Ruth
-Narkotyki?!-Usłyszałam donośny głos Liam'a
To już po mnie...
No to chyba właśnie mam przejebane i moje życie straciło najmniejszy sens. Tak na prawdę nigdy nie miało, co za różnica i tak nikogo nie obchodzę. Rodzice od zawsze byli zabiegani, zawsze to praca była ważniejsza niż ja, nigdy nie byli na moich urodzinach bo zawsze coś im wypadło, nie wiem nawet czy wiedzą jak mam na imię. Kiedy Nicole się wyprowadziła, byłam załamana, czułam jakbym traciła siostrę mimo że cały czas będę z nią w ciągłym kontakcie. Dzwoniłam do niej jak miałam problem, a ona zawsze starła mi się pomóc, myślałam że tak samo będzie z Liam'em kiedy wyjedzie..Często musiałam coś poświęcić, żeby spędzić z rodzicami choćby te głupie kilka minut na rozmowie. Teraz nagle zaczęli się mną przejmować, kiedy to ja ich nie potrzebuję. Dobrze pamiętam czasy kiedy, to ja byłam odstawiona w kąt jako ta zła, a mój starszy brat zbierał wszystkie pochwały i to on był na pierwszym miejscu. Często czułam się odrzucona, ale tylko przez rodziców. Li zawsze mnie rozumiał, na Nicole też zawsze mogłam liczyć choćby nie wiem co, a moi przyjaciele byli jedyni w swoim rodzaju i to oni mi pomogli i wyciągnęli z opresji. Już po śmierci mojego chłopaka, przez głowę przelatywały mi miliony pomysłów jak można kreatywnie skończyć życie, ale to oni mnie powstrzymali i to dlatego jeszcze żyję. Najlepszym był chyba, skok na bange bez liny, to był zajebisty pomysł. Czasami żałuje że nie zrobiłam czegoś głupiego, że się nie zabiłam. Może na tym drugim świecie, byłoby mi dużo lepiej. Lecz to cały czas jest ucieczka od problemów, a ja chcę im stawić czoła. Chcę pokazać rodzicom że ja też potrafię coś osiągnąć, że jestem silna i potrafię wygrać i się podnieś. Spełnię obietnicę jaką złożyłam temu którego cały czas kocham i jego cząstka ciała jest cały czas w mym sercu i się nie poddam. Wiem, że rozdrapywanie starych ran, nie jest najlepszym wyjściem, ale ja i tak nigdy nie zapomnę o traumatycznych wydarzeniach z mojego beznadziejnego życia które sprawiło mi tyle powodów do smutku czy płaczu. To wszystko tam gdzieś zostaje, i nie wymażesz tego jak kreski narysowanej w notatniku, ołówkiem. Tak prawdę mówiąc nigdy mi niczego nie brakowało, dostawałam to czego chciałam, tylko jakoś tak rodziców mi brakowało, od zawsze. Jak byłam małą dziewczynką nie mogłam nic zdziałać, inne dzieci odbierali rodzice i wspólnie szli na lody, a mnie odbierała albo Dorota albo Li. Nie przychodzili na moje przedstawienia, ani inne występy publiczne. Tłumaczyli mi że mają dużo pracy, że bardzo im przykro z tego powodu. Dostawałam od nich drogie prezenty, ale byłam wychowywana tak na prawdę przez starsze rodzeństwo. Nie lubię o tym opowiadać, bo to nie jest najlepszy temat do rozmów, a zwłaszcza teraz kiedy ich tak bardzo nienawidzę ale mimo wszystko zawsze będą częścią mnie. Nie zdawałam sobie sprawy z wielu rzeczy, ale od zawsze czułam się odrzucona przez rodziców. Lecz uważam że moje dzieciństwo było udane ale nigdy im tego nie wybaczę. Na wybaczenie trzeba zasłużyć, a oni w żadnym calu na to nie zasłużyli. Nawet chyba nie zdają sobie sprawy z tego co zrobili, z tego co w sumie cały czas robią. Moja babcia, była częstym gościem naszego domu, z czego strasznie się cieszyłam. Bawiłyśmy się, śmiałyśmy a w późniejszych czasach często rozmawiałyśmy. Potrafiła mnie pocieszyć i podnieś na duchu, nadal często do niej dzwonie. Mama jednak nie za bardzo przepadała za wizytami babci, zawsze próbowała jakąś głupią sugestią ją wyprosić. