Czy ona mu się podoba? Może to tylko moje osobiste zdanie, ale wygląda że tak. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Jednak kiedy zorientowałem się co to zonacza od razu mina mi zżedła. Niestety wiem jakby to się zakonczyło, oboje byliby nieszczęśliwi, a ja tego nie chcę. Oni są dla mnie ważni, na prawdę starsznie ważni i zrobiłybym dla nich wszystko. Chłopkaów traktuje jak braci, wiedzą co mnie pociesza, wiedzą co mnie smuci, po prostu ich kocham. Nagle zaświeciło mi się zielone światło. Kiedy wracaliśmy, do domu ze szpitala, Ruth pokazywała mi klub który przypadł jej do gustu.
-Harry, jedź na Charing cross.
-Po chuja?- Zapytał jakby nigdy nic.
-Bo chyba chcesz znaleźść Ruth? Prawda?! To skręcaj an rondzie w lewo i jeź na charing cross.- Krzyknąłem mu w trwarz, przez co został opluty. Wybuchnąłem głośnym śmiechem, kiedy spojrzałem na oślinionego Hazze. Strał ręką resztki mojej śliny z twarzy, spojrzał na mnie, jendak ja odwróciłem się w drugą strone. Kiedy zobaczyłem jego wściekłą i zniesmaczoną twarz, wysłałem mu tak zwnanego "lotnego buziaczka". Uśmeichnął się sztucznie i z powrotem skierował swój wzrok w przestrzeń. Nagle sachamował gwałtwonie, przez co uderzyłem się głową o szybe, na której opierałem głowe przez całą głowe. Oboje, szybko znaleźliśmy się przed wejściem do klubu. Na zewnątrz było słychać głośną muzyke, dochodzącą z lokalu i czuć było zapach alkoholu już przy wejściu. Na prawdę klub robił duże, dobre wrażenie. Lecz wszędzie można było dostrzec narkotyki, fajki czy zwykły alkohol. Ludzie leżeli na kanapach, pili drinki przy barze a inni tańczyli wytrwale na parkiecie. Wzrokiem próbowałem odszukać Ruth, lecz nigdzie nie widziałem dziewczyny o podobnej posturze. Obawiałem się, że znowu mogła spróbować narkotyków. To mnie najbardziej przerażało.Choćby mała dawka narkotyków, mogłaby spowodować że znowu zaczęła by ćpać. Rozglądaliśmy się, chodziliśmy dookoła i pytaliśmy się ludzi, nawet tych ledwo przytomnych. Coraz gorsze myśli nawiedzały mój umysł. Łzy same napływały do oczu, a serce rozpadało się na kawałki. Nagle ujrzałem jakiegoś faceta, trzymającego dziewczyne. Wytęrzyłem wzrok bardziej, po cyzm mogłem stwierdzić że to Ruth. Chłopak miał ją w objęciach, ledwo przytomną i prowadził ją gdzieś za sobą z pomocą brunetki której nie znałęm.Wraz z Harrym znajdowaliśmy się zupełnie po przeciwnej stronie klubu. Pociągnąłem go za sobą i zaczeliśmy biec, pomiędzy spoconymi, pijanymi ludźmi. Ruth oddalała się z sekundy na sekunde coraz dalej. Bałem się co może zrobić jej ten facet. Próbowałem biedz szybciej, coraz bardziej się bałem. Chciałem mieć już ją w swoich objęciach. Znlaeźliśmy się w jakimś ciemnym korytarzu, słyszałem ich kroki. Nagle podejrzana brunetka się obróciła w naszą stronę, jakby się przestraszyła i uciekła w nieznane mi drzwi. Widziałem jak chłopak chce ją zaprowadzić do pokoju, widziałem jak ją obmacuje, aż ciekrki po mnie przeszły. Zacząłem się wydzierać żeby ją puścił, lecz na marne. Harry, przyspieszył i zaczął gonić z coraz szybszą prędkością chłopaka. Kiedy spojrzałem na Harry'ego całego czerwonego ze złości i z zaszklonymi oczami, chciało mi się płkać. Wiedziałem że on tak łatwo nie odpuści, ja też. Nagle Harry, przywalił z pięści chłopakowi, przez co upadł z hukiem na ziemie. Przyajciel wziął Ruth na ręce, a ja ostatni raz kopnąłem chłopaka w brzuch. Miałem ochote go zabić, żeby nigdy więcej się do niej nie zbliżał. Złość aż we mnie buzowała. Czemu ja aż tak się o nią boje? Sam zadaję sobie to pytanie, ale ja bradzo przywiązuje się do osób. A ona jest dla mnie szczególnie ważna. Wynieśliśmy ją na czyste powietrze. Nie powiem, bo nie było łatwo się przedżeć przez ten tłum ludzi. Ruth ledwno kontaktowała, ciężko oddychała, a jej ciuchy prześmierdły alkoholem i zapachem papierosów.
