niedziela, 13 października 2013

Bardziej mnie interesuje to co masz w spodniach a nie twoja twarz

Chapter thirteen cz.I
Harry

- Mogę?- Zapytałem. Nie byłem pewny tego co robię, wiem że była w złym stanie, a ja nie potrafiłem temu zaradzić. Byłem takim głupcem że nie powiedziałem jej tego wcześniej, ale wiedziałam że mnie wyśmieje, wiedziałem że zaprzeczy i wiedziałem że nie będzie w stanie się przyznać że czuje coś do Malika. A ja nie zniósłbym faktu że to on zajął miejsce w jej sercu. Wszedłem do pokoju gdzie unosił się dym papierosowy, było duszno wręcz nieprzyjemnie. Podszedłem do okna, uchylając ja na oścież tak jak dwa kolejne.
- Co ty robisz?!-Wykrzyczała gwałtownie podnosząc się z miejsca spoczynku. Widziałem ze płakała, jej tusz do rzęs spływał po policzkach, a smutek wymalowany na jej twarzy pogłębiał moje dotychczasowe przygnębienie. Nie potrafiłem na nią patrzeć kiedy jest w takim stanie, w oczach nagle zbierały mi się łzy, przez co mocno zaciskałem zęby żeby nie ujawnić swoich uczyć.
- A chcesz się tu udusić?!
- Wolę się udusić niż patrzeć na tych ludzi.-Jej słowa wywołały na mojej skórze gęsią skórkę, widziałem jak jej oczy ponownie się zaszkliły przy wypowiedzeniu słowa "tych ludzi". To wszystko ją przerosło, te wydarzenia doprowadziły ją na skraj załamania, a to wszystko przez tego gnoja któremu teraz najchętniej zmiażdżyłbym czaszkę. Przyjaciel przyjacielem, drań draniem. Zbliżyłem się powoli do dziewczyny, żeby jej nie wystraszyć. Dobrze wiedziałam że czuje się zraniona i tylko skrywa to co czuje. Chwyciłem jej dłoń, delikatnie kładąc na mojej. Poczułem przyjemny dreszcz, pod wpływem jej dotyku, moje ręce zaczęły się pocić zupełnie z niewiadomej mi przyczyny a oczy przybrały postać skaczących iskierek.
-Nie dotykaj mnie!- Oddaliła się w tył o kilka kroków, ja przybliżyłem się o kolejne i ponownie chwyciłem ją za dłonie.- Słyszysz! Nie dotykaj mnie!- Nie odpuszczałem, przyciągnąłem ją do siebie i objąłem w pasie. Jej pięści kolejno zaczęły uderzać w moją klatkę piersiową sprawiając mi ból, nawet nie samym uderzeniem chociaż siły jej nie brakowało, a bezsilnością z mojej strony. W końcu przerwała i oparła swoją głowę na moim obojczyku, a słone łzy zaczęły spływać po mojej granitowej koszuli. Przytuliłem ją jeszcze mocniej i pocałowałem w czubek głowy.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?!- Wydukała przez łzy.
- A co miałem ci powiedzieć? Hej Ruth, Zayn ma dziewczynę a teraz rzuć mi się w ramiona?!
- Tak dokładnie, tak!
- A uwierzyłabyś?- Ucichłem na moment, próbując spojrzeć w jej perłowe źrenice. Odchyliła głowę w drugą stronę, unikając mojego wzroku.-Właśnie.- Spuściłem głowę w dół, czekając na jakąkolwiek reakcje ze jej strony. Z chłopaków wiedziałem tylko ja, nawet nie wiem czy Liam cokolwiek wiedział, bo pewnie już dawno Zayn wylądowałby w szpitalu. Wiedziała jeszcze Elanor, której powiedziałem wszystko pod wpływem emocji i impulsu chwili. Cały czas trwaliśmy w uścisku, przez co moje nogi aż zdrętwiały ale umysł był zaspokojony.
-Choć pójdziemy na spacer, gdzieś daleko żeby nikt nam nie przeszkadzał i pogadamy.
-Zwariowałeś?!- Gwałtownie podniosła głowę, piorunując mnie wzrokiem.- Przecież nie wyjdę stąd, on jest tam na dole!
-I co z tego? Nie przejmuj się tym, przecież jesteś silną dziewczyną a on na ciebie nie zasługiwał. Nie wie co stracił.- Uśmiechnąłem się blado i ponownie przytuliłem dziewczynę.
-A nie możemy zostać tu?
-Czekam na dole.- Oznajmiłem całując ją w czoło. Zbiegłem po schodach, po czym sięgnąłem po skórzaną kurtkę i buty za kostkę. Słyszałem śmiechy dochodzące, z drugiego pomieszczenia. Nie chciałem wchodzić do salonu, po prostu wiem że psychicznie mógłbym tego nie wytrzymać. Stałem oparty o frontowe drzwi, czekając zniecierpliwiony na Ruth. Nie wiem co ona ma w sobie, żadna dziewczyna nie działała na mnie w tak niesamowity sposób. Nie chcę gadać jak jakiś poeta, ale ona działa na mnie kojąco, kocham każde jej wady, kocham jej uśmiech, kocham jej ruchy i wszystko to co ma w sobie. Wiele osób postrzega mnie jako babiarza, flirciarza i może tak było,a nawet jest ale dla tej dziewczyny jestem w stanie zrobić wszystko, jestem w stanie się zmienić. Zagłębiam się w coś, co i tak nie będzie miało prawa istnieć, bo bałbym się że ją skrzywdzę, że przeze mnie będzie płakać a tego samo sobie nie byłbym w stanie wybaczyć. Dość dziwne, prawda? Znam ją miesiąc, może więcej a zachowuję się jakby to była moja przyszła narzeczona. Usiadłem pod ścianą, zakrywając twarz dłońmi, nie mogłem uwierzyć, że się zakochałem.
JESIEŃ CHODZI PO LESIE :)-Ej, idziemy.- Usłyszałem cichy szept. Podniosłem głowę i ujrzałem te piękne malinowe usta i niebieskie oczy wpatrujące się we mnie. Podniosłem się z drobną pomocą Ruth i otrzepałem swoje spodnie z kilkudniowego kurzu.
-Powinniśmy im powiedzieć że wychodzimy.
-To idź, ja tu na ciebie poczekam.- Uśmiechnęła się słodko i usiadła no moim poprzednim miejscu.
-Nie nie, pójdziesz tam ze mną i pokażesz że się tym nie przejmujesz.-Pociągnąłem ją za nadgarstek, w stronę salonu. Widziałem że nie była zadowolona, nie chciała tego. W zasadzie jej obecność nie była mi do niczego potrzebna, bo z mową nie mam problemów ale chciałem żeby Zayn zobaczył, że się tym nie przejęła, żeby w jego oczach tak wyglądała choć wiem że jest inaczej. Wiem że jest jest trudno. Oboje wkroczyliśmy do salonu pewnym krokiem, Ruth od razu spoważniała i zmieniła swój wyraz twarzy. Wszyscy tak na prawdę prócz nas siedzieli na kanapie i oglądali jakąś komedie, a na stole było pełno przekąsek i różne rodzaje trunków. Zdziwił mnie widok tak dużej ilości alkoholu, to by było normalne gdyby nie fakt że dochodzi pierwsza w południe.
-Idziemy się przejść, jak coś to dzwońcie.-Oznajmiłem, bo nie chciałem już patrzeć na uśmiechniętego Zayn'a w objęciach Perrie.
-Kogo to woda?- Z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos Ruth, która ni stąd ni zowąd zapytała o tak błahostkową rzecz.
-Moja.- Zwrócił się w jej stronę Louis.-Ale po co ci ona?- Ponownie zapytał. Dziewczyna bezpretensjonalnie podeszła do niskiego stolika, chwyciła przeźroczystą szklankę i całą jest zawartość wylała na głowę Malik'a. Wszyscy byli mocno zdziwieni, bo tak na prawdę tylko ja i Elanor wiedzieliśmy dlaczego to zrobiła. Nawet mnie zadziwił ten gest z jej strony, to było dziwne gdyż jeszcze chwile temu chciała uniknąć konfrontacji z Zayn'em. Nawet na niego nie spojrzała, jedynie chwyciła moją dłoń i pociągnęła mnie w stronę drzwi. Mój wzrok błądził nieobecnie po jej iedalnej sylwetce, ona jednak szła przed siebie i nie zwracała na moją osobę zbyt dużej uwagi.Oprzytomniałem dopiero po wyjściu z domu, gdyż chłud udeżył w moja twarz z ogromną siłą, zapiąłem zamek skórzanej kurtki i poszłem wyprowadzić samochód. Przed domem było mnóstwo fotoreporterów, stali z każdej strony, fanek też było sporo. Praktycznie codziennie ktoś tu stoji i czeka na ciekawą sensacje, która w każdej sytucji może się wydarzyć. Chwilę po a razem siedzieliśmy w aucie. Włączyłem jedynie ogrzewanie i brame wiazdową, mimo że było mnóstwo ludzi dookoła, jakoś udało nam się wyjechać i znaleźliśmy na drodze głównej. Cały czas pomiędzy nami panowała głucha cisza, ale nie była krępująca w zradnym stopniu.
-Gdzie jedziemy?-Zapytała nagle. Była lekko poddenrwoana, widziałem to po niej, niespokojnie bawiła sie swoimi palcami i co chwile przeczesywała swoję gęste włosy.
-Denerwujesz się?
-Chyba zadałam ci pytanie.!-Gwałtownie spojrzała w moją stronę, z wymalowanym strachem w oczach. Ona sie bała, czego, kogo? Mnie?- Nie, nie denerwuje się po prostu nie wiem gdzie jestem i to jest przytłaczające.
-Za chwile będziemy na miejsu, spokojnie nie chcę ci nic zrobić.- Chwyciłem jej dłoń, a druga cały czas bacznie spoczywała na kierownicy pojazdu. Nie wyrwała jej, jeszcze mocniej ścisnęła i oparła swoją głowę o chłodną szybe. Wpatrzony byłem na drogę przed sobą, dookoła był las a mała polna dróżka którą jechaliśmy przekstzałcała się pwoli w trawę i robiła sie coraz węzsza.
-Gdzie my jesteśmy?
-W lesie.-Po niedługiej chwili zaprkowałem niedaleko, małego drewninaego domku, niedaleko stawu.
-Matko jak tu pięknie.- Usłyszałem jedynie ciche sapnięcie i trzask drzwi.


Ruth
Oniemiałam. Moje ciało stało się bezwładne, to miejsce odebrało mi oddech, bezzwłocznie mną zawładnęło. Ten domek, mały ale z zewnątrz wydawał się tak przytulny, a staw nadawał takiej niesamowitej harmonii temu miejscu. Oparłam się o maskę samochodu i odchyliłam lekko głowę w tył. Niebo było zachmurzone, a w tej chwili wydawało się takie idealne, ptaki latające nad głową cicho ćwierkały i ponownie znikały znad lini oczu. Nie wiem dlaczego chłopak mnie tu zabrał, nawet nie jestem się w stanie domyślić.
-Choć do środka, bo zmarzniesz.- Uśmiechnął się w moją stronę ukazując rząd swoich idealnie białych zębów. Pewnym krokiem weszłam do środka pomieszczenia, które okazało się skromne i nie wielkie. Wszystko było drewniane, oprócz sofy i urządzeń kuchennych jak i telewizora. Zaraz obok niewielkiego stolika, znajdowały się schody które jak się domyślam prowadziły na poddasze. Opadłam na skórzaną kanapę, a obok mnie ułożył się Harry.
-Dlaczego mnie tu przywiozłeś?- Zapytałam kierując wzrok w jego stronę. Chłopak zaczął nerwowo drapać się po głowie, wymyślając za pewne sensowną wymówkę. Uśmiechnęłam się lekko i chwyciłam jego podbródek.-Dlaczego?
-Bo chciałem ci pokazać że nie każdy jest nieczułym dupkiem.-Ponownie na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech. Nie chciałam o nim myśleć, chciałam go wyrzucić z pamięci ale to było trudne, tak cholernie trudne. Jego usta, cały czas muskały moją szyję, jego woń perfum cały czas unosiła się na moim ciele a jego ręce błądziły po moich biodrach. Cały czas gdzieś jego cząstka została we mnie, ale go nie kochałam. Nie mogę, po prostu nie mogę żywić miłości do Malik'a. Nie kocham go
-Pięknie tu.
-Tak, to prawda. Kupiłem ten domek kiedy potrzebowałem chwili spokoju, wtedy wydał mi się idelany.-Odpowiedział. Potrzebowałem chwili spokoju? Dziwne, raczej dziwnie to brzmiw jego ustach. On wydaję się takim słodkim, bezproblemowym chłopakiem przeciętnym wręcz, pomijając kilka istotnych faktów jak członek zespołu. Rozumiem że fanki, koncerty to wszystko męczy ale myślałam że klucz w drzwiach załatwia sprawy.
-Opowiesz mi o tym?
-O czym?- Podejrzliwie podniósł brew i przykrył nas ciepłym wełnianym kocem.
-O tej dziewczynie.-Ponownie zapytałam, on jedynie westchną ciężko i wpatrzył się w moje oczy. Przez chwilę stał sie nieobecny, głęboko oddychał ale na minutę nie oderwał ode mnie wzroku. Był trochę przybity, nie wiem czy tym co powiedziałam czy całą sytuacją.
-Skąd wiesz że chodziło o dziewczynę?-Wybełkotał
-Nie jestem głupia i trochę cię już znam.- Zaśmiałam się cicho i złapałam go za dłoń, uśmiechnął się promiennie.Chciałam dodać mu otuchy, chciałam żeby sie mnie nie bał, żebym była jak każda inna dziewczyna w jego oczach, żeby zobaczył że ja też mam uczucia. Tyle dlaczego mi na tym tak cholernie zależy? Dlaczego ja przy nim jestem zupełnie inną dziewczyną? Dlaczego on na mnie działa w taki sposób? Kolejny raz, Dlaczego?- Harry? Mów.
-To nie jest łatwe, mówić o swojej byłej. Wiesz, kochałem ją. Nigdy nie było mi z tą myślą łatwo, każdy twierdził że ten związek był toksyczny, ale ja ją kochałem i brnął w to jeszcze bardziej. Prasa dużo o tym pisała, ale nie znali prawdy. Nie potrafiłem z nią zerwać, mimo że nie raz mnie zraniła ja za każdym razem jej wybaczałem, a ona to wykorzystywała. Przestawałem jej ufać, sprawdzałem jej skrzynkę pocztową, szafki ale nawet kiedy coś znalazłem ona mną manipulowała i wszystko wracało do normy. Zdradzała mnie, dużo imprezowała, piła chciałem jej pomóc ale ona nie chciała, chciała jedynie jeszcze większej sławy w związku ze mną. Dopiero Liam otworzył mi oczy i zerwaliśmy.
-Nadal ją kochasz?- Lekko zawahałam się z zadaniem tego pytania, nie chciałam znać na nie odpowiedzi. Kiedy słuchałam chłopaka, to z jakim przejęciem to mówił byłam.....byłam zazdrosna. Bałam się tego co mogę usłyszeć, na prawdę się bałam. Jeszcze chwile temu była załamana, z powodu Zayn'a że ma narzeczoną, a teraz jestem załamana z powodu Harry'ego, bo boję się usłyszeć że żywi uczucia do innej dziewczyny. Czy to nie jest chore? Jestem idiotką, skończoną kretynką. Przez chwilę zapomniałam o mulacie i było mi dobrze, na prawdę dobrze kiedy wpatrywałam się w twarz Styles'a.
-Taylor? Nie, nie kocham jej już od dawna.- Ponownie zagościł na jego twarzy uśmiech, tak jak na mojej.- Ruth, wiesz że powinnaś iść z nami na premierę filmu. Liam'owi byłoby miło, mi również..- Ostatnie kilka słów wypowiedział już szeptem. Słyszałam że za niedługo premiera filmu i dobrze wiedziałam że będą chcieli żebym poszła. Nie wiem czy chcę iść, nie chcę uczestniczyć w czymś co dla mnie i tak nie ma sensu. W
-Pójdę z wami.
-Matko, nawet nie wiesz jak się ciesze. Myślę że powinniśmy ci kupić sukienkę na premierę.- Uśmiechną się zabawnie poruszając brwiami.
-Sukienka! Matko zapomniałam. Wesele Greg'a!- Zaczęłam panikować. To już za tydzień, a za dwa dni wylatujemy. Nie byłam przygotowana, nie miałam sukienki ani nawet spakowana nie byłam. Niall mnie zabije. Szybko chwyciłam telefon i wybrałam numer blondyna. Ten jak na przekór nie odbierał. Dopiero teraz zauważyła nieodebrane połączenie od Zayn'a i nie przeczytaną wiadomość.