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, ale teraz kiedy wszystkie wspomnienia nachodzą moją głowę, wydaję mi się że babcia wiedziała coś czego ja nie powinnam się dowiedzieć. Mama coś ukrywała i cały czas to robi. Wiem że jestem silna, przynajmniej staram się, a wszystko cokolwiek matka ukrywa wyjdzie na jaw, najmniejszy szczegół, sekret i ja tego dobrze dopilnuję. Największy mój problem, stoi przed łóżkiem szpitalnym i czeka na wyjaśnienia, które ja chcę ukryć. Narkotyki cały czas stanowią jakąś cząstkę mego życia, niestety. Życie jest takie że trudno z nim wygrać i przejąć kontrole, nigdy nie wiesz czego możesz się spodziewać, kto stanie na twojej drodze, czy kiedy twe życie się zakończy. Decyzję które podejmujesz, nigdy nie są ani nie będą przypadkiem, dla mnie przypadki nie istnieją. Chciałam sensownie wytłumaczyć, te za istną dawkę narkotyków w moim organizmie, lecz nie chciałam żeby cała prawda o moim nałogu wyszła na jaw. Ja mu już nie ufam, jest dla mnie obcym człowiekiem który cały czas jest dla mnie ważny ale już nie tak bardzo jak kiedyś. Coraz bardziej się oddalamy od siebie, cały czas jest moim bratem ale jest mi obojętny. Jednak niestety jestem tą sentymentalną idiotką, dla której wszystko ma jakieś, nawet najmniejsze znaczenia i wartość. Więc bałam mu się tego wszystkiego powiedzieć, bałam się jego reakcji. Nie wiem co mógłby zrobić z tą informacją, w jaki sposób by ją wykorzystał. Pewnie efekt końcowy będzie taki że dziwnym trafem rodzice o wszystkim się dowiedzą, bo Liam to bezuczuciowa gnida. Po woli ta cała sytuacja mnie przerasta. Dlaczego?! Bo wiem że on tak łatwo nie odpuści, kiedyś znał mnie tak dobrze że wiedziała kiedy jestem smutna, kiedy kłamie, kiedy potrzebuję po prostu zostać sama. Teraz patrzy na mnie z żalem, bólem czy tęsknotą, co widać w jego oczach jak na dłoni. Te jego brązowe tęczówki wpatrujące się we mnie z coraz większym bólem, przeszywały mnie na wskroś, wywołując mieszane uczucia. Nie chciałam go ranić, ale on sam wie co źle zrobił i że to on zawinił a nie ja. Z powrotem oparłam głowę o białą poduszkę, pod którą ciężar mojej głowy się lekko zapadł. Westchnęłam ciężko, przymknęłam powieki i miałam nadzieję że odejdzie. Myślałam że teraz, mnie zrozumie i sam odpuści ale to chyba nie przeszło mu nawet przez myśl. Bywa uparty, niezależny, wrażliwy ale też stanowczy. Często robi dobrą minę do złej gry, przez co sam się kompromituje. Wiem jednak że on łatwo nie odpuści, jednak wiem że nie chcę mnie zranić, chce pogadać tylko nie wie jak. Jego charakter odkąd pamiętam był trudny i nie chciał zawierać nowych znajomości ale zawsze gdzieś w głębi duszy otwierał się do ludzi. Liam nie jest już taki jak kiedyś. Nie jest małym bezbronnym chłopcem z wielkimi marzeniami, jest stanowczym, niezależnym ale cały czas chłopcem. Nie dorósł na tyle by mógł się nazywać mężczyzną. Dla prawdziwego mężczyzny nie liczy się wielkość bicepsa a rodzina. On cały czas jest takim chłopcem, który próbuję odnaleźć siebie ale źle szuka. Kiedy jeszcze chodził do szkoły, nie był zbyt popularny czy lubiany. W szkole nigdy nie miał łatwego życia, koledzy mu dokuczali, śmiali się i nikt wtedy nie był w stanie docenić jego tak wielkiego talentu, jakim był