-Połużmy ją na tył samochodu.- Zaproponowałem. Harry, od razu przytaknął na moją propozycje i delikatnie ułożył ją na tylnych siedzeniach. Z prędkością światła oboje znaleźliśmy się w samochodzie i za nim się zorientowałem ruszyliśmy z dotychczasowego parkingu. Cały czas byłem odwrócony tyłem, obserwując nie przytomną Ruth. Wydawała się taka niewinna. Miałem nadzieje że nic jej nie jest. Zastanawiam się kim była ta dziewczyna, która tak się nas wystraszyła. Kurde, mogłem ją gonić a nie stać jak kiełbasa w miejscu. Czy wy też macie nie raz wrażenie że w wasztm sercu znajduje się nie jedna osoba? Osoba, najważniejsza, osoba za którą oddałbyś wszytsko. Teraz kiedy przyglądam się Ruth, wiem że jest moją przyajciółką.
-Dobra jesteśmy. Ja ją biorę na racę, a ty zamykasz auto i weź jej torebke.- Oznajmił surowo Harry. Nie wiem czy był tak zdenerwowany całą tą sytuacją, czy coś z nim nie tak. Raczej od zawsze nie intersował się takimi rzeczami, miał to w dupie. Zawsze mówił że i tak będzie dobrze, to po co się przejmować. Logika. Szybko przebierając nogami, znaleźliśmy się w ogromnym domu. Cały czas słyszlane były śmiechy czy głupawe wypowiedzi. Nawet nie zorientowali się że weszliśmy, Harry wyszedł po schodach, na piętro gdzie mieściło się większość pokoi. Ściągnąłem buty i płaszcz, po czym skierowałem się do pokoju Ruth.  Chłopak był w trakcie ściągania jej butów i płaszczyka.
-Idź po lód, leki przeciw bólowe i wode niegazowaną.-Szybko  zbiegłem do kuchni. Nie chciałem przerywać zabawy innym członkom tego domu, więc po ciuchu, chciałem z niej wyjść nie zauważony.
-Niall kochanie ty moje piękne, chodź tu do nas!- Wykrzyczał Louis. Widziałem że wszyscy już są nieźle wstawieni. Tańczyli na stołach, rozbierali się a inni się darli. Chciałem się zaśmiać ale nie było mi to dane, gdyż Lou przywarł swoimi ustami na moich i założył soczystego buziaka w me malinowe usta. Chłopak i reszta zaczeli się głośno śmiać, ja powstrzymałem się tylko do wytarcia ręką, ust.
-Lou, znowu?! Ja wszystko powiem Eleanor, zobaczymy czy przy niej też tak będziesz tak świrował pawiana.- Zagroziłem mu placem.