Wyszliśmy o piątej rano i posprzątaliśmy na stole, więc nie martw 
się. Jak coś to dzwoń, kicia
Alice
Nie wiem co ja bym bez nich zrobiła. O wszystkim pomyślą, jakby Liam zastał puste butelki po alkoholu nie miałabym życia, prywatności.
-Chcesz pojechać teraz po sukienkę?- Zapytał niepewnie
-Nie chcę ci robić problemów, jutro pojadę.
-Jakie problemy? Chodź!- Pociągnął mnie za nadgarstek i ociężale postawił mnie do pionu.- Chce ci się chodzić po sklepach?-
-Pewnie od zawsze o tym marzyłem.-Zaśmiał się.-Dla ciebie wszystko.-Ponownie na jego twarzy zagościł promienny uśmiech i oboje wyszliśmy z przytulnego domku kierując się do pojazdu chłopaka. Byłam taka wesoła przez całą drogę, uśmiechałam się, śmiałam się nawet z tych najmniej śmiesznych historii Harry'ego. Myślę że jego dziewczyna, będzie mieć najwspanialszego chłopaka na Ziemi. Jego podejście do życia, do ludzi, to z jaką charyzmą i miłością to robi, to jest niesamowite. Przez chwilę wyłączyłam się z rozmowy, tylko byłam wpatrzona w jego dłonie, w jego pełne malinowe usta, w bujne loki lekko opadające mu na czoło, widziałam że kątem oka spoglądał na mnie i na to co robię.
-Co mi się tak przyglądasz?- Zapytał rozkojarzony i zaparkował samochód na wolnym miejscu parkingowym.
-Zapatrzyłam się.
-Na mnie?- Uśmiechnął się i znowu spojrzał na mnie przenikliwym i jakże wesołym wzorkiem. Zmrużyłam oczy i chwyciłam za uchwyt na drzwiach.
-Najpierw odpowiedz.- Na jego ustach zagościł zawadiacki uśmiech i podejrzany błysk w oku.
-Nie. Bardziej mnie interesuje to co masz w spodniach a nie twoja twarz.
-Jak kto woli.- Wyszedł z auta, zamykając za sobą drzwi i obszedł do okoła samochód, parę razy się przy tym potykając się o własne nogi. Sprawnie otwarł mi drzwi, jak na gentelmena przystało po czym oboje ocierając się wręcz o siebie weszliśmy do centrum handlowego.

Cztery godziny później...
-Matko mam dosyć.-Usłyszałam za plecami sapanie Harry'ego. Zatrzymaliśmy się na moment w Starbucksie, oboje musieliśmy odpocząć. Cały czas szukaliśmy sukienki, każda była równie piękna ale żadna nie była równie idealna jakiej szukam. Chwyciliśmy kubki w ręce i wyszliśmy obładowani torbami z zakupami. Kupiłam wszystko oprócz najważniejszej rzeczy, odkupiłam również Ray Bany Harry'emu bo na tamtych usiadłam.Wędrowaliśmy z góry na dół, poruszając się ruchomymi schodami zatrzymując się co po chwilę by chłopak mógł sobie zrobić zdjęcie z fanką czy podpisał się na koszulce. Jak widać sława nie jest wcale taka kolorowa, głównie dlatego nie lubię się pokazywać z chłopcami publicznie, od razu nowa sensacja.
-Proszę chodźmy już stąd.
-Harry jeszcze jeden sklep, no proszę cię. Z resztą sam chciałeś tu przyjechać.- Wypaliłam bezdusznie i weszłam do sklepu sławnego projektanta modowego. Zaczęłam się rozglądać po wiosennej i leatniej kolekcji, mimo że zbliża się jesień.
-Matko..-Pisnęłam, wyszarpując z wieszaka sukienkę z białej koronki.
-Widzieliśmy już chyba takich z dziesięć.-Wrzasnął zdesperowany.
-Nie prawda! Ta jest wyjątkowa i nawet buty mi do niej pasują.- Pognałam w stronę przymierzalni, prosząc o odpowiedni rozmiar, po czym zasunęłam ciemno beżową lnianą zasłonę i ściągnęłam dotychczasowe ubrania.
-Harry, zapniesz mi zamek?- Zapytałam, jednocześnie wołając chłopaka. W odpowiedzi usłyszałam jedynie ciche jęknięcie, a po chwili stał tuż obok mnie. Wzdrygnął się na moment i podszedł bliżej mnie, tuląc się do moich ramion.
-Ślicznie wyglądasz...
-Nie prosiłam o opinie, tylko o zapięcie mi zamka. Dziękuję.- Odpowiedziałam zbierając włosy na jeden bok. Chłopak delikatnie zapiął zamek i musną ustami mój obojczyk.-Harry, proszę cię....
-Przepraszam, zapomniałem.-Spuścił głowę i wyszedł z kabiny. Uśmiechnęłam się sama do siebie na widok mojej sukienki. Błyskawicznie ściągnęłam z siebie sukienkę, rzucając ją na skórzane krzesło a sama zaczęłam ociężale wciągać na siebie obcisłe spodnie. Nie chciałam być nie miła dla chłopaka ale ja jeszcze chyba nie byłam gotowa, co wydawać się może dziwne w moim wypadku. Opuszkami palców przejechałam po obojczyku i poczułam przyjemne ukłucie w brzuchu. Uśmiechnęłam się mimowolnie i skierowałam się w stronę kasy wraz z sukienką.                                                                         Cały czas czułam wzrok chłopaka za plecami, nie chciałam zwracać na niego uwagi, nie chciałam ale nie umiałam.
-Dzień dobry. Płaci pani kartą czy w gotówce?- Uprzejmie zapytała starsza kobieta za ladą.
-Ja zapłacę.- Harry wychylił się za moich pleców i podał kobiecie kartę kredytową.
-Zwariowałeś?!- Pisnęłam.- Nie będziesz płacić za moją sukienkę, a zwłaszcza za tyle pieniędzy!
-Nie dyskutuj.- Odebrał torbę z zakupioną sukienką wraz z kartą i opuściliśmy sklep. Ta sukienka była tak niesamowita, dopiero co ją kupiłam, w zasadzie chłopak a już wiąże z nią wspaniałe wspomnienia tym bardziej że jest od mojego ulubionego projektanta Tommy'ego Hilfiger'a.
-Jesteś niemożliwy, ja ci zwrócę te pieniądze.
-Oj, zamknij się już.-Objął mnie ramieniem i razem ruszyliśmy do samochodu....


____________________________________
Hej dziewczynki, już kolejny raz przepraszam za to że tak późno opublikowałam rozdział, na prawdę
przepraszam ale mam strasznie dużo na głowie i jeszcze przepraszam za błędy...
Mam nadzieję że rozdział się podoba, uderzyłam trochę w inny deseń w związku z Harrym.
Podzieliłam ten rozdział na dwie części bo nie chciałam żebyście dłużej czekały.
Kocham was :** Powodzenia w szkole :)


Alicee

niedziela, 1 września 2013

Zayn twoja narzeczona przyszła......

Chapter twelve
Ruth




Ostatnie dwa dni, były dla mnie bajką, piękną jak w tych filmach o idealnym świecie z księciem na białym rumaku. Czułam się jak księżniczka, wreszcie poczułam co oznacza "mieć dla kogo żyć". Skąd tak radykalna zmiana w moim dotychczasowym życiu? W tym sęk że nie wiem co sprawia mnie tak uszczęśliwioną kobietą jaką jestem dziś. Może codzienne pocałunki Zayn'a, a może sam fakt że jestem z nim tak blisko, powoduje tak duży przyrost chormonu szczęścia. Jednak może to dzięki tak dobrych stosunkach z Li i Niall'em, w efekcie czego znów odzyskałam brata. Nie mogę powiedzieć że jest pomiędzy nami świetnie, bo nie jest ale na pewno jest lepiej. Wiem że ma do mnie żal, za ten cały areszt i za wiele nawet tych drobnych spraw,  ale mi też jest ciężko zapomnieć o tych dwóch latach spędzonych z dala od niego. Jednak mimo że w duszy latają motyle a w oczach iskierki skaczą, ja nadal nie potrafię być dla nich miła i dzielić się moim szczęściem. Chociaż to też nie jest do końca tak. Odkąd wróciłam, tu do domu z komisariatu policji, chłopaki siedzą ze mną w domu, razem gramy na Play Station, oglądamy denne romansidła i odgrywając poszczególne sceny śmiejemy się do łez. To ich obecność mnie tak uszczęśliwia, to dzięki nim wstaje z uśmiechem na twarzy i to jest wspaniałe uczucie ale ja po prostu jestem chamska, może nie dla wszystkich ale jestem. Ostatnio Liam zapytał się mnie dlaczego jestem taka szczęśliwa, że uśmiech z twarzy mi nie schodzi, a ja zamiast powiedzieć że to dzięki niemu, że to dzięki tej piątce chłopaków która jeszcze smacznie śpi, powiedziałam że to tylko grymas no ich widok. Nie potrafię okazywać swoich uczuć tak jak kiedyś to robiłam, w pewnym sensie jestem zamknięta w sobie i dusze te wszystkie męczące mnie uczucia. Kiedy całuję Zayn'a czuję przyjemne uczucie w okolicach brzucha, ale czuję się jak by czegoś mi brakowało, jak bym kogoś zdradzała, kogoś kogo już dawno nie ma i nie będzie. Jednak pod czas innych spotkań z przeróżnymi chłopakami nic takiego nie odczuwałam, więc dlaczego teraz? Wiele spraw w moim życiu, nie zostało rozwiązanych i wielu rzeczy nie jestem sama sobie w stanie wytłumaczyć. Zastanawiam się co stało się z Emily, że tak łatwo odpuściła, dlaczego Katie wyjechała skoro czuła coś do mojego brata, co miał na myśli Luke i dlaczego Jack się do mnie nie odzywa. Dawno też nie rozmawiałam z Alice, Mike'em czy z Justin'em, brakuje mi ich......bardzo. Ale są też dobre strony wiecznego siedzenia w domu, wczoraj poznałam Eleanor, dziewczynę Louis'a którego nie darzę sympatią i to właśnie z nim prowadzę wieczne kłótnie. Lecz ku mojemu zdziwieniu Elena jest świetną dziewczyną, ma takie same pasje jak ja, uwielbia modę byłam zdziwiona kiedy się o tym dowiedziałam, pozytywnie. Nareszcie miałam z kim pogadać, tak bardziej poważnie niż na temat zapiekany kurczak czy indyk z brzoskwiniami. Polubiłam ją, nawet bardzo
przez myśl by mi nie przeszło że tak piękna i inteligentna kobieta, może być z kimś takim jak Louis. Może jak to inni mówią miłość, ale dla mnie to i tak jest chore. Leżę na swoim łóżku, cały czas rozmyślając o życiu czasem się nawet zastanawiam czy nie za dużo poświęcam czasu na takie retrospekcje. Nie miałam tak na prawdę nic szczególnego do roboty, chłopcy pojechali z samego rana na samolot do Nowego Yorku na rozdanie nagród MTV Video Music Awards i znowu zostawili mnie tu samą jak palec na pastwę losu. Chcieli żebym z nimi jechała jednak odmówiłam ze względu na powstałby w ten sposób plotki a i tak już większość osób kojarzy mnie z nazwiska Payne. Nuda jednak zabijała mnie od środka tak jak ostatni mi czasy i powoduje nieznaczne uczucie zabijania umysłu. Gwałtownie zeskoczyłam z mojego miejsca snu i podeszłam do drzwi od mojej garderoby wygrzebując ze sterty ubrań, coś odpowiedniego do panującej dziś pogody. Na termometrze widoczne było około 25°C, a na niebie nie było żadnej nawet najmniejszej chmury co raczej jest tu rzadkością, więc postanowiłam skorzystać z pięknej pogody i wybrać się do pracy przyjaciół. Z przygotowanym zestawem weszłam do już sprawnej i zdolnej do użytku łazienki, po ostatnim wybryku chłopaków trzeba było zamontować nowe drzwi i wymienić kilka płytek jak się okazało Zayn bał się że coś sobie zrobiłam i dlatego wyważyli te drzwi. Weszłam pod prysznic z którego kapały pojedyncze krople chłodnej wody. Jak najszybciej wysuszyłam mokre do suchej nitki włosy i zaczęłam zajmować się makijażem i doborem dodatków. Powieki pomalowałam na mocno zielony kolor z wykończeniem bieli i czerni, usta lekko musnęłam pomadką a rzęsy pociągnęłam tuszem do rzęs.
Perełka :)Szybko zmyłam stary odpryskujący już lakier i pomalowałam na nowo. Paznokcie wyglądały tak jak się tego spodziewałam, jasny beż a no to kropki w kolorze jasnej zieleni. Odczekałam moment i ostatnim maźnięciem utwardzacza skończyłam swoją pracę. Zapakowałam torebkę w drobną gotówkę i wybiegłam pospiesznie zamykając dom. Do Milkschake city były dwa może trzy kilometry drogi, co nie było jakimś większym wysiłkiem. Więc powoli nie spiesznie szłam ze słuchawkami w uszach.