śpiew. Nie raz chciałam mu pomóc, żeby się przełamał i pokazał im że on też zasługuje na coś więcej niż kpiny w jego stronę, jednak wiedziałam że to by tylko może pogorszyć sprawę. Dopiero teraz, po tylu latach uświadomiłam co tak na prawdę Liam przechodził. Przez ten cały czas starał się być silny, bez względu na wszystko nie zwracał uwagi na zaczepki innych. Nie poddawał się, mimo iż było tak wiele przeszkód, czego nie mogę powiedzieć o sobie. Boję się walczyć, boję się że stracę nagle zupełnie wszystko, boję się być silna. To strach mnie rujnuje i sprowadza na dno i niszczy to na co tak wiele pracowałam. Nie wiem co czeka mnie dalej, czy nowa miłość, czy nowe znajomości czy śmierć ale wiem jedno że się nie poddam i będę silna. Bo chcę wszystkim którzy we mnie nie wierzą, że jestem cokolwiek w stanie osiągnąć, że jestem coś warta pokazać że potrafię zrobić więcej niż im się wydaję. Dla mnie to jest tak cholernie trudne, że nie jestem w stanie uwierzyć w samą siebie. Mam wiele mieszanych uczuć, co do mojego życia, wiele chciałabym w nim zmienić a jednocześnie by zostało tak jak jest. Jestem strasznie niezdecydowaną osobą, co wiele rzeczy potrafi utrudnić, to chyba jedyna cecha, której nie staram się udawać. Od zawsze byłam niemiła, chamska a w późniejszych czasach już nawet szkoła, która była tak dla mnie ważna, straciła sens. Prawie przez całe moje życie starałam się udawać osobę, która w żadnym nawet najmniejszym calu nie przypomniała by mnie. Kiedyś byłam jednak inna, zdecydowanie inna a życie mnie zmieniło na tyle że stałam się chamską, pyskatą, flirciarą. Nikt jednak nie ma prawa mnie oceniać, jak się mawia "nie oceniaj książki po okładce". Może traktuję ludzi z góry ale nie ufam ludziom, ale udaję odważną dziewczyna która nikogo się nie boi. Kiedy ktoś zadałby mi pytanie czy to dobrze że ludzie się zmieniają, nie potrafiłabym odpowiedzieć. To trudne pytanie, bo wiele ludzi zmienia się na gorsze, inni na lepsze, a jeszcze inny się nie zmieniają. Byłam kiedyś miłą dziewczynką, ale uświadomiłam sobie że nie warto się starać, skoro inni traktują cię jak śmiecia, nie powinny być lepiej traktowane niż traktują innych. Leżałam z przymkniętymi oczami na pierzastej poduszce, cały czas rozmyślając nad swoim życiem, kiedy usłyszałam trzask drzwi, po czym ściszony głos mojego biologicznego brat.
-Powiesz mi o co chodzi z tymi narkotykami?-Zapytał, podnosząc ton głosu pod koniec swojej wypowiedzi. Wiedziałam że nie odpuści, ta cecha jest chyba rodzinna. Powiem mu to co powinien wiedzieć, a raczej to co chcę żeby wiedział. Ja nie ufam mu już tak jak kiedyś, teraz jest dla mnie tylko człowiekiem, nikim więcej. Mnie nie obchodzi to jaki kto ma status, czy jest gwiazdą porno czy mieszka w małym domku za miastem, dlatego nie wyróżniam go w żaden sposób. Ma piękny głos, nie mogę zaprzeczyć, poświęca się dla innych ale dla mnie nie zrobił nic.
-Pewnie ktoś na imprezie mi czegoś dosypał.-Odpowiedziałam, a mój wzrok od razu skierowałam w stronę czystego okna z widokiem na ulicę. Jak zwykle pogoda w Londynie pozostawiała dużo do życzenia. Chciałam uniknąć tych jego podejrzliwych spojrzeń w moim kierunku, gdyż on zawsze wie kiedy kłamie, kiedy coś mnie gryzie, kiedy jestem smutna. Wspomniałam już o tym że rozumieliśmy się bez słów i bez problemu się porozumiewaliśmy telepatycznie, jednak ta zdolność już dawno wygasła.