-Nie, nie mów tylko no tej...yy Elean..or?! Nie mów jej prosze!....Z resztą kto to jest ta cała Eleanor?- Zapytał. Myślałem że ja tam zaraz pade ze śmeichu. Eleanor, byłaby starsznie na niego zła, keidy by się dowiedziała ile wypił. Ona się o niego starsznie martwi, raz kiedy wziął papierosa od Zayn'a wyrwała mu go z buzi i wrzuciła do butelki z piwem. O nas też sie martwi, nie lubi jak jemy nie zdrowe jedzenia, czego ja i tak nie przestrzegam, często zmusza nas do spania, keidy widzi że jesteśmy na prawde padnięci chociaż my i tak prostestujemy. To jest miłe. Wyrwałem się z uścisku chłopaka i pomaszerowałem do góry. Co mnie zdziwło najbardziej, że dziewczyny siedzi z otwratymi oczami na łóżku. Ale to nie wszytsko. Liam pił. Normalnie sam nie moge tego ogarnąć, ale on też ledwo kontaktował i się wygłupiał, co raczej do niego nie podobne. Zatrzasnął drzwi i podszedłem do łóżka.
-Ruth, jak się czujesz?...Gdzie Harry? Mam wezwać lekarza? Co się stało?! Czy widzisz wszystko wyarźnie? Ile widzisz palców?- Zacząłem wymieniać co po chwile pytania.
-Jezu, przymknij się wreszcie! Nie za dużo tych pytań?!
-Odpowiadaj, a nie pyskuj!
-Jak ja ci zaraz zaczne pyskować to ci w dupe pujdzie!
-Dupe to masz ty! Ja mam pupcie!- Wykrzyczałem. Nie byłem w stanie pochamować śmiechu. Nagle z łazienki wyszedł Harry.
-O widzisz na jedno pyatnie masz odpowiedź.-Odpowiedziała. Spojrzałem na chłopaka. Widać że był zmęczony, z resztą podobnie jak ja. Oczy same mi się zamykały, a ziewanie nie dawało mi spokoju.
-Jak się czujesz?- Zapytał Hazza.
-Dobrze, ale jestem troche zmęczony.-Odpowiedziałem dumnie. Jednak dopiero po chwili zorientowałem się że pytanie nie było kierowane do mnie.
-Ja pierdole, pytałem Ruth..
-Już lepiej. Dzięki...za...pomoc.- Zaczeła się jakby jąkać, w czasie kiedy ja podałem jej szkalnke z aspiryną. Harry usiadł na kanapie, a ja oparłem się o rame łóżka, siedząc na skraju materaca. Wszyscy siedzieliśmy w ciszy, jednak co chwile było słychać moje ziewanie i chlipanie Ruth. Wiem że nie zawsze, Harry postępuje dobrze, ale teraz zaskoczył nawet mnie. Był inny. Starał się, na prawde mu zależało. Na codzień zachowuje się jak rozwydżone dziecko, a nie jak dorosły męrzcyzna. Co noc, z jego pokoju dochodzą dziwne dźwięki, a rano jest ledwo przytomny.
-Niall idź do pokoju, ja tu zostane.- Zaproponował przyajciel.
-Harry, ty też morzesz iść nie jestem obłożnie chora.- Zakwestionowała Ruth. Ja również nie chciałem wychodzić, lecz zdecydowałem że opuszcze pomieszczenie.

Ruth
-Nie wolisz iść spać do siebie?- Zapytałam gdyż nie byłam pewna. Nic nie pamiętam, nic, kąpletna pustka i tylko kilka wątków z dzisiejszego a w zasadzie wczorajszego już dnia. Chłopak leżał na kanapie i nie chciał mnie odstąpić na krok. Kiedy poznałam Harry'ego nie wywarł na mnie dobrego wrażenia, a teraz jest zupełnie inny.
-Wole paczyć na ciebie całą noc i nie zmrużyć oka, niż bezczynnie wpatrywać się w sufit i być wypoczętym.- Zatkało mnie
-Że co?
-P.......
_____________________________________________
Krótki, bo krótki ale jest. Przepraszam że taki krótki, a na dotatek tak długo czekaliść,
ale rok skzolny dobiega końca i trzeba zacząć poprawiać oceny.
Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział....pzrykro mi, ale mam nadzieje że jak najszybciej..
Ciekawe, jak potoczy się dalej historia Ruth? Czytajcie, komnetujce i obserwujcie
to dla nas na prawde ważne......
PROSZE O JAK NAJWIĘCEJ KOMENTARZY <3 xd
 
Alice