***
 
- Ale jak to go nie ma?! I dopiero teraz mi to mówicie?- Zaczęłam charakterystycznie wymachiwać rękami i wykrzykiwać. Mike zaczął mnie uspokajać,gdyż jak on to stwierdził "odstraszam im klientów", a oboje chcą utrzymać swoje dotychczasowe miejsce pracy. Cały czas nie rozumiem tego pomysłu z tą pracą, rozumiem że chcą sobie dorobić ale po co skoro dogadali się z rodzicami że opłacają im czynsz i regularnie przysyłają pieniądze niezbędne do codziennego funkcjonowania. Ale ja swoje opinie zachowam dla siebie, nie będę im się wtrącać w życie, są w końcu dorośli.
-Nie przychodzi do domu, już od kilku dni.- Oznajmił ze spokojem w głosie.- W zasadzie nie ma go już od ponad tygodnia, wszystkie jego rzeczy zostały, laptop, ciuchy a nawet portfel.- Dokończyła bardziej przejęta całą tą sytuacją Alice. Ja też nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, byłam poddenerwowana całą zaistniałą sytuacją. Owszem często nie wracał na noc, ale nie siódmy raz z rzędu i to bez pieniędzy. To wszystko stawało się coraz bardziej podejrzane. Siedziałam na skórzanym barowym krześle, popijając truskawkowego schake i zastanawiając się co mogło się stać z Justin'em, na prawdę się o niego martwiłam w końcu nie jest mi obojętny.
- Ja pojadę kupić nowy telefon i podzwonię po placówkach, a jakoś o piątej po was przyjadę i go poszukamy po jakiś spelunach.- Oboje zgodnie kiwnęli głowami i wrócili do swojej pracy,a ja podałam banknot stu funtowy Alice jako zapłata za mojego shake, po czym wzięłam torebkę z blatu, żegnając się z przyjaciółmi krótkim buziakiem, kierując się do wyjścia z kawiarni, jednak krzyk dziewczyny mnie zatrzymał
-Nie rozrzutna jesteś za bardzo?!
-Nie moje pieniądze, wzięłam je z portfela Liam'a.- Zaśmiałam się, po czym skierowałam się w stronę najbliższego centrum handlowego by zakupić nowy telefon, bo stary nie nadaje się do dalszego użytkowania. Model miałam już wybrany, oczywiście to mój brat za niego zapłaci chociaż jeszcze o tym nie wie i mam nadzieję że się nie dowie ale co to dla niego takie osiemset funtów. Weszłam do pierwszego lepszego sklepu, wybierając telefon i wkładając w ręce miłego starszego pana gotówkę. Włożyłam tylko moją starą kartę sim, by nie musieć zmieniać numeru na nowy i od razu uruchomiłam telefon. Piękny biały, nowy jeszcze z przeźroczystą folią z przody ekranu jak i z tyłu, nie powiem robił wrażenie. Usiadłam w pobliskiej kawiarence, która jak zdążyłam zauważyć była bardzo przytulna, niewielka ale bardzo nastrojowa. Zamówiłam tylko mrożoną kawę i zabrałam się za dzwonienie po szpitalach i placówkach odwykowych. Co chwile odrzucali mnie z kwitkiem, dzwoniłam do upadłego nawet po kilka razy, lecz nikt o nim nie słyszał
-Czy pani mnie w ogóle słucha?! Justin Arthur Levten, tak dokładnie L jak lama i N na końcu jak noga. Ale jest pani pewna?! Dobrze, dziękuję.- I tak mniej więcej wyglądała każda rozmowa, a za każdym razem było mi coraz trudniej o tym mówić bo bałam się czego się dowiem. Na początku się cieszyłam że nie ma go w żadnym szpitalu, że wszystko z nim dobrze ale po chwili zdałam sobie sprawę że może leżeć gdzieś w krzakach a jego serce już dawno przestało bić. Słona łza spłynęła po moim  lewym policzku, lecz od razy ją otarłam i wyrzuciłam tę myśl z mojego umysłu. Zapłaciłam tylko za kawę i opuściłam galerie. Na niebie zaczęły powstawać ciemne chmury, które przysłoniły blask słońca a chwile po zebrał się spory wiatr. W mojej kieszeni wyczuwalne były charakterystyczne wibracje telefonu, pospiesznie więc go wyjęłam z myślą że to Justin.
-Tak?
-Jezu wreszcie odebrałaś, dzwonie od wczoraj, myślałem że coś ci się stało!- Usłyszałam głos Matt'a po drugiej stronie i mój entuzjazm od razy opadł.-Słuchaj mam twoje buty, bo zostawiłaś je..
-Tak, tak wiem na policji i tylko po to dzwonisz?!- Zapytałam lekko z wyrzutem, nie chciałam być dla niego nie miła ale teraz miałam ważniejszą sprawę na głowie tym bardziej że teraz liczy się czas.
-Nie, nie. Chodziło mi raczej o nasz ostatni pocałunek. Wiesz nie chcę niszczyć naszej przyjaźni i myślę że lepiej będzie kiedy zostanie tak jak jest.
-Jezu człowieku, nawet nie wiesz jak się ciesz że to mówisz, mam dokładnie takie same odczucie. Po prostu zostańmy przyjaciółmi. Matko mówię jak w tych telenowelach.- Zaśmiałam się cicho.- Ej, jak byś gdzieś widział Justin'a to daj mi znać, ja kończę.- Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i biegiem ruszyłam pod Milkeschake city pod którym jak się okazało Alice i Mike już na mnie czekali.
Wszyscy ruszyliśmy w nieznaną stronę, szukaliśmy po każdym klubie, po każdym parku, zaglądaliśmy nawet do miejsc do których Justin w życiu by nie wszedł. Kiedy słońce schodziło za horyzont traciłam nadzieję że go znajdziemy. Dochodziła już ósma, to dobijało mnie najbardziej byłam zdesperowana. Skręciłam w ciemną uliczkę i osunęłam się po ścianie w dół.
-Hej mała proszę cię nie poddawaj się tak.- Przyjaciółka podniosła mój podróbek że byłam zmuszona popatrzyć w jej oczy.- Choć pójdziemy tą uliczką wzdłuż, a potem skręcimy w lewo i sprawdzimy jego ulubiony klub jeszcze raz.- Uśmiechnęła się słabo i pomogła mi wstać. Szybko otarłam mokre policzki i usilnie trzymałam rękę Alice, gdyż nic nie widziałam bo uliczka była na tyle wąska i ciemna że nawet z latarką byłoby tu ciężko. Nagle o coś zahaczyłam nogą i niefortunnie upadłam na pupę a zaraz ze mną przyjaciółka.  Mike stał jedynie nad nami i się śmiał dzięki czemu na moją twarz wkradł się  pojedynczy  promyk uśmiechu. On miał bardzo nietypowy śmiech, zarażał nim wszystkich dookoła. Nagle usłyszałam ciche jęknięcie, ale to nie byłam ani ja ani żadne z nas. Wyjęłam z torebki telefon i włączyłam latarkę, żeby upewnić się że to nie człowiek czy zwierzę.
-Jezus, Justin?!- Szepnęłam z niedowierzaniem w oczach. Chłopak był cały poobijany, jego klatka piersiowa ciężko się podnosiła jak i opadała, a jego ręce i twarz były pokryte krwią. Zatkałam usta i oczy żeby się nie rozpłakać. Mike podszedł do niego i jak najdelikatniej podniósł ledwo przytomnego chłopaka, po czym obie z Alice pobiegłyśmy złapać jakąkolwiek taksówkę.

***
 


W ręce miałam wodę utlenioną a zraz obok mnie leżałam spora ilość bandaży. Jego ręce były poranione drobnymi kawałeczkami szkła, a twarz wręcz sina. Nie miał głębokich ran, ale był bardzo słaby i odwodniony, widać było na pierwszy rzut oka że nie jest z nim najlepiej.
-Nie ruszaj się bo zakrwawisz mi kanapę.- Uspokoiłam Justin'a, bo cały czas się wiercił, a chłopaki by mnie zabili gdybym zrobiła coś z ich sofą. Wiem że sprawiłam mu ból, ale musiałam go solidnie opatrzyć, sama miałam łzy w oczach kiedy widziałam jak cierpi. Na szklanym stoliku stały przeróżne leki i szklanka z wodą, w tle leciała gala rozdania nagród a Mike i Alice robili coś w kuchni.
-Kolacja podana.- Przed nami pojawił się półmisek kanapek i cztery kubki wypełnione po brzegi herbatą.
-Na prawdę kanapki, myślałam że się trochę bardziej postaracie.- Wszyscy zaczęli się śmiać, a atmosfera trochę się rozluźniła. Teraz byłam spokojna, bo wiedziałam że chłopak jest już bezpieczny jednak nie chciał mi powiedzieć kto go tak urządził, kiedy jak i po co. Przyjaciele byli pochłonięci dyskusją kto jest najlepiej ubrany i nikt się z nikim nie zgadzał. Ja się tylko cieszyłam że znowu jesteśmy razem, tak jak kiedyś. Wyjęłam swój telefon, a przez to całe zamieszanie zupełnie zapomniałam że Zayn do mnie wcześniej napisał, więc od razu mu odpisałam i odłożyłam telefon na stół. Oparłam głowę na ramieniu Alice i przyglądałam się gali. Sięgnęłam ręką po laptopa, bo strasznie dawno nie wchodziłam na Facebooka czy Twittera a o instagramie to już nie wspomnę. Wpisałam dane i od razu byłam na swoim koncie, na Facebooku ponad 200 powiadomień i 498 zaproszeń do znajomych a na Twitterze co chwile pojawiały się nowe interakcje. Odpowiedziałam na kilka miłych tweetów i sama też kilka napisałam, kiedy do głowy wpadł mi pomysł. Szybko wbiegłam na piętro i zaczęłam grzebać w rzeczach chłopaków, szukając jakiś starych albumów czy głupawych zdjęć. Skoro ich nie ma, to wreszcie publicznie będę mogła ich skompromitować tylko muszę coś znaleźć, cokolwiek. Kiedy natknęłam się na zdjęcie całej piątki, szczelnie zakopane pod stertą ubrań Harry'ego, wiedziałam że to jest to. Nie mogłam powstrzymać śmiechu kiedy przyglądałam się tej fotografii. Teraz wystarczy jedynie wrzucić do sieci z śmiesznym podpisem, a potem to oni będą się przejmować jak to usunąć.
-Patrzcie co znalazłam i cieszcie swoje oczy.- Pospiesznie zbiegłam na dół i rzuciłam im zdjęcie na kolana. Nastała pomiędzy nami głucha cisza, a moment po wszyscy nawet Justin śmialiśmy się do rozpuku. Ponownie więc zalogowałam się na Twittera, kiedy Mike chwycił moją dłoń.
-Co ty, nie skompromitujesz ich takim zdjęciem, ich fani i tak wiedzą że są nie normalni, raczej ich to rozśmieszy. Może wymyśl coś innego.....-Zamyślił się na moment.-No nie wiem, może zrób coś bardziej śmiesznego, np: napisz na Twitterze że jesteś w ciąży czy coś.- Uśmiechnął się zawadiacko i puścił oczko w moją stronę.- No wiesz dla chcącego nic trudnego.- Skomentował Justin, w normalnych okolicznościach pewnie wylądowałby teraz na drucie kolczastym, lecz dostał tylko pluszową poduszką w twarz.
-To raczej by wystraszyło chłopaków a chcę żeby się wkurzyli, a najbardziej Louis.
-To powiedz że jesteś z nim w ciąży.- Załamałam ręce i zaczęłam sama coś kombinować, tylko nie wiedziałam jeszcze co.- Albo wiecie co? Odpuszczę sobie, jak sobie zasłużą wtedy będą mieć wojnę a na razie niech cieszą się spokojem.- Uśmiechnęłam się słodko.
-Widzę że wyrastamy z nawyków.
-Żebym ja ci zaraz nie wypomniała twoich nawyków.- Zaśmiałam się i wróciłam do poprzedniej pozycji zamykając laptopa i kładąc go z powrotem na miejsce. Siedzieliśmy tak jak dobrzy starzy znajomymi przypominając sobie kolejno stare czasy, popijając whisky i wypalając cygaro które znalazłam w kuchni. Tylko Jus był naburmuszony, bo nie pozwalałam mu się napić czy zapalić, po prostu nie łączy się leków przeciwbólowych z alkoholem.
-Ej, kto to jest Sophie Smith?- Zapytałam zupełnie bez większego zainteresowania,bo dopiero teraz sobie przypomniałam że większość interakcji była odnośnie do niej. Wszystkie pary oczu skierowane zostały moją stronę, ja jedynie uniosłam ręce w geście obrony.
-Ttyty na prawdę nie wiesz?
-No przecież bym się was nie pytała, gdybym wiedziała?!-Kolejny raz napotkałam oburzone twarze przyjaciół którzy z niedowierzaniem patrzyli na moją osobę.- Przecież to nowa dziewczyna twojego brata.- Oznajmili wspólnie. Moje oczy powiększy się dwu krotnie a dolna szczęka bezwładnie opadła w dół. Nie miałam pojęcia że ma nową dziewczynę, nie miałam pojęcia że w ogóle się z kimś spotyka przecież świetnie się dogadywali z Katie, sama mi o tym opowiadała. Nie wierzę że zrobił jej coś takiego, przecież ona się w nim zakochała chyba jej serce pęknie jak się o tym dowie. Ciekawe czy chęć zabicia kogoś zalicza się do normalnych rzeczy. On miał zawsze takie dobre serce, dla wszystkich, rodziców, zwierząt, rodziny a teraz uczucia innych go nie obchodzą jak widać. A może nie wiedział, że Katie coś do niego czuję? Opadłam na sofę i lekko przymknęłam oczy, chciałam jak najszybciej utonąć w obłokach snu.