-Takie kity, to nie mnie wciskaj! Powiedz mi prawdę, czy ja tak wiele wymagam?! Cały czas mnie okłamujesz! Ćpasz?- Zapytał ponownie.
-Zrozum powiedziałam ci tyle ile powinieneś wiedzieć! To chyba ja powinnam cię obwiniać o to że nie mówisz mi prawdy! Wyjdź!- Krzyknęłam i z powrotem opadłam głową na łóżko. Staram się przestać, ograniczyć ilość używek, ale kiedy każdy mi to wypomina, przypomina ja nie daję rady. Ja chcę po prostu o tym zapomnieć, wyrzucić z pamięci te żenujące sytuacje gdzie zrobiłabym wszystko za jedną kreskę narkotyków. Jego wypowiedź sama w sobie była żałosna. Przecież to on mnie okłamuję, to on cały czas coś ukrywa i ma jakieś układy z rodzicami za moimi plecami. Nie powinnam mu dawać cienia szansy na jakiekolwiek wybaczenie z mojej strony, a ja jak skończona kretynka się zgodziłam. Przez kolejne kilka sekund, a może minut leżałam bezczynnie, czekając aż odpowie lub wyjdzie. Gdy usłyszałam kilka cichych przekleństw wypowiedzianych z ust Liam'a. Odwróciłam wzrok w jego stronę i ujrzałam te zniewalająco piękne tęczówki, które przyglądały mi się z takim bólem, troską i żalem wymalowanym w samym ich środku. Poczułam małe ukłucie w sercu, kiedy przypomniałam sobie, jak bardzo był kiedyś dla mnie ważny. Oczy aż napuchły, serce zaczęło walić szybciej, a policzki zbladły.
-Zrobię wszystko żebyś mi znowu zaufała, chciałbym z tobą pogadać, odbudować to co było ale ty mi nie dajesz na to szans. Mimo wszystko odzyskam cię.- Oznajmił, a ja wypuściłam powietrze z ust i zamknęłam oczy. Zostałam sama, bez żadnej żywej duszy dookoła mnie, a towarzyszył mi tylko rytmiczny pisk urządzeń podpiętych do mojego nagiego ciała. Leżałam bez ruchu, rozmyślając nad głupimi bez sensownymi pytaniami, dlaczego niebo jest niebieskie, dlaczego oddychamy, co to jest prawdziwa miłość. Moje myśli cały czas krążyły wokół dziwnych lub nie istniejących rzeczy. Otworzyłam lekko oczy i spojrzałam na chmury za oknem, na ledwo widoczne, blade słońce i samochody jeżdżące z ogromną prędkością. Po chwili usłyszałam cichy ledwo słyszalny dźwięk otwierających się drzwi szpitalnych. Spojrzałam w tym kierunku z którego dobiegały ciche dźwięki i ujrzałam czwórkę przyjaciół. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech a humor się od razu poprawił. Usiadłam podpierając się na łokciach i obserwowałam ich ruchy. Mike trzymał w ręce jakieś duże pudło, zdziwił mnie tak dziwny przedmiot tym bardziej w sali szpitalnej, ale pozostawiłam to jako zagadkę. Wszyscy po kolei się przywitali i usiedli tusz obok mojego łóżka na krzesełkach. Przyglądali mi się z chytrymi uśmiechami na twarzy. Mój wzrok wędrował od jednego do drugiego, przyglądając się dokładnie ich ruchom. Nie chciałam być podejrzliwa, więc jak dotąd siedziałam cicho, tylko im się przyglądając, jednak bardzo chciałam się dowiedzieć co ukrywają w tym pudełku z którego dobiegały ciche szelesty. Nie zawsze lubiłam niespodzianki, nie raz sprawiły mi przykrość, ale nie raz sprawiły mi wiele radości i szczęścia.
-Dobra, co jest w tym pudełku?- Zapytałam. Moja niecierpliwość i ciekawość wygrały. W naszym zwyczaju nie należało kupować prezentów, drogich biżuterii czy dziesięciu milionów w gotówce tylko dobry kop w dupę czy choćby całus w policzek. Nigdy nie kupowaliśmy sobie prezentów, na żadne okazje, nam zależało na tym by spędzić każdą możliwą chwilę w swoim towarzystwie. Więc tym bardziej, zdziwiło mnie ogromne pudło z czerwoną kokardką na przodzie. Wiele osób było aż zdziwione tym jak bardzo ważna jest dla nas przyjaźń, byli też tacy co uważali że nie warto aż tak angażować się w coś, co ich zdaniem nie ma sensu. Przyjaźń jest tak samo ważna jak ludzkie życie, jak łyk wody dla pragnącego, jak chleb dla głodnego. Nie raz się kłóciliśmy, wyzywaliśmy czy wyrzekaliśmy, ale zawsze się godziliśmy, dochodziliśmy razem do kompromisu. Nie uznaję ludzi którzy tym gardzą, po prostu oni dla mnie nie istnieją. Kiedy spojrzałam błagającym wzrokiem na Mike, podniósł pudełko, które chwilę temu leżało na ziemi i otworzył je. Na mojej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech niż wcześniej, oczy się zaszkliły, po czym wypłynęła pojedyncza łza szczęścia. Ujrzałam pięknego perskiego kota, z oczkami jak niebieski ocean a sierścią jak cappuccino, kremowe z brązem gdzieniegdzie. Uwielbiam zwierzęta, od zawsze je kochałam. Zabiłabym każdego kto się znęca nad biednym, bezbronnym zwierzęciem, lecz nie mogę. Życie jest okrutne i trudne, ale żeby było lepiej nie można czekać na cud, trzeba działać i przestać się bać by wygrać. Wiem jak bardzo jest to trudne, bo cały czas powtarzam sobie te słowa w myślach, i to nie jest łatwe, lecz nie zawsze jest się zwycięzcą, ale zawsze można próbować. Nagle zaczęłam się śmiać, zupełnie nie wiem z jakiego powodu. Ten kot przypominał mi całe moje dzieciństwo, bo przypomniał mojego kota, bardzo podobnego. Znalazłam go nad rzeką, całego przemoczonego i brudnego, po czym przyniosłam go do domu, byłam wtedy taka szczęśliwa że mam kota, przez co nie spuszczałam z niego wzroku. Pamiętam jak mamę to irytowało, cały czas się nim opiekowałam, karmiłam czy bawiłam, kiedy szłam na kolację brałam go ze sobą, kiedy się ubierałam pytałam go o zdanie, był dla mnie na prawdę ważny. Kochałam go, lecz pewnego dnia odszedł, dobrze wiedziałam że tak musi być, ale byłam jeszcze mała i nie rozumiałam tego, nie chciałam żeby tak było. Te wszystkie miłe wspomnienia, nawiedziły mój umysł i przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. Znowu usłyszałam trzask drzwi, a do sali wbiegła piątka chłopaków. Nie miałam ochoty teraz się z nimi wszystkimi kłócić, dlatego postanowiłam się do nich nie odzywać. Nie przepadam za nimi, może ich nie znam ale jak na razie nie chcę poznawać, no oprócz Niall'a. On na prawdę bardzo mi pomógł i wysłuchał, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna, chciałabym żeby reszta ludzi była taka jak on. Jest na prawdę miłym chłopakiem i chyba tylko on mnie, wywarł na mnie dobre wrażenie. Moje rozmyślenia przerwał pisk. Podskoczyłam aż wrażenia, kiedy zobaczyłam jak Harry tuli się do mojego kota.
-Szybko, weźcie mu tego kota, bo go jeszcze czymś zarazi!- Krzyknęłam szybko. Cała sal wybuchnęła gromkim śmiechem, a Alice szybko wyrwała mu kota. Spojrzał na mnie, jakby chciał mnie zabić, a następnie odwrócił się na pięcie i usiadł obok reszty chłopaków. Ja z triumfalnym uśmiechem na ustach, wzięłam kotka na kolana i zaczęłam go głaskać czy bawić się. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech, cały czas się śmiałam, nawet Liam czy Zayn się zaśmiali, którzy cały czas byli ponurzy z żartów Justina albo z Lou i Niall'a którzy przez przypadek rozwalili jedno z szpitalnych łóżek, które było w sali w której się obecnie znajdowali. Harry cały czas siedział naburmuszony w kącie i klikał coś w telefonie. A mówią że to ja mam burzę hormonów i huśtawki nastrojów.