Rano

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez uchylone okno, do pokoju tworząc lekką poświatę i huki dochodzące z parteru. Nie wiem jak znalazłam się we własnym łóżku, bo o ile dobrze pamiętam zasnęłam w salonie. Chwyciłam się za tył głowy, gdyż niepowtarzalny ból przeszedł moje ciało.- Ałć.- Syknęłam z bólu i obróciłam się na drugą stronę łóżka, ledwo przytomna wyczułam czyjąś sylwetkę i od razu uchyliłam lekko zaspane powieki a moim oczom ukazał się Zayn wręcz przygniatający swoim ciężarem mojego kota. Podniosłam się do pozycji siedzącej by wyciągnąć biednego Dolara spod chłopaka. Tak dokładnie tak, mój kot został ochrzczony jako Dolar. Bardzo poetyckie i funkcjonalne imię. Szybkim ruchem wzięłam kicie na ręce i zaczęłam do niego gadać, podrzucać i przytulać. -Co ty robisz z tym kotem?- Usłyszałam zachrypnięty jak i melodyjny głos Zayn'a. Odłożyłam kota na podłogę i odwróciłam się w stronę uśmiechniętego chłopaka.
-Mogłabym zadać ci to samo pytanie a raczej co ty tu robisz?
-No wiesz chłopaki poszli od razu do swoich łóżek, ale ja nie byłem tak egoistyczny i przyszedłem do ciebie.- Na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech a chwile po jego usta już przywarły do moich. Całowaliśmy się przez dłuższą chwilę, dopóki krzyk Louis'a tego nie przerwał.- Choć.- Chwyciłam dłoń chłopaka, jednak ten przyciągnął mnie i przytulił. Jego grzywka opadła w dół, a kilkudniowy zarost ocierał się o mój policzek. Oboje zbiegliśmy po schodach prawie trzymając się za ręce, lecz w porę to przerwałam i pewnym krokiem weszliśmy do kuchni. Każdy siedział przy stole, a także my dołączyliśmy, przywitałam się tylko z Calder która jak się okazało nocowała u nas.
-A więc jak tam było no gali? Działo się coś nie wiem nowego?- Zaakcentowałam ostatnie słowo.
-Co masz na myśli?- Zapytał podejrzliwie Liam.
-No nie wiem, jakieś nowe związki czy coś?
-Jezu, mów o ci chodzi a nie jakieś podchody urządzasz?.- Rzucił widelcem o stół i wpatrzył się w moje oczy. Chyba nie był w humorze, aż się go przestraszyłam, bo nigdy nie reagował aż tak gwałtownie.- Miałeś zamiar powiedzieć mi o... czekaj jak jej jest?- Zapytałam sama siebie, zupełnie wypadło mi jej imię z głowy.- A wiem, Sophie. Ciekawe czy jak byś wziął z nią ślub to czy byś mi powiedział.- Zakpiłam i zabrałam się za jedzenie kanapki. Wszyscy jakby nagle ucichli i wpatrywali się w swój talerz lub bawili się własnymi palcami.
-Jasne że chciałem ci powiedzieć, tylko nie teraz.....
-Czyli byłaby szansa że dostałbym zaproszenie na ślub. Jest sukces!- Sądziłam, że kiedy Liam znajdzie swoją ukochaną to się dowiem o tym pierwsza a nie media. Jak widać pozory mylą i to bardzo. Wręcz zrobiło mi się przykro, myślałam że nasze relacje wracają do normy. Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi i szybko poderwałam się na nogi.
-A może to ona? Albo lepiej, może Katie przyjechał.- Ponownie zakpiłam i spokojnie podeszłam do drzwi wejściowych, otwierając je na oścież z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-W czym mogę pomóc?- Zapytałam
-Ty jesteś zapewne siostrą Li..
-Tak tak, a ty za pewne jego walniętą fanką. Liam!- Nie dałam jej skończyć i od razu zawołałam brata, skoro to jego fanka. W sumie dziwna sprawa, jakim cudem ją ochrona tu wpuściła.
-Nie ty mnie źle zrozumiałaś.- Zaśmiała się słodko.- Jestem dziewczyną a w zasadzie narzeczoną Zayn'a.- Ponownie na jej twarzy zagościł ogromny uśmiech, ja jedynie zareagowałam gromkim śmiechem.
-O hej Perrie, wchodź.- Za moimi plecami pojawił się Li i uprzejmie wpuścił dziewczynę do środka. Zdezorientowana spojrzałam w jego stronę.
- To dziewczyna Zayn'a, miałaś ostatnio ją poznać ale cie w domu nie było.- Wyjaśnił, a mnie zalała fala gorąca i nieprzyjemnego ukłucia w sercu.
-Zayn, twoja narzeczona przyszła.- Oznajmiłam jakby nigdy nic, jednak czułam jak do oczu napływają mi łzy. Gwałtownie wstał, wywracając krzesło za siebie. Szybko jednak wybiegłam z kuchni żeby nikt nie zorientował się że płaczę. Kiedy zamknęłam drzwi swojego pokoju, zsunęłam się w dół i dając upust emocjom, rozpłakałam się. Moje serce rozbiło się na milion kawałeczków i leży gdzieś nie uporządkowane. Kolejny raz ktoś do kogo czułam coś więcej, musiał mnie skrzywdzić. Czy ja nie mam prawa do szczęścia? Czy ja na prawdę jestem aż taka zła? Pytałam Boga, a w odpowiedzi dostałam jedynie głuchą cisze. Opadłam na łóżko zakrywając twarz poduszką, a łzy cały czas cisnęły mi do oczu.
-Mogę?- Usłyszałam cichy szept dochodzący spod drzwi.



 
______________________________________
Wczoraj był dzień blogów i chciałybyśmy wam podziękować za tak dużą ilość wejść
na bloga, tak dużą ilość obserwatorów i tak dużą ilość komentarzy ;) Jesteście GENIALNE.
I to właśnie daletgo postanowiłyśmy dodać tak szybko rozdział i zmieniłyśmy szablon choć
pewnie jeszcze raz go zmienimy ;*
Na prawdę dziękujemy i mam nadzieję że rozdział się spodoba, mimo że moim zdaniem
taki kiepski ;p
 
Julaa

sobota, 24 sierpnia 2013

To nielegalne

Chapter eleven
Ruth




A month ago
Mijały dni, tygodnie, a ja stoję cały czas w tym samym miejscu, wpatrzona w widok za przybrudzonym oknem. Krople lekko obijały się o parapet, a za każdym najmniejszym stuknięciem strugi deszczu spoglądałam na chmury. Z każdym dniem, zmieniałam się, na gorsze, według innych. Dni mknęły mi przed oczami, przez co nie zdawałam sobie sprawy ile czasu przeleciało mi między palcami. Podniosłam się lekko na łokciach, sięgnęłam ręką po paczkę papierosów do sąsiedniej szafki, po czym zaciągnęłam się dymem . Siedziałam cały czas w tej samej pozycji, a moje płuca lekko pieścił dym nikotynowy. Uwielbiam ten stan. Pogoda jak zwykle, przyprawiała o dreszcze i gęsią skórkę, a poziom samopoczucia spadał coraz niżej. Moje uczucia, tak na prawdę ich nie odczuwałam, każdego raniąc na swój sposób. Jeszcze nie dawno mówiłam o zmianie, lecz zdałam sobie sprawę że będę traktować ludzi na równi, tak jak oni traktują mnie. Za równe czterdzieści jeden dni, cztery godziny, sześć sekund idę do nowej szkoły. Zupełnie obcy ludzi, zupełnie obcy teren do dyspozycji. Jednak nie boję się, nie odczuwam strachu. Wszystko wydaje się tak głupio idealne, lecz wcale tak nie jest. Przez zbyt dużą ilość szlabanów, robię jeszcze więcej i więcej. Czuję się jak zamknięty mały kanarek w klatce, z której próbuję się wydostać i przekraczam granice przyzwoitości. Lecz nie stresuję się nową szkołą, to jest akurat mój najmniejszy problem. Odkąd zamieszkałam na stałe z chłopakami wszystko się zmieniło. Codziennie się kłócimy o nic, o drobnostkę nic nie wartą, ale jednak. Kłócę się nawet z Niall'em. Nikt nie ma dla mnie znaczenia. Nikt i nic. Nie chciałam żeby tak to wyglądało, tak na prawdę nigdy nie chcę, to wszystko samo przychodzi i zawsze samo odchodzi. Nie mogę palić, palę. Nie mogę pić, piję. Nie mogę ćpać, ćpam.
A co noc w moim pokoju ląduje co nowy facet. czuje się jakby ktoś inny sterował moim umysłem, jakby celowo ranił innych dla zabawy, żebym stała się nic nieznaczącą szmatą. to jest straszne, czuje to i wiem ale nie potrafię temu zapobiec, staczam się. dobrze wiem że w końcu ludzie przestaną mnie szanować, a to tak strasznie boli kiedy nie masz nikogo, a fałszywi ludzie nie mają znaczenia ani wartości.
Są takie dni, że jestem zupełnie inną
dziewczyną kochającą, ciepłą, miłą ale wtedy ktoś lub coś musiało poprawić mi niezmiernie humor lub po ludzku miałam lepszy dzień.Wstałam na równe nogi, wypaliłam do końca papierosa i wyszłam z pokoju. Już od pewnego czasu, jestem jedynym gościem w tym domu, oprócz mojego kota. Chłopaki mają próby, trasę koncertową i nagrywają co nowe piosenki. Może za nimi nie przepadam, ale jest mi ciężko budzić się sama, oglądać telewizor sama, iść na spacer sama. Bardzo często jestem u Alice i reszty a chłopaków prawie w domu nie ma. Mimo wszystko Liam stara się być jak najczęściej przy mnie,bo niby chcę "spędzić więcej czasu ze swoją siostrą" a tak na prawdę chce kontrolować moje życie. Nie mogę trafić za kratki, nie mogę ćpać i jak już wspomniałam muszę się uczyć. To są główne trzy warunki, żebym tu została. Nie spełniam ich. Dlaczego? Może nie chcę marnować życia, a może się boję albo nuda zagłębia się w moim umyśle. Moje kroki, odbijały się echem po całym domu. Stąpałam lekko po aż sterylnie czystych schodach, trzymając się wypolerowanej barierki. Nie dawno skończyła mi się rehabilitacja i wreszcie zdjęli ciążący mi gips, ale bardzo uważam na nogę, nie chciałabym tego powtarzać. W domu panował mrok, spokojnie mogłabym dobrać kilka cytatów do zaistniałej sytuacji, a jedynym światłem był palący się kominek. Zjadłam płatki z mlekiem, które zrobiłam już wcześniej i znowu powróciłam do wpatrywania się w przestrzeń. Nie miałam co robić, wszyscy są za pewne zajęci i nie chciałabym im robić nie potrzebnych problemów. Jack mieszka z ojcem i pomaga mu w pracy, reszta wyleciała do Nowego Yorku, a Alice zaczęła pracę wraz z Mike'em w Milkshake city. No cóż, nie będę się narzucać. Powędrowałam z powrotem do mojego pokoju, po czym weszłam do przestronnej garderoby. Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy, po czym zwinnie się przebrałam.
Na ulicy nie było żadnej żywej duszy, jedyne dźwięki dochodziły zza drugiej przecznicy, która prowadziła do centrum
http://img.stylistki.pl/sets/moroo-1361536135-s255339.jpg?v=0Londynu. Spojrzałam na kartkę, którą usilnie próbowałam utrzymać w ręku, musiałam się upewnić że idę w dobrą stronę. Wiatr okalał moje policzki, włosy rozwiewał na wszelkie możliwe strony, jednak szłam przyciskając kołnierzyk koszuli do ust. Dochodziła dziewiętnasta, jeszcze trzydzieści minut i się zacznie. Nie wiem dlaczego tam idę, nawet się na tym nie znam. Jednak chłopak, który mi to zaproponował, zaintrygował mnie swoją osobą, jego lekki zarost, był niezwykle męski, a mięśnie opinały się na koszuli ukazując jego wyrzeźbione jak w marmurze ciało. Poznałam go w windzie, w hotelu za nim spotkałam się z Liam'em. Nie dawno do mnie zadzwonił, zaczęłam z nim spędzać większą część mojego czasu, on był także powodem mojej kłótni z Zayn'em i Niallerem. Czułam że on jest inny. Ale może to tylko złudzenia, moja zbyt duża wiara w ludzi przyćmiła jego prawdziwe oblicze, tego nie wiem i być może się nie dowiem. Starałam się przezwyciężyć wiatr, który z coraz większą siłą napierał na moje ciało. Kilka minut drogi i już byłam na miejscu. Wszędzie mnóstwo samochodów, wręcz gołych dziewczyn, a od tego miejsca biło ciepło. Wkręciłam się w tłum, błądząc pomiędzy nieznajomymi. Wzrokiem próbowałam odnaleźć Matt'a, jak zdążyłam się zorientować byłam tu chyba najmniej skąpo ubrana. Nagle poczułam mocno zaciskające się dłonie na moich oczach, przyspieszony oddech chłopaka dało się odczuć, a woń jego mocnych perfum przyprawiła mnie o dreszcze.
-Tęskniłaś?
-Bardzo- Wymruczałam, po czym lekko obróciłam się w jego w jego stronę i złożyłam pocałunek na policzku. Oboje ruszyliśmy w nieznaną mi stronę. Wszyscy z osobna przyglądali się naszej dwójce, to jak się poruszamy, to jak się śmiejemy wzbudzało w nich jakby zdziwienie. Dotarliśmy do miejsca, gdzie rozkręcała się impreza, mnóstwo sportowych samochodów, dziewczyn i napalonych facetów. Coraz lepiej się tu czułam, tym bardziej że Colin dodawał mi pewności siebie, przy nim czułam się na prawdę kochana. Tylko czy potrafię to odwzajemnić? Oparłam się o maskę samochodu, przyjaciela. Był niesamowity, czarny z pomarańczowymi wstawkami, co dziwne alufelgi były w kolorze mocnej pomarańczy, skórzane obicia foteli i niezłe turbo.
Obserwowałam w objęciach przyjaciela, wyścigi, każdy samochód miał jakby swój charakter, swój niesamowity styl bycia i wzbudzał pożądanie.
Siedziałam zbita z tropu, kiedy widziałam jak szybko poruszały się samochody, a z każdą następną sekundą podniecało mnie to jeszcze bardziej.
-Mała suka.- Usłyszałam cichy szept za plecami, po głosie poznałam że to kobieta.
-Słucham?!
-To co słyszałaś. Zabrałaś mi faceta dziwko, nie myśl że dla niego coś znaczysz, on poleciał tylko na twoją dupę i cycki- wykrzyczała w moją stronę. Nerwy buzowały we mnie jak rozgrzana lawa, na usta cisnęły mi się miliony niemiłych słów, a dłoni nie kontrolowałam.już dawno bym przywaliła tej lasce, gdyby nie Matt który mocno mnie przytulał i uspokajał jak maleństwo w kołysce. Nie byłam zła wyłącznie na tą laskę, za to co powiedziała byłam zła też na siebie że może zbyt szybko zaufałam, oddałam się Matt'owi. Obawiałam się że w słowach wypowiedzianych z jej drobnych czerwonych ust, wszystko mogło okazać się prawdą. Jednak kiedy go poznałam wydawał się taki grzeczny studiuje, pomaga ojcu w interesach więc nie pasuje mi do niego charakter kobieciarza.
-Victoria, jak miło cie znowu widzieć.Czy mogłabyś swoje cenne uwagi zatrzymać dla siebie. - Widziałam że Matt starał się być spokojny, ja też próbowałam... dla niego. Oboje odwróciliśmy się w przeciwną stronę i nie zwracaliśmy uwagi na grupkę niepełnoletnich dziewczyn które jak sądzę puszczają się dla kasy.
- Zapewne ta twoja dziunia nawet nie potrafi się ścigać...
- Po pierwsze nie tym tonem szmato, a po drugie tak się składa że świetnie potrafię jeździć.- wybuchłam, dałam upust emocjom. Moje zbyt wysokie ego, nie potrafiło zaprzeczać, pomijając fakt że nie mam pojęcia o drifcie, wyścigach to nie mogłam dopuścić do sytuacji, gdzie nie podołałabym zadaniu.
Nie potrafię odpuszczać, nawet kiedy twarz jest poraniona od kawałków szkła, jak policja zakuwa w kajdany, walka to moje przekleństwo.
Obserwując tłum który w kilka minut zgromadził wokół  naszej trójki, byłam wręcz przerażona.

* * *

 

MUZYKA


Czułam jak czarny pas, wbija mi się w podbrzusze powodując mdłości, moja ręka wręcz trzęsła się spoczywając na skrzyni biegów zaś druga zajęta była wypalaniem papierosa.
Spojrzałam na Matt'a, który był pozytywnie nastawiony do całej tej sytuacji, w końcu dla niego to kolejny nic nie warty wyścig.
Po drugiej stronie czułam wzrok Victorii, a gdy spojrzałam na jej szyderczy uśmiech dzisiejszy obiad podniósł mi się do gardła.
Znowu wkopałam się w sytuację bez wyjścia, cały czas zastanawiam się co mnie podkusiło, czy ja na prawdę jestem taką idiotką?
Mój poziom adrenaliny wzrósł kiedy przed nami pojawiła się piękna długonoga blondynka w skórzanych spodenkach z wysokim stanem, kolorowym gorsecie i mnóstwem bransoletek na ręce w której trzymała średniej wielkości flagę.
Automatycznie chwyciłam kierownice w swoją dłoń i czekałam na te jedno słowo. Cały czas miałam kontakt z przyjacielem przez słuchawkę zamieszczoną  w uchu, który po kolei tłumaczył mi sposób zachowania się w aucie, na końcu dodał to czego się obawiałam "to nielegalne". Na ciele pojawiła się gęsia skórka, wszystkie negatywne myśli wyrzuciłam z umysły by lepiej zacząć wyścig. Nie chcę nawet myśleć co by się stało gdyby złapała nas policja, całe moje życie znowu rozpieprzyłoby się na drobne kawałeczki. Za nim spostrzegłam flaga była podniesiona w górę a chwile po znów opadła  czemu towarzyszył głośny huk strzału z pistoletu. Ruszyłam.
Uszy lekko zatykały mi się od szybkości jazdy, włosy wiały na wszelkie strony powodując mniejszą widoczność na drodze a w słuchawce co chwile słyszałam szepty i śmiechy przyjaciela. Prowadziłam, co dziwne na prawdę byłam na przodzie a zaraz obok mnie David, chłopak który też się ścigał. Byłam zupełnie bezwładna kiedy samochód poruszał się z taką prędkością, zastrzyk adrenaliny robił swoje, czułam się jak nigdy w życiu to niesamowite przeżycie. Nagle spostrzegłam że samochód Victorii się wycofuje, zaczęła gwałtowne skręcać w drugą stronę, moja cała uwaga była skupiona właśnie na niej a nie na drodze przez co nie zauważyłam policji. Matt zaczął krzyczeć żebym uciekała, więc skręciłam w drugą uliczkę i dodałam gazu. Serce zaczęło bić mocniej, szybciej a ja nie zdawałam w jakiej dzielnicy Londynu jestem, przez co moje poddenerwowanie wzrastało z sekundy na sekundę. Nigdzie nie widziałam policji, więc spokojniej wyjechałam na drogę kiedy zobaczyłam zza rogiem niespodziewanie Matt'a na masce policyjnego wozu, chciałam się wycofać ale było za późno. Policjanci zatrzymali mnie tuż przy ich radiowozach, z całych siły rzucili mnie na maskę nie zwracając uwagi czy mam cycki czy nie i zaczęli bardzo szczegółowo przeszukiwać moje kieszenie. Po chwili oboje siedzieliśmy w środku przestronnego pojazdu. Niech tylko nie zadzwonią do opiekunów prawnych czyli obecnie Liam'a, zabiłby mnie na miejscu.

* * *

Siedziałam, wręcz leżałam na niewygodnym krześle w areszcie tymczasowym, za to co zrobiliśmy spokojnie groziłaby kara więzienia i grzywna w wysokości zapewne dwóch tysięcy funtów. Byłam zrozpaczona, tusz do rzęs spływał po moich policzkach a oczy ledwo otwarte spoglądające to na kraty to na podłogę. Matt próbował mnie objąć, wstałam rzucając plastikowym krzesłem o ścianę i znowu z oczu popłynęły słone łzy.
-To wszystko twoja wina!- Wykrzyczałam prosto w twarz chłopaka, rzucając kolejny raz krzesłem tym razem o podłogę.
-Spokój tam! Bo nie wyjdziecie stąd do jutra, więc radzę się uspokoić albo inaczej to załatwimy!- Zza rogu wyłonił się w średnim wieku, pewnie żonaty mężczyzna trzymający w prawej ręce czarną tak zwaną pałę.
-To groźba?!- Kiedy jestem w stresie rzadko myślę co mówię a tym bardziej do kogo te słowa są kierowane, nie raz tego pożałowałam. Jestem nad pobudliwa strasznie nad pobudliwa, jak to się mówi kąpana w gorącej wodzie. Wiele moich cech jest uważana za złe, niedorzeczne a wręcz idiotyczne ale bez nich nie byłoby prawdziwej mnie.
-Przepraszam za koleżankę.- Uśmiechną się szczerze do policjanta, ten jedynie usiadł z powrotem na swoim krześle i zatopił się w smaku parzonej kawy. Zaczęłam kolejno walić pięściami w tors chłopaka, coraz bardziej przy tym tracąc siły. Matt wziął mnie za nadgarstki, przyciągnął mnie bliżej i przysunął swoje czoło do mojego.
-Nie powinienem cię tam w ogóle zabierać, przepraszam ale na prawdę nie musiałaś brać w tym udziału. Dla mnie i tak jesteś idealna.- Myślałam że się popłaczę, byłam przekonana że zacznie się wypierać że zacznie zaprzeczać i że to nie jego wina a on po prostu przyznał mi rację, przytulił jak na faceta przystało. Podniosłam się lekko na palcach i czule pocałowałam go w usta, on tylko chwycił mnie w pasie pogłębiając nasz pocałunek. Kiedy się całowaliśmy nic nie czułam, żadnych emocji, żadnych motylków w brzuchu, żadnej miłości. To tak jak bym pocałowała brata.
-Mhmhm.- Usłyszałam ciche chrząknięcie tuż za plecami, od razu gwałtownie obróciłam swoją chudą sylwetkę w stronę rozmówcy. Na chwilę zamarłam w bezdechu, ścisnęłam mocnej rękę przyjaciela i uśmiechnęłam się niemrawo. Udałam się w stronę otwartych już krat, niestety po Matt'a musi przyjechać ojciec więc tylko pomachałam mu i opuściłam wraz z chłopakami komisariat. Całą drogę milczeliśmy, dopiero przy samochodzie Liam'owi puściły nerwy.
-Czy ty mi wytłumaczysz co ty robisz ze swoim życiem?!
-Czy my możemy jechać, bo mnie kurwica weźmie?!- Nie chciałam rozmawiać z Li na ten temat, to na prawdę nie był najlepszy moment ani czas na dzień dzisiejszy. On by tego nie zrozumiał, my już dawno straciliśmy ten kontakt co kiedyś. Bałam się tego czy powie rodzicom, bo wiem że byłabym skończona po ludzku skończona, lecz w głębi serca wierze że nie powie, wierze że nadal coś dla niego znaczę.
-Dzwonie do rodziców...
-Grozisz mi? Pamiętasz jak miałeś mi udowodnić że ci na mnie zależy, odpuściłam bo ci uwierzyłam ale jak widać to było złudzenie.- Wsiadłam do samochodu trzaskając czarnymi wypolerowanymi drzwiami. Zapięłam pasy, po czym wyciągnęłam mojego konfiskowanego IPoda i zanurzyłam się w dźwiękach muzyki, już chwile po czułam jak kogoś ręka ociera się o moją i jak ruszamy z miejsca.  Opierałam się jak zwykle o zimną szybę i co po chwile obserwując to nowe okolice, domy czy nieznane mi pomniki. Czekałam tylko na to aż znajdziemy się pod domem i zamknę się w swoim pokoju kolejno wypalając papierosa. Po jakiś dziesięciu minutach jazdy, wszyscy wyjedliśmy kierując się w stronę domu.
-O kurwa, gdzie ja mam buty?!- Zapytałam samą siebie. Spojrzałam na swoje gołe stopy i zaczęłam się śmiać, tak na prawdę ze swojej głupoty bo nie rozumiem jak mogłam nie zauważyć tego wcześniej. Byłam zbyt zestresowana i to pewnie dlatego, a buty zostały zapewne w celi. Reszta chłopaków po cichu zaczęli się śmiać jedynie Liam wszedł do domu z grymasem an twarzy. Siedziałam na schodach przed domem cały czas się śmiejąc, do czasu kiedy Zayn nie podszedł do mnie i nie wziął mnie na ręce. Chwile po położył mnie na łóżko i wyszedł jedynie zamykając za sobą drzwi. Leżałam, sama w zupełnej ciemności, czułam się strasznie opuszczona. Zaczęłam płakać, łzy spływały po moich policzkach, mocząc przy tym puchową poduszkę. Pokłóciłam się z Liam'em, na dodatek Emily cały czas jest tu w Londynie i świetnie może wykorzystać tą sytuację, więc nie mam się z czego cieszyć. Po ciemku macając wszystkie napotkane przedmioty próbowałam znaleźć paczkę moich ulubionych papierosów, postanowiłam jednak zapalić lampkę nocną. Światło rozproszyło się w większej części pokoju. Cały czas miałam rozmazany tusz pod oczami, a słone łzy nie przestawały płynąć. Siedziałam po turecku z zapalniczką w ręce, próbując po raz kolejny rozpalić płomień lecz nie mogłam, moje dłonie się częsty nie wiem czy z przemęczenia czy z bólu. Czułam jak coś od środka mnie rozrywa, kroi na kawałki i wrzuca bezwładnie do rzeki. Rzuciłam zapalinczką o ścianę, następnie lampą i już prawie rozwalonym telefonem. Leżącego trzeba dobić. Wbiegłam do łazienki, zamykając na klucz drzwi. Bezradnie osunęłam się po płytkach w dół znów płacząc jak mała dziewczynka. Ogarnęła mnie bezradność, samotność i strach, jestem słaba i z każdą minutą słabnę coraz bardziej. Dla niektórych wakacje to odpoczynek, dla mnie też tak zawsze było a teraz płaczę po kontach i nie wiadomo co robię ze swoim życiem. Podeszłam do umywalki, przemyłam lekko twarz wodą lecz było jeszcze gorzej, wyjęłam płyn do demakijażu i zmyłam z siebie słone łzy wraz z tuszem. Rozebrałam się, rozpuściłam włosy i weszłam pod gorące strumienie wody płynące z prysznica. Przebierałam rękami w jedną i w drugą stronę dobrze namydlając swoje ciało. Zupełnie nie odbierałam żadnych z boćców otoczenia, byłam tylko ja i krople wody. Ciesze się że chłopaki zrozumieli że chce zostać sama i mi nie przeszkadzają to miłe z ich strony. Nagle usłyszałam huk, jakby ktoś się włamał do posiadłości, obróciłam się w stronę szyby by zobaczyć czy coś nie spadło w łazience. Zaczęłam się wydzierać i gwałtownie obróciłam się twarzą w drugą stronę, w łazience stał Zayn i Liam a zaraz przy ich stopach drzwi, moje drzwi od łazienki.
-Idioci !! Spieprzać z mojej łazienki- Wydarłam się na całe gardło. Kto normalny "włamuje" się do czyjejś łazienki kiedy bierze prysznic. Szczyt głupoty i idiotyzmu. Kiedy byłam pewna że opuścili pomieszczenie obróciłam się, otwierając przeszklone drzwi i zarzuciłam na swoje ramiona pomarańczowy ręcznik. Spojrzałam na drzwi bezwładnie leżące pod moimi stopami, aż żal mi się ich zrobiło. Dokładnie otarłam krople wody i osuszyłam lekko włosy. Skierowałam się do garderoby, po czym wdziałam moją pidżamę na swoje ciało. Ktoś złapał mnie w biodrach od tyłu i pocałował w obojczyk wędrując tak po szyję swoimi delikatnymi ustami muskając lekko moją skórę. Lekki dreszcz przeszedł po mnie, lecz przyjemny. Obróciłam się w tył, kiedy czyjeś wargi przywarły do moich i złączyły nas w pocałunku. Nie wiedziałam nawet kogo całuję, a nasze pocałunki coraz bardziej się pogłębiały. Zaczęłam lekko odpychać chłopaka, jednak on nie przestawał i jeszcze bardziej stał się nachalny w końcu z całych sił popchnęłam go na ścianę.
- Zayn?!
-A kogo się spodziewałaś?- Zapytał lekko zdziwiony.
-Nie, nie ważne. Nikogo.- Skłamałam. Nie wiem dlaczego ale byłam pewna że to Harry a nawet chciałam żeby to był on....chyba.


 
________________________________
O matko jak mnie tu dawno nie było i jak się za wami stęskniłam. Wakacje się kończą
a ja dopiero teraz dodaje rozdział, na prawdę przepraszam, ale z rodzicami byłam w Tajlandii
a potem pojechałam na kolonie do Włoch i byłam jeszcze u babci gdzie neta brak. No
ale dodaje rozdział, taki króciutki ale mam nadzieje że się wam spodoba dodałam też muzykę.
A jak wam wakacje mijają, już niedługo szkoła niestety ale pomyślcie że kilka miesięcy i
znowu wakacje ;* Wybieracie się na This is us, my pewnie tak ale jeszcze nie wiem
 
 


 

Alicee

środa, 26 czerwca 2013

I'm so sorry


Dziewczyny, przepraszam ale nie wiem kiedy zdołam dodać kolejny rozdział. Mam już połowę, ale brakuje drugiej, a nie chciałabym was zawieść i chcę żeby ten rozdział was zaskoczył a także żeby się spodobał ;)

Postaram się go dodać jak najszybciej......

I'm so sorry

poniedziałek, 27 maja 2013

Przespałem się z facetem....

Chapter ten
Ruth

-P......