-A właśnie, Ruth w naszej skrzynce był list do ciebie.-Podał mi przesyłkę, jeden z chłopców.
-Dzięki.- Oznajmiłam i odłożyłam małą, schludną kopertę na stolik obok łóżka. Naszą zabawę przerwał wchodzący lekarz w białym fartuchu. Szybko podrzuciłam kota, Alice która sama nie wiedziała co z nim zrobić i dała go Harre'mu który szybko schował go pod swoją marynarkę. Zupełnie zapomniałam że nie można wprowadzać tutaj zwierząt, a pora odwiedzin już dawno się zakończyła. Starszy pan wyprosił wszystkich, sprawdził kilka podpiętych do mnie urządzeń i pytał o mój stan samopoczucia.
-Przepraszam, a kiedy będę mogła pójść do domu?
- Jest coraz lepiej, organizm już normalnie funkcjonuje, więc jakieś dwa do trzech dni.-Uśmiechną się lekko i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą, ułożyłam się wygodnie na poduszce i przyglądałam się sali z coraz większym zainteresowaniem niż wcześniej. Kiedy mój wzrok napotkał kopertę, którą niedawno otrzymałam, więc po chwili zastanowienia postanowiłam ją otworzyć. Nie wiem kto w tych czasach wysyła listy pocztą, zamiast telefonem komórkowym. Przez chwilę siłowałam się z otwarciem, lecz nie miałam na to siły ani czasu więc po ludzku rozerwałam ją.
"Mam nadzieję że pamiętasz swoją najlepszą przyjaciółkę?! Kochanie myślisz że jak uciekniesz, nie znajdę cię? Mylisz się...Do zobaczenia, już niedługo. Jack chyba już nie pomoże.."
Życie starci sens, wraz z moim przyjazdem.
Szykuj się.....
Twoja suka...
Twoja suka...
Mój wyraz twarzy zmienił się diametralnie kiedy przeczytałam treść jaką zawierał list. Myślałam że to już koniec z przeszłością, tą złą, znienawidzoną przeszłością. Ja zawsze muszę mieć pod górkę, zawsze musi coś się stać mimo iż tak się staram zmienić swoje życie, ale przeszłość prześladuję mnie na każdym kroku. Moje życie, mi nie przeszkadza, mi jest tak dobrze lecz to przeszłość daję mi do myślenia. Nie wiem, czy ten list brać jako groźbę z jej strony czy może chciała mnie nastraszyć, ale zaczynam się bać, ona jest nieprzewidywalna. Bałam się że jeśli, tu przyleci wszystko wyjdzie na jaw, dawna ja i to mnie zniszczy. Znam ją z Nowego Jorku, była moją przyjaciółką, która sprowadziła mnie na tą złą stronę. Zawsze robiłam to co ona chciała, nie wyszło mi to na dobre. Dopiero kiedy poznałam Jack'a, Kate, Stacey i David, to oni mi pomogli z tego wyjść a potem wysłaliśmy ją, do internatu pod Wiedniem. Myślałam że to już koniec, że odpuści jak wyjedzie i nie mam pojęcia jakim cudem znowu mnie znalazła. Kiedy czytałam ten list po raz kolejny i kolejny cały czas przez głowę przelatywały mi miliony myśli. Chciałam z kimś pogadać, po prostu powiedzieć to co czuję, nie wiem dlaczego ale pierwszą osobą jaka przyszła mi na myśl był Liam. Wiem że nie mogę mu powiedzieć wszystkiego, ale nie chcę być teraz sama. Wzięłam biały telefon do ręki i wykręciłam numer, który znałam już na pamięć. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał....
-Halo?-Usłyszałam zaspanym głosem chłopaka, po drugiej stronie telefonu.
-Hej, to ja. Mógłbyś do mnie przyjechać?- Zapytałam niepewnie. Nie wiedziałam czy się zgodzi, tym bardziej że ostatnio tak strasznie na niego nawrzeszczałam. Sama nie byłam w stanie powiedzieć, dlaczego zadzwoniłam akurat do niego, chociaż nie chciałam go widywać na oczy przez ostatnie kilka dni.