-P....powinnaś już iść spać. Tak, dokładnie to chciałem powiedzieć.-Wybrnął z sytuacji. Dobrze wiedziałam że zmyśla. Wiem, bo dużo razy mówiłam nie prawdę, powiedzmy to sobie szczerze nigdy nie mówię prawdy. A ten na dodatek się jąkał, co było zabawne. Uśmiechnęłam się pod nosem i obróciłam się w drugą stronę, po czym przymknęłam lekko powieki, lecz wbrew pozorom wcale nie usnęłam. Cały czas słyszałam ciche chrapanie chłopaka, aż zrobiło mi się go żal, co uwierzcie mi w moim przypadku jest bardzo rzadkim uczuciem. Musiał, a w zasadzie chciał tu spać, na kanapie zamiast w wygodnym łóżku. Po głowie chodzą mi jego słowa "Wole patrzyć na ciebie całą noc i nie zmrużyć oka, niż bezczynnie wpatrywać się w sufit i być wypoczętym". Czy to jest dziwne? Czy dla mnie to jest dziwne? Tak, pierwszy raz usłyszałam coś tak niesamowicie pięknego od chłopaka od czasu śmierci Nate. Moje myśli zaczęły krążyć w okuł tego tematu. Co chwile miałam wizje, jego śmierci, co chwile na usta cisnęły mi się słowa, które jako ustanie padły z jego ust "Chcę ci pokazać, jak bardzo cię kocham". Nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie, nic nie słyszałam, nic nie czułam widziałam cały czas ten moment, ten jeden jedyny moment którego nie mogę wymazać z pamięci. Motor, drzewo, łzy, szpital, śmierć, nie dawało mi to spokoju. Czułam się winna, temu co się tam zdarzyło. Wiedziałam że to moja wina i tylko moja, że to wcale nie był nie szczęśliwy wypadek tak jak to wszyscy próbowali mi wmówić. Kolejny raz ta sama, scena przed oczami,motor, drzewo...
-Nie!-Krzyknęłam głośno. Podniosłam się gwałtownie, a obok mnie był Harry. Trzymał, wręcz ściskał moją dłoń. Oddychałam głęboko, byłam cała spocona, i nie miałam pojęcia co się wydarzyło chwile temu.
-Co się dzieje?- Zapytałam niepewnie, byłam tak zdenerwowana że aż częsłam się jak galareta.
-Miałaś zły sen.-Uspokajał mnie powoli, gładząc ręką po głowie. Z powrotem położyłam się na poduszkę. Spojrzałam na okno, przysłonięte lekko białą poświatą, do pokoju zaczęły wkradać się pojedyncze promienie słońca, dookoła panował niesamowity klimat, ciepło domowego ogniska. Czułam się tu na prawdę dobrze, pomijając fakt że mieszka tu jakieś pięć popierdolonych ludzi, to jest tu przyjemnie. Czy to są na pewno ludzie? Wyglądają raczej na jakieś stworzenia, z czipem w głowie. Obok mnie usiadł Harry, jeszcze bliżej niż wcześniej.  Pamiętam tylko Emily, to jak zaprowadziła mnie do klubu, jak świetnie się bawiłam do czasu. Potem tylko pustka. Nagle zrobiło mi się nie dobrze, szybko podniosłam się z łóżka i pobiegłam w stronę własnej łazienki, którą pomyliłam z garderobą. Cały czas mylą mi się te pokoje. Upadłam na kolona i szybko otworzyłam deskę, po czym wypłynęła z moich ust, niekontrolowana ciecz. Wzięłam papier do ręki i otarłam twarz, spuściłam wodę po czym podeszłam do umywalki. Spojrzałam prosto w lustro i naszły mnie miliony pytań. Za co? Po co? Dlaczego? Tylko jak zwykle nie potrafiłam odpowiedzieć na jakiegokolwiek z tych pytań. Byłam wykończona, mimo to nie odczuwałam tego aż tak. Wyglądałam inaczej, bez makijażu, bez zbędnych koralików, pudrów czy szminek. Myślałam że będę miała podkrążone oczy, podpuchnięte usta i rozmazany makijaż tak jak zawsze po imprezie. Oparłam się o marmurową umywalkę i przemyłam twarz zimną wodą. Wtedy zdałam sobie sprawę jak ważny jest dzisiejszy dzień. Dla innych to zwyczajny dzień pracy a dla mnie dzień który może uratować mnie przed towarzyskim samobójstwem. Jeśli Liam i Katie nie powstrzymają rodziców to skończę w psychiatryku. W internacie znaczy się. Z powrotem wróciłam do pokoju, gdzie bacznie obserwował mnie Harry. Podeszłam do nakaslika, wzięłam telefon do ręki, próbując dostrzec godzinę. Dochodziła dziewiąta rano.
-Wszystko dobrze?- Zapytał lekko zachrypniętym głosem chłopak.Czułam że powinnam mu podziękować. Uratował mnie razem z Niall'em. Nie za to że siedzi tu ze mną, chociaż za to też ale za to że mi pomógł i nie zostawił. Moje życie nigdy nie było idealne i nigdy nie będzie, ale chociaż aż chciałabym się poczuć że nie jestem sama. Dzięki niemu, wiem że ktoś jest przy mnie.
-Tak teraz jest dobrze...Harry? Chciałam ci pp.podziękować.- Kiedy ja ostatni raz to słowo wymówiłam? Nie pamiętam. Nie wiem nawet czy jeszcze coś dla mnie znaczy, lecz wiem że dla innych bardzo dużo lub wcale.
-Ale nie masz za co dziękować..
-Dobra, jak chcesz to się wypieraj, mi to tam zwisa. Po prostu czułam że musiałam ci podziękować i tyle.- Nastała krępująca cisza, usłyszałam tylko ciche "ale na prawdę nie ma za co" i z powrotem usiadłam.
-Idziemy na dół?- Zapytałam w końcu..
-Może ja zajdę i ci przyniosę śniadanie i tabletki?- Zaproponował. Nie wiedziałam czy ja śnię na jawie czy co, ale to było dziwne....to było tak niesamowicie bezinteresowne. Uśmiechnęłam się lekko i podniosłam do pozycji stojącej. Zapomniałam o wszystkim. O tym co złe, po prostu w oczach mych było widoczne szczęście, policzki przybrały barwy a usta wygięły się w tradycyjny łuk. Mimo nogi w gipsie, mimo problemów to te kilka bezinteresownych słów dały mi pewnego rodzaju radość.
-Chodź, zejdziemy tam razem. Nie jestem jeszcze kaleką.-Uśmiechnął się lekko i spojrzał na moją nogę, po czym oboje się zaśmialiśmy.
-Tak, nie jesteś kaleką tylko chodzisz jakby cie piorun strzelił.- Harry zaczął się śmiać jak pojebane dziecko z wrodzoną głupotą, za co dostał z pięści w ramię. Nie chciałam być zbyt agresywna.
-Auć..to bolało.- Spuścił głowę w dół i jak obrażony mały kotek wyszedł z pokoju.
-Frajer.- Uśmiechnęłam się triumfalnie i ruszyłam za Harrym.
-Słyszałem to!- Odwrócił się w moją stronę, podbiegł i wziął mnie na ręce i zaczął biegać dookoła. Chciałam się wyrwać, lecz przez moją małą dysfunkcję nie dałam rady.
-Przysięgam ci, że jak mi ściągnął ten gips to osobiście ci nim przypierdolę!- Słyszałam jego śmiech, przez co go ugryzłam. Automatycznie stanęłam na nogach. Ruszyłam w stronę wielkich marmurowych schodów. Słyszałam śmiechy dochodzące z kuchni i dziwne inne odgłosy. Stanęłam pomiędzy framugami drzwi, prowadzącym do pomieszczeni i się wszystkiemu przyglądałam. Jedni leżeli na blacie ledwo żywi, drudzy buszowali w lodówce a jeszcze inni śmiali się jak opętani. Nagle ktoś od tyłu zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam śmiać się jak opętana, rzucałam się na wszystkie boki, próbując wymusić cokolwiek.
-To za frajera i za ślad na mojej ręce.- Usłyszałam cichy szept. Wyrwałam się z rąk sprawcy i usiadłam na przeciwko Zayn'a. Miał niewyraźną minę. Z nosem w płatkach, centralnie nos miał w mleku. Myślałam że zaraz wybuchnę tu niepohamowanym śmiechem, ale wiedziałam że coś jest z nim nie tak, więc powstrzymałam swój śmiech. Obok mnie dosiadł się Harry, prawie wszyscy siedzieli przy stole.
-Gdzie jest Liam i Katie?- Zapytałam nagle. Nie widziałam ich nigdzie, a raczej nie siedzieli w pokoju, kiedy wszyscy są tu. Na dole. Pamiętam, kiedy byłam mała powtarzałam te słowa "I remember everything you say" wypowiadałam te słowa do Liam'a, jak się o coś zakładaliśmy bo bałam się że nie dotrzyma danej mi obietnicy. Pewnego razu odpowiedział "You Remember about me, not about my actions. Remember that I will always come back to you. Remember that even when you start me to hate, I will always love you. Remember that I will find you even on the end of the world." Te słowa utkwiły mi w mojej głowę. Kiedyś wysłałam mu sms z tą właśnie treścią, lecz nie odpisał. To cały czas boli. Tak strasznie boli fakt, że mnie wtedy porzucił.
-Ruth, dlaczego ty masz brązowe włosy?- Zapytała nagle Alice.
-Co?? Jak to brązowe, przecież jestem blondynką?!- Ja jestem ślepa? Przecież byłam rano w łazience, nawet dokładnie się oglądałam w lustrze. Zamknęłam oczy, bo musiałam sobie wszystko przypomnieć, co robiłam wczoraj. W mojej głowie jest pustka, zupełnie. Widzę tylko przez mgłę niektóre momenty. Nagle sobie przypomniałam
-Byłam wczoraj u fryzjera.- Wszystkie pary oczu powędrowały na mnie, ja jednak nie zwróciłam na to uwagi. Nie wiem co mi Emily dosypała, ale i tak w końcu sobie to przypomnę. Otrząsnęłam głową, złe wspomnienia i sięgnęłam po kanapkę na ogromnym talerzu. Jednak nie byłam sama.
-Zostaw tą kanapkę!-Warknęłam
-Kochanie z tą nogą to dy mi jedynie loda możesz zrobić.- Zaśmiał się cwaniacko. Na co reszta zareagowała gromkim śmiechem czy głośnym "uuuu". Spojrzałam mu prosto w oczy. Uwierzcie mi gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno by był martwy. Z całej siły kopnęłam go pod stołem nogą...z gipsem. Gwałtownie zwinął się z bólu, a ja próbowałam odebrać mu moją zdobycz. Szybkim ruchem pocałowałam go w policzek i wyjęłam z ręki kanapkę. Kiedy chciałam ją ugryźć, ktoś wyrwał mi ją z przed nosa.
-Harry do cholery!- Wydarłam się i obróciłam się gwałtownie w stronę winowajcy. Serce stanęło mi nagle a mój oddech stał się szybszy. Nie spodziewałem się że to on.
-Niall ja pierdole jak ty mnie wystraszyłeś..
-Ja chciałem tylko kanapkę i chciałem cię zaprosić na ślub.- Wytłumacz i spuścił głowę.
-Co ty se kanapek nie umiesz sam robić, tylko moje zabierasz?!....Zaraza, że na co chcesz mnie zaprosić?- Zapytałam zdezorientowana, gdyż dopiero teraz przeanalizowałam co powiedział chłopak. Harry cały czas jęczał z bólu, reszta śmiała się z nas, Zayn gwałtownie odszedł od stołu, a Liam'a i Katie nadal nie ma i nie wiem gdzie są. Co za ironia. Spojrzałam na Zayna. Jego oczy mówiły same za siebie. Obrócił się na pięcie i odszedł. Tak niech się jeszcze obrazi, bo ja mało mam problemów. Z resztą co mnie to obchodzi?! A jednak. Odzyskałam kanapkę i jak się okazało Niall, chcę mnie zabrać na ślub jego brata, Grega jako osobę towarzyszącą. Mnie i blondynka, łączy czysta przyjaźń i myślę że tak zostanie. Jednak zgodziłam się. Ślub odbędzie się za dwa miesiące, w Mullingar w Irlandii. To było miłe. Strasznie miłe. Prawie się nie znamy, a już tyle jestem w stanie mu powiedzieć. Jest jak drugi brat. Zawsze mnie rozumie, co jest rzadkością szczególnie jeśli o mnie chodzi.
-Cały czas nie dostałam odpowiedzi na moje pytanie. Gdzie jest Liam i Katie?!
-Przecież mieli jechać do twoich rodziców. -Odpowiedziała Sophie wraz z Jack'em. Moje serce zabiło szybciej a wielka gula podeszła do gardła. Strasznie się zestresowałam. Cały czas nie mogę w to uwierzyć co się stało, co się dzieje w okół mnie. To wszystko ma strasznie szybkie tępo, za chwile pójdę do szkoły, potem studia o ile pójdę, ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę że jestem prawie dorosła a zachowuję się cały czas jak chamska nastolatka. Mi to nie przeszkadza, lecz wiem że coś trzeba zrobić. Charakteru nie zmienię, stylu życia nie zamierzam, ale powinnam iść na studia. Nie chcę zawalić szkoły, na prawdę nie chcę. Strasznie chciałam iść do Yeale i chyba nadal chcę ale nie wiem czy to jest dla mnie miejsce.
-Ale że już?! Szybko pojechali....Hmm wiecie może kiedy zdejmą mi gips?-Zapytałam nagle.
-Liam wspominał że za jakieś dwa tygodnie, a potem kolejne dwa tygodnie rehabilitacji. To złamanie nie było poważne.
-Luke, od kiedy interesujesz się medycyną? Hahahah Wydoroślałeś...
-Nie, to po prostu zbyt dużo ilość amfetaminy w organizmie. Wiesz coś o tym. Prawda Ruth?- Zapytał kpiąco. Nie wiem co w niego wstąpiło, zawsze traktowaliśmy się jak przyjaciele.
-Luke, o czym ty mówisz?- Próbowałam załagodzić sprawę, gdyż o narkotykach wie tylko Liam i Niall. Spojrzałam na Jack'a, jednak on wzruszył bezwładnie ramionami. Od stołu wstał Luke i ruszył w stronę swojego gościnnego pokoju. Zatrzymał się obok mnie i cicho szepnął :
-Wiem co zrobiłaś...- Po czym odszedł. Po moim ciele przeszły ciarki. Co ja zrobiłam? Zastanowiłam sie chwile, ale nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Otrząsnęłam głowę, już
któryś raz w tym dniu. Odniosłam naczynia do zlewu nawet ich nie umyłam, zasunęłam krzesło, za jednym kopnięciem i ruszyła w stronę pokoju Zayn'a. Coś było nie tak, i chciałam z nim pogadać. Wszyscy dziś traktują mnie inaczej niż zwykle Zayn chyba nie chcę ze mną gadać, Harry jest miły jak baranek a Luke się obraził i pieprzy od rzeczy. Podeszłam do kasztanowych drzwi i zapukałam kilkakrotnie. Cisza. Zaczęłam kopać w drzwi, nie chciałam być nie miła i wchodzić bez pukania. Jestem tak dobrze wychowana. W końcu miałam dość, i z całej siły kopnęłam w drzwi na skutek czego się otworzyły. Nikogo nie było, rozglądnęłam się dookoła, lecz nic. Zupełna pustka. Postanowiłam wejść do łazienki. Chodź to chyba nie najlepszy pomysł. Z doświadczenia wiem, że jak się ma własną łazienkę to się raczej nie zamyka na klucz. A co jak bierze prysznic, albo stoi nago i ogląda swojego penisa?! Dobra, bredzę. Zapukałam, lecz znowu nic. Słyszałam tylko strumyk lejącej się wody. A co jeśli sobie coś zrobił? Szybko wparowałam do pomieszczenia, by uniknąć katastrofie. Zayn spojrzał na mnie ze szczoteczką w zębach, uśmiechną się szeroko i powrócił do szczotkowania swoich kieł. Odetchnęłam z ulgą. Już myślałam że coś mu się stało, chyba bym sobie tego nie darowała. Fajny jest. Może trochę dziwny, nieokrzesany, nieprzewidywalny, irytujący, egoistyczny, nie raz samolubny, idiotyczny, słodki, humorzasty, zbyt często ma otwartą gębę, za dużo mówi, nie podoba mi się jego jeden tatuaż, ale jest taki inny. Jezu jak tu w tym Londynie jest dużo "innych" ludzi. Czy ja nie za często powtarzam to słowo? Kątem oka spoglądałam na Zayn'a, który w zasadzie już skończył mycie zębów. Otarł twarz ręcznikiem, ominął mnie i wszedł do swojego pokoju. A ja za nim, normalnie jak pies. Usiadł na skraju łóżka i schował twarz w dłonie.
-Zayn co się dzieje?- Zapytałam zupełnie nagle.
-Nie powinnaś iść do Harry'ego, a nie siedzieć tu ze mną?
-Co?..O co ci chodzi?! Jesteś zazdrosny?- Zapytałam nagle. Nie wiedziałam czy jest zły czy zazdrosny. Wszystko mi się miesza. Czy on myśli że coś łączy mnie i Hazze? Panie Boże, ten świat schodzi na psy. Raz ci człowiek pomoże i już wielka afera. Znam ich bardzo krótko, no może nie tak znowu krótko a już są jakieś afery, kłótnie, romanse kurwa nie romanse. Żyć nie umierać.
-Nie, ja zazdrosny? Dlaczego tak myślisz, za dużo wrażeń czy co? Ale chyba Harry tam na ciebie czeka.
-Może dlatego że tak się zachowujesz?! Po prostu mi pomógł w przeciwieństwie do ciebie. Nie wiem co by się stało gdyby nie on i Niall.- Wykrzyczałam mu w twarz. Nie wiem  co we mnie wstąpiło. Emocje dały upust, a z oczu wypłynęły słone łzy. Zayn szybko wytarł je kciukiem i przytulił mnie do siebie. Ja jednak go odepchnęłam.
-Ruth co się stało?- Zapytał troskliwie
-Teraz się nagle interesujesz?- Zapytałam z czystą ironią w głosie.
-Ja ci pomogę, ale powiedz o co chodzi. Nie denerwuj się...
-Pff...znalazła się dobra wróżka. Nie możesz mi pomóc, zbyt późno na walkę, zbyt wcześnie na śmierć.-Odpowiedziałam. Chciałam mu powiedzieć. Chciałam mu powiedzieć wszystko, żebyśmy mieli czyste konto bez tajemnic i w ogóle, ale nie potrafię. Czy to źle że jestem ostrożna? Nie sądzę.  Teraz na prawdę trudno o przyzwoitego człowieka. Co chwile w swoim umyśle wracam do czasów dzieciństwa. Dlaczego? Może dlatego że brakuje mi tego tak idealnego życia. Nigdy nie żałowałam swoich wyborów, aż do pewnego momentu kiedy zaczęłam spadać na dno. Wybrałam nie tą drogę, co powinnam. Czy mogę to zmienić? Oczywiście, pytanie brzmi czy chcę.
-Ufasz mi?- Zapytał nagle
-Co to za pytanie?! Nie pospieszyłeś się zbytnio? Znamy się zbyt krótko by mówić tu o zaufaniu.- Wiem że tak na prawdę czas nie gra tu żadnej roli, bo możesz poznać kogoś komu od samego początku bezwarunkowo ufasz lub kogoś komu nigdy nie będziesz w stanie zaufać.
-Czyli mi nie ufasz. Dobrze zrozumiałem?! Bo wiesz, ja ci ufam. A wiesz dlaczego, bo wiem że mogę ci zaufać bezwzględnie!
-Jesteś w błędzie. Mi nigdy nie można ufać.- Cały czas próbowałam grać złą, zimną dziewczynę. Kurde, całkiem niezła jestem, lecz sama sobie już nie ufam. Nie raz nawet nie zdaję sobie sprawy jak bardzo niszczę siebie, swój charakter czy swoich przyjaciół. Wstałam i odeszłam w stronę drzwi. Kiedy chciałam się oddalić, Zayn pociągnął mocno za mój nadgarstek i przyciągnął mnie do swojego ciała.
-Będziesz teraz uciekać przed prawdą czy może znikniesz gdzieś na kilka lat?! Bądź sobą, nie graj dziewczyny której nie jesteś bo to prowadzi donikąd.- Szepną. Zastanawiam się czy moje myśli nie są wymalowane czerwonym flamastrem na czole? Może ja pójdę się przeglądnąć do lustra? Mimo jego słów, wyrwałam rękę  jego mocnego uścisku.
-Dziękuje za cenną radę.-Szyderczo się uśmiechnęłam i wyszłam z pokoju.- Oparłam się o drzwi, myśląc nad tym co powiedział. Nie że się tym przejęłam.....chociaż chyba się przejęłam. W tej jego gadce o zaufaniu był od dużo prawdy, i o tym co powiedział przed moim wyjściem również.  Wtargnęłam do jego pokoju, znowu. Nawet nie był zdziwiony kiedy mnie zobaczył. Może to było celowe, a może to tylko jestem taką idiotką? Tak, to chyba moja wina.
-Dobra masz rację. Wiesz że ci ufam, to ty mnie sprowokowałeś do takiej odpowiedzi. A i tak na marginesie nikogo nie udaje. Przeszkadza ci to że taka jestem, to już nie mój problem.
-Wiedziałem że wrócisz. Jeśli mi ufasz, to powiedz wszystko, nie część układanki tylko całą ułożoną plansze. Przecież wiesz, że nic nie powiem, wiesz że możesz na mnie liczyć tylko zaufaj. Wszystko się wtedy zmieni tylko zaufaj mi.- Odpowiedział i chwycił za mój nadgarstek. Usiadłam na jego łóżku, nogi położyłam wzdłuż a głowę oparłam o stertę poduszek, tak samo jak chłopak. Zaczęłam mówić. Wszystko po kolei, nie omijając żadnego szczegółu, nawet najmniejszego. Niektóre rzeczy przychodziły mi z trudem. Nie chciałam do niech wracać, ale wiedziałam że muszę się z tym zmierzyć bo inaczej nigdy nie pójdę do przodu. Zayn mi pomógł, w tym. Pomógł mi przez to przejść, trzymał mnie za rękę w tych znienawidzonych przeze mnie chwilach. Teraz nagle wszyscy są tacy chętni do pomocy, wszyscy się mną interesują i się o mnie martwię. Zastanawiam się dlaczego w tych najtrudniejszych chwilach nie miałam na kogo liczyć no oprócz Alice, bo nawet Jus i Mike nie rozumieli. Każde z nas przeszło coś, co trudno wymazać z pamięci. Tata Alice był tyranem, dla niego praca była wszystkim, był także
-Dobra, ja już wszystko powiedziałam, układanka cała, lecz cały czas nie znam twojej planszy.- Odpowiedziałam, ścierając łzę z mojego policzka. Usłyszałam ciche sapnięcie. Wszystko wyłożył jak na dłoni. Zaczął opowiadać o swojej rodzinie o dzieciństwie i o ukochanych siostrach. Pokazywał swoje zdjęcia, jak był mały, wszystkie albumy te ze starymi zdjęciami były tak piękne. Jego życie wydawało się na prawdę idealne, moim zdaniem nawet było, ale on tak nie uważał. Usłyszałam pierwszy raz całą, pełną bez żadnych przekrętów historie z X-factor. Musiał dawać z siebie wszystko, zawsze gotowy z dobrze ułożoną fryzurą.
-Ale się nie śmiej, tylko proszę nikomu tego nie mów. Przespałem się z facetem- Nagle zaczęłam się krztusić i śmiać. Nie wierzyłam w to co usłyszałam, serio myślałam że to jego kolejny tani żart, ale kiedy tylko ja płakałam ze śmiechu zrozumiałam że on nie żartuje, po czym zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej. Brzuch bolał niesamowicie, ale nie mogłam powstrzymać napadu śmiechu.
-Miałaś się nie śmiać..-
-S..sory, ale jak to spałeś z facetem?- Zapytałam nadal krztusząc się śmiechem.
-No normalnie, wypiłem za dużo a następnego dnia obudziłem się nago w łóżku z facetem. Z drugiej strony był bardzo przystojny.
-Czy ja o czymś nie wiem?- Po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Przytuliłam go mocno a głowę położyłam na jego torsie. Czułam woń jego mocnych perfum, czułam jego niestabilny oddech, czułam jego obecność przy mnie. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, a Zayn położył swoją dłoń na moich plecach.



Liam
-Jezu czy to na pewno dobry pomysł? Tak dawno ich nie widziałem.. W ogóle co ty chcesz im powiedzieć?! Pierdole to, nie idę tam. A co jeśli oni mnie nienawidzą?- Zacząłem zadawać pytania jak katarynka, stojąc przed drzwiami wielkiego dwu piętrowego domu. Obok mnie stała Katie, patrząc na mnie z niedowierzaniem w oczach.
-Przestań! Do cholery jasnej uspokój się człowieku, nawet tam nie weszliśmy a ty zadajesz sto pytań na sekundę. Chcesz skończyć tak jak Judy Garland, przez przedawkowanie barbituranów i z nieudanym piątym małżeństwem?
-Dlaczego mam niby tak skończyć?!
-Bo wszyscy będą mieli dość tego twojego gadania!- No może faktycznie trochę za dużo gadam, ale bez przesady. Czasami sobie myślę że jestem skończonym nieudacznikiem, boję się nawet spojrzeć prawdzie w oczy. Katie zapukała kilkakrotnie w dębowe drzwi.
-Dzień dobry w czym mogę pomóc?- Usłyszałem pewien głos. Dobrze znany mi głos.
-Hej mamoo.- Podniosłem lekko głowę, a na twarzy mojej rodzicielki pojawił się uśmiech. Uściskałem ją mocno, po czym zaprosiła nas do środka. Zdjęliśmy ubrania wierzchnie i skierowaliśmy się w stronę salony do którego zaprosiła nas mama. Przywitałem się z tatą i z panią Dorotą, naszą gosposią. Rozsieliśmy się na białej, skórzanej sofie, jednak moje zdenerwowanie raczej rosło niż malało. Ręce trzęsły się, a policzki bladły.
-No Liam, to twoja nowa dziewczyna?- Usłyszałam wesoły okrzyk ojca, na który Katie od razu uprzedziła mnie, swoją odpowiedzią.
-Tak, ja i Liam jesteśmy razem. Jednak nie po to przyjechaliśmy.-Oznajmiła dziewczyna. Zakrztusiłem się herbatą, kiedy usłyszałam co ona mówi. Spojrzałem na nią znacząco, ona jednak się tylko uśmiechnęła. W prawej kieszeni spodni, poczułem lekkie wibracje. Wyjąłem telefon i spojrzałem na widniejącą na nim wiadomość.
Ugh....Wczuj się w role, bo mi niszczysz plan.
Jesteśmy razem!
Też się ciesze, że jestem poinformowany.
-Tak się ciesze synku że znalazłeś sobie porządną dziewczynę. A o co chodzi?- Zapytała moja mama. Nie rozumiem, przecież zawsze chwaliła Danielle, a teraz z czymś takim wyskakuje. Nigdy nie zrozumiem kobiet.
-Przyjechaliśmy tu w sprawie Ruth.
-Co tym razem, zrobiła ta gówniara?- Zapytał surowo tata. Czy to możliwe że miałem ochotę przywalić własnemu ojcu? Tak, chyba tak.
-Nie mów tak o Ruth! Przyjechaliśmy bo się o nią martwimy. Nie chcemy żeby wyjechała. Dlaczego ona ma ponosić konsekwencje za coś czego nie zrobiła?- Byłem trochę poddenerwowany i chyba  trochę zbyt impulsywnie zareagowałem.
-Za to ile kłopotów nam przysporzyła, powinna wyjechać tym bardziej że jest uzależniona.
-Ona nie jest uzależniona i nigdy nie była.- Oznajmiła Katie.
-Jak to?
-Ona nigdy nie brała narkotyków, to było tylko kłamstwo żeby państwo na pewno wysłali ją do Oxford. A większość mandatów nie była jej, tylko jej koleżanka która ją wykorzystywała, a także przez nią trafiała na policję. Kiedy zrobiła coś złego chciała zwrócić na siebie wasz uwagę, nic więcej.
-Na prawdę? O matko, a my zawsze ją tak źle ocenialiśmy. Jestem straszną matką.- Nagle mama się popłakała i odeszła. Wstałem gwałtownie i ruszyłem za nią. Nie chciałem żeby czuła się winna, przez nasze kłamstwa. Ujrzałem ją opartą o blat kuchenny, ocierając palcem łzy spływające po jej bladym policzku.
-Mamo, jesteś świetną matką. Po prostu niech Ruth, zostanie przy mnie.
-Nie synku, ty nic nie wiesz. Jestem straszną matką. Co do Ruth, masz racje, lepiej będzie jak zostanie u ciebie. Tylko proszę cię opiekuj się nią, niech się uczy i nich nie wagaruje. - W oczach zaczęły skakać mi iskierki radości, tak strasznie się ucieszyłem że na reszcie będę mógł z nią spędzić czas tak jak za dawnych dobrych lat. Przytuliłem do siebie rodzicielki i ucałowałem ją w czoło.
-No, jedźcie już na pewno wam się spieszy.
-Na pewno? Kocham cię, mamo.
-Tak, tak jedźcie.Ja ciebie też.- Oboje wróciliśmy do salonu, pożegnałem się ze wszystkimi i wraz z Katie wyszliśmy. Siadłem za kierownicą czarnego porsche, które rzecz biorąc "pożyczyłem" bez pytania o Lou. Myślę że to nie przestępstwo. Jechaliśmy w ciszy, słuchać było tylko melancholijną muzykę i szum jaki towarzyszył przejeżdżającym obok samochodom. Po trzech godzinach jazdy zaparkowałem, na podjeździe.
-Nieźle kłamiesz.- Przyznałem Katie
-Wiem, ty też ale jeszcze musisz się wiele nauczyć.- Uśmiechnęła się lekko. Ma piękny uśmiech, na prawdę piękny. Jej szmaragdowe oczy były wpatrzone w moją twarz, a mój wzrok towarzyszył jej na każdym kroku. Oboje wysiedliśmy i skierowaliśmy się do domu. Na wstępie już słyszałem krzyki, a zaraz obok mnie stanął Louis
-Dlaczego wziąłeś moje czarne Porsche!! Ja się pytam dlaczego!
-Louis nie mam czasu na głupoty. Gdzie Ruth?!
-To nie są głupoty! Jest w pokoju Zayn'a.- Odpowiedział. Ja od razu, nie słuchając jego krzyków wbiegłem na piętro. Otworzyłem drzwi, do pokoju chłopaka ujrzałem razem śpiących Ruth i Zayn'a. Byli wręcz przyklejeni do siebie, nie chciałem ich budzić dlatego lekko zamknąłem drzwi i wyszedłem.
To nie skończy się dobrze....
______________________________________
Ja piernicze ile ja się męczyłam z tym rozdziałem :P
Jednak myślę że się spodoba, jest krótki przez te obrazki się wydaje taki długi...
Ciekawi co dalej? To czekajcie na następny rozdział.
Proszę was, komentujcie, bardzo nam na tym zależy
Julaa