-Jest czwarta nad ranem. Coś się stało?! Już jadę.- Oznajmił, po czym się rozłączył. Nie pozwolił mi nawet dojść do słowa, po prostu zakończył rozmowę słowami "Już jadę". Jednak gdzieś w głębi duszy, poczułam ulgę, taką przyjemną. Wiem że robię dobrze, o tym że chcę mu opowiedzieć o tym co czuję. Nie miałam nawet pojęcia że jest już tak późna pora, a powieki same się przymykały. Czekałam, wpatrując się w okno, po którym ciężkie krople deszczu bezwładnie spływały. Niebo zachmurzone, ulice szare i smutne, uliczne latarnie lekko zapalone a ulice prawie bez żadnego ruchu. Usłyszałam lekko uchylające się drzwi, a do sali wszedł Liam. Oparłam się jak zwykle o poduszkę i czekałam na reakcje chłopaka. Teraz kiedy nastała głucha cisza pomiędzy nami, zaczęłam mieć pewne wątpliwości. Bałam się że nie zatrzyma tych informacji wyłącznie dla siebie, na czym mi bardzo zależy. Zaufałam mu teraz na tyle, że chcę mu opowiedzieć o kilku latach życia, o których mało kto wie, dlatego tak się tym przejmuję. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrzeni w siebie. W jego oczach nie dostrzegałam emocji, widziałam tylko że był trochę zestresowany bo mu się ręce trzęsły ale widać było że chciał jak najlepiej.
-Więc?- Usłyszałam cichy głos, który rozniósł się po całej sali. Raz się żyje.
-Halo?-Usłyszałam zaspanym głosem chłopaka, po drugiej stronie telefonu.
-Hej, to ja. Mógłbyś do mnie przyjechać?- Zapytałam niepewnie. Nie wiedziałam czy się zgodzi, tym bardziej że ostatnio tak strasznie na niego nawrzeszczałam. Sama nie byłam w stanie powiedzieć, dlaczego zadzwoniłam akurat do niego, chociaż nie chciałam go widywać na oczy przez ostatnie kilka dni.
-Jest czwarta nad ranem. Coś się stało?! Już jadę.- Oznajmił, po czym się rozłączył. Nie pozwolił mi nawet dojść do słowa, po prostu zakończył rozmowę słowami "Już jadę". Jednak gdzieś w głębi duszy, poczułam ulgę, taką przyjemną. Wiem że robię dobrze, o tym że chcę mu opowiedzieć o tym co czuję. Nie miałam nawet pojęcia że jest już tak późna pora, a powieki same się przymykały. Czekałam, wpatrując się w okno, po którym ciężkie krople deszczu bezwładnie spływały. Niebo zachmurzone, ulice szare i smutne, uliczne latarnie lekko zapalone a ulice prawie bez żadnego ruchu. Usłyszałam lekko uchylające się drzwi, a do sali wszedł Liam. Oparłam się jak zwykle o poduszkę i czekałam na reakcje chłopaka. Teraz kiedy nastała głucha cisza pomiędzy nami, zaczęłam mieć pewne wątpliwości. Bałam się że nie zatrzyma tych informacji wyłącznie dla siebie, na czym mi bardzo zależy. Zaufałam mu teraz na tyle, że chcę mu opowiedzieć o kilku latach życia, o których mało kto wie, dlatego tak się tym przejmuję. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrzeni w siebie. W jego oczach nie dostrzegałam emocji, widziałam tylko że był trochę zestresowany bo mu się ręce trzęsły ale widać było że chciał jak najlepiej.
-Więc?- Usłyszałam cichy głos, który rozniósł się po całej sali. Raz się żyje.
_____________________________________________________
Od dziś wszystkie rozdziały zapisuję na pulpicie zanim wyjdę z bloggera!
Cały rozdział mi się usuną, myślałam że się normalnie zabiję, no ale napisałam
nowy, troszkę go skróciłam więc nie należy do najdłuższych i szczerze mówiąc nie należy
też do najlepszych, trochę się tu dzieję. Strasznie was przepraszam, bo obiecałam
że ten rozdział będzie szybciej, a jest jeszcze później ale też mam tyle na głowie, jeszcze
nos złamałam jak byłam na turnieju piłki nożnej, na a na dodatek musiałam go pisać od nowa ;/
Pozdrawiam miśki i całuję <3 :**
Komentujcie i obserwujcie :D
Julaa