poniedziałek, 13 maja 2013

Kochamy wciąż za mało i stale za późno

Chapter nine
Niall

Czy tylko mnie dziwi fakt, że nie ma przy nas Ruth? Wszyscy są dziwnie wesoli, i gadają miedzy sobą o prze różnych tematach. Ja siedze na miękkiej kanpie, przyglądając się wszystkim i wszystkiemu. Nowo poznani, przez nas przyjaciele Ruth równie świetnie się bawili, co reszta. Śmiali się, z historii które opowiadał Liam z dziedziństwa Ruth, lub opowieści o jej życiu w New York. Przyznam że z niektórych sam się smiałem, ale cały czas nie dawało mi spokoju, zniknięcie dziewczyny. Wiem że wyszła na specer, ale żeby nie wracać po trzech godzinach tym bardziej z gipsem na nodze, to już jest troche dziwne. Miałem nadzieje że wszystko z nią dobrze. Poznałem ją kilka dni temu, a wydaje się jakbym znał ją od dziecka. Jest niesamowita, dziwna i nieprzewidywalna, wiem że moge z nią pogadać o wszystkim i wiem też że powie mi szczerze co myśli albo mnie wyśmieje. Ale właśnie za to ją uwielbiam. Wstałem leniwie z kanpy i ruszyłem w stronę mojego chyba ulubionego miejsca w tym domu. Nie, nie chodzi tu o kuchnie. Wziełem do ręki paczke moich ulubionych chipsów i skierowałem się w strone przeszklonych drzwi prowadzącym na podwórko. Na trawie, pojawiła się rosa a słońce powoli chowało się za horyzontem. Siedziałem na ławce, obok stawu. Uwilebiam tu siedzieć, mam widok na cały Londyn, a staw tworzy niesamowity klimat. Na codzień jestem, troche zwraiowanym chłopakiem na pierwszy rzut oka bez problemów, bez żadnych zmartwień, z masą pieniędzy w portfelu, ale nie dokońca jest to zgodne z prawdą. Jestem trochę skryty ale też mam problemy, z którymi sam sobie nie radzę. Kochamy wciąż za mało i stale za późno. Kiedyś byłem nieszczęśliwie zakochany w dziewczynie, która po prostu mnie wykorzystała by stać się sławna. Kochałem ją, kochałem ją jak nigdy nikogo nie kochałem. Chciałem dać jej wszystko, co mógłbym jej podarować, chciałem być przy niej dzień i noc, zasypiać wieczorem w jej objęciach i budzić się co ranek w tym samym łóżku co ona. Śpiewałem jej, co dzień jak mi na niej zależy, jak ją kocham. Zawsze powtarzała że mnie kocha, lecz nigdy nie mówiła prawdy. To ja się wygłupiłem. Do tej pory za nią tęsknie, lecz w głebi serca wiem że nie chce jej więcej widzieć na oczy. Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą i nigdy nie wiadomo mówiac o miłosci czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą. Nie chciałem więcej o tym myśleć, więc wróciłem już z pustą paczką po chrupkach i usiadłem na moje wcześniejsze miejsce. Na stole zobaczyłem wiele rodzajów alkoholu, głównie whisky i wódki. Nie wiem czemu, nie miałem ochoty na imprezę. To chyba wszystko przez stres.
-Gdzie jest Ruth, martwię się o nią.- Powiedziałem. Jednak chyba nikt mnie nie usłyszał przez głośne chichoty i rozmowy. Nagle poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramie. Obróciłem się gwałtwonie i ujrzałem uśmiechniętego Harr'ego.
-Harry, stary nie mam ochoty na żarty.
-Nie, źle mnie zrozumiałeś. Też się martwie o Ruth, może powinniśmy jej poszukać.- Skierował to pytanie w moją strone, a w jego oczach dostrzegłem strach. Chyba pierwszy raz przeją się tak bardzo, drugą osobą. To dziwne. Zwinnie ubrałem buty i ruszyłem za chłopakiem do czarnego BMW. Kiedy wchodziłem do samochodu nie zdążeyłem nawet zamknąć drzwi a ten już ruszył.
-Zewariowałeś, przecież drzwi miałem otwarte. A co by było gdybym się przezięłbił?- Zapytałem z wyrzutem. Tak, nie do końca mam poukładane w głowie.
-Jezu, ty sie lecz człowieku.
-A ty lepiej pacz na droge!- Szybko chwyciłem kierownice, którą Hazza puścił, dzięki czemu uniknąłem czołowego spotkania się z drugim pojazdem. Ja na prawdę mam całkiem dużo w tej głowie, skoro takie monologi w myślach mam. Jechaliśmy, spoglądając uważnie na każdą możliwą uliczke by niczego nie przegapić. Objechaliśmy wszystkie możliwe parki w Londynie, wszystkie znane nam dróżki leśne, zadzwoniłem nawet do kilku szpitali. Lecz nigdzie jej nie było. Bałem się o nią, strasznie i chyba nie tylko ja. Harry był cały czas wpatrzony w droge, zaciskają mocno ręce na kierownicy. Znając Ruth można się po niej spodziewać wszystkiego, dosłownie wszystkiego. Dochodziła godzina dwudziesta trzecia trzydzieści pięć.
-Może jets w jakimś hotelu, klubie. Nie wiem do cholery. Kurwa gdzie ona jest!!- Wykrzyczał zdenerwownay Harry. Aż się go wystraszyłem, nie wiedziałem że aż tak się tym przeją. Czy ona mu się podoba? Może to tylko moje osobiste zdanie, ale wygląda że tak. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Jednak kiedy zorientowałem się co to zonacza od razu mina mi zżedła. Niestety wiem jakby to się zakonczyło, oboje byliby nieszczęśliwi, a ja tego nie chcę. Oni są dla mnie ważni, na prawdę starsznie ważni i zrobiłybym dla nich wszystko. Chłopkaów traktuje jak braci, wiedzą co mnie pociesza, wiedzą co mnie smuci, po prostu ich kocham. Nagle zaświeciło mi się zielone światło. Kiedy wracaliśmy, do domu ze szpitala, Ruth pokazywała mi klub który przypadł jej do gustu.
-Harry, jedź na Charing cross.
-Po chuja?- Zapytał jakby nigdy nic.
-Bo chyba chcesz znaleźść Ruth? Prawda?! To skręcaj an rondzie w lewo i jeź na charing cross.- Krzyknąłem mu w trwarz, przez co został opluty. Wybuchnąłem głośnym śmiechem, kiedy spojrzałem na oślinionego Hazze. Strał ręką resztki mojej śliny z twarzy, spojrzał na mnie, jendak ja odwróciłem się w drugą strone. Kiedy zobaczyłem jego wściekłą i zniesmaczoną twarz, wysłałem mu tak zwnanego "lotnego buziaczka". Uśmeichnął się sztucznie i z powrotem skierował swój wzrok w przestrzeń. Nagle sachamował gwałtwonie, przez co uderzyłem się głową o szybe, na której opierałem głowe przez całą głowe. Oboje, szybko znaleźliśmy się przed wejściem do klubu. Na zewnątrz było słychać głośną muzyke, dochodzącą z lokalu i czuć było zapach alkoholu już przy wejściu. Na prawdę klub robił duże, dobre wrażenie. Lecz wszędzie można było dostrzec narkotyki, fajki czy zwykły alkohol. Ludzie leżeli na kanapach, pili drinki przy barze a inni tańczyli wytrwale na parkiecie. Wzrokiem próbowałem odszukać Ruth, lecz nigdzie nie widziałem dziewczyny o podobnej posturze. Obawiałem się, że znowu mogła spróbować narkotyków. To mnie najbardziej przerażało.Choćby mała dawka narkotyków, mogłaby spowodować że znowu zaczęła by ćpać. Rozglądaliśmy się, chodziliśmy dookoła i pytaliśmy się ludzi, nawet tych ledwo przytomnych. Coraz gorsze myśli nawiedzały mój umysł. Łzy same napływały do oczu, a serce rozpadało się na kawałki. Nagle ujrzałem jakiegoś faceta, trzymającego dziewczyne. Wytęrzyłem wzrok bardziej, po cyzm mogłem stwierdzić że to Ruth. Chłopak miał ją w objęciach, ledwo przytomną i prowadził ją gdzieś za sobą z pomocą brunetki której nie znałęm.Wraz z Harrym znajdowaliśmy się zupełnie po przeciwnej stronie klubu. Pociągnąłem go za sobą i zaczeliśmy biec, pomiędzy spoconymi, pijanymi ludźmi. Ruth oddalała się z sekundy na sekunde coraz dalej. Bałem się co może zrobić jej ten facet. Próbowałem biedz szybciej, coraz bardziej się bałem. Chciałem mieć już ją w swoich objęciach. Znlaeźliśmy się w jakimś ciemnym korytarzu, słyszałem ich kroki. Nagle podejrzana brunetka się obróciła w naszą stronę, jakby się przestraszyła i uciekła w nieznane mi drzwi. Widziałem jak chłopak chce ją zaprowadzić do pokoju, widziałem jak ją obmacuje, aż ciekrki po mnie przeszły. Zacząłem się wydzierać żeby ją puścił, lecz na marne. Harry, przyspieszył i zaczął gonić z coraz szybszą prędkością chłopaka. Kiedy spojrzałem na Harry'ego całego czerwonego ze złości i z zaszklonymi oczami, chciało mi się płkać. Wiedziałem że on tak łatwo nie odpuści, ja też. Nagle Harry, przywalił z pięści chłopakowi, przez co upadł z hukiem na ziemie. Przyajciel wziął Ruth na ręce, a ja ostatni raz kopnąłem chłopaka w brzuch. Miałem ochote go zabić, żeby nigdy więcej się do niej nie zbliżał. Złość aż we mnie buzowała. Czemu ja aż tak się o nią boje? Sam zadaję sobie to pytanie, ale ja bradzo przywiązuje się do osób. A ona jest dla mnie szczególnie ważna. Wynieśliśmy ją na czyste powietrze. Nie powiem, bo nie było łatwo się przedżeć przez ten tłum ludzi. Ruth ledwno kontaktowała, ciężko oddychała, a jej ciuchy prześmierdły alkoholem i zapachem papierosów.
-Połużmy ją na tył samochodu.- Zaproponowałem. Harry, od razu przytaknął na moją propozycje i delikatnie ułożył ją na tylnych siedzeniach. Z prędkością światła oboje znaleźliśmy się w samochodzie i za nim się zorientowałem ruszyliśmy z dotychczasowego parkingu. Cały czas byłem odwrócony tyłem, obserwując nie przytomną Ruth. Wydawała się taka niewinna. Miałem nadzieje że nic jej nie jest. Zastanawiam się kim była ta dziewczyna, która tak się nas wystraszyła. Kurde, mogłem ją gonić a nie stać jak kiełbasa w miejscu. Czy wy też macie nie raz wrażenie że w wasztm sercu znajduje się nie jedna osoba? Osoba, najważniejsza, osoba za którą oddałbyś wszytsko. Teraz kiedy przyglądam się Ruth, wiem że jest moją przyajciółką.
-Dobra jesteśmy. Ja ją biorę na racę, a ty zamykasz auto i weź jej torebke.- Oznajmił surowo Harry. Nie wiem czy był tak zdenerwowany całą tą sytuacją, czy coś z nim nie tak. Raczej od zawsze nie intersował się takimi rzeczami, miał to w dupie. Zawsze mówił że i tak będzie dobrze, to po co się przejmować. Logika. Szybko przebierając nogami, znaleźliśmy się w ogromnym domu. Cały czas słyszlane były śmiechy czy głupawe wypowiedzi. Nawet nie zorientowali się że weszliśmy, Harry wyszedł po schodach, na piętro gdzie mieściło się większość pokoi. Ściągnąłem buty i płaszcz, po czym skierowałem się do pokoju Ruth.  Chłopak był w trakcie ściągania jej butów i płaszczyka.
-Idź po lód, leki przeciw bólowe i wode niegazowaną.-Szybko  zbiegłem do kuchni. Nie chciałem przerywać zabawy innym członkom tego domu, więc po ciuchu, chciałem z niej wyjść nie zauważony.
-Niall kochanie ty moje piękne, chodź tu do nas!- Wykrzyczał Louis. Widziałem że wszyscy już są nieźle wstawieni. Tańczyli na stołach, rozbierali się a inni się darli. Chciałem się zaśmiać ale nie było mi to dane, gdyż Lou przywarł swoimi ustami na moich i założył soczystego buziaka w me malinowe usta. Chłopak i reszta zaczeli się głośno śmiać, ja powstrzymałem się tylko do wytarcia ręką, ust.
-Lou, znowu?! Ja wszystko powiem Eleanor, zobaczymy czy przy niej też tak będziesz tak świrował pawiana.- Zagroziłem mu placem.
-Nie, nie mów tylko no tej...yy Elean..or?! Nie mów jej prosze!....Z resztą kto to jest ta cała Eleanor?- Zapytał. Myślałem że ja tam zaraz pade ze śmeichu. Eleanor, byłaby starsznie na niego zła, keidy by się dowiedziała ile wypił. Ona się o niego starsznie martwi, raz kiedy wziął papierosa od Zayn'a wyrwała mu go z buzi i wrzuciła do butelki z piwem. O nas też sie martwi, nie lubi jak jemy nie zdrowe jedzenia, czego ja i tak nie przestrzegam, często zmusza nas do spania, keidy widzi że jesteśmy na prawde padnięci chociaż my i tak prostestujemy. To jest miłe. Wyrwałem się z uścisku chłopaka i pomaszerowałem do góry. Co mnie zdziwło najbardziej, że dziewczyny siedzi z otwratymi oczami na łóżku. Ale to nie wszytsko. Liam pił. Normalnie sam nie moge tego ogarnąć, ale on też ledwo kontaktował i się wygłupiał, co raczej do niego nie podobne. Zatrzasnął drzwi i podszedłem do łóżka.
-Ruth, jak się czujesz?...Gdzie Harry? Mam wezwać lekarza? Co się stało?! Czy widzisz wszystko wyarźnie? Ile widzisz palców?- Zacząłem wymieniać co po chwile pytania.
-Jezu, przymknij się wreszcie! Nie za dużo tych pytań?!
-Odpowiadaj, a nie pyskuj!
-Jak ja ci zaraz zaczne pyskować to ci w dupe pujdzie!
-Dupe to masz ty! Ja mam pupcie!- Wykrzyczałem. Nie byłem w stanie pochamować śmiechu. Nagle z łazienki wyszedł Harry.
-O widzisz na jedno pyatnie masz odpowiedź.-Odpowiedziała. Spojrzałem na chłopaka. Widać że był zmęczony, z resztą podobnie jak ja. Oczy same mi się zamykały, a ziewanie nie dawało mi spokoju.
-Jak się czujesz?- Zapytał Hazza.
-Dobrze, ale jestem troche zmęczony.-Odpowiedziałem dumnie. Jednak dopiero po chwili zorientowałem się że pytanie nie było kierowane do mnie.
-Ja pierdole, pytałem Ruth..
-Już lepiej. Dzięki...za...pomoc.- Zaczeła się jakby jąkać, w czasie kiedy ja podałem jej szkalnke z aspiryną. Harry usiadł na kanapie, a ja oparłem się o rame łóżka, siedząc na skraju materaca. Wszyscy siedzieliśmy w ciszy, jednak co chwile było słychać moje ziewanie i chlipanie Ruth. Wiem że nie zawsze, Harry postępuje dobrze, ale teraz zaskoczył nawet mnie. Był inny. Starał się, na prawde mu zależało. Na codzień zachowuje się jak rozwydżone dziecko, a nie jak dorosły męrzcyzna. Co noc, z jego pokoju dochodzą dziwne dźwięki, a rano jest ledwo przytomny.
-Niall idź do pokoju, ja tu zostane.- Zaproponował przyajciel.
-Harry, ty też morzesz iść nie jestem obłożnie chora.- Zakwestionowała Ruth. Ja również nie chciałem wychodzić, lecz zdecydowałem że opuszcze pomieszczenie.

Ruth
-Nie wolisz iść spać do siebie?- Zapytałam gdyż nie byłam pewna. Nic nie pamiętam, nic, kąpletna pustka i tylko kilka wątków z dzisiejszego a w zasadzie wczorajszego już dnia. Chłopak leżał na kanapie i nie chciał mnie odstąpić na krok. Kiedy poznałam Harry'ego nie wywarł na mnie dobrego wrażenia, a teraz jest zupełnie inny.
-Wole paczyć na ciebie całą noc i nie zmrużyć oka, niż bezczynnie wpatrywać się w sufit i być wypoczętym.- Zatkało mnie
-Że co?
-P.......
_____________________________________________
Krótki, bo krótki ale jest. Przepraszam że taki krótki, a na dotatek tak długo czekaliść,
ale rok skzolny dobiega końca i trzeba zacząć poprawiać oceny.
Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział....pzrykro mi, ale mam nadzieje że jak najszybciej..
Ciekawe, jak potoczy się dalej historia Ruth? Czytajcie, komnetujce i obserwujcie
to dla nas na prawde ważne......
PROSZE O JAK NAJWIĘCEJ KOMENTARZY <3 xd
 
Alice